Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wieści

~48~

Następnego ranka wstałam z nową energią. Szybko się przebrałam z piżamy, potem upewniłam się, że brązowa koperta bezpiecznie leży w mojej torbie. Zanim nacisnęłam klamkę, wzięłam głębszy oddech dla uspokojenia nerwów.

Udałam się do kuchni, gdzie zastałam Sanghyuka szykującego śniadanie i pozostałych raczących się kawą przy stole.

- Cześć wam.

- Dobry/Cześć, Noona - przywitał mnie chór głosów.

- Dobrze spałaś?

- Jak niemowlę, Taekwoon - odpowiedziałam zalewając sobie herbatę.

- Cieszę się - posłał w moją stronę lekki uśmiech.

Miałam wrażenie, że serce stanęło mi na moment. Nieśmiało odwzajemniłam gest, po czym szybko zajęłam swoje miejsce zaraz obok.

- Saohwa, po co się dzisiaj tak odstawiłaś?

Spojrzałam pytająco na Hongbina. Miałam założoną białą koszulę i czarne rurki. Nawet specjalnie się nie malowałam.

- Pytanie powinno paść inne - odezwał się Hakyeon. - O której planujecie iść do urzędu stanu cywilnego?

W tamtym momencie Taekwoon upuścił kubek, który z jednej strony na szczęście się wywrócił zamiast stłuc, a z drugiej wylał całą swoją zawartość na właściciela. Odskoczyłam zaskoczona, a zaraz potem razem z poszkodowanym i Ravim, który siedział z jego lewej, próbowaliśmy opanować rozlewanie się napoju. Przynajmniej nie był gorący...

- Taekwoon, w porządku?

- Tak, Sao nie martw się, pójdę się przebrać - odparł, udając się w głąb korytarza.

Odprowadziłam go wzrokiem, a potem odwróciłam się z ciężkim westchnięciem do pozostałych.

- Naszło cię na strasznie głupie żarty, Hakyeon-oppa.

- Nie powiesz nam, że tego nie chcesz - Ken wyszczerzył się jak głupi.

- Byłabym idiotką, gdybym nie chciała - mruknęłam pod nosem. - Dajcie spokój, ile my się znamy, rok? Nawet nie. Za szybko na takie decyzje, bądźmy dorośli.

Reszta wyglądała na lekko osłupiałą, a potem zaczęli kiwać głowami i coś marudzić pod nosem.

- Smacznego! - Zaanonsował Hyuk stawiając koszyk z pieczywem na stole.

- Widzę, że dzisiaj na bogato - wzięłam do ręki jedną z bułek, gdy Sanghyuk postawił przede mną jajecznicę.

- No jakoś tak wyszło - odparł wzruszając ramionami stawiając kolejne talerze na stół.

- Smacznego - powiedział N, kiedy Taekwoon zasiadł razem z nami do stołu.

- Hyuggie, przeszedłeś sam siebie - odparłam z uśmiechem.

- Mówiłem już, że nie lubię jak tak się do mnie odzywasz, Choa-noona!

- Dobrze, nie złość się tak. Dziękuję za śniadanie, ale muszę się już zbierać. Ach, zanim zapomnę tu macie mój nowy numer - wyciągnęłam kartkę i wręczyłam ją Taekwoonowi.

- Śpieszysz się gdzieś?

- Mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia przed pracą. Do zobaczenia w wytwórni - dałam mu krótkiego całusa w policzek i praktycznie wybiegłam speszona z kuchni.

Odprowadziło mnie echo ich gromkiego śmiechu. Wróciłam się do pokoju po torbę, a potem ze szpilkami na nogach opuściłam mieszkanie.

- Dzień dobry, jestem umówiona na spotkanie z Panem Jeong. Nazwisko Che.

- Proszę zaczekać - sekretarka wpisała coś do komputera, po czym uśmiechnęła się lekko do mnie - pierwsze biuro z prawej.

- Dziękuję.

Z ciężkim sercem minęłam recepcję kancelarii adwokackiej. Bardzo nie chciałam tego robić, to nie było w moim stylu. Nawet jeśli byłam w stanie zrobić komuś awanturę, to wolałam rozwiązywać wszystko w miarę pokojowo, tylko pomiędzy zainteresowanymi, ale tydzień temu sprawa przestała dotyczyć tylko naszej dwójki.

- Pani Che, witam. Rozumiem, że podjęła pani decyzję?

- Tak - powiedziałam prosto, o dziwo bez zawahania lub niepewności w głosie. - Oto pozostałe dokumenty i dowody, o które pan prosił - podałam mu kopertę. - Razem ze starym telefonem.

- Zobaczmy - mężczyzna otworzył paczuszkę ode mnie i przyjrzał się zawartości.

Po kilku minutach wszystko schował z powrotem i wyciągnął z szuflady biurka jeszcze jeden dokument.

- To druk oficjalnego zgłoszenia. Prosiłbym, aby go pani tutaj wypełniła, potem proszę zaświadczyć podpisem listę przedmiotów i będzie pani wolna do czasu decyzji sądu. Oczywiście, proszę też zostawić mi swój nowy numer, abym mógł panią informować o postępach.

- Oczywiście.

Półgodziny później wyszłam z gabinetu. Minęłam portiernię wciąż czując się z tym nie najlepiej. Siedząc w aucie utkwiłam wzrok w tapicerce na suficie. Powinno mi być z tym lżej, ale podejrzewałam, że dopiero ostateczny wyrok sądu da mi pełnię wolności. Z ciężkim sercem odpaliłam silnik i wyjechałam na drogę. Zrobiłam co miałam, teraz wszystko w rękach adwokata.

Dojeżdżając do Jellyfish dalej czułam się nieswojo, ale nie umiałam powiedzieć dlaczego. Ciągle próbując dojść do źródła niepokoju, zgasiłam silnik i wyszłam z samochodu. Z wnioskiem, że prawdopodobnie dostaję paranoi, otworzyłam torebkę w poszukiwaniu mojego notesu z planem dnia. Wyciągając przedmiot, zauważyłam na ekranie telefonu informacje o otrzymanych powiadomieniach. Część była z FanCafe od chłopaków, ze stron internetowych oraz od Hoonjae. Zaczęłam rzecz jasna od przyjaciółki;

„Widziałaś już?! To pewnie ta szumowina! Daj znać jak Ci... Wam poszło z szefem."

Podrapałam się po głowie, nie wiedząc zbytnio o co jej chodzi. Odkładając jej niezrozumiałego SMS-a na później, weszłam na oficjalny czat Starlights, które ewidentnie były czymś przejęte. Setka wiadomości co dziesięć minut to jednak sporo, nawet jak na takie grono fanów.

„Omo, to prawda?! Nasz Taekwoon! T_T "

„Wiecie kto to? Jak znajdę to nie daruję! Kto im pozwolił?!"

„Hej, uspokójcie się. Jeszcze nic nie wiadomo. Może jest to nieporozumienie! Oppa jest zbyt nieśmiały na coś takiego!"

„Czy tylko ja nie mam nic przeciw?"
- 15 osób lubi to.

„Nie tylko ty"
- 10 osób lubi to.

„Jest tragiczna! Powinien mieć lepszy gust..."

„Jeszcze będzie przez nią płakał! Nie zgadzam się, aby z nią był!"

„Ale czy na drugim zdjęciu to nie jest przypadkiem Ken-oppa!? Jak ona tak może!"

Czytając wylewane pomyje na jakąś biedną dziewczynę, obawiałam się, że wiem o kogo chodzi. Gdy dojechałam do postu, który to wszystko zaczął, zapewne byłam biała jak ściana. Trzy zdjęcia, ewidentnie z ukrycia. Na dwóch z trzech był Taekwoon, a ostatnia przedstawiała Jaehwana... I mnie. Znajdowałam się na wszystkich z nich. Zdjęcie z Kenem było sprzed kawiarni, gdzie wręczał mi prezent dla Hoonjae. Leo i mnie złapali wczoraj, na naszej randce. Na szczęście po prostu siedzieliśmy razem w kawiarni i wszystko można jakoś wyjaśnić...

Wszystko da się wyjaśnić?

- Sao?

Wystraszona upuściłam urządzenie i aż odskoczyłam.

- Przepraszam, wystraszyłem cię?

- Za-zamyśliłam się. To wszystko, Taekwoon - uśmiechnęłam się nerwowo.

- Co się stało? Wyglądasz na przerażoną - spytał podnosząc mój telefon z ziemi.

- Dzięki - wyciągnęłam rękę w jego stronę, aby oddał mi urządzenie pośrednio ignorując jego pytanie.

Nie oddał go. Zamiast tego wpatrywał się w ekran. Czytał. Przełknęłam ślinę zdenerwowana. Cisza między nami się wydłużała, a ja bałam się ją przerwać, choćby głupim hasłem: „wejdźmy do środka".

- Idziemy porozmawiać z szefem - odparł pewnie, chowając mój telefon do swojej kieszeni.

Ze zmieszaną miną schowałam wyciągniętą rękę za plecami.

- Taekwoon, ja... - urwałam niepewna jak ubrać w słowa to, jak się czuję w tym momencie.

- Nie martw się, szybko to załatwimy - poważnie spojrzał mi prosto w oczy.

Skinęłam tylko głową. Jung złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę wejścia. Nie rozmawialiśmy między sobą. Widząc determinację na twarzy wokalisty wszystkie moje próby powiedzenia czegoś w jego stronę paliły na panewce. Gula w moim gardle robiła się z każdą chwilą coraz większa, a serce coraz cięższe.

Znowu jestem problemem.

Stając przed drzwiami do gabinetu prezesa zaczęłam się trząść ze strachu. Nie miałam pojęcia co mnie za tymi drzwiami może czekać. Miałam ochotę uciec, schować się w pokoju i nie wychodzić aż burza przejdzie, ominie mnie bokiem. Zdawałam jednak sobie jednocześnie sprawę  z tego, że to ja jestem w oku cyklonu i nie mogę udawać, że mnie to nie dotyczy.

- Nie martw się, jestem zaraz obok - usłyszałam jego łagodny głos.

Stłumiłam w sobie panikę i oddałam odrobinę mocniej uścisk dłoni.

Weszliśmy do gabinetu, gdzie oprócz CEO były jeszcze dwie inne osoby. Pracownicy działu PR jak się domyśliłam po kolorze identyfikatorów. Przełknęłam ślinę.

- Właśnie miałem kogoś po was wysłać - oznajmił szef podnosząc wzrok na naszą dwójkę. - Usiądźcie.

Zajęliśmy wolne miejsca przy stole.

- Rozumiem, że wiecie co się dzieje? - Przytaknęliśmy zgodnie głowami. - Zanim zapadnie moja ostateczna decyzja, chciałbym się dowiedzieć, jaka jest wasza wersja tych zdjęć - powiedział podsuwając nam tablet jednej z asystentek.

Było to zbyteczne, jednak i tak wzięłam urządzenie do ręki i przejrzałam je ponownie. Nie przedstawiały niczego więcej poza udokumentowaniem mojej rozmowy z Taekwoonem w kawiarni po seansie oraz momentu, gdy z uśmiechem odbierałam paczkę ciastek dla Hoonjae od zmieszanego Jaehwana.

Pierwszy głos zabrał Taekwoon;

- Spotykamy się z Saohwą od niecałego miesiąca. Wczoraj byliśmy razem we dwoje w kinie. Jaehwan był  w odwiedzinach u przyjaciółki w szpitalu i Sao mu towarzyszyła. To wszystko.

- Z-zgadza się - dodałam po chwili ciszy.

- Czy Jeahwan...

- Nie jest zainteresowany, Saohwą - Leo wpadł w słowo szefowi.

Ode mnie został za to przydeptany pod stołem, a szef spojrzał lekko z ukosa na wokalistę. CEO nie lubił, gdy wchodziło mu się w zdanie.

- Rozumiem, że skoro jesteś tego taki pewny, to zdajesz sobie sprawę ze wszystkich możliwych konsekwencji zaistniałej sytuacji?

- Oczywiście.

- Ja również - powiedziałam poważnie z ciężkim sercem.

Zaczęłam się domyślać, jakiego rozwiązania oczekuje prezes, a postawa Taekwoona wskazywała, że będzie jej przeciwny. Jednak wiedziałam, że brnięcie w zaparte wcale na dobre nam nie wyjdzie. Żałowałam, że nie omówiliśmy tego z Leo wcześniej. Teraz już za późno.

- Zanim do nas dołączyliście, przedyskutowaliśmy waszą sprawę. Powiem wprost, ujawnienie się w tej chwili waszej dwójki może poważnie zaszkodzić waszemu zespołowi, Taekwoon, jak i pani dalszej pracy.

- Zakaz umawiania się mija trzy lata po debiucie, więc aktualnie nie ma żadnych przesłanek...

- Proszę to zdementować - powiedziałam szybko przerywając wypowiedź Leo. - Umawiamy się, ale nie jesteśmy zaręczeni. Nie ma potrzeby tego rozgłaszać. Szczególnie teraz.

Taekwoon spojrzał na mnie z niedowierzaniem. W odpowiedzi zacisnęłam zdenerwowana wargi. Zdecydowanie powinnam z nim to poruszyć jeszcze przed wejściem do gabinetu. Prezes natomiast ze zrozumieniem pokiwał głową.

- Cieszę się, że myślimy podobnie, pani Che. Na tym zakończymy nasze spotkanie. Proszę napisać stosowne oświadczenie w przeciągu godziny - zwrócił się do osób z działu PR. - Wasza dwójka niech na drugi raz bardziej uważa.

- Oczywiście - powiedzieliśmy zgodnie.

Już dawno nie było tak gęstej atmosfery pomiędzy mną, a moim chłopakiem. Szłam w ciszy za Taekwoonem wzdłuż korytarza. Wiedziałam, że musimy porozmawiać, a im mniej będzie świadków obok nas tym lepiej.

Doszliśmy do sali dla artystów, gdzie w wolnym czasie przesiadywał Taekwoon pisząc swoje teksty.

- Nie rozumiem - odezwał się ciężko. - Co się stało? Myślałem.... byłem pewny, że między nami wszystko gra. Rano miałaś do nas całkiem inne nastawienie.

Był zły i ciężko było mu opanować drżenie głosu. Przełknęłam ślinę uciekając od niego wzrokiem.  Czułam się co najmniej tak samo źle jak on.

- Nie chciałam cię zranić - odpowiedziałam po chwili - po prostu nie chcę żebyś miał kłopoty.

- Kłopoty? Jakie znowu kłopoty? Jak na razie największy problem masz ty, żeby rozwiązać sprawę z tamtym idiotą - jego ton zrobił się ostrzejszy na ostatnich dwóch słowach.

- Dla twojej wiadomości, w tej sprawie spotkałam się dzisiaj z adwokatem - powiedziałam w swojej obronie. - Czekam już tylko na decyzje sędziego o terminie pierwszej rozprawy. Nie mogę ciebie w to wciągnąć!

- Cudownie! Moja dziewczyna boi się, że kilka pytań w sądzie będzie dla mnie jakąś wielką traumą. Czy ty siebie słyszysz? Za kogo ty mnie masz? Za małe dziecko?

- Oczywiście, że nie, Taekwoon!

- W takim razie o co ci chodzi?! - złapał mnie za ramiona i utkwił swój wzrok na mojej twarzy uniemożliwiając mi ucieczkę spojrzeniem.

- Po prostu nie widzę potrzeby abyś się w to aż tak mieszał! Tak trudno to pojąć?! Hyungsoo nie ma z tobą niczego wspólnego i lepiej, aby tak zostało! To moja osobista sprawa!

- Osobista sprawa - powtórzył z przekąsem - czyli, co? Zdarzyło się między wami coś jeszcze o czym nie wiem? Na prawdę wierzysz, że jestem ci nie potrzebny? A może bez durnego pierścionka mi nie ufasz? Myślisz, że wszystko co mówię to puste słowa?

- Dramatyzujesz - powiedziałam strącając jego ręce. - Oczywiście, że ci ufam.

- Jakoś tego nie widzę.

Na moment odebrało mi mowę. Wszystko potoczyło się nie w tym kierunku co myślałam. Zdałam sobie sprawę, jak niefortunnie potrafię dobierać słowa i do czego to może doprowadzić. Zbierałam się do odpowiedzi, gdy do pomieszczenia wpadł zdyszany Jaehwan.

- Tu jesteście! Szukam was po całym budynku. To co, Noona, jedziemy? Przeszkodziłem wam w czymś? - Podniósł pytająco brew.

- Chyba już skończyliśmy - odezwał się po chwili Taekwoon. Zaraz potem wyszedł za drzwi.

- Taekwoon! Czekaj!

Zawołałam za nim, ale się nawet nie obrócił. Szedł dalej, a ja, pomimo moich usilnych starań, miałam nogi wrośnięte w ziemię. W końcu, gdy poczułam, że mogę się ruszyć otknęłam się o własne stopy. Refleks drugiego wokalisty uratował mnie od podłogi. Jeśli wcześniej czułam się źle, to teraz czułam jak po przejeździe ciężarówki. Ucisk w mojej piersi nie zelżał, tylko się powiększył. Bolało. To co powiedział, jak i świadomość tego, co do nich doprowadziło. Ja sama.

- Choa? Wszystko gra?

- Nie - odparłam z winą patrząc na swoje ręce. - Nic nie gra.

- Pokłóciliście się? - Spoglądał na mnie zmartwiony.

- Tak.

Ken zrobił minę mówiącą: to to jest w ogóle możliwe, po czym szybko zmienił wyraz twarzy na pogodną.

- Nie martw się, jestem pewny, że się pogodzicie! Daj mu chwilę aż ochłonie. W tym czasie odbierzmy Hoonjae. Przewietrzysz się, oczyścisz umysł, a potem sobie wszystko na spokojnie wyjaśnicie.

- Mam nadzieję.

Przez całą drogę do szpitala miałam ochotę dać sobie w twarz.

A moja przyjaciółka z radością to życzenie spełniła.

Dwukrotnie.

- CZY CIEBIE JUŻ DO KOŃCA PORĄBAŁO?!!

- Yoona...

- Przepraszam, Oppa, ale się nie wtrącaj, bo jak nie ja, to nikt jej nie wleje w tej chwili oleju do głowy.

Podniosłam nieśmiało wzrok na tę dwójkę akurat, gdy Jaehwan podnosił ręce w geście poddania pod wpływem jej spojrzenia. Zaraz potem jej stalowy wzrok wrócił do mnie.

- Tobie się medal za wygranie olimpiady głupoty się należy! Tak, tak, wiem, powinnam chwalić za pozew, ale to jakby nie patrzeć zasługa moja, Oppy i mojego niedoszłego-przyszłego-prawie-szwagra i ojca drugiej połówki mojego przyszłego dziecka. Jestem wkurzona - powiedziała zaciskając obie dłonie w pięści, aż jej knykcie pobielały.

W odpowiedzi tylko pokornie, jeszcze bardziej przyległam do brudnej szpitalnej podłogi.

- Znaczy niby wiem, co Tobą kierowało, ale jak to wygląda, moja głupiutka Saohwo? Łatwiej będzie wam to teraz ukrywać... ale musiałaś mu to w TAKI SPOSÓB przekazać? Poza tym, serio nie chcesz aby Suewoon miała mniej powodów do klejenia się do twojego jeszcze-chłopaka? NA PRAWDĘ, nie będziesz mieć nic przeciwko jak bezkarnie będzie mogła go obmacywać na fanmeetingach? Jesteś w stu pięćdziesięciu milionach procentach przekonana, że to jest najlepsze rozwiązanie? Nie masz ochoty wykrzyczeć całemu światu, że ten facet jest twój i cała banda zdurniałych nastolatek ma się trzymać z daleka, bo będziesz gryźć, bić i rozrywać na kawałki? Szczególnie przy twoim transferze?

- Chwila, jaki transfer?

- Przecież, jak zmienią mi oficjalnie przydział, będę się mniej z nim widywać. Jak się wyda, że jesteśmy razem, a potem wszystko ucichnie to przecież pomyślą, że go wykorzystałam!

- Czyli nie chcesz zostać wredną suką. Wszystko jasne - założyła ręce na piersi.

- Oczywiście, że nie! Sama byś tego wolała uniknąć. Przecież pierwsze co się stanie, jak się wyda, że chodzimy ze sobą to zaczną się pogróżki pod moim i jego adresem. Po co ma się mną bardziej przejmować? Dosyć macie kłopotów z fankami już teraz - tu zwróciłam się do Kena w poszukiwaniu oparcia.

- Hoonjae-ssi, myślę, że i tak musi najpierw omówić to na spokojnie z Hyungiem. No i o jaki transfer chodzi?

- Nie dopuszczę do ich rozmowy dopóki nie przyzna, że wie dokładnie co źle zrobiła!

- Wiem dokładnie co źle powiedziałam i kiedy - mruknęłam. - Zmarnowaliśmy sporo czasu. Pójdę do łazienki, Ken pomoże Ci się spakować i widzimy się przy recepcji. Stoi?

- Stoi - powiedziała markotnie moja przyjaciółka.

Przeprosiłam ich dwójkę i wyszłam na korytarz. Przez chwilę spacerowałam zamyślona, chcąc uporządkować sobie wszystko, ułożyć swoje przeprosiny w głowie zanim zacznę cokolwiek formułować przed Taekwoonem. Zatrzymałam się na jednej z klatek schodowych i oparta o poręcz wpatrywałam się w sufit wysoko nade mną.

- Zgrywanie niedostępnej ma swoje granice, wiesz? - Usłyszałam za sobą.

Przerażona oderwałam się od barierki i przyległam plecami do ściany. Ze schodów na górę schodził Min Hyungsoo we własnej osobie. Zdawało mi się, czy usłyszałam ponownie migawkę w oddali?

- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.

Próbowałam go zbyć i wrócić na główny korytarz, ale jego reakcja była szybsza. Przyszpilił mnie do muru, nie za bardzo dając pole do manewru.

- Odsuń się.

- Mam już dość biegania za tobą. Przestań się wygłupiać. Sprawa sądowa to nie jest zabawka.

Jego politowanie spotkało się z moją chęcią mordu.

- Kiedy do ciebie dotrze, że nie jestem już tobą zainteresowana i nie mam zamiaru popełniać tego błędu, jakim było chodzenie z tobą. Jesteś nic niewartą kanalią, na którą nie chcę nawet patrzeć. To co zrobiłeś Hoonjae też podpada pod paragraf, więc i twoja łapówka wyjdzie na jaw.

- Myślisz, że jesteś taka cwana? - Zakpił - Wygram tę rozprawę, zobaczysz, a wtedy... w zależności od twoich wyborów... - zbliżył twarz do mojego ucha co spotkało się u mnie z dreszczem obrzydzenia. - Albo spędzisz resztę dni ze mną, albo w psychiatryku.

- Jesteś chory. Puszczaj mnie.

- Nigdy mi się nie znudziłaś - powiedział zbliżając swoje usta do moich.

Rok temu, bym się zgodziła. Rok temu, byłabym cała w skowronkach. Rok temu dalej naiwnie bym wierzyła, że to kolejne pokrętne wyznanie miłości jakim mnie obdarowywał przez ostatnie pół roku związku. Rok temu byłabym pokłócona z Hoonjae i nie znałabym chłopaków. Teraz sytuacja była inna i dokładnie wiedziałam co siedzi pod jego blond czupryną, jak i znaczenie błysku w jego niebieskich tęczówkach. Teraz brzydziłam się nim jak nikim innym do tej pory. Dlatego zaczęłam się z nim szarpać. Korzystając z tych kilku treningów z Sanghyukiem, wiedziałam jak pozwolić sobie na ucieczkę. Kilka kopnięć, uderzeń i wywinęłam mu się pod ramieniem. Poczułam ukłucie w boku. W przypływie paniki popchnęłam go z całych sił za ramię. Odsunął się. I z dalszym przerażeniem zobaczyłam jak stacza się piętro niżej. Skalpel, którym chciał mnie dźgnąć wbił sobie w ramię. Zrobiło się głośno, ruch. Krzyki i jego oczy. Triumfalnie uśmiechnięte oczy.

Opadłam bezsilnie na kolana ze łzami w oczach, gdy udając ofiarę zaczął krzyczeć:

- Zaatakowała mnie! T-to ona! Jest chora! Trzeba ją odizolować! Chciała mnie zabić!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro