Zabójczy... kaszel
~12~
Cisza. Kolejny poranek bez rozmów, południe, popołudnie, wieczór. Dopiero po zachodzie słońca ze strony chłopaków usłyszałam niepokojący dźwięk - ktoś zakaszlał. Nie miałam już wyboru. Jutro mają comeback, wszyscy muszą być w najlepszej formie. Czas na drastyczne środki.
~Leo~
Dzisiaj jest ostatni wieczór przed comebackiem. Następnego dnia mamy zaśpiewać i pokazać układy do wszystkich piosenek z płyty. Nic dziwnego, że Hakyeon wymusił na nas trening do późnych godzin. Aż przypominają się dni do debiutu...
Niedawno minęła północ i większość choreografii. Z każdego z nas lały się strumienie potu.
- Dobra chłopaki, półgodziny przerwy - zarządził N.
- Yes sir! - Zażartowali sobie Ken z Hyukiem.
Nie dało się ukryć, że wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Ken, Hyuk i Hongbin usiedli na jednym z materaców do ćwiczeń, a Ravi położył się na drugim w przeciwnym rogu. Chwilę potem głośno chrapał. N i ja usiedliśmy na składanych krzesłach przy stole z wierzą. Hakyeon za jednym razem wypił swoją zawartość butelki z wodą. Westchnąłem ciężko w myślach, moja skończyła się już jakiś czas temu, poza tym w tej sytuacji żadne z nas nie miało już co pić.
- Hyung~ jestem głodny! - powiedział Hyuk z oczami szczeniaczka, gdy podszedł do naszej dwójki.
- Musisz wytrzymać, zostało nam już tylko z pięć układów. - Odparł N z ręcznikiem na oczach.
- N-hyung~!
- Jeśli teraz coś zjesz to się pochorujesz - powiedziałem do maknae. Żadne z nich nie zauważyło, że data się już zmieniła?
- Ale, hyung! Głodny jestem! Zaraz umrę~ - cisza z naszej strony - wiem! Poproszę noonę! Na pewno mi coś da!
- Nigdzie nie idziesz - N złapał go za kołnierz bluzki - ustaliliśmy przecież, że nikt z nas się do niej nie odzywa.
- Mnie tam TO nie przeszkadza - wymamrotał pod nosem.
- Odpowiedzialność zbiorowa - padła odpowiedź Hakyeona.
Nie żebym popierał nasze najmłodsze dziecko, ale w duchu też uważałem, że to bezsensowne. Wątpie, aby milczeniem wymusili to czego chcą. Raczej z dnia na dzień coraz bardziej denerwują naszą menadżerkę. Ciekawe, czy wypiła tę herbatę, którą przyszykowałem jej rano, zanim z menadżerem wyszliśmy z dormu...
Nagle drzwi do naszej sali treningowej otworzyły się z wielkim hukiem. Wszyscy podskoczyliśmy na swoich miejscach, nawet Raviego obudził nagły trzask. W drzwiach stała Choa, ubrana w czarne legginsy i granatową bluzę z naszym logiem, przez ramie miała przerzuconą dużą, sportową torbę. Usta miała zaciśnięte, a cała jej postawa wyrażała determinację.
- C-co się dzieje? - Wychrypiał nie do końca wybudzony Ravi, gdy dziewczyna przekręciła od środka klucz w zamku. Choa nic nie odpowiedziała położyła tylko torbę na ziemi. Odpięła zamek i zaczęła ją przekopywać.
- Który z was jest chory? PYTAM KTÓRY DO JASNEJ CIASNEJ Z WAS KASZLE!? - Cisza. Jej wybuch nas zaskoczył. Szczególnie, że nadal nie podnosiła wzroku znad swojej torby. - No dobra, skoro tak stawiacie sprawę... nie mam innego wyjścia.
Wyprostowała się i z niezidentyfikowanym pudełkiem odwróciła się przodem do nas. Szybkim krokiem podeszła do Raviego.
- Ravi, zrób Aaaa - powiedziała wręcz przesłodzonym głosem. Nie mogliśmy zobaczyć ani jego twarzy, ani jej, ale po chwili usłyszeliśmy głośne tfu, stukot metalu o podłogę. Gdy Choa się odwróciła przodem do nas, zobaczyliśmy Raviego z dziecięcym termometrem w ustach. Potem podeszła do naszej trójki.
- Leo~ powiedz Aaa... - zwróciła się do mnie jak do dziecka. Spojrzałem lekko w dół, w dłoni miała małą łyżeczkę z jakimś płynem. - No już, a... - poczułem się dziwnie.
Jednak jej uśmiech był tak przyjazny i tak jej było z nim do twarzy, że nie byłem w stanie odmówić. Lekko rozchyliłem usta, a ona włożyła w nie łyżeczkę z syropem, jak się okazało. Lekko się skrzywiłem, miał gorzki posmak, ale zanim zdążyłem zareagować, poczułem, jak coś metalowego ląduje pomiędzy moimi wargami. To był termometr podobny do tego, który trzymał Ravi.
- Grzeczny chłopiec, no to teraz najstarsze dziecko. N, otwórz buzię~.
Podniósł ręce w obronnym geście, a kiedy chciał głośno zaprotestować, łyżka z lekarstwem skutecznie mu to uniemożliwiła. Chciał wyciągnąć termometr z ust, gdy dziewczyna mu przerwała:
- Ani mi się waż go wyciągać! - Jej srogie spojrzenie, aż go zmroziło. - Hyukkie, teraz ty.
- Omma, ratuj! - Zawołał maknae chowając się za Hakyeonem.
- Hyukkie, to tylko syrop. Patrz, jak Hyung dzielnie to zniósł, no już - powiedziała przymilnie wyciągając kolejną łyżeczkę w jego stronę. - Nie chcesz chyba jutro stracić głosu.
- Nie! - Krzyknął biegnąc w stronę Kena i Hongbina.
Schował się za ich plecami, co wyglądało komicznie, gdyż Sanghyuk jest najwyższy z nas wszystkich, z kolei Saohwa najniższa.
- Hyukkie! - Choa zatrzymała się tuż przed materacem, gdzie siedzieli. - No trudno, Hongbin, w takim razie ty. Otwórz swoją śliczną buzię.
- Nie... - jego protest również został uciszony łyżką syropu oraz termometrem.
- Ken? - Spytała odwracając się do brązowowłosego.
- Chcę truskawkowy! - Zaprotestował. N-owi ręce opadły ze zrezygnowania. Ale czego się spodziewał? Jeahwan to Jaehwan. Nigdy nie spoważnieje. - Chcie truśkawkowy!
- Oh, wybacz Kennie, ale mama ma tylko taki. Bądź grzeczny i połknij lekarstwo.
- Nie! A Hyuk-a nie musiał! - Zawył robiąc obrażoną minę.
- Hyukkie weźmie za chwilę, pokaż braciszkowi, co ma robić - nalała następną łyżkę syropu - samolocik leci~. - Ken otworzył usta i jako jedyny bez problemu przełknął gorzki lek. - Widzisz, nie było tak źle, a teraz mama sprawdzi temperaturę. Przytrzymaj go w buzi przez chwilę. Bardzo dobrze - pochwaliła go klepiąc po czubku głowy.
Było to o tyle urocze zachowanie z jej strony, co denerwujące z jego. Zerknąłem na zegar na ścianie, za chwilę będziemy kończyć przerwę...
- Sprawdzę waszą temperaturę - powiedziała spokojnie zabierając termometry ode mnie, Raviego i N-a. - Wszystko gra. No, Hyukkie, zostałeś tylko ty.
- Nie chcę! Nie wezmę żadnego okropnego syropu. Nie! - Chłopak zaczął uciekać przed Choą. Przed chwilą umierał z głodu... Hyuk dopadł drzwi i próbował je otworzyć. Więc po to je zamknęła...
- Han Sang Hyuk, muszę się upewnić, że wszyscy jesteście zdrowi - westchnęła ciężko, odkładając na stół obok mnie butelkę i pięć łyżek. - Ale skoro tak bardzo się boisz jednego, głupiego syropu, to nic nie poradzę. - Spokojnie podeszła do swojej torby, która leżała tuż obok Hyuka. - Zmierzę Ci tylko temperaturę. Niedawno chorowałeś, nie możesz jutro zacząć kichać podczas występu. To jak?
- D-dobrze - odpowiedział spuszczając głowę. Wziął od niej termometr, włożył do ust i grzecznie usiadł pod ścianą.
- Jesteście niemożliwi, cała szóstka - powiedziała ciężko znowu sięgając po coś do torby. - Spokojnie, to tylko picie - rozdała nam plastikowe butelki - i oczywiście coś do zjedzenia, ale to po pracy. Żadne z was nie ma gorączki... ale Leo-ssi musisz się cieplej ubierać. Poproszę wujka o jakiś sweter dla Ciebie. I jak Hyukkie smakuje syropek? - Zapytała, gdy maknae upił dość sporo ze swojego bidonu.
- Hę?
- Chyba nie myślałeś, że się wywiniesz. Dałam ci lekko rozcięczony syrop. Tutaj masz wodę - pomachała mu przed twarzą przeźroczystą butelką.
Zaśmialiśmy się wszyscy na widok jego zdezorientowanej miny.
- Mogę zobaczyć, jak ćwiczycie? Swoją pracę już skończyłam. - Powiedziała pewnie, ale po twarzy było widać, że jest senna.
- Zostań - powiedział pewnie Ken, a potem dodał jej coś na ucho. Zrobiła się czerwona na twarzy i wbiła mu łokieć w brzuch.
- Nie ma mowy - powiedziała podniesionym głosem w jego kierunku.
Zaciekawiony spoglądałem to na jedno, to na drugie. Reszta zespołu chyba była tak samo zdezorientowana, co ja.
- U-usiąde sobie tam, nie będę wam przeszkadzać - powiedziała wskazując materac, na którym siedział Ravi.
- Niech będzie, chłopaki do roboty! - Zawołał N. Z lekkim ociąganiem, ale sprawnie na powrót ustawiliśmy się do następnego układu.
Gdy Choa spała, wszyscy się zgodziliśmy, że zmowa milczenia była trochę niebezpieczna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro