Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Opiekunowie

Pod rozdziałem mam do was małe pytanko! :)

***

Meksyk

~36~

Z samego rana cała moja radość wyparowała, gdy dotarł do mnie pewien fakt. Poprzedniego wieczoru, nie mogę zaliczyć jako randki. Przecież Taekwoonowi podoba się inna dziewczyna. To było wyjście w ramach poprawy humoru, między przyjaciółmi.

- Saohwa, nie jesteś dzieckiem. Wychodź spod tej kołdry.

- Nie.

- Sao...

- Nie i już. Idź już, wujku.

- Jak nie wyjdziesz z tego łóżka za pięć sekund to wyślę cię w piżamie do Korei.

- O ile będę sama - odparłam nadal zakopana w pościeli.

- Weź się nie wygłupiaj, bo stracę cierpliwość.

- Nie ma mowy! Nie wyjdę do nich! Nie i koniec. Kropka.

- Co się stało? Pocałował cię któryś?

- Nie - chociaż bardzo bym chciała.

- Pokazałaś się w bieliźnie?

- Nie - ale co poniektórzy chętnie by mi pogrzebali w garderbie. Taki Hakyeon na przykład.

- Upiłaś się i opowiadałaś o swoim ukochanym Xiuminie?

- Nie - swoją drogą ciekawe co u niego. Dawno go nie widziałam...

- No to co, bo nie mam pojęcia! Tylko nie wymiguj mi się okresem, bo to jest taki sam argument jak ból mięśni chłopaków.

- Nie powiem - idźże już, bo mi zaraz powietrza braknie!

- Fochów nie będziesz mi tutaj odstawiać - usłyszałam wujka, a zaraz po tym zostałam pozbawiona kołdry.

- Wujku!

- Marsz na korytarz!

- W piżamie?!

- Trzeba było się ruszyć, gdy grzecznie prosiłem. A teraz na zewnątrz, no już. Chłopaki czekają, aby zejść na śniadanie, a potem mamy od razu próbę.

- Cz-czekaj! - Zawołałam, gdy złapał mnie za kostki i ściągnął z łóżka.

Zanim mnie wywlókł z pokoju udało mi się złapać za plecak.

- Wujku! Nie wrócę do łóżka przysięgam! Ale daj mi się porządnie przygotować!

- Nie marudź, zaraz wejdziemy do stołówki - powiedział, a moja twarz pewnie zbielała. A jeszcze kilka godzin temu byłam pewna, że nie zejdą rumieńce.

- Czekaj! Chyba mnie tak nie... wprowadzisz... - powiedziałam "przekraczając" próg pomieszczenia.

Tak, przez całą drogę zamiatałam swoją osobą dywany w holu, bo jak wujek złapał za moje kostki, tak nie puścił. W końcu moje pięty uderzyły o podłogę. Syknęłam z bólu, rzucając wściekłe spojrzenie opiekunowi. Musiałam wyglądać jak siedem nieszczęść.

- Noona? - Cholera, Sanghyuk i reszta już tu są.

- Wracam do pokoju - powiedziałam, wstając z ziemi. Szybko się otrzepałam, ale menadżer nadal stał nieopodal, więc złapał mnie za rękę i posadził na krześle.

- Nie ma taryfy ulgowej. Jedz i nie marudź - skurczyłam się na krześle, przyciskając do piersi plecak.

Chciałam się schować pod stołem, ale wiedziałam, że wujek wyciągnie mnie stamtąd. Jeszcze spodenki z piżamy mogłabym przeżyć - sportowy krój, całe czarne - tak nie miałam najmniejszej ochoty pokazywać się w bokserce do kompletu. I specjalnie siedziałam naprzeciw Hongbina, który znowu miał skurcz twarzy, a.k.a się szczerzył niczym debil. Zastanawiałam się co z tym zrobić, kiedy mnie oświeciło. Przecież miałam tę torbę ze sobą poprzedniego wieczora, a w ogóle jej nie rozpakowywałam... Rozpięłam zamek i z samego wierzchu wyciągnęłam czarny sweter. Może był za gruby, z długim rękawem i w ogóle nie pasował do reszty stroju. Ale przynajmniej sprawdzał się w roli bluzki. Jak się ugotuję to będzie wujka wina. Z takim nastawieniem udało mi się skosztować bułki, gdyż mój wspaniałomyślny wuj postanowił w tamtym momencie udać się do auta. Ja nie wiem, jaki on ma ze mną dzisiaj problem.

W samochodzie siedziałam pomiędzy Leo a Kenem, bo N podobno miał coś do omówienia z wujkiem, chociaż podczas jazdy ani słowem się do niego nie odezwał. Korzystając z chwili - i lusterka wstecznego skierowanego w moją stronę - postanowiłam się uczesać. Jednak szczotki ze sobą nie miałam. Czas poprosić „przyjaciółki".

- Hongbin, pożycz no szczotki do włosów - powiedziałam, odwracając się do tyłu.

- Hyung, lepiej uważaj, to jakaś wiedźma!

- Sanghyuk, żebym ja ciebie nie zamieniła w kocmołucha - powiedziałam nie w sosie.

- Nie mam niczego przy sobie, Choa.

- No nic - westchnęłam ciężko, odwracając się znowu przodem do jazdy. - Hakyeon-oppa, masz może coś co mnie uratuje? - Spytałam, wychylając się do przodu.

- Hm... Nie, dzisiaj nie mam niczego przy sobie.

Pokiwałam tylko głową. Reszta też zaprzeczyła. I tak już jestem wdzięczna Kenowi, który pod pretekstem toalety przyniósł mi jeszcze w hotelu, pod koszulką swoje klapki. Były za duże, ale przynajmniej nie musiałam iść boso. Ravi podzielił się dropsami, więc nieświeży oddech został zminimalizowamy, jednak nadal nie miałam co zrobić z włosami. Żadnej gumki, grzebienia czy szczotki, wsuwki albo spinki. Po prostu nic, co pozwoliłoby na poskromienie mojej czupryny. Mogłam się tylko modlić, aby stylistki jadące w busie za nami miały cokolwiek mi do pożyczenia. Poddałam się w tej dziedzinie, kiedy poczułam jak ktoś ostrożnie przeczesuje palcami moje włosy.

- Nie ruszaj się - usłyszałam głos Leo.

Powstrzymując z całych sił ciekawość dalej wpatrywałam się w okno od strony Jaehwana. Co prawda wokalista uśmiechał się do mnie porozumiewawczo, ale postanowiłam to ignorować. Ja. Się. Znowu. Nie. Rumienię. JASNE?!

- Gotowe - powiedział Taekwoon, a ja spojrzałam we wsteczne lusterko.

Włosy wcześniej we wszystkich kierunkach, teraz były zebrane w zgrabny kucyk. Nie idealny, ale nie wyglądał źle. Dotknęłam materiału, którym były związane, okazało się, że były to sznurki. Spojrzałam zaskoczona na „fryzjera".

- Kiedyś widziałem jak Riwoon związywała sobie włosy, gdy jej gumka pękła, bransoletką, którą nosiła na ręce.

- Riwoon?

- Moja starsza siostra.

- O, em... dziękuję - powiedziałam, dotykając swoich włosów.

- Nie ma za co - padła prosta odpowiedź, zanim wrócił do słuchania muzyki.

- To co się wydarzyło wczoraj wieczorem?

- Nic się nie wydarzyło, niby co miało? - spytałam, powstrzymując się od grymasu na twarzy.

- Zacznijmy od tego, że Taekwoon z uśmiechem na twarzy...

- Jesteśmy na miejscu - wujek stanowczym głosem przerwał naszą rozmowę.

Nie jestem do końca pewna, czy jestem za to mu wdzięczna, czy niekoniecznie, bo mam wrażenie, że wstał dzisiaj nie tą nogą, co powinien. A ofiarą jego humoru padłam ja. Szybko przemknęłam za zespołem do budynku, w którym miał odbyć się kolejny koncert. Na swoje nieszczęście byłam zmuszana przez wujka do biegania tam i z powrotem. Nie miałam czasu, aby wymienić z kimkolwiek chociaż słowo. Chwilę spokoju miałam, gdzieś w połowie występu, wtedy udało mi się wraz z jedną ze stylistek dobrać mi jakikolwiek strój (nawet bieliznę mi jakąś załatwiła, nie miałam najmniejszego zamiaru protestować). Doprowadziłam się do porządku, gdy na korytarzu zrobił się jakiś popłoch. Wyszłam z garderoby i pierwszym, co wyłapałam było: karetka. Potem, że już jedzie. Przepchałam się przez tłum pod scenę, aby zobaczyć jak ocucają Raviego, a półprzytomny Leo siedzi na schodach i rozmawia z Hyukiem.

- Co się dzieje?

- O! noona, Hyung zasłabł.

- Nic mi...

- Hyung! To nie czas na to! - Maknae podniósł głos, a po jego minie widziałam, że się strasznie zmartwił.

- Sanghyuk ma rację, musisz odpocząć. Skrócimy przebieg koncertu, aby nie powodować zbytniego zamieszania. Przejdziemy od razu do rozmowy ze Starlights.

- Dobry pomysł, zajmij się ich szpitalem, Saohwa - usłyszałam wujka, który wychodził zza kulis. - Skontaktuję się z tobą, gdy tutaj skończymy.

- Tak jest!

- Karetka już przyjechała! - Doszedł nas głos kogoś z obsługi.

Dwie godziny później siedziałam zniecierpliwiona na krzesełku przed salą, gdzie leżeli obaj artyści. Było już po badaniach, ale doktor nalegał na osobistą rozmowę z pacjentami. Pielęgniarka wręcz mnie wygoniła z sali i teraz musiałam czekać aż wraz z tłumaczem wszystko przekaże półprzytomnym ofiarom, a dopiero potem mnie. Co za przypał.

- Co z nimi, Panie Doktorze? - Lekarz coś odpowiedział, ale nie zrozumiałam wiele, więc zwróciłam się do tłumacza, o pomoc.

- Osłabienie organizmu spowodowane przemęczeniem. Nie jest to groźne, ale przez tydzień nie wolno im wykonywać gwałtownych ruchów ani nadmiernej aktywności fizycznej. Powinni również wypoczywać, najlepiej w domu, chociaż jeden z nich... Ach, tak, Pan Kim powinien być pod stałą opieką lekarską, dla Pana Junga nie jest to konieczne, ale również wskazane. Szczególnie przy pojawieniu się mdłości czy zawrotów głowy.

- To znaczy, że nie mogą pracować - powiedziałam, bardziej do siebie niż mężczyzn przede mną. - Czy mogą podróżować? Czy lot samolotem im nie zaszkodzi?

Tłumacz przeprowadził w moim imieniu krótką wymianę zdań z lekarzem, a potem zwrócił się do mnie:

- Jeśli w przeciągu następnych dwóch godzin ich stan się nie pogorszy, będzie to możliwe.

- Dziękuję za pomoc.

- Proszę się tak nie martwić, wyjdą z tego - dodał na odchodnym tłumacz, klepiąc mnie po ramieniu. Nie martwić się, ta... A cały ich grafik szlag właśnie trafił!

Weszłam do pokoju zła.

- Ile razy mamy wam powtarzać, abyście dbali o siebie? Naprawdę... Musicie mnie tak martwic?

- Poleżymy trochę i nam przejdzie, to nie pierwszy raz, Choa.

- Nie o to chodzi, Ravi! - Jego spokojny głos nie był czymś, co chciałam usłyszeć. - Wiecie ilu chorób możecie się nabawić?! Przecież mogliście doznać jakiś poważnych urazów! Wstrząśnienia mózgu, amnezji! Zrobić krzywdę nie tylko sobie, ale i innym!

- Spokojnie, Choa. Poprawimy się, lepiej usiądź, też nie wyglądasz najlepiej.

- A jak mam wyglądać, Taekwoon-oppa?! Zasłabnęliście na scenie!

- Taekwoon-a! Wonshik-a! Jak się czujecie? - Do pokoju wpadł zdyszany N, zaraz po nim wpakowała się reszta zespołu.

Wujek natomiast zawołał mnie na rozmowę na korytarzu.

***

- Te ostatnie dni były okropne - odezwał się N tuż za mną.

- No ciekawe przez kogo - powiedziałam ze złością.

- Hyung! Nie drażnij menadżerki. Nasza Choa bardzo dobrze się spisała - w mojej obronie stanął Hongbin.

- No właśnie! Popieram Binniego! Dała radę sama ogarnąć ostatnie koncerty, jestem dumny z Noony!

- Dziękuję, Hongbin, Sanghyuk - uśmiechnęłam się łagodnie.

Ostatnie dni dały mi się we znaki, szczególnie, że bez dwójki z zespołu Hakyeon zaczął czepiać się o wszystko. A teraz musiałam czekać z całą czwórką na wujka, który się spóźniał przez korki.

- Musimy być dla niej wyrozumiali, Hakyeon-hyung. W końcu menadżer zabronił jej pobytu sam na sam z Leo.

- Dokładnie... hej! Jaehwan-oppa! C-co ty wygadujesz?! - Podniosłam głos, odwracając się w jego kierunku.

- No już, nie graj świętej, dobrze wiemy, co robiliście we dwoje.

- No właśnie, właśnie! Tak się cieszę, Noona! - Zawołał Sanghyuk łapiąc mnie w pasie.

- Przestań! - Zawołałam, gdy zaczął kręcić mną wokoło.

- Tak, Hyuk, odstaw wszyscy musimy jej pogratulować. - Stwierdził Binnie.

- Nie ma czego! - Powiedziałam podniesionym głosem, gdy otoczyła mnie cała czwórka. Ich miny wyrażały szczere zdziwienie.

- A-ale to zdjęcie - maknae podstawił mi zdjęcie pod nos.

- To wynik zakładu - powiedziałam próbując przybrać pokerową twarz. - Taekwoon wygrał i je nam zrobił. Byliśmy na PRZYJACIELSKIM spacerze.

- Sam na sam - dorzucił z uśmiechem Ken.

- Mogłeś iść z nami, ale grałeś na telefonie! A reszta poszła spać!

- Noona - zanucił śpiewnie Hongbin, zarzucając mi swoje ramię na barki. - Przestań się bronić, co? Przecież zachowamy to dla siebie...

- Kiedy mówię, że nic... A w ogóle to z jakiej racji miałoby coś być?!

- No takiej, że Hyung mógłby ci coś powiedzieć i to takie ważne coś, a ty Noona byś go wysłuchała i odpowiedziała na to coś, ale nie byle jak, bo dla Hyunga to coś jest szalenie ważne no i...no i... no i Noona by już się tak nie dąsała, bo nie miałaby o co.

Zamrugałam kilkukrotnie, bo za nic nie zrozumiałam wypowiedzi Sanghyuka, na którą pozostali zgodnie przytaknęli. W końcu podszedł do mnie Hakyeon.

- Na pewno nic ci nie powiedział Taekwoon? Jesteś tego absolutnie pewna?

- Hm... Nie. Nic szczególnego - N przez chwilę wpatrywał się w moją twarz, a potem z grymasem się ode mnie odwrócił.

- Choa, nie łam się, my już to załatwimy - powiedział poważnie Hongbin.

- Ale co?

- O nic się nie martw Noona! Hyung dostanie za swoje - głos Sanghyuka był przesiąknięty rządzą mordu, aż sama przełknęłam ślinę.

- Porozmawiaj sobie o wszystkim na spokojnie z Hoonjae. My zajmiemy się tym idiotą od siedmiu boleści - dodał Ken.

Stanęli obok mnie w czterech i rozpoczęli dyskusję między sobą przyciszonymi głosami. Co jakiś czas jeden albo drugi uśmiechał się złowieszczo, więc z obawy o swoje bezpieczeństwo, razem z bagażami stanęłam kilka kroków dalej. Zastanawiało mnie w sumie, dlaczego tak się cieszyli z naszego wspólnego spaceru. Przecież nie dotyczyło to żadnego z nich. Yoona pewnie wie i śmiała by się ze mnie w tej chwili do rozpuku. O ile już tego nie robi.

Kiedy dojechaliśmy do domu, chłopaki wyskoczyli jak z procy, a mnie wujek zatrzymał na chwilę rozmowy:

- Coś się stało?

- Saohwa, dobrze wiem czemu z marszu zgodziłaś się na ten staż. Myślę, że musisz sobie wyjaśnić parę rzeczy z tym chłopakiem - powiedział wujek, akcentując ostatnie dwa słowa.

- Nie mam mu nic więcej do powiedzenia - odparłam po przełknięciu dużej guli w gardle.

- Jak uważasz, ale pamiętaj, że to nie może wpłynąć na twoją pracę. Chłopaki się do ciebie już przywiązali. Wolałbym nie powoływać kolejnego asystenta ze względu na jakąś aferę.

- Wiem, wujku. Będę uważać na siebie.

- No i... Nie daj im się wykorzystywać - westchnął ciężko - To, że z nimi mieszkasz nie oznacza, że mogą robić z tobą co chcą. Od Taekwoona tym bardziej trzymaj się z daleka.

- Wujku! - Powiedziałam cała czerwona na twarzy. - To było nie porozumienie! Jest ostatnią osobą wśród nich, którą można by o to posądzić. Potrafię o siebie zadbać. Zaufaj mi.

- Ufam, obu stronom, ale hormony to inna para kaloszy, moja panno. Jeśli cokolwiek się stanie...

- Nic się nie stanie. Minęło już pół roku. Gdyby im tak brakowało kobiet, już dawno by mnie tu nie było.

- Dobrze, dobrze. Po prostu się martwię.

- Wiem, ale jesteśmy dorośli.

- Czasem w to wątpię - powiedział z lekkim uśmiechem, który odwzajemniłam.

- No, chodźmy już, bo mam złe przeczucia. - Wujek uniósł pytająco brew. - Hakyeon, Jaehwan, Hongbin i Sanghyuk coś planowali zanim się pojawiłeś i nie jestem pewna co.

Zaśmiał się tylko, po czym wysiedliśmy z auta. Kiedy doszłam do klatki odwróciłam się za siebie, ale niczego dziwnego nie widziałam.

- Sao?

- Już idę - powiedziałam, idąc za wujkiem.

Musiało mi się przewidzieć - pomyślałam wsiadając do windy. Jednak zanim weszłam do mieszkania i zajęłam się dokumentami, nie potrafiłam się oprzeć wrażeniu, że ktoś tam jednak był.

☆★☆★☆★☆

Sanghyuk czy Hakyeon?

Czekam na wasze komentarze~ :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro