Rodzina
~40~
~N~
- Jak znajdę to zabiję.
- Hakyeon-hyung, spokojnie... - Hongbin próbował mnie uspokoić.
Gdy skończył się seans okazało się, że ani Leo, ani Choa nie wrócili na salę kinową. Szczęście postanowiło nam sprzyjać i ze względu na to, że menadżer wyszedł ostatni mogliśmy wcisnąć mu bajeczkę, że Taekwoon posłał nam wiadomość, że źle się czuje i razem z menadżerką wrócili przed nami. Prawda była taka, że ani jedno, ani drugie, się z nami nie skontaktowało. Sanghyuk w aucie znalazł plecak Taekwoona z telefonami jego i brązowowłosej. Aby zyskać na czasie, Ravi naciągnął menadżera na zakupy. W tym czasie nasza czwórka postanowiła wrócić do dormu i obmyślić dobry plan.
- Z tego co Wonshik mówił, to mogą siedzieć w domu - odezwał się Ken.
- Co z tego?! Odłóż wreszcie ten TELEFON!
- PRZESTAŃ WRZESZCZEĆ! Pytałem Yoony, czy widziała się dzisiaj z Choą! Cały dzień dzisiaj spędza na sali i biega po szpitalu, nawet nie ma kiedy odpocząć - dodał naburmuszony.
- BĘDĘ WRZESZCZAŁ DOPÓKI ICH NIE SPOTKAM, a potem ich zabiję!
- Hyung, bo znowu się pochorujesz... czy to źle, że w końcu zniknęli RAZEM? Po prostu kryjmy ich do wieczora i po kłopocie.
- Sanghyuk dobrze gada.
- Ken-hyung, sprawdzałeś może przy okazji godzinę? Jest DZIESIĄTA, jeśli nie ma ich w dormie to wszyscy zginiemy z rąk menadżera.
- Hongbin, nie panikuj.
- Jakie nie panikuj! Jako jedyny z was dobrze mówi! - Warknąłem, wystukując kod do drzwi.
Gdy się otworzyły, pierwsze, co zobaczyłem to dwie pary butów, jedną ściągniętą niechlujnie i drugą - starannie. Z kurtkami było podobnie, zawieszona i rzucona byle jak na sofę. Nie wspominając o pozostawionym włączonym świetle. Myślałem, że zaraz coś we mnie pęknie.
- A nie mówiliśmy! Są w domu - powiedział tuż za mną Jaehwan porozumiewawczo.
- W takim razie... Hakyeon-hyung! - Usłyszałem krzyk Sanghyuka.
- Ani mi się waż mi przeszkadzać - warknąłem na maknae.
- Ha...
- Ty też, Hongbin. Nie mam nastroju na wasze irytujące odpowiedzi, jasne Jaehwan?!
- T-tak - odparł cofając się o krok.
Nie miałem zamiaru w tym momencie zajmować się tą trójką. Nie mogłem uwierzyć, że TAEKWOON wywinie mi taki numer. Już prędzej Ken, Hongbin albo Hyuk by się urwali, ale nie LEO. Zły szedłem prosto przed siebie. Nawet nie kłopotałem się do jego pokoju. Wiedziałem, że go tam nie znajdę.
„Zdążyłem tylko zerknąć w tę samą stronę co on, a Leo wręcz na mnie nakrzyczał, żebym zostawił go samego. Był strasznie nerwowy." - Odkąd Wonshik pod kinem i pod przymusem wszystko mi wyśpiewał - bo wcześniej bronił się, że wokalista siedzi w toalecie - nie mogłem usiedzieć spokojnie.
Złapałem za klamkę, nie powiem, zdziwiło mnie, że drzwi puściły od razu, ale nie dałem po sobie tego poznać. Pewnie wszedłem do pokoju:
- TAEKWOON! CO TO MA ZNACZYĆ DO JASNEJ CHOLERY?!
- Hakyeon, ciszej - odpowiedział zirytowany.
- CISZEJ?! CZY TY WIESZ, CO TY ZROBIŁEŚ?! CZY TY WIESZ, ILE NERWÓW MI PRZYSPORZYŁEŚ?! WIESZ, CO MENADŻER CI ZROBI, JAK SIĘ DOWIE?! JAK MOŻESZ BYĆ TAKIM IDIOTĄ? MYŚLAŁEM, ŻE BARDZIEJ BEZMYŚLNYM OD SANGHYUKA BYĆ NIE MOŻNA, ALE JAK WIDAĆ SIĘ MYLIŁEM!
- Hakyeon...
- NIE PRZERYWAJ MI JAK DO CIEBIE MÓWIĘ! Nigdy nie sądziłem, że akurat TY się okażesz skończonym idiotą! - Złapałem się za czoło, ciężko oddychając. - Nigdy nie myślałem, że możesz być tak nieodpowiedzialny! NIE TAK CIĘ WYCHOWAŁEM! ILE RAZY MAM POWTARZAĆ, ABYŚCIE NA SIEBIE UWAŻALI? NO ILE?! Ja rozumiem bardzo wiele, Jung Taekwoon. Naprawdę, jestem w stanie głowę, rękę, nogę odciąć za całą naszą szóstkę, ale nie mogę pozwolić, abyście mnie tak traktowali! Kto w tym wieku, w tym czasie nie ma przy sobie komórki! Żadnego kontaktu! Skończeni idioci!
- N, spokojnie, Choa...
- Spokojnie, spokojnie. Wy wszyscy nic tylko SPOKOJNIE! Ale to nie wy musicie się szczerzyć i płaszczyć przed menadżerem! Jak myślisz, kto wymyśla wam te wszystkie wymówki? No kto?! Oczywiście, że JA. I chociażby z tego względu, NALEŻY. MI. SIĘ. SZACUNEK. I. DO CHOLERY. Przynajmniej. MÓW. KIEDY. CHCESZ. ZABRAĆ. JĄ. NA RANDKĘ! - Wydarłem się na przyjaciela, o mało nie zrywając sobie gardła.
Byłem na niego wkurzony, nie mieściło mi się w głowie, że Taek może być tak zaślepiony.
- HAKYEON! - Zawołał wystraszony.
- Mmm... Hakyeon-oppa? - Usłyszałem zaspany głos Saohwy.
Zamrugałem kilkakrotnie. Dopiero teraz zobaczyłem w jakiej pozycji zastałem tamtą dwójkę. Brązowowłosa musiała jeszcze chwilę temu spać wtulona w czarnowłosego, bo wyglądała na porządnie nieprzytomną. Włosy też miała w nieładzie i opuchnięte oczy. Chwila, moment, czy jej makijaż nie jest przypadkiem dość poważnie rozmazany?!
- Choa...
- Śpij dalej, to nic takiego, a ty musisz teraz porządnie wypocząć - Leo od razu uspokoił dziewczynę, która tylko mu przytaknęła.
- Ej, co tu się...
- Na zewnątrz - odparł poważne Taekwoon, pomagając Sao ułożyć się wygodnie na łóżku.
Zgłupiałem na moment, czyżbym o czymś nie wiedział? Wyszedłem zamyślony z pokoju menadżerki, chwilę później wyszedł Leo.
- Hehe, wieczór z Nooną, sam na sam, co Taekwoon-Hyung?
- Sanghyuk, idź i zajmij się sobą.
- Ale, Omma!
- Żadnego jęczenia! - Warknąłem. - Muszę pomówić z Taekwoonem.
- Jasne, jasne, już mnie nie ma - podniósł ręce do góry w obronnym geście, a potem zniknął w salonie. Pewnie znowu będzie grał z Hongbinem w gry wideo.
Weszliśmy do mojego pokoju, usiadłem na obrotowym krześle, odwracając się tyłem do biurka, a przodem do przyjaciela. Taekwoon w miarę spokojnie usiadł na łóżku Wonshika.
- No więc? Co się dzieje? - Powiedziałem nie w sosie. Ręce zaplotłem na piersi, domagając się odpowiedzi. - Tylko nie mów, że nic, bo naprawdę nie jestem w stanie do gadki szmatki.
- Saohwa źle się poczuła.
- Yhm, a dlaczego? Zrobiłeś jej coś? Spotkaliście kogoś? Jest chora? - Wyrzucałem z siebie pytanie po pytaniu, wszystko, aby Taekwoon dobrze odczuł, że zdawkowe odpowiedzi w tym momencie nie będą mnie satysfakcjonować.
- Niczego jej nie zrobiłem! Spotkała... kogoś, no i się... pokłócili...
- Od kiedy owijasz w bawełnę, Taekwoon? Mów, co się stało.
- To jej osobista sprawa. Nic nam do tego.
- Tak, tak, jasne - powiedziałem czując, że gniew na nowo się we mnie zbiera. - Związek Jaehwana i Hoonjae też jest ich sprawą, ale widzę go jak na dłoni i wychodzę z siebie, aby jakoś kryć tego gamonia przed menadżerem! Wiesz, że ślęczy zbyt często na komórce i jest rozkojarzony ostatnio? Nie, bo sam zachowujesz się podobnie! A na mojej głowie jest wymyślanie stosownych wymówek! Więc raczej jesteś zobowiązany, aby mi powiedzieć, z jakiego powodu dzisiaj po wyjściu z kina, musiałem razem z chłopakami nadstawiać za twój wybryk karku.
- Jej były. Praktycznie rzecz ujmując, prześladuje ją. Dostała ataku paniki i musiałem się nią zająć. Przecież nie mogłem jej zostawić samej sobie! Wyglądała naprawdę słabo, bałem się, że wyląduje w szpitalu - powiedział nerwowy. Zacisnął zęby i dłonie na udach. Był zły, znałem go na tyle długo i dobrze, aby od razu to stwierdzić. Ta sprawa musiała być dość poważna.
- To i tak nie zwalnia cię z obowiązku informowania mnie o takich sprawach. Jak mogłeś zostawić swój telefon w samochodzie?! I czemu w twoim plecaku był telefon Saohwy?
- Nie wiem. Nie brałem go, gdy wychodziliśmy do kina, nie myślałem, że oprócz portfela będę potrzebował czegoś więcej - wzruszył ramionami.
- Taekwoon-a... - westchnąłem ciężko. Sytuacja nie prezentowała mi się za ciekawie. - Czy Choa czuje się już lepiej?
- Musi odrobinę odpocząć - powiedział poważnie.
- Rozumiem, ale Leo, naprawdę. Uważaj, dobra? Suewoon już teraz nie daje ci spokoju, jak dotrze do niej to, co się dzieje między waszą dwójką...
- NIC SIĘ NIE DZIEJE! - Chłopak podniósł na mnie głos. - Nic, się nie dzieje. Wątpię, aby Saohwa chciała być ze mną.
- Jaka dziewczyna, by ciebie nie chciała? - Powiedziałem z lekkim uśmiechem, aby dodać mu otuchy. - Więcej wiary w siebie, Taekwoon. Myślę, że dzisiaj mielibyście dobry start, gdybyś mnie tylko wcześniej zawiadomił - dodałem z przekąsem.
- Tak, dzięki twoim wrzaskom nie mam pojęcia , jak jej w oczy spojrzę - jęknął, zakrywając dłonią oczy.
- Już dawno powinieneś ją gdzieś zaprosić. Nie moja wina! Po za tym lepsza randka niż wiesz co - powiedziałem drocząc się z nim. Wzdrygnął się.
- Dzięki, właśnie mi przypomniałeś, że dla jej wujka jestem celem na liście do zabicia numer jeden.
- Do usług, Taekwoon - uśmiechnąłem się szeroko, czego nie mógł zobaczyć, ale i tak odpowiedział prychnięciem na moją wypowiedź.
***
- Nie zmusicie mnie do tego!
- Oczywiście, że nie, Taekwoon - powiedziałem spokojnie. - Zrobisz to z własnej woli.
- Hakyeon...
- Ale Hyung! To będzie idealna okazja!
- Dajcie spokój - jęknął, gdy Hongbin i Ravi zaczęli go ciągnąć za ręce do przodu.
- Jak nigdy, nasz kochany maknae wreszcie mówi do rzeczy - powiedziałem, tuląc od tyłu Hyuka. - Lepszej okazji nie znajdziesz.
- Ale musimy to robić... - powiedział zrezygnowany Leo, patrząc na Jaehwana przed nim.
- No, Hyung musimy to przećwiczyć, przecież chcesz aby wyszło idealnie, co nie?
- Przecież sam mogę...
- Co to, to nie. Z szacunkiem, Hyung, ale zajęłoby ci to kolejne sto lat - odparł Wonshik.
- To i tak szybko! - Zaśmiałem się.
- No dobra, niech będzie! Ale czy musimy robić taką szopkę? - Jęknął wokalista nadal nieprzekonany.
- Tak, chcesz strzelić gafę?
- Jaką gafę, Hakyeon - wywrócił oczami.
- No przecież możesz powiedzieć coś za dużo. O dzieciach na przykład. Poza tym do dziewczyn trzeba całkiem inaczej podejść, zagadać. Rozmowa nie klei się tak jak z nami - odparł Hyuk próbując uparcie, uwolnić się od mojego uścisku. Nie doczekanie.
- Sanghyuk, też mam siostry i wiem, jak się...
- Oświadcza? - Wypalił Ken z wielkim uśmiechem na twarzy.
Nie mogłem się powstrzymać przed śmiechem. Taekwoon w jednej chwili zrobił się bielszy od ściany, a potem czerwieńszy od zachodzącego słońca. Zaczęli biegać po całym pokoju i wywracać wszystkie sprzęty.
- Uwaga na... lampę... biurko... to nowa koszula Bina! To moja nowa ksiażka! Co ja się będę produkować - mruknąłem patrząc jak jeden z drugim po kolei wpadają na wszystkie sprzęty.
Nasza pozostała czwórka, jakoś zmieściła się na jednym łóżku i czekała aż się zmęczą albo Jaehwan zginie z rąk Leo. Spojrzałem na zegarek, dochodziła już najwyższa pora naszej odświętnej kolacji. Z tego powodu musiałem wtargnąć pomiędzy dwójkę głównych wokalistów.
- Dobra, dobra, dzieci spokojnie - powiedziałem, odciągając Taekwoona na bezpieczną odległość. - Jaehwan troszkę sobie pofolgował, a ty jak zwykle w gorącej wodzie kąpany. Teraz ładnie mi się pogodzić, Leo ładnie się przebierze, a my wszyscy idziemy do kuchni...
- Nie będę brał udziału w tej farsie - powiedział zły czarnowłosy.
- Jak chcesz, jest nas pięciu... dobra, czterech! - Poprawiłem się widząc minę Kena. - Którzy mogą dać jej TEN pierścionek, jeśli ty nie chcesz... ale potem nie płacz w kącie - odparłem, kierując chłopaków do wyjścia.
- Hyung...
- Nie jęcz, Hyuk. Leo wie co robić - powiedziałem, mierzwiąc mu włosy, a potem usiadłem na kanapie.
Plan czas rozpocząć. Po pierwsze, Hongbin i Hyuk zajęli się kuchnią. Ravi i Jaehwan przygotowali stół w jadalni, a ja nadzorowałem resztę i czatowałem w salonie. Na stole obok mnie, w wazonie był duży bukiet kwiatów i zaraz obok małe pudełeczko. Jeśli Taekwoon nie zdąży po to przyjść, na mnie spada zaszczyt ich wręczenia. Ciekawy jestem, jak bardzo wściekły byłby wtedy na siebie. Jednak po chwili wyszedł ubrany w czyste spodnie i koszulę, całą szóstką się "odstawiliśmy", ale wszyscy zgodnie dołożyliśmy starań, aby to Taekwoon wyglądał najlepiej. Czasem dla przyjaciół trzeba się poświęcić.
- Tylko tego nie zepsuj - mruknąłem odkładając gazetę.
Zanim mi odpowiedział, usłyszeliśmy, jak otwierają się drzwi do mieszkania. Wstałem z kanapy klepiąc go w plecy. Teraz radzić, musi sobie sam. Chłopaki w sekundę zapchali korytarz w stronę kuchni, a ja stanąłem bokiem do Taekwoona, aby mieć idealny widok na scenę pomiędzy nimi. Wzbierała we mnie jakaś rodzicielska duma. W końcu dzisiejszy wieczór jest sporym kamieniem milowym dla tej dwójki... pomyśleć, że jeszcze dwa dni temu wrzeszczałem na niego u niej w pokoju... jak te dzieci szybko dorastają.
- Padam z nóg! Ledwo stoję... No patrzcie! Mam już omamy! - Powiedziała pewnie Choa, wskazując ręką Taekwoona z kwiatami.
Miałem wielką ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Hm... Mówisz o tym różowym jednorożcu na środku pokoju? - Zza pleców menadżerki wyskoczyła Yoona.
- Nie, o Leo w garniturze! Z kwiatami, i pierścionkiem... - w tym momencie nie daliśmy rady i roześmialiśmy się całą piątką na całe gardło. Choa zdębiała w przejściu.
- Hyung! Co...coś ty... Haha no nie mogę! - Jaehwan wręcz turlał się ze śmiechu. Natomiast Taekwoon zrobił się cały czerwony.
Z ciekawości spojrzałem w stronę menadżera. Ku mojemu zdziwieniu wyglądał na spokojnego, a nawet rozśmieszonego. Może już się z tym wszystkim pogodził? Oby, bo strasznie by mi to życie ułatwiło.
- Dobra, dobra! - Klasnąłem w dłonie, aby uciszyć chichoty i oszczędzić Leo dłuższego upokarzania. Nie mniej, jak bardzo Taekwoon musiał nawalić, aby Choa myliła go teraz z marą senną?
- T-to dla ciebie - powiedział czarnowłosy wyciągając przed siebie kwiaty i pudełko.
- Hyung! Psssssssssssssst, na kolana! - Mówiąc to, Sanghyuk nie był zbyt dyskretny.
-Z-zaraz, to na prawdę dla mnie? - Saohwa wyglądała na zdezorientowaną, patrząc to na Taekwoona, to na menadżera i Yoonę.
- W-wiesz, bo nam pomagasz... no i... żyjemy razem już długo. Zżyliśmy się i... i... rozumiemy się już dość dobrze. Jako cała grupa - dodał szybko Taek. Pacnąłem się w czoło. Tyle starań, a pacan nie potrafi się wysłowić. Pomijając, że z nerwów chyba zapomniał tekstu, który ćwiczyliśmy na Jaehwanie. - Nie jesteśmy sobie już tak obcy, więc chcielibyśmy...
- A tak właściwie Taekwoon-hyung! - Przerwa mu Sanghyuk za co dostał ode mnie kciuka w górę.
-...dać ci to - nawet z tej odległości widziałem, że strasznie trzęsą mu się dłonie z nerwów.
Sao ostrożnie odebrała kwiaty i pudełeczko. Kiedy je otworzyła, uśmiechnęła się łagodnie. Widocznie prezent jej się spodobał. A dokładniej specjalnie dla niej przez nas zamawiana wersja naszego pierścionka, którym uczciliśmy nasz debiut cztery lata temu.
- Od tej chwili oficjalnie witamy w VIXX - powiedziałem klepiąc Taekwoona po plecach, a posyłając szeroki uśmiech do naszej menadżerki.
- Dz-dziękuję - powiedziała, aż jej się oczy świeciły.
- To zaczynamy imprezę! - Zawołał Ken zza moich pleców. - Yoona, Choa, zapraszamy do kuchni!
- Hongbin-hyung, czy to oznacza, że omma i appa biorą rozwód?
- Sanghyuk? - Spojrzeliśmy na niego niepewni, czy po ostatnim spotkaniu ze znajomymi dobrze się czuje.
- No wiecie, Choa-noona stanie się naszą nową ommą, co nie? W końcu dzisiaj to właśnie świętujemy, czy nie?
- Wreszcie wyzwoliny się spod tyranii Hakyeona-ommy! - Zawołał Wonshik za co został przeze mnie spiorunowany wzrokiem.
- Chłopaki, bez przesady - powiedziała brunetka idąc zaraz obok Leo - mogę być waszą... ciotką!
- NIE! - Zaprzeczyliśmy zgodnie całą piątką.
- O-okej... ale naprawdę nie musieliście robić imprezy specjalnie dla mnie.
- Oj, Noona! Należy ci się! W końcu próba generalna się udała... Ała! Bin!
- Maknae w takich sprawach głosu nie mają - odpowiedział mu. - Już dawno nie wyprawialiśmy przyjęcia. Ostatnie było na urodziny Kena, więc cieszmy się wieczorem, co?
- W takim wypadku wybacz mi, Hakyeon-oppa, ale dzisiaj ja będę "solenizantką". - Zrobiłem pytającą minę, gdy niepewnie wręczyła mi malutką torebeczkę. - Pewnie jestem ostatnia, ale wszystkiego najlepszego - uśmiechnęła się, a mnie wmurowało.
No tak, dzisiaj jest ostatni czerwca. Moje urodziny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro