Tylko spokojnie
~45~
~Leo~
- Jutro wielki dzień, więc czemu nie śpisz? - Spytał Hakyeon idąc w kierunku lodówki.
- Chcę sprawdzić co z Saohwą. Nie wyglądała dzisiaj najlepiej.
- Miło - odparł, otwierając drzwi chłodziarki - tylko pamiętaj, że jutro ostatnia próba i mamy występ w telewizji.
- Wiem, Hakyeon.
- No myślę, niech zje tę zupę i wyśpijcie się we dwoje na jutro - wskazał głową miskę w moich rękach.
- Dzięki.
Bez pukania, ale powoli otworzyłem drzwi do pokoju dziewczyny. Saohwa wyrywała sobie włosy z głowy, aby następnie pochylić się nad kartką papieru na biurku. Dookoła niej walało się ich mnóstwo, tak samo długopisów o różnych kolorach i stopniach wypisania. Postawiłem małą tackę z jedzeniem po jej lewej stronie. Nie zareagowała, dalej mazała długopisem po kartce. Wyraźnie jej nie szło, do tego wyglądała na wykończoną. Wciąż nie zauważając mojej obecności, sięgnęła po swój kubek z kawą. Przeszkodziłem jej w tym, sam łapiąc jej wyciągniętą dłoń.
- Na dzisiaj z kawą koniec - powiedziałem łagodnie.
- Leo?! Kiedy ty...
- Przed chwilą. Ile już nie śpisz?
- Jedną noc - odpowiedziała, niezbyt przekonująco. Spojrzałem na nią krzywo. - No dobra, ostatnie cztery dni.
- Saohwa.
- Naprawdę muszę to zrobić, Taekwoon. Mam masę dokumentów do podpisania, tekst, was... Nie mam czasu na sen.
- Bzdura, skoro my go znajdujemy, to ty tym bardziej musisz. Wykończysz się w ten sposób. - Odparłem, obracając jej krzesło, aby siedziała przodem do mnie. Dopiero teraz w pełni mogłem dostrzec jak blada i chuda się zrobiła. Nie wyglądała zdrowo. - Zjadłaś coś dzisiaj porządnego chociaż?
- Coś tam w porze obiadu - uciekła wzrokiem odrobinę w bok. Unikała mojej reakcji.
- Choa...
- Wiem, co robię. Nie głodzę się przecież.
- Uważam, że mimo wszystko powinnaś zjeść tę zupę, a potem wykąpać się i od razu położyć do łóżka. Wolę, żebyś nie znalazła się jutro w szpitalu przez przepracowanie - stałem pochylony w jej stronę, oparty o podłokietniki jej krzesła. Na tyle blisko, że bez problemu mogłem zobaczyć najmniejsza zmianę w jej spojrzeniu. Przełknąłem ślinę.
- Dobrze, zgadzam się - odpowiedziała z wyraźnym zmęczeniem. - Może rzeczywiście przesadziłam ostatnio.
Kiwnąłem głową odsuwając się na krok. Brązowowłosa obróciła się powoli w stronę tacki. Widziałem jak jej ręka nieznacznie się trzęsła, gdy sięgała po łyżkę. Stanie i wpatrywanie się w to jak je, z jednej strony było zajmujące, ale zamykające jej się oczy i jej niepewny chwyt sztućca skłoniły mnie do pomocy. Choa bez większego narzekania pozwoliła mi się nakarmić.
- Dziękuje, Taekwoon-a - uśmiechnęła się lekko. - Chyba rzeczywiście będę się juuuż kłaść - ziewnęła, stając na chwiejnych nogach.
- Pomogę ci - powiedziałem, łapiąc ją w pasie i pozwalając się oprzeć o siebie. Do łóżka nie miała daleko, ale wolałem nie ryzykować, że uszkodzi się o kant biurka, łóżko czy samą podłogę.
- Kaleką to jeszcze nie jestem - zaśmiała się, gdy przykryłem ją kołdrą.
- Wolę się upewnić, że zaśniesz i nie uciekniesz z powrotem do pracy, Sao - odgarnąłem jej grzywkę z twarzy, zarumieniła się na ten gest, co wywołało u mnie w odpowiedzi uśmiech.
- To zgaś jeszcze światło, mądralo.
- Tak szybko chcesz się mnie pozbyć? - Spytałem pochylając się nad nią.
- Zrobiłeś ze mnie d-drugie burito, sam jutro masz mnóstwo pracy, więc powinieneś teraz spać - zacisnęła usta w cienką linijkę. Zaśmiałem się krótko widząc jej minę, w odpowiedzi dostałem obrażone spojrzenie.
- Dobrze, już idę, wyśpij się, kochanie - odpowiedziałem z szerokim uśmiechem.
- Ty też - odpowiedziała czerwona jak piwonia, próbując schować się pod kołdrą.
Wstałem ze swojego miejsca, zgasiłem światło, a potem wyszedłem na korytarz. Mieszkanie było ciche, wszyscy spali, więc na palcach podszedłem do własnego łóżka i zadowolony z siebie zasnąłem.
- Jesteśmy - odezwała się Choa, gdy nasz wan podjechał na parking przed studiem telewizyjnym. Teoretycznie było to niepotrzebne, głośne krzyki na zewnątrz mówiły jednoznacznie, gdzie jesteśmy.
- Ja i Saohwa idziemy pierwsi, postarajcie się jak najszybciej ustawić do zdjęcia przed wejściem. Styliści już na was czekają w środku.
- Tak jest menadżerze! - Odpowiedzieliśmy zgodnie.
Przez szybę obserwowaliśmy jak menadżer z asystentką idą wyznaczonym kawałkiem chodnika pomiędzy metalowymi barierkami. Saohwa prezentowała się naprawdę dobrze w spódnicy, lekkim ciemnoniebieskim sweterku narzuconym na białą koszulę, butach na obcasach oraz upiętych włosach w wysoki kok. Okulary przeciwsłoneczne dodawały jej interesującego wyglądu, nawet jeśli miała je na sobie tylko dla ukrycia pandzich oczu przed światem.
- Taekwoon, bo cię tu zostawimy - usłyszałem wesoły przytyk Kena. Odkaszlnąłem lekko, po chwili samemu wychodząc.
Błysk fleszy, krzyki fanów, ochrona stojąca przed najgorliwszymi, dłonie wyciągnięte w naszą stronę albo machające zawzięcie transparentami. Ot, nasza codzienność, w odpowiedzi uśmiechaliśmy się do zebranych i co jakiś czas machaliśmy do tłumu, chociaż głównie skupialiśmy się na szybkim dojściu do wyznaczonego dla nas miejsca za bramką. Nie było jakoś bardzo wcześnie, w okolicach ósmej i czekał nas kolejny długi dzień pełen hałasu. Krótkie przywitanie, kilka póz i dwadzieścia minut później znaleźliśmy się w środku. Choa stała przy schodach z tacką pełną ciepłej kawy.
- Próbę nagrania macie po dziewiątej. Jakimś rookie wybitnie nie poszło i potrzebują dodatkowej próby - poinformowała nas, gdy wchodziliśmy na piętro. - Mimo to macie od razu się przebrać i być gotowi na opuszczenie przymierzalni w każdej chwili. Według moich informacji około pięciuset fanów będzie podczas waszego nagrywania, w międzyczasie nagrywacie coś na VixxTv. To wszystko, co wiem.
- Dzięki, Noona - odpowiedział poważnie N. Brązowowłosa kiwnęła głową, byliśmy w pracy, tu nie można było sobie folgować jeśli chodziło o rozmowy. Nie byliśmy w wytwórni, tutaj wszystkie ściany mogą mieć nieprzychylne uszy.
- O której mamy śniadanie? - Spytał Hongbin pod drzwiami poczekalni.
- Będzie na was czekać po skończonych nagraniach - odpowiedziała sprawdzając coś w papierach - wcześniej musicie zadowolić się jedzeniem zjedzonym w dormie albo energetykami. Niestety - dodała ciężko.
- Będzie dobrze, to nie pierwszy raz - N klepnął ją w ramię, a potem wszedł do pomieszczenia.
Zostawiliśmy nasze rzeczy gdzieś pod ścianą i od razu zabrał się za nas nasz Staff. Nastąpiły prawie godzinne przygotowania do wyjścia na scenę, najpierw stroje, potem makijaż, w międzyczasie rozgrzewanie głosu i inne ćwiczenia dla uporania się ze stresem, który się w nas nazbierał. Pierwszy występ z nową piosenką był zawsze stresujący. To głównie on decydował o tym jak się fanom płyta spodoba.
- Taekwoon-hyung, co mam zrobić jak znowu zapomnę kroków? Nie mogę się przecież zbłaźnić przed ludźmi.
- Spokojnie, Jaehwan, poradzisz sobie. Nic złego się nie stanie.
- Nie jestem tego taki pewny - przyjaciel ciężko wypuścił powietrze z płuc i odchylił się do tyłu na krześle.
- Nie huśtaj się, bo nie chcemy zbierać cię potem z podłogi, Ken.
- Eh... Czasami żałuję, że nie palę - powiedział łapiąc za telefon.
- Będziesz pisać z fanami czy Yooną? - Dołączył się do rozmowy Hyuk.
- A coś ty taki ciekawski?
- Odkąd Taekwoon-hyung wszystko wyprostował, zostałeś tylko ty.
- Lepiej zajmij się sobą, młody - fuknął Jaehwan.
Założyłem słuchawki na uszy odcinając się od ich małej, niewinnej kłótni. Widziałem, jak Ken się rozluźnia, zmiana toru myśli musiała mu dobrze zrobić, szczególnie, że za chwilę grał w coś z maknae. Sam również wolałbym mieć dzisiejszy występ już za sobą. Nie czułem się pewnie, szczególnie z dużą ilością fanserwisu w drugiej piosence promocyjnej. Przymknąłem oczy, aby lepiej wsłuchać się w muzykę, gdy poczułem jak ktoś siada z mojej drugiej strony i wyciąga mi prawą słuchawkę z ucha. Zanim zdążyłem zaprotestować, poczułem czyjąś głowę na ramieniu.
- Fajna ta piosenka - to Saohwa oparła się o mnie.
- Cieszę się, że ci się podoba. Zrobiłaś już wszystko?
- Yhm, mam chwilę spokoju dopóki nie przyjdą po was z wujkiem.
- Rozumiem - zerknąłem w jej stronę. Siedziała spokojnie trzymając swoją głowę na moim ramieniu z przymkniętymi oczami.
Nie odzywaliśmy się do siebie, aż do przyjścia menadżera. Oczywiście całą sytuację musiała skomentować reszta i robić z igły widły, zanim nie znaleźliśmy się za kulisami sceny i zaistniało ryzyko podsłuchania przez osoby trzecie. Po sprawdzeniu ogólnego stanu ubioru wyszliśmy przed fanów. Piski radości, szum banerów i niebieskie światła lightsticków docierały do nas z widowni. Ukłoniliśmy się przed publicznością, przeprowadziliśmy krótki test mikrofonów i mogliśmy zacząć nagrywanie. Cztery odtworzenia układu - pierwsze, niedokładne dla ustawień świateł i innych aspektów technicznych, trzy pozostałe dla potrzeb programu, a następnie pięć minut dla widowni.
- Jestem padnięty.
- Nie przesadzaj, Ken. Przecież ledwo co zaczęliśmy.
- Łatwo ci mówić, ty Hyung nie pomyliłeś o mało co układu - zamarudził Jaehwan kładąc się na całej długości kanapy.
- Ale dałeś radę, to się chwali, Ken-oppa. Poszło wam to wszystko i tak dość sprawnie.
- Lata praktyki - zaśmiał się Sanghyuk.
- Teraz pozostało czekać tylko na wyniki - kiwnąłem głową, zgadzając się ze stwierdzeniem lidera.
- Tak, mamy te kilka godzin wolnego.
- Nie będziesz chyba pracować, Sao?
- Nie będę zbijać bąków, gdy wy pracujecie, Taekwoonie. - Posłałem groźne spojrzenie Wonshikowi i Hongbinowi, którzy zaczęli się podśmiewywać. - Zawsze jest coś do zrobienia.
- Jesteś pewna, że nie wolisz się zdrzemnąć?
- Zjemy śniadanie i biorę się za swoją część obowiązków. Tak samo jak wy dbacie o doinformowanie fanów, ja dbam o dokumenty - zaśmiała się.
Dalej nie byłem co do tego przekonany, ale postanowiłem zostawić tę rozmowę. Nie chciałem się z nią kłócić. Wyglądała dzisiaj trochę lepiej, ale dla mnie dalej nie do końca zdrowo. Jednak jeśli czuła się na siłach, wiedziałem, że nie odciągnę jej od pracy. Mogłem jedynie pilnować, aby nie nadwyrężała się zbytnio. Sam postanowiłem skorzystać z chwili na sen, po jedzeniu.
Dzień minął nawet spokojnie, po rozdaniu nagród wróciliśmy do poczekalni, aby się przebrać i spakować do wyjścia. Saohwa wyszła wcześniej, aby przygotować auto.
- Taekwoon-hyung! Co to za grobowa mina? - Zapytał maknae z wielkim uśmiechem na twarzy. Zmarszczyłem czoło nie wiedząc o co może mu chodzić.
- Pewnie już tęskni za Choą - zaśmiał się Hongbin. Westchnąłem ciężko. Granie mi na nerwach, chyba nigdy im się nie znudzi.
- Zazdrościcie mu po prostu - ku mojemu zdziwieniu w mojej obronie stanął Jaehwan. Podniosłem jedną brew w geście niedowierzania. Co się dzieje?
- No ty, Hyung nie masz czego, sam się dorobiłeś kolejnej dziewczyny.
- Ciekawe, co na to siostra Wonshika. Jiwon już cię w ogóle nie interesuje.
- Hyuk-a, Hongbin-a, zostawcie ją w spokoju!
- Ale z Hoonjae to musiało ci pójść bez problemowo, co? W końcu już i tak cię lubiła i w ogóle - dodał złośliwie maknae.
- Nie jest wcale łatwiej - zirytował się. Nadstawiłem uszu. - Poza tym to nie są wasze sprawy, nie zachowujcie się jak dzieci.
- No daj spokój, sam się dąsasz, bo nie było jej wśród fanów na widowni.
- Wcale nie! - Zaczerwienił się. - Poza tym i tak nic przecież ze sceny nie widać. Widownia to jedna, czarna plama... A tak z ciekawości, Leo-hyung, zaprosiłeś już gdzieś Sao?
Wzrok wszystkich skupił się na mnie. Przełknęłam ślinę, zarzucając na siebie bluzę. Wiedziałem, że nie zależnie od mojej odpowiedzi i tak czeka mnie masa pytań z ich strony, a zignorowanie pytania tylko mi zaszkodzi.
- Nie, jeszcze nie.
- Co? Dlaczego?
- Nasz Taekwoon się zawstydził - N zarzucił mi swoją rękę na ramię.
- To było do przewidzenia - dodał Wonshik spokojnie, a Ken z Hongbin mu przytaknęli. - Pewnie było dużo innych spraw...
Mentalnie wywróciłem oczami. Każdy comeback to dużo pracy, normalnym jest, że to na nim się skupiamy w pierwszej kolejności. Co nie oznacza, że nie szukałem okazji, aby zaprosić gdzieś Saohwę. Na moje nieszczęście była na tyle zapracowana, że nie było okazji, a i tak najbardziej lubiłem spędzać z nią czas we dwoje w dormie. Najczęściej był to wieczór, gdy przynosiłem jej coś ciepłego do picia podczas jej użerania się z papierkową robotą, ale sama obserwacja jej skupienia podczas pracy dawała mi dużo satysfakcji. Nie czułem żadnego pośpiechu.
- Nie macie lepszych tematów? - Spytałem.
- Nie - zaprzeczyli zgodnie.
- No, uchyl rąbka tajemnicy, Taekwoon!
- Zamierzałem dzisiaj - stwierdziłem, że takie niewinne kłamstwo ujdzie.
- W takim razie idź przodem - N uśmiechnął się szeroko. - Będę cię ubezpieczał - klepnął mnie w ramie, a ja poczułem jak bardzo się w kopałem. Miałem nadzieję na spokój, a teraz muszę szybko coś wymyślić. W tym najlepszy to nie byłem.
Całą szóstką wyszliśmy z pomieszczenia, z menadżerem spotkaliśmy się przy wyjściu z budynku. Spokojnie, machając do ostatnich fanów szliśmy do samochodu, gdzie za kierownicą siedziała Choa gotowa do odjazdu. Po kilku innych zajęciach, w okolicach dziesiątej wieczorem, wróciliśmy do mieszkania. Chłopaki od razu zniknęli w sypialniach zamykając mi drzwi przed nosem. Wymowny znak, że mnie nie wpuszczą dopóki nie porozmawiam ze swoją dziewczyną. Podrapałem się z tyłu głowy. Co ja mam teraz zrobić?
- Oppa? Coś się stało? - O wilku mowa.
- Co? Ah, nie, wszystko w porządku.
- To czemu tu stoisz? Nie chcesz odpocząć?
- A ty nie jesteś zmęczona? Ostatnio dużo pracujesz...
- Jeju, aleś ty nadopiekuńczy - powiedziała udając nadąsaną. Była urocza, gdy tak robiła i nie mogłem się powstrzymać od chichotu. - Ale dalej nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Ach, em... - teraz albo nigdy Taekwoon... - nie masz może ochoty na spacer? - Zaskoczona zrobiła duże oczy. - To tylko taka luźna propozycja - dodałem. Wyrzucałem sobie, że na coś takiego wpadłem. Kto o tej porze chodzi na spacery...
- Możemy iść - odpowiedziała cicho.
Ręce miała splecione za plecami i przygryzała że zdenerwowania wargę.
- T-to za jakieś dziesięć minut? - Zestresowałem się odrobinę. Nie sądziłem, że się zgodzi.
- Piętnaście i możemy iść - przytaknąłem tylko głową. Sao odeszła trzymając się za oba policzki.
Nacisnąłem klamkę, która o dziwo puściła. Zapomniałem w tamtym momencie, że nas podsłuchiwali, a przypomniały mi o tym ich szerokie uśmiechy.
- Po pierwsze, to musisz się przebrać - zarządził Hongbin, Jaehwan już miał w rękach jedną z moich koszul.
- Uczeszę go! - Zaoferował się Hakyoen, który pojawił się w drzwiach.
- Chłopaki!
- Nie masz nic do gadania! - Zakrzyczała mnie pozostała piątka.
Po jakiś dziesięciu minutach udało mi się uciec z pokoju. Poprawiłem koszulę, a potem w lustrze w przedpokoju starałem się ułożyć na powrót włosy. Kończąc ich układanie, mimowolnie spojrzałem na niewinnie leżące okulary i skrawek materiału na komodzie. Wychodzenie bez maseczki na ulicę wydawało mi się głupotą, z drugiej strony nie miałem ochoty jej zakładać, ale okulary przeciwsłoneczne o tej porze to jednoznaczny ubiór. W końcu z ciężkim westchnieniem zasłoniłem dolną część twarzy. Nie wiele mogłem zrobić, jeśli nie zamierzałem wywoływać skandalu, a ostatnim czego bym chciał w tym momencie to zazdrosne fanki na karku. Już i tak sporo ryzykowaliśmy tym wyjściem.
- Taekwoon? - Usłyszałem głos w drugim korytarzu.
- Tu jestem - odpowiedziałem wchodząc do salonu.
Saohwa stała w drugim przejściu nerwowo poprawiając swoje brązowe włosy. Miała ubrane zwykłe jeansy i lekko rozciągnięty szary sweter spod którego wystawał czarny kołnierzyk od koszuli. Niby strój nie wiele różniący się od jej codziennego, a jednak nie mogłem przez chwilę wykrztusić nawet słowa.
- To idziemy? - Zapytała, patrząc na mnie nieśmiało.
- Tak, jasne - odkaszlnąłem, aby ukryć zdenerwowanie.
W ciszy wyszliśmy z mieszkania oraz zjechaliśmy windą. Przez cały ten czas zastanawiałem się gorączkowo, gdzie się wybrać. Moja znajomość okolicy ograniczała się do znajomości położenia najbliższego sklepu spożywczego i kawiarni z kawą na wynos, notabene o tej porze zamkniętej. Poza tymi punktami byłem przekonany, że to zwykłe blokowisko. W końcu wyszliśmy na ulicę, a ja dalej miałem pustkę w głowie. Zdałem się na intuicję i skierowaliśmy nasze kroki wzdłuż ulicy. Ruch na drodze nie był duży, przechodniów też niewielu, więc rozmawialiśmy swobodnie słysząc nawet te nieśmiałe wypowiedzi, a ja mogłem pozwolić sobie na ściągnięcie maseczki z twarzy. Ciepły wiatr powodował, że nie musiałem się przejmować temperaturą i spacer był naprawdę przyjemny, dodatkowo niesforność włosów Choy, na swój sposób była urocza. Dodawało jej to uroku i tylko dzięki sile woli nie zrobiłem jej miliona zdjęć. Zamieniam się w Hakyeona albo Kena pod tym względem.
W pewnym momencie wiatr zawiał dokładnie zza naszych pleców i włosy zasłoniły Saohwie pole widzenia. Przez chwilę próbowała się z tym uporać sama, ale nie dawała sobie rady, więc z uśmiechem dołączyłem się do jej starań.
- Mam cię - powiedziałem wesoło, gdy wreszcie mogłem zobaczyć całą jej twarz. Zaśmiała się lekko.
Odgarnąłem jeszcze jeden kosmyk, który spadł jej na oczy, za ucho. Podświadomie zatrzymałem swoją dłoń na jej policzku. Byliśmy na tyle blisko siebie, że gdybym pochylił się odrobinę bardziej do przodu mógłbym...
- Dalej mam coś na twarzy? - Pytanie Saohwy sprowadziło mnie na ziemię.
- Paproch - chuchnąłem delikatnie w okolice jej policzka udając, że pozbywam się wyimaginowanego śmiecia. Następnie lekko odchrząknąłem i odsunąłem się od niej na jakiś krok. Czułem się niewyobrażalnie głupio.
Gdy wznowiliśmy dalszą wędrówkę, dalej rozmawialiśmy o wszystkim i niczym. Przyjemnie było przestać myśleć o pracy chociaż na tę chwilę. Kolejny wspólny wieczór, który spędzaliśmy jednak na spokojnie. W pewnym momencie Choa spojrzała niepewnie za siebie, a potem kręcąc głową odwróciła się na powrót do mnie. Znając jej zachowanie, wiedziałem że coś jest na rzeczy.
- Nic, przywidziało mi się, to pewnie tylko kot.
- Rzeczywiście nic nie ma. - Sam rzuciłem okiem na ulicę za nami.
- Mówiłam - odparła lekko naburmuszoną.
Przypomniał mi się w tym momencie nasz pierwszy wspólny spacer. Uśmiech wypłynął mi na usta w tym samym czasie co jej. Serce zabiło mi szybciej na ten widok. Wyglądała naprawdę cudownie, co przyprawiało mnie o to przyjemne uczucie motyli w brzuchu. Przełknąłem ślinę i złapałem ją delikatnie za ramiona. Tym razem nie miałem zbytnio czym się wymigać, poza tym miałem nadzieję, że moje intencje będą dla niej dość czytelne. Pochyliłem się nad nią lekko obserwując jak jej policzka zalewają się powoli rumieńcem. Gdy miałem zamiar zamknąć swoje oczy i pozostawić wszystko w rękach losu, ten postanowił sobie ze mnie zakpić. Gdzieś obok nas ni z tego, ni z owego zaszczekał czyjś pies, Saohwa zaskoczona pewnie co najmniej jak ja, podskoczyła w miejscu przez co o mało nie uderzyła mnie w brodę. Na szczęście w porę się wyprostowałem.
- Matko kochana - powiedziała przykładając sobie dłoń do piersi.
- Wszystko w porządku?
- Tak... Wystraszył mnie ten pies, to wszystko.
- Może usiądziemy - zaproponowałem jej, wskazując pobliską ławkę.
- Nie mam nic przeciwko.
- W takim razie - delikatnie objąłem ją ramieniem w pasie, co przyjęła z uśmiechem i przeszliśmy razem te kilka kroków.
- To jest naprawdę miły wieczór - powiedziała, gdy unormował jej się już oddech.
- Cieszę się, Sao - odpowiedziałem z lekką ulgą. - Należy ci się chwila oddechu.
- Nie tylko mnie, Taekwoon-a. Musimy częściej spędzać tak czas - poczułem jak nasze dłonie na ławce delikatnie się dotykają.
- Kiedy tylko się da - dodałem łapiąc ją za rękę. Nie cofnęła jej, co nie powinno mnie dziwić, ale przepełniło jakąś pewną dozą dumy.
Zapadła między nami cisza, dość przyjemna. Oboje wpatrywaliśmy się przez chwilę w gwiazdy, bez żadnego większego celu, ciesząc się sobą nawzajem. Nadal nie mogłem uwierzyć, że kobieta siedząca obok mnie była moja dziewczyną. Na sama myśl robiłem się szczęśliwy. Jednak każda chwila spokoju ma swój koniec, tak więc z ciężkim sercem wstałem z ławki wyrywając Saohwę z zamyślenia. Nie do końca przytomna zrobiła dwa kroki i straciła równowagę. Poleciała do przodu, w naturalnym odruchu przysunąłem ją do siebie korzystając z faktu, że dalej trzymaliśmy się za ręce, ale to dodało tylko impetu i zaraz po tym oboje upadliśmy na chodnik. Uderzyłem plecami w zimny kamień, natomiast Saohwa wylądowała wtula w mój tors.
- Nic ci nie jest?
- Na szczęście nie - odpowiedziała podnosząc się. - A tobie?
- Wszystko gra - uśmiechnąłem się szeroko, chociaż czułem jak bolą mnie praktycznie całe łopatki i kręgosłup. Pozostało mi błaganie w duchu, abym mógł jutro bez przeszkód się poruszać.
- To dobrze, wracajmy może zanim znowu coś nas spotka - zaśmiała się, ale na jej twarzy nadal malowała się troska.
- Zrobiło się już dość późno, więc nie jest to zły pomysł - odwzajemniłem gest.
Otrzepałem się z kurzu, a następnie ponownie złapałem ją za dłoń. Zarumieniła się soczyście, na co delikatnie ścisnąłem jej dłoń. Wracaliśmy we względnej ciszy, od czasu przerywanej luźną rozmową. Krótko po wejściu do mieszkania, życzyliśmy sobie nawzajem dobrej nocy i udaliśmy się do swoich pokoi. Chłopaki już spali, na co odetchnąłem z ulgą. Ich wywiad miałem odsunięty co najmniej do jutrzejszego dnia. Kładłem się do łóżka z uśmiechem na twarzy. Nawet jeśli moje dzisiejsze próby pocałowania Saohwy nie wypaliły, to przynajmniej trzymaliśmy się przez cały czas od ławki aż po drzwi mieszkania. Mogłem śmiało założyć, że spacer się udał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro