Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Samopoczucie

~35~

Przez całą drogę powrotną nie mogłam opanować drżenia rąk. Cud, że nie szłam jak pijana. Przekraczając próg nadal nie czułam się najlepiej. Weszłam do salonu, mając gąbki zamiast nóg. W mieszkaniu panowała cisza. Nie wiem, czy gdzieś wyszli, czy poszli spać. Nawet nie orientuję się, która jest godzina. Usiadłam na kanapie, podciągając kolana do brody. Musiałam ochłonąć i doprowadzić się do porządku. Nie mogli mnie takiej zobaczyć. Nikt nie powinien, przecież już się wyleczyłam.

Brałam głębokie wdechy, ale nie działały. Potrzebowałam tabletek, ale nie potrafiłam się ruszyć. Emocje mnie po prostu przytłoczyły. Nie wiedziałam co robić. Łzy spływały po moich policzkach. Nagle usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi.

- Jesteśmy z powrotem! - Powiedział roześmiany Hyuk.

- Dzięki chłopaki.

- Nie masz za co, Hyung! Sanghyuk, włącz telewizor, my z Taekwoonem przygotujemy coś do zjedzenia.

- Tak jest, Ravi-hyung!

Spróbowałam skulić się jeszcze bardziej. Błagałam w duchu, aby byli ślepi i mnie nie zauważyli. Bo niewidzialna raczej się nie stanę.

- Noona? Choa-noona, wszystko w porządku? Hej... - Chłopak zaczął mną potrząsać. Nie reagowałam. Nie chcę, aby ktokolwiek tu był. - HYUUUNG! NOONIE COŚ SIĘ STAŁO!

Chciałam się odezwać, ale nie potrafiłam się zmusić. Jakby nawet prosta komunikacja ze światem była poza moim zasięgiem. Mogłam tylko nasłuchiwać jak pozostali biegną przez korytarz w naszą stronę i jak Sanghyuk woła mnie, potrząsając za ramię.

- Sao? Saohwa, wszystko w porządku? - Leo delikatnie dotknął mojego ramienia. Udam, że śpię, to dadzą mi spokój... - Sao? - Poczułam, jak delikatnie odgarnia moje włosy, aby móc zobaczyć moją twarz. Błagam nie... - Hej, nie płacz. Wszystko będzie dobrze... Ravi naszykuj herbaty.

- Się robi!

Usłyszałam jak chłopak odchodzi. Leo delikatnie objął mnie ramieniem. Siedziałam w poprzek kanapy, więc musiało być to dość trudne, zważając, że pewnie kucał aby być na równi ze mną.

- Noona, co się dzieje? Mogę jakoś pomóc? - Zmartwiony głos Hyuka przelał szalę na ich stronę.

- Tabletki - wychrypiałam nadal nie zmieniając pozycji - w biurku. Pudełko po herbacie.

- Już idę!

Po ciszy jaka zapanowała, domyśliłam się, że zostałam w salonie sama z Leo.

- Przepraszam, zaraz się uspokoję - wyszeptałam, próbując zebrać siły do zmiany pozycji.

- Co się stało? Coś z Jaehwanem?

- Nie - tylko tyle byłam w stanie odpowiedzieć.

Chłopak na mnie nie naciskał. Delikatnie głaskał mnie po przedramieniu. Na swój sposób uspokajało mnie to. W końcu odważyłam się otworzyć oczy. Wiedziałam, że będą całe czerwone, ale nie mogłam ich martwić jeszcze bardziej. Już teraz nieźle wystraszyłam Hyuka, który za chwilę wróci z moimi tabletkami i będę musiała sama wybrać odpowiednie. Delikatnie uniosłam głowę, poczułam jak znowu zaczynam drżeć, ale musiałam spojrzeć w jego stronę. Po prostu upewnić go, że nie ma ze mną tak źle jak na to wygląda. Od razu napotkałam jego zmartwiony wzrok. Zanim zebrałam się w sobie na coś więcej, wrócił maknae.

- Noona, to to? - Zapytał, podstawiając mi pod nos pudełko.

Skinęłam lekko głową, odbierając je od niego. Drżącą ręką otworzyłam wieczko i zaczęłam szukać odpowiedniej tabletki. Połknęłam lekarstwo, a potem popiłam ciepłą herbatą przygotowaną przez Raviego.

- Dziękuję, już mi lepiej - ostrożnie obróciłam się do chłopaków przodem, spuszczając nogi z kanapy.

- Wszystko w porządku? Jesteś strasznie blada - Leo kucał tuż przede mną.

- Tak, wszystko gra. To tylko nerwy - głos nadal miałam słaby, ale przynajmniej stabilny. - Naprawdę, w porządku. Przepraszam, że was wystraszyłam. Wrócę do siebie...

- Nie ma mowy! - Zakrzyczała mnie cała trójka.

- Oglądamy film i Noona będzie go oglądać z nami.

- Musimy mieć cię na oku, wyglądasz zbyt słabo, aby zostawić cię samą.

- Jeszcze zemdlejesz - powiedział Taekwoon sprawdzając moją temperaturę.

- Ale...

- Żadnego, ale, Noona! Oglądamy film, aby poprawić humor Hyungowi, musisz siedzieć z nami! Idziemy przygotować przekąski - odparł Sanghyuk, ciągnąc za sobą rapera.

- Odniosę tabletki, zaraz wrócę - powiedziałam, ostrożnie podnosząc się z miejsca.

- Iść z tobą?

- Nie trzeba, dam sobie radę - spróbowałam się uśmiechnąć w jego kierunku, ale chyba mi nie wyszło.

Nie szłam zbyt pewnie, do tego czułam na sobie jego wzrok. Cieszyłam się, że nie naciskał. W domu nie miałabym spokoju. Schowałam tabletki na swoje miejsce, a potem weszłam do łazienki przemyć twarz. Zimna woda działała na mnie uspokajająco. Zmyłam cały makijaż i wróciłam do pokoju. Szczerze nie chciałam do nich wracać. Nie byłam pewna, czy znowu się nie rozkleję.

Wtedy usłyszałam czyjeś pukanie do drzwi.

- Proszę - uchyliły się i zobaczyłam Taekwoona.

- Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko w porządku. Czekamy już tylko na ciebie - nerwowo zerknął przez ramie.

- Już idę - uśmiechnęłam się lekko pod nosem.

Ta trójka na pewno nie da mi spokoju od siebie. Skończyło się na maratonie przeróżnych komedii, jednych lepszych, jednych gorszych. Pomimo fabuły rozrywki dostarczały też nasze wzajemne komentarze. Aczkolwiek nie wiem czemu uparli się, aby były to filmy z głównie romantyczne. Każda scena pocałunku powodowała, że czułam się dziwnie niekomfortowo. Ale nie wiem jak inaczej określić ucisk w żołądku, który nie chciał mnie opuścić. Zapewne była to wina miejsca, gdzie siedziałam. Ściśnięta pomiędzy skaczącym co chwila Hyukiem a Taekwoonem. To było krępujące, szczególnie podczas jednej z ostatnich scen, gdzie najmłodszy nie chciał się pogodzić z wizją reżysera i w przypływie emocji zaczął wymachiwać miską z popcornem we wszystkie strony. Nie chcąc dostać w twarz przesunęłam się bardziej na lewo, co skończyło się tym, że przez następne pięć minut kleiłam się do ramienia wokalisty.

- Nie czaję! Jak mogła być z tym gościem, przecież ją zdradzał i w ogóle! Kobiety to na serio są głupie - skwitował maknae, gdy pojawiły się napisy.

- Nie była najmądrzejsza, tu się zgodzę - powiedziałam z przekąsem, powoli wracając do poprzedniej pozycji. Ja wcale nie chcę udawać, że nie przeleżałam pół filmu na ręce od Leo...

- No ale, jak tak można?! - Zawołał Hyuk.

- HYUUUUUNG! LEO HYUUUNG! - Krzyknął Ken, trzaskając drzwiami.

- Nie hałasuj tak, Jeahwan! - Odpowiedział mu chłopak po mojej lewej.

- Tak, tak, nie to jest teraz ważne - powiedział szybko. - Noona, przesuń się - odparł, odpychając mnie. Było to na tyle nie spodziewane, że w efekcie znalazłam się na Sanghyuku.

- Hej!

- Z tobą pomówię później - zbył mnie ręką. - Hyung musisz mi pomóc! Ale to muuuuuusisz!

- Jeszcze chwila, a będziesz krową, Hyung.

- Zamknij się Sanghyuk.

- Appa! Kenjumma się przezywa!

- Cicho siedź, wielkie dziecko!

- Leo-hyung!

- Siedź cicho, ja mam ważna sprawę! Taekwoon-hyung! Powiedz, jak to jest się zakochać!? - Zażądał chłopak.

Leo wyglądał na naprawdę zaskoczonego, po czym pod nosem mruknął coś w stylu: A skąd ja mam wiedzieć.

- No weź nie rżnij głupa! Ja tu się serio pytam, Taekwoon!

Starszy wokalista ciężko westchnął. Rzucił mi przepraszające spojrzenie, a potem wytargał za ramię zniecierpliwionego Kena. Zamrugałam oczami. Co się stało? Kenowi ktoś się podoba? Byłam pewna, że się na mnie wścieknie. W ogó,le, która godzina i gdzie jest Hakyeon?

- Chyba powinniśmy się już kłaść - powiedziałam, wstając z kanapy.

- Saohwa~, a ramię Hyunga było wygodne? - Usłyszałam głos maknae, gdy wyłączyłam telewizor.

Powoli się odwróciłam i zobaczyłam ich niewinne uśmiechy skierowane centralnie w moją stronę.

- Nie wiem o co ci się rozchodzi.

- Oj, przestań~ To tylko wina Tae... ała! Ravi! Jak się tak będzie guzdrać... Ała! Ała! Dobra jestem cicho! - Fuknął, odsuwając się na bezpieczną odległość od rapera, który kopał go po kostkach. Myśli, że nie widzę, stojąc centralnie przed nimi?

- Po pierwsze, to była twoja wina, Hyuk. Gdybyś nie machał ręką z miską jak osoba z padaczką, to kulturalnie oglądalibyśmy film.

- Padaczka tak nie wygląda.

- Wiesz o co mi chodzi, Ravi. Spójrzcie tylko na ziemię, jaki syf! Sanghyuk posprzątasz to. Ja pójdę się położyć.

- Jako druga najmłodsza powinnaś mi pomóc!

- Nie słyszę~ - zanuciłam, znikając w korytarzu.

Opierając się o ścianę, wypuściłam ciężko powietrze. Wieczór w ich towarzystwie poprawił mi humor, nie powiem, że nie, ale potrzebowałam w tym momencie najbardziej samotności. Szczególnie, gdy miałam wrażenie, że nie puścili w niepamięć stanu w jakim mnie zastali.

***

- Pośpieszcie się! - Zawołał w naszą stronę wujek.

- Już - powiedziałam, powstrzymując się od ziewnięcia.

Nie mogłam spać. Męczyło mnie za dużo spraw. Powodu niewyspania Kena i Leo nie znam, ale spodziewałam się, że ma coś wspólnego z pustymi butelkami (po Kubusiu) koło kosza w kuchni. Ciekawiło mnie w sumie, co dobrego tak oblewali.

W samolocie były dwa rzędy z fotelami po dwie osoby. Skierowałam się na wolne miejsce obok Leo, ale mocny chwyt wujka za moje ramię mi to uniemożliwił.

- Siedzisz ze mną, moja panno - przełknęłam ślinę, słysząc jego surowy ton.

- J-jasne wujku, p-pomyliłam się - próbowałam brzmieć przekonująco.

Jednak ucisk na moim barku nie zelżał i na dodatek byłam zmuszona siedzieć pod oknem. Chciałam się zdrzemnąć, lot z Seulu do Meksyku miał zająć kilka godzin, ale wujek zaplanował całe menadżerskie spotkanie. Notowałam wszystko co mówił, a przynajmniej się starałam, bo moje powieki były takie ciężkie... Gdy dotarliśmy do hotelu, nie mogłam powstrzymać się od westchnięcia z ulgą. Uśmiechałam się radośnie, bawiąc się kluczem w ręce. Od razu położyłam się na swoim łóżku.

- Nie mamy czasu na wylegiwanie, Saohwa.

- Pięć minut, wujku. Albo dziesięć... Godzinka czy dwie... - mruczałam, wtulając się w poduszkę.

- Za pięć minut wyjeżdżamy na próbę z chłopakami. Gdybyś spała w nocy nie miałabyś problemu.

- Jesteś okropny. Mogę przynajmniej wziąć prysznic?

- Tylko się pośpiesz.

Podniosłam się leniwie z łóżka. Wyciągnęłam z walizki kilka kosmetyków i poszłam się umyć. Najpierw pod zimną wodą, aby się obudzić, a potem trochę cieplejszą, aby pozbyć się brudu i potu, który zebrał się przez ten czas. Odświeżona, po wyjściu z łazienki zobaczyłam jak wujek niecierpliwie tupie nogą wskazując na zegarek. Sprawdziłam godzinę, nie było mnie piętnaście minut, co oznaczało, że wcześniej wspomniane pięć nie było przysłowiowe. W recepcji już stał cały zespół.

- Menadżerze, co tak długo?

- Chodźmy już...

- Sam kazałeś nam się nie rozpakowywać, tylko zejść na dół.

- Dobra, dzieci, skoro przyszedł menadżer, to możemy już iść do autobusu.

- Tak, mamo!

- Mamy małe opóźnienie, ale to nadrobimy - powiedział wujek, a cały przekrzykujący się zespół ucichł i poszedł za nim.

- Choa? Dobrze się czujesz?

- C-co? A tak, tak. Wszystko gra, Hongbin - uśmiechnęłam się łagodnie.

- Jesteś pewna? Nie wyglądasz na zdrową.

- Nie wyspałam się, to wszystko.

- Skoro tak mówisz...

Przez następne kilka godzin nasze rozmowy ograniczały się do: potrzebuję tego... Gdzie jest tamto... Przyniosłabyś mi to... Jest coś do picia? Głodny jestem... Ile nam jeszcze zostało? I inne, typowe hasła przy pracy. Nie miałam ani chwili odetchnąć zupełnie jak chłopaki. Potem pierwszy występ, pożegnanie z fanami i krótki sen w hotelu. Po śniadaniu pojechaliśmy dalej, zjedliśmy obiad, kolejne przygotowania, kolejny występ, następnego dnia mała wycieczka i chwila wytchnienia, a potem kolejne przygotowania.

- Saohwa, podobno jest jakiś prezent od fanów! Przynieś go! - Zawołał wujek z głębi korytarza.

- Już się robi!

- Ła, Choa. Nie krzycz mi do ucha - oburzył się Hongbin.

- Przepraszam - powiedziałam szybko, odchodząc od toaletki, gdzie chwilę wcześniej kładłam napój dla chłopaka.

Wyszłam z garderoby i udałam się korytarzem w kierunku stadionu. Wyszłam do fanów w koszulce z dobitnym napisem: STAFF z przodu i czarnej bejsbolówce. Tylko ona odróżniała mnie od części obsługi, ale musiałam ją nosić odkąd poprzedniego dnia o mało nie straciłam przytomności. W ręce miałam podkładkę z rozpiską, co powinno znajdować się w paczce, po którą właśnie się pojawiłam.

- Dzień dobry, przyszłam po prezent dla zespołu - powiedziałam, podnosząc wzrok znad listy.

Uśmiech ze szczerego zamienił się w praktycznie sztucznie przyklejony. Przede mną, oprócz kilku fanek określanych mianem międzynarodowych, stała Don Suewoon.

- Co ty tu robisz? - Spytała dość opryskliwie na mój widok.

- Jestem asystentką menadżera VIXX - odpowiedziałam spokojnie, używając angielskiego. - Przyszłam po prezent od fanów.

- Jakoś ci nie wierzę - założyła ręce na piersi.

- Proszę dać mi prezent dla zespołu. Mam sporo rzeczy do zrobienia i mało czasu.

- Wpuść mnie za kulisy.

- Nie masz takiego pozwolenia.

- Oj, Jung Taekwoon mnie zna - powiedziała, rzucając mi wymowne spojrzenie. We mnie się aż zagotowało. Oczywiście, że zna imię najbardziej upierdliwej fanki!

- Przepraszam bardzo, ale nie mogę. Zespół właśnie szykuje się do występu na scenie, zobaczycie się wszyscy z nimi później. Jeśli pozwolicie wezmę prezent i dołączę do reszty obsługi...

- Nie wiesz, że jesteśmy ze sobą blisko? Co z ciebie za asystentka?

- Daję wam ostatnią szansę na wręczenie prezentu - powiedziałam dobitnie. - Nie mam czasu na zabawy, jestem w pracy, a nie na wakacjach.

- P-proszę - jedna z fanek wyszła zza czarnowłosej z koszykiem w ręce.

- Dziękuję - powiedziałam do niej z pocieszającym uśmiechem - a teraz możecie wracać na swoje miejsca.

Większa grupa dziewczyn odeszła rozmawiając między sobą. Tylko Suewoon się nie ruszała ze swojego miejsca.

- Wpuść mnie.

- Albo stąd odejdziesz albo wezwę ochronę, aby cię stąd wyprowadzono - powiedziałam hardo.

- Nie rządź się. Ile dałaś, aby tu się dostać? A może zrobiłaś coś innego, co?

- Pracuję dla Jellyfish Entertaiment. Proszę, wracaj na swoje miejsce.

Rzuciłam okiem na zegarek. Nie zostało dużo czasu do koncertu, co nie było mi na rękę, a nie mogłam stąd odejść dopóki nie pozbędę się tej dziewczyny. Pomiędzy nami wywiązała się cisza i walka na spojrzenia.

- Saohwa! O tutaj jesteś - usłyszałam głos Leo za plecami, a potem poczułam jak klepie mnie w ramię. - Menadżer cię szuka... och, dzień dobry - skłonił się szybko fance.

- Już wracałam, właśnie kończyłam rozmowę z jedną z waszych fanek - odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem chłopakowi.

- Ach, tak. T-to dobrze... przepraszam muszę iść, mam coś do zrobienia - ukłonił się jeszcze raz i zniknął szybko w korytarzu.

- Jeszcze nie skończyłam - usłyszałam groźny głos Koreanki, zanim odeszła od bramki.

- Nareszcie - westchnęłam głęboko.

Weszłam do garderoby, pozwoliłam chłopakom na zdjęcie z zapakowanym prezentem, a potem wyganiałam ich na scenę. Podczas pierwszej części sprawdziłam zawartość, a potem szykowałam im stroje na przebranie, butelki z wodą, czyste ręczniki. Po skończonym koncercie zbierałam wszystkie dodatki, które mieli i pakowałam stroje razem ze stylistami.

Po powrocie do hotelu marzyłam już tylko o odpoczynku w swoim pokoju. Z książką w ręce leżałam na łóżku, zabijając czas. Wujek wyszedł na spacer, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mam więcej luzu niż on, a przecież i tak biegam za zespołem praktycznie codziennie. W sumie trochę dziwnie się czułam z tym, że na korytarzu panowała cisza. Pewnie wszyscy byli padnięci po dniu pełnym wrażeń, ale jednak...

Puk, puk, puk.

- Proszę! - Powiedziałam, odkładając książkę.

- Cz-cześć - w drzwiach stał niepewny Taekwoon.

- Wujka nie ma, możesz wejść - zaśmiałam się. Od czasu wykładu na temat dobrego wychowania, Leo unikał kontaktów ze mną, gdy menadżer był w pobliżu. Nie dziwiłam mu się.

Chłopak zamknął za sobą cicho drzwi i podszedł do mnie. Poklepałam miejsce obok, ale zaprzeczył tylko ruchem głowy.

- Ch-chciałem się przejść i p-pomyślałem, że mo-mogłabyś pójść ze mną, jeśli masz ochotę - jedną z dłoni trzymał na karku. - Zrozumiem, jeśli jesteś zajęta albo nie chcesz - powiedział cicho patrząc w okno.

- Czemu nie? - Odpowiedziałam, zaskakując samą siebie pewnością w głosie.

- O-okej - wokalista również wydawał się zaskoczony - w takim razie poczekam na zewnątrz.

- Dobrze.

Leo skłonił niepewnie głowę i wyszedł z pokoju. A do mnie dotarło, co właśnie zrobiłam. Zgodziłam się. Na spacer. We dwoje. Z Jung Taekwoonem. Przełknęłam ślinę. Musiałam się przygotować. Podniosłam się z łóżka z zawrotną prędkością. Poszłam do łazienki. Przeczesałam szybko włosy i związałam je w wysoki kucyk. Nie miałam czasu na nic więcej. Potem przyjrzałam się strojowi. Nie, nijak nie mogłam wyjść z nim na miasto w dresie. Szybko dopadłam walizki i zaczęłam przeszukiwać jej zawartość. Większość bluzek była porozciągana i luźna, co gorsze nie umiałam znaleźć żadnej, która pasowałaby mi na tę chwilę. W końcu znalazłam coś, co się nadawało. Jeansowe szorty i biała koszulka z jakimś angielskim napisem, na nogi trampki i plecak do kompletu, do którego włożyłam jeszcze sweter, na wszelki wypadek. Po zaakceptowaniu wyglądu przez samą siebie, z uśmiechem wyszłam z pokoju.

 Rozejrzałam się po korytarzu, ale nie zauważyłam nawet śladu wokalisty. Zajrzałam nawet do jego pokoju, ale jedynie zastałam Kena wpatrującego się w ekran komórki z wielkim uśmiechem. Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi, co przyjęłam z ulgą. Zaczęłam schodzić po schodach na dół, gdy dopadły mnie pierwsze nerwy. Co jeśli nie wyglądam dobrze? Może lepiej było zostać w pokoju... Nie, muszę wziąć się w garść. Przecież go nie wystawię! Yoona chyba by mnie zamordowała, a nie mogę pozwolić, aby siedziała za morderstwo. Po za tym, o czym ja myślę?! Chcę wystawić LEO?  Klepnęłam własne policzki, a potem pokręciłam głową. Głupie pomysły trzeba wyrzucić z głowy, zanim zapuszczą korzenie.

- Saohwa? Coś się stało? - Usłyszałam Taekwoona tuż przed sobą.

Otworzyłam oczy i zamrugałam kilkakrotnie. Kiedy zdążyłam zejść na portiernię?! Przecież mieszkamy na trzecim piętrze!

- O-o czym mówisz. Wszystko w jak najlepszym porządku - uśmiechnęłam się, aby ukryć zawstydzenie. - Idziemy?

Przez chwilę się nie ruszałam, ale gdy chłopak stanął tuż przed drzwiami. Szybko go dogoniłam. Dopiero, gdy przez nie przeszłam - Taekwoon mi je przytrzymał - dotarło do mnie, że naprawdę wyszłam z hotelu w jego towarzystwie. I tylko jego. Po odejściu kilku kroków rzuciłam szybko okiem za siebie, jednak nie widziałam żadnej oznaki kogoś z pozostałych.

- Na pewno wszystko gra?

- Tak, tak. Coś mi się przywidziało - posłałam lekki uśmiech. Czy ja dzisiaj robię coś innego oprócz uśmiechu w jego stronę?

- Co?

- Kot - powiedziałam bez zastanowienia.

- A - padła krótka odpowiedź chłopaka, po czym i on się obejrzał - też go nie widzę.

- Mówiłam, że mi się przywidziało.

*Zazwyczaj nie ma moich komentarzy w trakcie rozdziału, ale włączcie sobie tę piosenkę koniecznie: *

https://youtu.be/joQdWAIxXXU

- Czy... - zamilknął na chwilę - czy Suewoon powiedziała ci coś dzisiaj? N-nie zrozum mnie źle! Jesteś trochę nieobecna odkąd przyniosłaś nam prezent od fanów i... p-pomyślałem, że może to przez nią... - jego oczy były pełne troski. Aż mi się na sercu zrobiło ciepło.

- Nie martw się. To nie z jej powodu, po prostu byłam zabiegana, to wszystko.

- Jesteś pewna?

- Yhm, całkowicie.

- Jeśli coś cię będzie trapić w przyszłości, to możesz nam powiedzieć. Albo przynajmniej mi - dodał trochę ciszej.

- Jasne - powiedziałam krótko, chowając dłonie do kieszeni szortów.

- Mówię poważnie.

- Ja też.

- Nie chcę, abyś znowu źle się czuła - powiedział cicho, patrząc prosto przed siebie. - Chłopaki pewnie też.

- To ze stresu - odpowiedziałam po dokładnym przemyśleniu odpowiedzi. - Po prostu za dużo spraw się nałożyło na siebie. Nie musisz się tym przejmować.

Leo ciężko westchnął pod nosem. Odwrócił się przodem do mnie, a potem złapał za ramiona, abyśmy byli twarzą w twarz. Był poważny, czarne tęczówki patrzyły prosto w moje. Dopiero teraz zauważyłam, że nie ubrał maseczki, ale nie w tej chwili było mi w głowie, aby go za to strofować. Język uwiązł mi w gardle, a serce zabiło o wiele za szybko. Bałam się, że je usłyszy, że się zorientuje.

- Nie mów tak, jakby to było nic. Brałaś leki.

- Na uspokojenie...

- Nie ważne - odparł kategorycznie - Saohwa, jeśli masz problemy to my... to ci pomogę. Jak tylko będę mógł, więc nie trzymaj tego w sobie, dobrze? - Jego błagalny wzrok był dla mnie nie do wytrzymania.

Swoje spojrzenie przeniosłam na nasze buty. Jego troska była miła i cieszyła mnie, ale z drugiej nie chciałam, aby się w to angażował. Hyongsoo był moim problemem. Z drugiej strony jeśli nikomu się nie zwierzę...

- Hej, nie płacz - Taekwoon ostrożnie mnie przytulił.

Przyłożyłam dłoń do twarzy. Kiedy łzy się tam znalazły?  Nie miałam pojęcia, ale płynęły wąskim strumieniem od oczu do ust. Szybko przetarłam twarz rękoma.

- To nic takiego. P-po prostu mnie za-zaskoczyłeś. Dziękuję, Taekwoon-oppa - odpowiedziałam i korzystając z chwili delikatnie oddałam uścisk. - Może kiedyś ci powiem - dodałam ciszej.

W odpowiedzi tylko pokiwał głową, co bardziej poczułam niż zauważyłam. To było naprawdę miłe, że pozwolił mi się sobie zwierzać i nie naciskał. Wiem, że pozostali próbowaliby ze mnie wszystko wyciągnąć, co może też było rozwiązanie, ale fakt, że ON dawał mi czas, abym sama do niego z tym przyszła, był dla mnie o wiele cenniejszy.

- Możesz mnie już puścić - zrobiłam mały krok w tył. Niechętnie, ale jednak jesteśmy na ulicy. Nie wypada, abyśmy tak stali.

- Naprawdę możesz na mnie polegać - dodał upewniając się, że przyjęłam jego słowa do świadomości.

- Wiem - praktycznie szepnęłam. - Może kupimy sobie coś do picia? Kawa? Ja stawiam!

- Nie, ja cię wyciągnąłem...

- Nie ma mowy, ja!

- Czy wy zawsze musicie stawiać innym?

- Wy?

- Nie ważne - powiedział szybko, patrząc gdzieś w bok.

- Czyli i tak stanęło na moim - skwitowałam wesoło, przyśpieszając kroku.

- Na nic się nie zgodziłem!

- Ale ja i tak zapłacę.

- Choa - westchnął ciężko.

- Leo - powiedziałam dokładnie z taką samą intonacją.

Zaśmialiśmy się oboje. Potem ramię w ramię szliśmy wzdłuż ulicy rozglądając się za jakąś otwartą kawiarnią. Niestety po dwudziestu minutach, jedyne co znaleźliśmy to mały spożywczy, który zamykał się za dziesięć minut. W ten sposób poszukiwania ciepłego napoju skończyły się na dwóch soczkach w kartonikach. Zapłacił Taekwoon, skubaniec szybciej naszykował portfel.

- Nawet smaczne - powiedziałam po łyku.

- Ale za małe - stwierdził czarnowłosy wyrzucając kartonik do śmietnika po drodze.

- Dopiero włożyłam słomkę, a ty już wypiłeś - pokręciłam głową - wiem czemu tak często biegasz do łazienki.

- W-wcale nie - oburzył się.

- Hihi - zaśmiałam się pod nosem - gdybyś zobaczył teraz swoją minę!

- Nie będzie ci do śmiechu, jak cię złapię - powiedział z uśmiechem w moim kierunku.

- No to spróbuj! - Zawołałam, rzucając się do biegu.

Najpierw biegłam przed siebie, ale ze względu na zmniejszającą się znacznie moją przewagę musiałam obmyślić jakiś plan. W ten sposób zaczęłam kluczyć między krzakami, śmietnikami i innymi sprzętami stojącymi po drodze. Na ulicy nie było wiele osób. Zbliżała się pora, gdy większość osób albo piła w barach albo bawiła się na dyskotekach. W końcu wybijała jedenasta w nocy, a my we dwójkę się goniliśmy. Oczywiście moja kondycja nie jest lepsza od chłopaka i w pewnej chwili poczułam jak ktoś łapie mnie od tyłu w pasie.

- Mam cię.

- Ja! Puszczaj! - Zawołałam ze śmiechem, klepiąc go po rękach.

- Nie mam takiego zamiaru - powiedział, przysuwając mnie sobie bliżej. Dziękowałam teraz sobie, że przed chwilą biegłam z całych sił, dzięki czemu łatwo będę mogła wytłumaczyć te rumieńce na twarzy. - Ze mnie się nie żartuje - ciarki mnie przeszły, gdy poczułam jego oddech przy moim uchu. Byliśmy zdecydowanie za blisko.

- A-ale co chcesz... - nie skończyłam zdania. Poczułam jak Leo opiera swoją brodę o moje ramię.

Wyciągnął przed siebie dłoń z telefonem. Nim zdążyłam zareagować czymś innym niż soczystym rumieńcem, zrobił nam zdjęcie, po czym odsunął się ode mnie. Oszołomiona stałam w miejscu patrząc na jego profil. Wpadłam w dziwny letarg. Z resztą, co w tym złego. Był tak pochłonięty komórką, że mogłam w spokoju i bezkarnie się na niego patrzeć. Wpadłam nawet na pomysł, żeby zrobić mu zdjęcie, nawet jeśli mój aparat w smartfonie to tak zwany kalkulator i jakość byłaby okropna. Zaczęłam klepać się po kieszeniach spodenek, a potem sprawdziłam boczne od plecaka. Nie było go...

- Oppa! Widziałeś , gdzieś może... mój... To nie jest chyba...

- Zobaczyłam tylko jak uśmiecha się chytrze machając urządzeniem.

- Nie wiem, co robisz, ale ani mi się waż! - Zawołałam, podbiegając do niego.

- I tak już skończyłem - powiedział, oddając mi urządzenie.

Szybko przejrzałam ostatnio otwarte aplikacje. Najświeższa - do wymieniania wiadomości. Na samej górze zbiorcza wiadomość do: Król Latte, Yoona <3, Cutie Byoun Byoun, Hulkkie, Raba Swag, Czarna Kropka, Flower Dołeczki Boy,  a w załączniku nasze wspólne zdjęcie sprzed chwili. Z mieszaniną strachu i zawstydzenia spojrzałam na chłopaka znad wyświetlacza.

- Ładnie wyszłaś - powiedział, delikatnie się uśmiechając.

- Dz-dziękuję - odparłam, patrząc w bok. Rumieńce przez tydzień mi nie zejdą.

- Wracajmy już, musisz się wyspać przed jutrem.

- I-i kto to mówi! Jestem pewna, że to ciebie będą najdłużej budzić.

- Em... nie. Wonshika, do dzisiaj ciężko śpi.

- Coś ty dzisiaj taki wygadany? - Spytałam, na co odpowiedział mi wzruszeniem ramion.

Przez całą drogę powrotną prowadziliśmy między sobą luźną rozmowę. Rozchodząc się do swoich pokoi życzyliśmy sobie nawzajem dobrej nocy. Zamknęłam za sobą drzwi, a potem rzuciłam się na łóżko tłumiąc pisk szczęścia poduszką. Właśnie spędziłam cały wieczór sam na sam z Taekwoonem. We dwoje! Do tego wujek spał obok w najlepsze, więc nie musiałam mu się z niczego tłumaczyć. Nie mogłam uwierzyć w swoje własne szczęście. Zapadając w sen obiecałam sobie, że nie odpuszczę sobie relacji z Leo.

------------------------------

I jest! Najdłuższy jak dotąd rozdział: około 4 060 słów! Mam nadzieję, że się podoba~.

Sanghyuk czy N? :p

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro