Oparcie
~39~
~Choa~
Obudził mnie sygnał przychodzącej wiadomości.
Od Hyungsoo:
„Mam nadzieję, że się wysypiasz, kochanie. Piękny dzień przed nami."
Człowiek ledwo wstanie, a ten musi działać od razu na nerwy - pomyślałam, wstając z łóżka.
Kiedyś takie smsy mnie cieszyły. Sprawiały, że serce rozsadzało mi klatkę piersiową. Teraz miałam wrażenie, że na mojej szyi jest obroża, która się zaciska coraz mocniej. Definitywnie odmienne uczucie. Nie wiedziałam do końca jak sobie z tym poradzić. Moja ciekawość nie chciała mi dać spokoju, przez co cały czas zastanawiało mnie, czego on chce.
Ochlapałam twarz zimną wodą, wytarłam ręcznikiem, a potem wyszłam z łazienki. Przede mną dzień latania po biurowcu, Nam w tym momencie jest nieważny. Osoba, która teraz liczyła się dla mnie najbardziej, spała w pokoju naprzeciwko mojego.
- Czas przyrządzić coś na śniadanie - powiedziałam do siebie, poprawiając kucyk.
Z uśmiechem na twarzy weszłam do kuchni pewna, że wstałam jako pierwsza.
- Nasza księżniczka wstała! Co to za radosny uśmiech, Saohwa? - Ken z kubkiem kawy w ręce opierał się o blat w kuchni.
- Miło widzieć, jak się uśmiecha dziewczyna. Podobno przynosi szczęście - powiedział N, odstawiając swoją miskę do zlewu.
- Noona załatwi nam tydzień wolnego?
- Szczęście, a nie cud, Sanghyuk - powiedział Ravi, wstając od stołu.
- Cokolwiek - odparł maknae, zatapiając zęby w kanapce. - Ciekawe jak smakują chrupki z mlekiem...
- Z dala od mojej miski - Hongbin podniósł naczynie do góry - jeszcze w szpitalu wylądujesz.
- No już chłopaki, dajcie jej coś do jedzenia - powiedział wujek zza gazety.
Stałam osłupiała w miejscu. Zegarek wskazywał piątą rano, a oni zachowywali się jakby była dziesiąta. Czy ja o czymś nie wiem?
- W porządku? - Leo stał tuż przede mną. Kiedy on podszedł?
- Tak, zamyśliłam się. Nie sądziłam, że wszyscy tak wcześnie wstaną - odparłam, siadając na wysuniętym dla mnie krześle.
- Takie cuda się zdarzają - przyznał wujek, odkładając magazyn. - Wyspałaś się przynajmniej?
- Tak. Dziękuję - dodałam, gdy Leo postawił przede mną talerz z jedzeniem.
- Tak po prawdzie, to Menadżer-nim obiecał nam, że jak uwiniemy się dzisiaj na planie zdjęciowym to pójdziemy do kina - powiedział Hongbin.
- Albo do klubu - dodał Jaehwan - zależy o której skończymy.
- No cóż, czasem trzeba wam dać marchewkę - powiedziałam, tuż przed włożeniem do ust porcji sałatki. Wujek zaśmiał się cicho pod nosem, tak samo jak N, reszta wyglądała na zagubionych.
- Wiem kto chętnie by taką marchew zjadł.
Zabawna (z pozoru) wypowiedź lidera rozpętała prawdziwą burzę wśród chłopaków. Kończyłam moje zielsko słuchając ich jednym uchem. Większości aluzji i tak nie potrafiłam złapać, a skoro wujek im nie przerywał, to wątpiłam, czy ja powinnam. Chociaż nie mogłam powiedzieć, że całkowicie nie interesowało mnie, kogo miał na myśli Hakyeon.
Zjadłam swój posiłek i z przyzwyczajenia rzuciłam okiem na wyświetlacz. Kolejna wiadomość. Skrzywiłam się pod nosem, usuwając powiadomienie.
- Coś nie tak?
- Nie, to tylko wkurzający spam - odpowiedziałam machinalnie, nie zwracając nawet uwagi na rozmówcę.
- Najlepszy sposób to zablokować numer albo zmienić swój, pomyśl nad tym.
- Kiedy ja... - spojrzałam na rozmówcę. Leo intensywnie wpatrywał się we mnie, chcąc abym dokończyła. - Znudzi im się to za chwilę. Mogę jeszcze tyle pocierpieć. Nie szykujesz się jak inni?
- Jestem przygotowany - odparł, wstając. - Myślę, że wyjście dobrze ci zrobi - dodał, przechodząc obok mnie.
- Coś się stało?
- Nie, nie, skąd to pytanie, wujku?
- Bo wydajesz się ostatnio nieobecna - powiedział, uważnie mi się przyglądając.
- Wszystko w porządku, zapewniam cię, że trzymam rękę na pulsie.
- Może to przez ten czas w miesiącu - mruknął do siebie, a ja spaliłam buraka, czy to jest aż tak dla nich widoczne? - Jedziemy na plan.
Pilnując garderoby, nie mogłam przestać myśleć o Hyunsoo. Za późno zorientowałam się jaki on jest. Przeklęty manipulator i dręczyciel. Myślałam, że dał sobie ze mną spokój, dlatego jego aktualne zainteresowanie tak mi się nie podobało. Bałam się, że coś knuje i wszystko obróci tak, abym żyła na jego warunkach. Najgorsze, że odnowił kontakt z moją mamą. Ojciec nigdy specjalnie za nim nie przepadał, jednak w najgorszym dla mnie przypadku, wziąłby jej stronę.
- Noona! Co ja mam z tym zrobić?! - Panika w głosie Hyuka, wyrwała mnie z rozmyślań. Wrzuciłam telefon do pobliskiej torby i podeszłam do maknae.
- Gdzie o to zahaczyłeś? Przecież rozerwałeś cały rękaw! - Zawołałam łapiąc za koszulę.
- Ach no ten... Rozciąłem o klamkę - podrapał się z tyłu głowy. Nowa kolekcja, ciuchy po kilka milionów won...
- O klamkę. O klamkę. O jedną klamkę - powtórzyłam nie dowierzając, złapałam się za czoło.
- Każdemu się może zdarzyć - zamarudził.
- Tak, każdemu. Ale twoja CHOLERNA klamka, będzie nas kosztować majątek! Weź od kogoś marynarkę, zapnij chociaż guzik przy mankiecie - podeszłam do chłopaka, oglądając ze wszystkich stron zniszczenie.
Mogłabym to zszyć, ale nie miałam przy sobie żadnej igły. Poza tym, wątpię, abym zrobiła to na tyle sprawnie, żeby uszło mi to na sucho. Naszym jedynym ratunkiem w tym momencie była marynarka Hongbina. A i to wydawało mi się dość ryzykowne. Obserwowałam ostatnie zdjęcia strasznie zdenerwowana. Mocno zaciskałam palce, aby wszystko wyszło. W końcu rozległo się pożegnanie chłopaków i mogłam odetchnąć z ulgą. Przy najmniej do momentu, aż przyjdzie rachunek. Sanghyuk dostanie po kieszeni, nie ma co.
- Menadżerze, to dokąd teraz jedziemy?
- Na obiad, a potem do kina - odpowiedział liderowi wujek.
- Czemu nie do klubu? Dawno tam nie byliśmy! - Zaoponował Jaehwan, ku mojemu zdziwieniu. Byłam przekonana, że maknae zaprotestuje jako pierwszy.
- Dlatego, że Choa musi być trzeźwa z samego rana. Taekwoon z resztą też - powiedział wujek na spokojnie.
- Przepraszam! Potrafię pić! - Oburzyłam się.
- Sama może tak, ale oni tym razem by ci nie pozwolili.
- O czym ty-
- Menadżerze! - Chór złożony z Hongbina i Kena przerwał mi w pół zdania. Odwróciłam się do tyłu, robiąc duże oczy.
- Na drugi raz, jak będziecie knuć za moimi plecami, to upewnijcie się, że nie siedzę z wami w pokoju.
- Planowaliście mnie upić?! - Zszokowana podniosłam głos. Nie sądziłam, że mogliby zrobić coś tak głupiego.
- Zaraz upić - zamarudził Ken - miałaś tylko stracić przytomność.
- Chcieliśmy coś sprawdzić - dodał niezadowolony Hongbin.
- To jaki film teraz puszczają? - Spytałam załamana. Wiem, że Jaehwan od jakiegoś czasu coś knuje, ale że przy współpracy z drugim Lee? Tego się nie spodziewałam.
- Nie sprawdzałem, zobaczymy na miejscu - odparł spokojnie wujek.
Podczas obiadu ewidentnie najbardziej naburmuszonymi osobami byli Jaehwan i Hongbin, Hakyeon próbował przemówić im do rozsądku, ale po kilku szeptach między sobą również dołączył do niezadowolonego obozu. Wonshik i Sanghyuk wręcz ostentacyjnie siedzieli obok mnie i Taekwoona. Miałam wrażenie, że z jakiegoś powodu podzielili się na dwie grupy o przeciwnych pobudkach. Tylko nie wiem, czy chodziło im o pomysł upicia mnie, czy jednak dzieje się jeszcze coś innego.
- Do seansu została nam godzina - wujek zabrał głos, gdy kończyliśmy jedzenie. - Możecie pochodzić po galerii, ale ostrożnie. Jak jednego złapią to wszyscy wracamy do mieszkania. Bez wyjątków.
- Tak jest - odpowiedzieliśmy zgodnym chórem.
- Tylko pamiętajcie, żeby nie zgubić biletów, dzieci - dodał ciszej.
- Menadżerze!
- Hyung-nim ma jak zwykle rację - w przeciwieństwie do pozostałej piątki, N wydawał się szczęśliwy, ale prawdopodobnie nie dotarło do niego, że określenie dzieci odnosiło się również do niego.
Chociaż może powinnam powiedzieć, że głównie do niego?
Wujek zniknął wśród tłumu z telefonem w ręce, a zespół zebrany dookoła mnie, zaczął rozprawiać o tym, co zamierzają zrobić z wolnym czasem. Jaehwan wybrał się na zakupy razem z Hakyeonem, Hongbin z Hyukiem stwierdzili, że idą się przejść bez celu, ale ja i tak wiedziałam, że wybierają się po nową grę. Ostatnio za długo przesiadywali na komputerze czy telefonie.
- Chce któreś z was iść ze mną do zoologicznego? - Odezwał się Ravi.
- W sumie, nie mam żadnych planów - odpowiedziałam, zamyślona odrobinę.
- Pójdę.
- No to fajnie - raper poszedł przodem.
Szliśmy w ciszy, ale mi ona nie przeszkadzała. Czułam się w miarę komfortowo. Moje uszy mogły przez chwilę odpocząć od trajkotu pozostałej czwórki. Dopiero w takich chwilach, czułam odrobinę spokoju.
- Jak twoja noga? - Usłyszałam Leo po mojej lewej.
- Mówiłam ci już, że tym razem niczego sobie nie zrobiłam - odpowiedziałam lekko naburmuszona. Od spotkania z fankami dwa dni temu, Taekwoon wynajdywał każdą możliwą okazję do zapytania o mój stan zdrowia.
- To dobrze - pokiwał w zamyśleniu głową. - Gdyby coś ci się przez nią stało.. - przygryzł wargę i odwrócił głowę w drugą stronę.
- To nie twoja wina, Taekwoon-oppa. Nie masz o co się obwiniać. To część mojej pracy.
- Mimo wszystko...
- Ravi! Powiedz mu coś - jęknęłam, specjalnie wieszając się na ramieniu drugiego. - Oppa już w ogóle nie chce mnie słuchać.
- Em... Lubisz zwierzęta? - Wymijająca odpowiedź na moją prośbę sprawiła, że udałam jeszcze bardziej naburmuszoną. W odpowiedzi chłopak poklepał mnie po czubku głowy.
- Ej! Nie jestem małym dzieckiem! - Puściłam jego rękę, aby poprawić fryzurę. - I tak, lubię. Niestety Xiumin ostatnio zmarł.
- Co? - Obaj zrobili wielkie oczy. Zaśmiałam się pod nosem.
- Przepraszam - rzuciłam, powstrzymując śmiech. - Chodziło mi o mojego chomika.
- Nazwałaś go Xiumin? Jak Xiumin-sunbaenim?
- Dokładnie, Ravi. Nawet jeśli nie słuchałam kpopu zanim zaczęłam z wami pracować, to o EXO miałam jakieś pojęcie.
- No, no, no, niezłą masz konkurencję, Hyung.
- Wonshik - Leo spiorunował go wzrokiem. Zrobiłam pytającą minę.
- No co, nawet chomika nazwała na jego cześć. Wiesz, co to znaczy.
- To jeszcze o niczym nie świadczy - mruknął wokalista pod nosem. Splótł na chwile palce u obu dłoni, ale natychmiast je rozłączył. Taekwoon wyraźnie był nieswój.
- Co prawda nie wiem, o co chodzi, ale aktualnie to wy jesteście moim numerem jeden. Więc nie musicie się martwić... tak myślę - powiedziałam niepewnie.
- Doszliśmy na miejsce. Pójdę spytać sprzedawcę o parę rzeczy. - Powiedział Ravi.
W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową i sama udałam się głębiej na sklep. Papugi, rybki, karmy, akcesoria. Był to jeden z większych zoologicznych, w jakich przyszło mi być. Na dłużej zatrzymałam się przy gryzoniach. Nie potrafiłam oderwać wzroku od chomików na kołowrotkach. Mój zwierzak też je okropnie lubił.
- Są urocze.
- Prawda? Takie małe kuleczki pełne pokładu aegyo. No chyba, że cię podrapie albo ugryzie, ale mimo wszystko. Są przeurocze.
- Długo miałaś swojego?
- Dwa lata. Dostałam go na urodziny od taty. Chociaż już po miesiącu moja mama miała wielkie z nim problemy. Głównie dlatego, że był - przewróciłam oczami.
- Nie dogadujecie się?
- Czasami - odpowiedziałam po chwili. - Mamy różne poglądy na parę spraw.
- Tam są króliki - Uśmiechnęłam się łagodnie. Leo dokładnie wiedział, kiedy zmienić temat. N na przykład, właśnie zacząłby mi wiercić dziurę w brzuchu. Tak samo Jaehwan.
Chwilę spędziłam przy następnych klatkach, a potem z powodu bólu pleców i stóp wyszłam na zewnątrz. Dokładnie naprzeciwko była ławka. Czekając wpadłam na pomysł porozmawiania z Yooną. Zaczęłam przeszukiwać torebkę, ale nie potrafiłam znaleźć telefonu.
- Dziwne, jestem pewna, że wkładałam go do torebki - mruknęłam grzebiąc dalej.
- Zgubiłaś coś?
- Telefon - powiedziałam nerwowa. - Też już skoń... - podniosłam wzrok z nad torebki i zamarłam. Nade mną pochylał się Nam Hyunsoo. - Co ty tutaj robisz?
- Jak to co, przecież się tutaj umówiliśmy - powiedział, ciężko wzdychając.
- Niczego takiego sobie nie przypominam.
- Ale przeczytałaś moją wiadomość. Jakbyś nie chciała się spotkać, to byś nie przyszła.
- To zbieg okoliczności. Nie mam zamiaru dłużej z tobą rozmawiać.
- Oj, daj spokój, Chouś - powiedział przymilnie siadając obok mnie. Na moje nieszczęście siedziałam tuż przy podłokietniku i nie miałam jak się od niego odsunąć. - Zróbmy jak mówi twoja mama, zakopmy ten niedorzeczny spór...
- Daj mi spokój - odepchnęłam jego dłoń, którą chciał mnie dotknąć. - Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a już na pewno nie wejdę do tak zdradzieckiej, jak ty!
- Nie było ci tak źle - nachylił się w moją stronę.
Przełknęłam ślinę i próbowałam wygiąć się tak, abym była jak najdalej od jego twarzy. Odebrało mi mowę. Był zuchwały, jak zawsze. Ale w tym momencie miałam najbardziej za złe sobie, że nie potrafię zrobić nic więcej. Powinnam go uderzyć. Stanowczo zbyt mocno naruszył moją strefę intymną. Jego czarne oczy nie okazywały uczuć innych niż pobłażliwość. Traktował mnie jak dziecko. Blond włosy ściął na krótko. Był przystojny, nie mogłam mu tego odmówić, ale jego uroda już nie wywoływała na mnie takiego wrażenia.
- No i taką cię najbardziej lubię - powiedział spokojnie, a mnie przeszyły dreszcze. Nie podoba mi się ta sytuacja, ale nie potrafiłam się ruszyć. - Powinnaś wiedzieć, jak się należy zachowywać.
- Z-zostaw mnie. Daj mi spokój, nie chcę cię znać - czułam, że mam w oczach łzy.
Atak paniki miałam tuż pod skórą. Złość, strach i inne emocje zlały się w jedno. Musiałam się go pozbyć jak najszybciej, ale odległość między nami mi to uniemożliwiała. Jego skupione oczy rejestrowały zapewne każdy, nawet milimetrowy mój ruch. Chciałam go odepchnąć, ale ręce trzęsły mi się niemiłosiernie.
- Co tu się dzieje?
- L-leo-oppa - głos mi się załamał. Jego ton był dla mnie nie do rozszyfrowania w tej chwili. Nie wiedziałam nawet, co sama w tej chwili odczułam. Ulgę, bo przyszedł, czy jeszcze większy strach, że coś opacznie zrozumie?
- Nie twoja sprawa - arogancka odpowiedź Hyunsoo sprawiła, że miałam jeszcze większą ochotę uciec z tamtego miejsca.
Instynktownie poruszyłam się jakby chcąc wstać. Jednak strach dalej trzymał mnie przykutą do ławki.
- Właśnie, że moja. Jak na dłoni widać, że nie odpowiada jej twoje towarzystwo - oschły ton Taekwoona brzmiał w moich uszach nienaturalnie.
- Co ty możesz wiedzieć o tym, jak się z nią obchodzić, co? To moja dzi...
- Słuchaj - zanim zdążyłam zareagować, Taekwoon trzymał Hyunsoo za przód bluzy. Przeraziłam się nie na żarty - odejdź stąd, dopóki jestem miły. - Wysyczał przez zęby.
- Op-oppa... - próbowałam zwrócić na siebie jego uwagę. Kilku ludzi już nas zauważyło, bałam się, że ktoś go rozpozna. - To nie jest...
Hyunsoo i Taekwoon walczyli na spojrzenia. Obaj wyglądali na poważnie wytrąconych z równowagi. W końcu wokalista puścił mojego byłego, nadal nie zamieniając słowa.
- Idziemy, Sao - usłyszałam czarnowłosego. Głos nadal miał ostry, ale nie przejmowałam się tym zbytnio.
Wstałam na chwiejnych nogach i zrobiłam nieśmiały krok w kierunku chłopaka. Prawie natychmiastowo zostałam przez niego objęta w pasie. Chwyciłam mocniej za torebkę i próbowałam się uspokoić. Jeśli po tym wszystkim nie wykorkuję, to będzie to zasługa długich modlitw do Buddy.
- Do zobaczenia, Chouś - usłyszałam pseudo-radosne pożegnanie Nama.
Wolałam nie odpowiadać. Z resztą nawet nie chciałam. Skupiłam się na stawianiu kolejnych kroków i głębszych oddechach. Musiałam zapanować nad sobą zanim dojdziemy do pozostałych. Spuściłam głowę. Nagle poczułam naprawdę ogromny wstyd, że Taekwoon musi oglądać mnie w takim stanie.
- Ravi wyszedł pierwszy, więc nie musisz się o niego martwić. Chcesz iść na film, czy wolisz raczej zrobić coś innego? - Głos czarnowłosego brzmiał całkiem inaczej niż jeszcze parę minut temu. Łagodny, pełen troski.
- Za ile się zaczyna seans?
- Za kilka minut, jeśli doliczymy reklamy to mamy niecałe dziesięć - delikatnie głaskał mnie po ramieniu, abym mogła szybciej dojść do siebie.
W tamtym momencie jedyne czego chciałam to wtulić się w niego jak w pluszaka. Wiedziałam, że wtedy choć przez chwilę poczuję się lepiej. Sama jego obecność dużo mi dawała, ale to nie był odpowiedni moment. Środek centrum handlowego. Już i tak dużo ryzykowaliśmy...
- Chodźmy na ten film, szkoda biletów - odpowiedziałam mu po chwili dalej drżącym głosem.
- Choa, nie zmuszaj się do niczego.
- To miłe, ale nie trzeba - głos miałam nadal słaby - odrobina rozrywki dobrze mi zrobi.
- Jesteś pewna?
Dopiero po chwili zebrałam się na odwagę, aby na niego spojrzeć. Tak jak się domyślałam, jego czarne oczy były pełne troski i obawy. Martwił się o mnie i to całkiem poważnie. Wiedziałam, że w takiej sytuacji muszę być z nim szczera. Inaczej byłoby to nie w porządku.
- Chcę zobaczyć ten film. Po za tym, to twój cenny czas wolny. Szkoda stracić taką okazję przez jednego idiotę.
- Choa - westchnął ciężko, zamykając oczy - widać to po tobie. Nie jesteś w stanie go zobaczyć, prawda? - Spojrzał na mnie łagodnie.
- Dam radę - próbowałam zabrzmieć na pewna siebie. Zacisnęłam w pięści moje wciąż drżące dłonie, miałam nadzieję, że to je uspokoi.
- Idziemy - odparł, łapiąc mnie za rękę.
Serce stanęło mi na chwilę w piersi. Tak silne emocje na pewno nie były dla mnie dobre w tym momencie, ale zanim zareagowałam, Taekwoon zaczął mnie ciągnąć za sobą. Jego mocny chwyt nie pozwalał mi na najmniejszy ruch dłonią, ale jakimś dziwnym sposobem czułam się z tym dobrze. Tym małym gestem dawał mi odczuć, że nie jestem sama. Szliśmy odrobinę szybciej niż zwykle oraz wzrok miałam głównie skupiony na naszych złączonych dłoniach, przez co od razu nie rozpoznałam drogi. Dopiero kiedy przystanął na chwilę zorientowałam się, że jesteśmy całkiem w innym miejscu niż kino czy samochód.
- L-leo-oppa...
- Spokojnie, za chwilę wrócimy do mieszkania - odparł wyciągając z kieszeni maseczkę.
- Kiedy naprawdę...
- Saohwa, nie wyglądasz najlepiej. Wolę wrócić z tobą do domu, niż jakbyś mi miała zemdleć w środku filmu i potem zawozić cię do szpitala.
- Z-zawołam taksówkę - powiedziałam słabo, robiąc kilka kroków do przodu.
Dopiero bez asysty wokalisty zorientowałam się, jak słabe mam nogi. Ledwo utrzymywałam się na obcasach, ręce okropnie mi się trzęsły i wyglądały na o wiele bledsze niż zwykle. Naprawdę chciałam go przekonać, że ze mną wszystko okej, w takim stanie?! Co ja, idiotka? - Zganiłam się w myślach. Na moje szczęście upragniony samochód szybko się pojawił i po chwili jechaliśmy w stronę mieszkania. Oczywiście wysiedliśmy kawałek dalej, aby mieć jakiś zapas bezpieczeństwa. Nigdy nie wiadomo, kiedy wyskoczy jakaś fanka albo przestanę się kontrolować.
- Zrobię ci herbaty, dobrze?
- Będę u siebie - odpowiedziałam, ciężko oddychając.
Mój limit nerwów już był na wyczerpaniu. Szybszym krokiem weszłam do pokoju, a potem rzuciłam się na łóżko. Nie kłopotałam się zamknięciem drzwi. Taekwoon i tak tu wejdzie, nawet jak będzie musiał wyważyć drzwi - już ja go znam. A poduszka, która ukryła choć na moment moje łzy, w tym momencie była ważniejsza. Pozwoliłam sobie nawet na parę pisków. Dawno nie czułam się tak źle. Wyczerpana psychicznie, każdy nerw miałam napięty jak strunę od gitary. To aż bolało.
Czemu nic nie może iść tak jakbym chciała? Prosto, bez powikłań? Czemu, czemu, czemu?! Gdybym nigdy nie zeszła się z Hyunsoo, jak prostsze miałabym teraz życie?
Wyrzucałam sobie wiele rzeczy, na tyle samo narzekałam u innych. Traciłam poczucie czasu i tego, co jest dookoła mnie. Dopiero czyjaś delikatna dłoń na mojej głowie, przywróciła mnie do rzeczywistości.
- Już dobrze - poczułam jak mnie głaszcze. - Spokojnie.
- Przepraszam - wybełkotałam do poduszki.
- Mam wyjść?
- Nie. Wolę żebyś został.
- Choa...
- Zaraz poczuję się lepiej. Naprawdę.
Usłyszałam jak ciężko wzdycha oraz poczułam, jak zabiera dłoń z mojej głowy.
- Choa, możesz porozmawiać ze mną zamiast poduszką?
- Nie wyglądam dobrze - mruknęłam, zakopując twarz jeszcze bardziej.
W odpowiedzi usłyszałam jego cichy śmiech. W jakiś sposób mnie to poruszyło i odwróciłam się w jego stronę, na tyle, aby móc rzucić mu w miarę wściekłe spojrzenie. On z kolei odgarnął mi włosy, nadal się uśmiechając.
- Humor ci już wrócił, to dobrze.
- Ja wcale nie żartowałam.
- Herbata ci wystygnie.
Podniosłam się niezdarnie, dalej mając poduszkę pod ręką. Oparłam się plecami o ścianę, a Taekwoon w tym czasie wrócił z naszymi kubkami, które musiał wcześniej postawić na moim biurku. Usiadł tuż obok mnie. Upiłam łyk.
- Bardzo dobra - uśmiechnęłam lekko. - Hyunsoo nigdy nie był tak miły. Zazwyczaj to sama musiałam sobie ze wszystkim radzić - zaśmiałam się gorzko. - Byłam taka głupia...
- Coś się stało?
- Hm... - zamyśliłam się na chwilę. Prawda była taka, że żadne moje wcześniejsze przygotowywania mi nie pomogły i nawet teraz nie widziałam od czego zacząć opowiadać chłopakowi. Nie czułam się zbyt komfortowo na samą myśl, że będę mu się z tego zwierzać.
- Choa, oddychaj, spokojnie - usłyszałam jego odrobinę spanikowany głos.
Jego dłoń wylądowała na moich. Otworzyłam oczy, odrobinę zaskoczona jego gorliwością. Okazało się, że znowu zaczęły mi się trząść i o mało nie wylałabym herbaty.
- Jest w porządku - powiedziałam słabo, mocniej zaciskając palce dookoła kubka. - Po prostu... Zawsze byłam nerwowa, a podczas pierwszych lat studiów czasem wymykało mi się to spod kontroli. Od tamtego czasu biorę tabletki, ale tylko w sytuacjach ostatecznych. Silna reakcja organizmu na duży stres, w krótkim czasie, nic co powinno straszyć - spróbowałam się uśmiechnąć, ale Taekwoon dalej nie wyglądał na spokojnego. - Byłam z Hyunsoo trzy lata. Mój pierwszy chłopak, matka była, nie, JEST nim zachwycona. W końcu jej marzenie o lekarzu w rodzinie miało się spełnić. Tylko, że przez ostatni rok związku... przejrzałam na oczy. Byłam dla niego tylko kolejnym meblem w mieszkaniu, gdzie się przeprowadziliśmy. Długo naciskał, abyśmy spędzili razem noc - powiedziałam rumieniąc się soczyście - ale się nie dawałam. Jednak kiedy już zaczęłam sądzić, że można by spróbować, bo może dzięki temu wszystko będzie jak na początku... miłe, wspólne wyjścia, wieczory... Okazało się, że zabawiał się conajmniej cztery razy w miesiącu z innymi pannami na boku, a ja stanowiłam dla niego najlepszą z przykrywek. Głupia dziewucha, która zajmuje się jego mieszkaniem i potrafi świetnie się wpasować w jego grę w zakochanych - wymawiając ostatnie słowo, zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
W pokoju zapadła cisza, dłoń chłopaka ostrożnie spoczęła na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Upiłam łyk herbaty, a potem kontynuowałam:
- Oczywiście, znasz mnie, nie mogłam tego tak zostawić, więc zrobiłam mu awanturę. Nawet podrapałam tą jego buźkę. Zerwałam z nim. Po raz pierwszy odkąd wiem, to Nam Hyunsoo został rzucony, a nie odwrotnie. Pierwszą osobą, o której o tym powiedziałam była moja matka.
- Nie Yoona? - Podniosłam swój wzrok na Leo. Wyglądał na lekko zmieszanego. - No bo... Jesteś z nią dość blisko, to myślałem, że jej...
- Normalnie bym jej powiedziała pierwszej - swój wzrok wbiłam w jego kubek - ale byłyśmy wtedy skłócone. Hoonjae już wcześniej mi mówiła, że nasza relacja nie wygląda dobrze, tyle, że nie chciałam jej słuchać. Uznałam, że mi zazdrości i urwałam kontakt, więc gdy z nim zerwałam, czułam się głupio, a moja urażona duma mi nie pozwoliła się z nią skontaktować. Dlatego powiedziałam o tym mamie. Najpierw, próbowała mnie przekonać, abym się z nim pogodziła i prosiła o wybaczenie, jednak po dwóch tygodniach się poddała. Dwa miesiące później, wujek podrzucił mi ulotkę z Jellyfish. Odnowiłam kontakt z Yooną, a potem poznałam was.
- A on wrócił - powiedział poważnie Leo.
- Tak. Wrócił, gdy myślałam, że się uwolniłam od jego natrętnej natury. Dopóki nie zmieniłam numeru oraz moja mama w przypływie geniuszu nie podała mu mojego nowego numeru telefonu, dziennie nękał mnie smsami, telefonami, zdjęciami... Przez to wszystko moje ataki paniki, przerodziły się w stany lękowe. - Zrobiłam kolejny łyk.
Spuściłam głowę, wpatrując się w letnią, ciemną ciecz w kubku. Poczułam się lepiej mówiąc mu o tym, ale było to na tyle zawstydzające, że wolałam na niego nie patrzeć. Poczułam tylko, jak jego dłoń z mojego lewego przenosi się na prawe ramię, a drugą ręką odbiera mi naczynie z rąk. Chwilę później znajdowałam się w jego objęciach. Nic nie powiedział, trzymał mnie w swoich ramionach, co pozwoliło mi się naprawdę odprężyć. Ostrożnie wtuliłam się w niego. Nie chciałam, żeby odszedł, dopiero kiedy znaleźliśmy się tak blisko siebie, uderzyło mnie, jak bardzo brakowało mi naszych chwil sam na sam oraz jak dużo dawał mi ten chłopak. W tym momencie byłam naprawdę szczęśliwa i czułam się dobrze, na swoim miejscu.
Ciekawe, czy i ja kiedyś będę mogła stać się dla niego takim oparciem...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro