Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zmartwienie

~38~

~Leo~

- Jesteśmy z powrotem! - Krzyknął Jaehwan na całe gardło, wbiegając do salonu.

A podobno nie miał sił do wniesienia własnej torby.

- Co zrobić wam na obiad?

- N-oppa, odpocznij, ja się tym zajmę.

- Pomogę ci w kuchni - powiedziałem szybko, odkładając pod ścianę bagaż.

- Nie trzeba...

- Będzie szybciej - uciąłem jej wypowiedź.

Skrzywiła się lekko, ale jej oczy wyraźnie mówiły, że się cieszy. Z resztą po chwili delikatnie się uśmiechnęła. Moje serce zabiło mocniej. Jest naprawdę śliczna, gdy tak się uśmiecha. Poszedłem za nią do kuchni, rzucając przy okazji mordercze spojrzenie reszcie. Sanghyuk uśmiechał się jak idiota, ledwie powstrzymując się od śmiechu, Hongbin również miał skurcz twarzy, a Ravi poruszał ustami chcąc mi przekazać słowa otuchy na zasadzie: tylko nie stój za blisko, uważaj, żeby się nie oparzyła i tym podobne.

- Nie jestem niedojdą - mruknąłem pod nosem.

- Oj, Taekwoon-a. Tylko nie każ jej robić wszystkiego! - Drzwi od pokoju N-a uchyliły się na tyle, aby mógł wystawić głowę na korytarz.

- Hakyeon! - Za kogo wy mnie macie, co? Pomyślałem zawiedziony.

- Ale jak za obiad bierze się wasza dwójka, to jedzenie będzie jeszcze dzisiaj? - Tuż nad głową lidera, pojawiła się ta od Kena.

Poczułem, jak skacze mi ciśnienie. Jeśli chcą się śmiać to niech śmieją się ze mnie, nie z Sao. W tym przypadku dziewczyna przecież niewiele może...

Położyłem jej rękę na ramieniu. Na przytyk Jaehwana stanęła skamieniała w miejscu, z lekkimi rumieńcem na twarzy.

- Nie przejmuj się nim, wiesz, jaki jest Ken.

- T-tak, p-pośpieszmy się. Też jestem głodna - odpowiedziała trochę cicho.

W kuchni niewiele się do siebie odzywaliśmy. W ciszy szykowaliśmy coś lekkiego. Nie umiałem wpaść na żaden wspólny temat. Za każdym razem przed oczami miałem tego faceta z centrum handlowego. Nikt ważny, tak jasne, a ja mam Grammy na półce. Skoro nic takiego się nie wydarzyło, to dlaczego nie chce o tym mówić? Przez ostatnie trzy dni chodzi zmartwiona, nie wysypia się, a przecież nasza promocja ma się świetnie. Dzisiaj zdobyliśmy drugą nagrodę, więc nie może chodzić o nasz zespół.

- Coś cię trapi?

- Czemu pytasz? - Zaskoczona, ale nie chciała tego pokazywać.

- Bo taka się wydajesz.

- Ach, to przez pracę. Nic takiego - wymusiła uśmiech i wróciła do patelni.

- Znowu nic, co - mruknąłem pod nosem.

- Masz z tym problem?

- Nie, to NIC takiego. Przecież wszystko w porządku - odpowiedziałem lekko zirytowany, ale zachowałem moją pokerową twarz. Przynajmniej miałem taką nadzieję. Też potrafię tak grać.

- Dokładnie, nic się nie dzieje - powiedziała jakby z ulgą.

- Chociaż zawsze może - zamarła - a wtedy zawsze możesz do mnie przyjść - dodałem spokojnie.

- Przecież wiem - wyszeptała. Usłyszałem ją tylko dlatego, że stała tuż obok. Odwróciłem się do niej przodem, miałem dość patrzenia na jej twarz kątem oka.

- Myślę, że pozostałym łatwo mydlić oczy, ale ja i Hakyeon znamy się na ludziach. Jesteśmy w stanie zauważyć, że coś się święci. - Pokiwała tylko głową. Cała była spięta, wystraszona. Jej postawa wręcz krzyczała, że coś ukrywa. - Możesz przyjść do nas w każdej chwili. Oczywiście możesz mnie martwić bardziej i zażywać tabletki - powiedziałem jej wprost do ucha. Udałem, że sięgnąłem do palnika.

Moje serce biło jak szalone. Zapomniałem już jak to jest, gdy znajduję się tuż obok niej. Miałem tylko cichą nadzieję, że nie zauważy. Z całych sił starałem zachowywać się naturalnie, jak przy innych, ale było to trudniejsze niż pocałunek podczas "Mata Hari". Nigdy bym nie pomyślał, że stanie się oparciem dla kogoś może być tak trudne. Widząc jej zmieszaną twarz nie mogłem zrobić nic więcej niż tylko objąć. Jednak nie tym razem. Powoli się od niej odsunąłem. Wolałem nie kusić losu, jeszcze zrobiłbym jakieś większe głupstwo.

- Pójdę po chłopaków, skoro już kończysz.

- Jasne - jej słaby głos ledwo do mnie dotarł. Zdusiłem westchnięcie. Zagrywanie na uczuciach nigdy nie było dla mnie czymś łatwym i prostym, nie mówiąc już o byciu przyjemnym. Tylko czemu nie dawała mi wyboru?

Późny obiad zjedliśmy w spokoju, a potem każdy zajął się sobą. Jaehwan przeglądał razem z N-em twitera, Hongbin instagrama, Hyuk zamknął się w pokoju z Ravim prawdopodobnie, aby coś napisać. Ja piłem kolejną kawę, siedząc na kanapie obok Sao. Oglądałem nagranie z naszych prób w programie, a dziewczyna kończyła rozplanowywać nasz "czas wolny".

- Z tym nie powinniście się przepracować do następnego comebacku - powiedziała, przeciągając się. - N-oppa, spojrzysz?

- Hę? - Lider oderwał się na moment od telefonu. - Leo jest bliżej. Rzuć okiem - polecił mi, wracając do przerwanej czynności.

- Jesteś liderem, nie powinieneś zrobić tego sam?

- Taekwoon, robię co innego. Nasze Starlights są teraz baaaardzo ważne. Tyle to i ty jesteś w stanie zrobić.

Przewróciłem oczami, ale odebrałem kartkę od menadżerki. Zacząłem czytać linijka po linijce. Widziałem ile w to pracy włożyła, nasz grafik zawsze jest napięty co do minuty, a czasem nawet sekundy. Ten nie różnił się wiele od innych.

- Te dwa dni nie mogą być aż tak zapchane - wskazałem palcem odpowiednie miejsce - to tuż przed przygotowaniami do zdjęć. Nie wyjdziemy korzystnie. Reszta jest w porządku - oddałem jej kartkę.

- Oh, dziękuję - wróciła do poprawek.

- Nie przepracowujcie mi jej - odezwał się menadżer, wchodząc do salonu.

Odruchowo przesunąłem się odrobinę dalej od Saohwy. Już i tak mam u niego złą opinię przez Sanghyuka. Nie chciałem tego pogarszać. Hyung-nim usiadł obok nas i zaczął nad czymś debatować z Choą, potem zarządził, aby N mu pomógł. Wtedy postanowiłem iść do siebie. Nie byłem tej trójce potrzebny, a nagranie się skończyło. Poza tym wypadałoby zmyć naczynia.

- Hyung, za chwilę zetrzesz wzór z tego talerza - usłyszałem głos Sanghyuka tuż obok siebie.

Udając, że nie zatraciłem się w myślach, odłożyłem go z obojętną miną na miejsce. Wziąłem do ręki kolejny z suszarni.

- Coś się stało, Hyung?

- Nie, nic Hyukkie - odparłem, biorąc kolejne naczynie.

- Oj no weeeź - uwiesił się na moim ramieniu - przecież widzę, że się martwisz, Taekwoon-hyung.

- To nic ważnego - poczochrałem go po głowie.

- Ugh, no dobra, a pomożesz mi? - Spytał, puszczając moje ramię.

- Z czym?

- Moja siostra ma chłopaka, no i przyjdzie na obiad, wiesz, poznać się i w ogóle. Rodzice chcą, abym przyjechał.

- Wątpię, aby ci się to udało. Za daleko do ciebie do domu - powiedziałem, wycierając blat.

- Jestem jej bratem i razem z Ravim stwierdziliśmy, że powinienem tam być i stwierdzić czy nadaje się dla mojej siostry...

- Po pierwsze, to Wonshik jest STARSZYM bratem - powiedziałem poważnie - jako młodszy brat nie masz wiele do kwestionowania. Znam to z doświadczenia - uśmiechnąłem się lekko.

- Eh... wiedziałem, że dzień wolnego to będzie dużo - zamarudził, siadając przy stole. Na chwilę zapadła cisza. - Hyung?

- Mm?

- Jak myślisz, kim był ten facet w centrum handlowym? - O mało nie poparzyłem sobie ręki wodą z elektrycznego czajnika. Robiłem nam właśnie herbaty. - Wszystko w porządku?!

- Tak, tak. Po prostu mnie zaskoczyłeś - powiedziałem, wycierając wrzątek z blatu. - Nie mam pojęcia kim jest ten facet.

- Dzięki, Hyung - powiedział, odbierając ode mnie kubek. - E? Noona nic ci nie powiedziała?

- Nie - zabrzmiało to raczej jak ciężkie westchnięcie.

- Dziwne, byłem pewny, że tobie się wygada - mruknął zaskoczony w kubek. - Wydał mi się jakiś dziwny. Nawet nie chciał wiedzieć, kim jesteśmy.

Przytaknąłem głową. Mnie też to zaskoczyło, tak samo jak szybkie pożegnanie z nieznajomym. Saohwa wydawała się spięta, na krawędzi równowagi. Dlatego jej nic tak bardzo mnie denerwowało. Jak bardzo można zaprzeczać, że jest w porządku, gdy jak na dłoni widać nasz niepokój?

- Oby tylko znowu nie popadła w ten... amok - powiedziałem cicho, upijając łyk.

- M-myślisz, że może się to powtórzyć? - Sanghyuk poruszył się niespokojnie na krześle.

- Jeśli będzie iść w zaparte, ale będę robił wszystko, aby do tego nie dopuścić.

- Tak trzymać - wydało mi się, że chciał bardziej poprawić humor sobie niż mnie.

- Powinniśmy się położyć, jutro nie dadzą nam spokoju.

Następnego dnia mieliśmy dwa fansigny. Pierwszy przebiegł spokojnie i w bardzo miłej atmosferze. Drugi trochę bardziej napięty. Już z daleka mogłem ją zauważyć. Don Suewoon. Szliśmy za kulisy, aby się przygotować, a jej postać już musiała przykuć mój wzrok. Westchnąłem ciężko. Jej obecność zawsze psuła mój nastrój. Była zbyt pewna siebie, nie traktowała poważnie nikogo poza sobą i może mną. Musiała być niezbyt rozumna, skoro dalej nie zdała sobie sprawy z tego, że dokładnie widzę jak zachowuje się wobec innych fanek. Dzisiaj był tego idealny przykład.

- Proszę uważać, dziewczyny dzisiaj są trochę nerwowe - usłyszeliśmy jednego z ochroniarzy, kiedy szliśmy korytarzem.

- Dziękujemy za troskę - odpowiedział lider, a my tylko przytaknęliśmy. Rozemocjonowane fanki, to nie jest coś nowego.

Przepychanki mniej lub bardziej widoczne, popędzanie, przekrzykiwanie się, wszystko to odrobinę ucichło, gdy weszliśmy na salę. Suewoon jak zwykle podeszła jako jedna z pierwszych rozpychając się wśród pozostałych. Specjalnie wybierała taką trasę. Każda mądrzejsza osoba przeszłaby obok, ale ona postanowiła pchać się przez sam środek. Resztę zespołu traktowała jak zło konieczne. Uśmiech na twarzy, który nie sięga oczu nie może zakryć twoich intencji. Jednak nie możemy jej nic powiedzieć, więc grzecznie się uśmiechają, podpisują photobook w odpowiednim miejscu i proszą, aby przeszła dalej. Do mnie.

- Oppa! Wyglądasz dzisiaj świetnie - powiedziała wysokim głosem. Rozbolały mnie uszy.

- Ach, dziękuję. Twoja ulubiona piosenka? - Standardowe pytanie, w końcu ma półtorej minuty rozmowy ze mną. Co i tak przedłuży. Już się na to przygotowałem.

- Wszystkie są świetne, Oppa! Ale "Six feet under" chyba najbardziej. Jestem strasznie szczęśliwa, że mogę znowu cię zobaczyć! Mogę złapać cię za dłoń?

Miałem okropną ochotę powiedzieć, aby się odsunęła, zniknęła sprzed moich oczu, ale zamiast tego kiwnąłem głową i złapałem ją za tę rękę. Następną Starlight będę musiał chyba przytulić, aby o tym zapomnieć. A może ktoś z rodzeństwem przyjdzie... Małe dzieci są urocze, miłe i grzeczne. Ich strój nie kłuje w oczy i dobrze wiedzą, co się dzieje dookoła. Niczego nie planują. Kiedy puściłem jej dłoń poczułem, że coś mam między palcami, cienkie. Papier. Szybko zostawiłem swój podpis, wysłuchałem jej paplaniny o jej podróży tutaj, a potem odmachałem, gdy odeszła. Następną fankę za dłoń złapałem chyba zbyt gorliwie, bo aż zamilkła i przez cały czas miała soczysty rumieniec na twarzy.

Byliśmy w połowie, kiedy Jaehwan, który siedział tuż obok mnie zaczął pośpiesznie poprawiać swoje włosy pod czapeczką z jakimś wiatraczkiem na górze. Cóż, ja miałem założony naszyjnik z kwiatów i jakąś opaskę z kocimi uszkami. Prezenty od fanów. Niektóre trzeba ubrać. W końcu blondyn złapał mnie za szyję, uśmiechając się głupio do jakiegoś zdjęcia.

- Nie wyglądam dziwnie? - Wyszeptał mi do ucha.

Spojrzałem na niego zaskoczony. Przecież z tą czapką na głowie było to oczywiste. Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Więc tylko przytaknąłem lekko głową. Składając kolejny autograf przyjrzałem mu się dokładniej. Dłużej przyglądał się zdjęciom w photobooku niż fanom przed nim. Co jakiś czas wycierał palce o spodnie albo chusteczkę. Raz wyślizgnął mu się pisak. Zacząłem się zastanawiać, co go ugryzło. Podobnego stresu doświadcza zazwyczaj przed występem, a nie na fansignie. Odpowiedź sama do mnie przyszła i to dosłownie. Wei Hoonjae weszła na podest. Ubrana normalnie, nie wyróżniając się pomiędzy innymi. Z małymi torebeczkami w ręce i albumem. Twarz Kena najpierw zbielała, a potem lekko zarumieniła. Cały czas się uśmiechał do osób przed nim. W końcu podeszła i tu.

- Ken-oppa, jak się czujesz? Dziękuję za twoją ciężką pracę - powiedziała radośnie.

- D-dobrze - głos Kena się załamał. Akurat nikt przede mną nie stał, więc podpisywałem jakieś dodatkowe kopie i mogłem ich podsłuchać. - To ja tobie dziękuję, że go kupiłaś.

- To sama przyjemność móc posłuchać waszych głosów. Do twarzy ci w blond włosach, Oppa - uśmiechała się promiennie. - To dla ciebie, drobny prezent.

- Bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że nie wydałaś za dużo.

- Nie masz o co się martwić, Ken-oppa. To moje podziękowanie za twoją ciężką pracę i opiekę nade mną. - Moje oczy same w szoku się rozszerzyły. Jaehwan również odrobinę pobladł. - Dzięki twoim postom zawsze pamiętam, aby o siebie dbać - dodała szybko, śmiejąc się łagodnie.

- Ah, tak. Cieszy mnie to - uśmiechnął się do niej radośnie. Podał mi jej album. Na moment uniosłem kąciki ust. Yoona z pewnością nie może pokazać tych serduszek innym fankom.

- Leo-oppa, wyglądasz na zadowolonego - powiedziała niebieskowłosa, dalej się uśmiechając.

- Spotkania z fanami są zawsze miłe - odwzajemniłem gest.

- Cieszę się, mam nadzieję znowu szybko spotkać się z tobą w przyszłości słysząc dobre wieści - puściła mi oczko, złapała za dłoń, a potem szybko przeszła do N-a, który siedział jak zwykle z brzegu.

Podałem mu album, a potem "zająłem się" kolejną fanką. Dużo kiwałem głową, udawałem, że się peszę, zagadywałem. Wszystko aby nie myśleć zbytnio nad słowami Yoony. Jeśli zacząłbym je teraz interpretować mógłbym coś chlapnąć przy fanach. Część spraw nie powinna być rozwiązywana przy świadkach.

W końcu po kilku godzinach zeszliśmy ze sceny i mogliśmy odpocząć, wyżyć się w grach, na papierze. Napić się i zjeść coś porządniejszego.

- Raaanyyy, jestem wykończony.

- Spokojnie, Sanghyuk. To był ostatni na dziś - powiedział menadżer z laptopem w ręce. W końcu Rovix musi coś napisać dla fanek. My też uaktualniliśmy wszystkie nasze profile o jedno, czy dwa zdjęcia. - Gdzie ta dziewczyna się podziewa?

- Kto? - Spytał N znad pudełka z obiadem.

- Sao... wysłałem ją po coś ciepłego do picia, ale dalej nie wraca. Nie możliwe, aby była aż taka kolejka skoro jakieś pięć minut temu pisała, że z nimi wróciła. - Menadżer się skrzywił.

- Może pójdę z Leo-hyungiem i jej poszukamy? Jeszcze nie zaczęliśmy jeść - powiedział Ravi. Prawda, ledwo otworzyłem moje, a on jeszcze nie rozłączył pałeczek.

- Nie wzięła identyfikatora - powiedziałem, wskazując na smycz leżącą na stole - może jest z ochroną.

- Ach, co ja mam z tą dziewczyną.

- W takim razie pójdziemy jej go oddać - Ravi wstał z miejsca. Poderwałem się razem z nim, szybko chwyciłem za zgubę Choy i wyszliśmy z pomieszczenia, zanim menadżer zdążył zaprotestować.

- Oberwie się nam - mruknąłem do rapera.

- No co ty. Ja poszedłem po nią, a ty po mnie. Dobry układ?

- Eh - westchnąłem i poszedłem za nim.

Rozdzieliliśmy się w jednym z korytarzy, ponieważ nie wiedzieliśmy którędy weszła. Rozglądałem się uważnie dookoła, gdy w oddali zobaczyłem grupkę dziewczyn. Co one tutaj robią? Fansign już się skończył - pomyślałem, ciężko wzdychając. Przyśpieszyłem lekko. Stały do mnie tyłem, więc nie mogły wiedzieć, że nadchodzę, gdy rozpoznałem jedną z nich. Zwolniłem odrobinę. No nie...

- Jakim prawem przynosisz im picie?! Zdzira. Myślisz, że jesteś od nas lepsza? - Suewoon mówiła z wyraźną arogancją w głosie. - Kimś takim nawet ich menadżer by się nie zainteresował!

- Ty za to masz zbyt wielkie mniemanie o sobie - usłyszałem lekko zirytowany głos Choy. Przynajmniej ją znalazłem.

- Posłuchaj, nie wiem skądś się urwałaś, ale radzę ci szybko ich zostawić w spokoju. Nasi chłopcy zasługują na kogoś lepszego od ciebie. Nie potrafisz nawet dostarczyć im napojów, to co z ciebie za pożytek?

- O czym ty... - Sao nie było dane dokończyć. Zobaczyłem jak moja fanka podnosi wysoko tacę z naszym piciem i wywraca ją do góry dnem na coś przed nią.

- Stać prosto też nie umiesz - zaśmiała się czarnowłosa.

Zrobiłem dwa duże kroki i stałem tuż za nimi, ale nie zdążyłem. Saohwa leżała już na ziemi. Przygryzłem wargę.

- Co tutaj się dzieje? Fansign już dawno się skończył - powiedziałem oschle. Są rzeczy, których nie mogę tolerować.

- O-oppa?! - Nie, święty Mikołaj idiotko.

- Idźcie zanim zawołam ochronę.

- Ale jak to...

- Saohwa-ssi, zapomniałaś identyfikatora - odparłem przedzierając się przez tę czwórkę ostentacyjnie. - Ile razy mamy ci o nim przypominać? - Założyłem brunetce smycz na szyję tak, aby Suewoon mogła idealnie się przyjrzeć co tam pisze. - Na drugi raz, jak ktoś się przewróci powinnyście od razu pomóc. Starlight są przecież zawsze miłe i pomocne - zwróciłem się do osłupiałych fanek.

- Tak, o-oczywiście, Oppa! P-przepraszamy! - Przynajmniej jedna reakcja na miejscu tej tapeciary. Chociaż wątpiłem, aby ona lub jej koleżanki przeprosiły szczerze.

Wybiegły z korytarza jakby gonił je zły duch. Westchnąłem podając rękę, Sao.

- Niczego sobie nie zrobiłaś? Masz coś na zmianę? Przepraszam, gdybym przyszedł chwilę wcześniej...

- Daj spokój - powiedziała ciężko. - Nie wzięłam niczego ze sobą. Ach... wasze napoje. Miałam nadzieję, że je przynajmniej uszanują - wstała podpierając się o moją dłoń. Taekwoon, tylko spokojnie, to normalne. W końcu sam jej ją podałeś. Ogarnij hormony!

- Musimy powiedzieć o tym twojemu wujkowi.

- Potknęłam się i upadłam, wielkie mi co.

- Choa! - Wystraszona spojrzała prosto na mnie. - To nie jest byle co. Zrobiła ci kiedyś coś jeszcze? To podpada pod znęcanie się. Nie może im coś takiego ujść płazem. Ja muszę robić dobrą minę do złej gry, ty nie.

- Za bardzo się przejmujesz. Chodźmy, muszę znaleźć coś na zmianę - zrobiła krok, a potem się skrzywiła.

- Co cię boli?

- To nic...

- Kostka? Plecy? Nadgarstek? Na co upadłaś? - Przyciągnąłem ją do siebie bliżej korzystając z tego, że nadal nie puściłem jej ręki.

- Tylko się potłukłam, zaraz mi przejdzie - uśmiechnęła się łagodnie.

- Jakoś ci nie wierzę - powiedziałem, łapiąc ją w talii.

- Leo!

- Coś nie tak? - Spytałem najspokojniej jak mogłem. Jej twarz była cała czerwona.

- N-nie nic - głos miała słaby. Złapała mnie za ramię i pokuśtykała ze mną do głównego korytarza.

- Czyli jednak masz coś z nogą.

- Ć-cicho bądź! - Zamachała rękami na wszystkie strony. Zaśmiałem się pod nosem. - Żeby dwa razy przez nią upaść i dwa razy zrobić coś sobie z kostką - powiedziała do siebie.

Zanim zdążyłem ją zapytać, co dokładnie ma na myśli, spotkaliśmy się z Ravim;

- Hyung, znalazłeś ją! Hej, co się stało? Wygląda jak zmokła kura...

- Ravi...

- Wywróciłam się. - Rzuciłem jej poddenerwowane spojrzenie. Zmieszała się i odwróciła wzrok. - Z udziałem osób trzecich, czy bez, nadal spadłam na podłogę.

- Nic jej nie jest?

- Wracamy, wszystkiego się dowiesz, jak wrócimy - odparłem, pokazując brodą Raviemu, że ma prowadzić.

- W sumie racja. Po co strzępić język. Cokolwiek by nie było, nie martw się Choa. Będziemy cię bronić.

- Dz-dzięki.

Potem wytłumaczyliśmy menadżerowi, co się stało. Pomimo, iż on sam stwierdził, że niewiele możemy teraz z tym zrobić, nadal nie podobało mi się to, że dziewczyna wychodziła z założenia, iż sama sobie poradzi. Nie wysypiała się przez nieznanego mi chłopaka z Centrum, miała nas na głowie i jeszcze mój saseng numer jeden obrał ją sobie za cel dziecinnych żartów. Zacząłem się zastanawiać, ile jeszcze o niej nie wiem. Ile spraw ta dziewczyna ukrywa przede mną? No i jak mam jej z tym pomóc?

★★★★★

Dziękuję wszystkim, którzy czekali ten (ponad) miesiąc. Mam nadzieję, że było warto :).

Jak oceniacie relację pomiędzy Leo, a Choą?

Moją małą ankietę wygrał Sanghyuk. Dziękuję osobom, które to zauważyły i skomentowały ^^. A po co mi ta wiedza to się okaże w przyszłości~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro