Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

O co chodzi?

~27~

- Ale wujku!

- Nie, Sao.

- Wujkuuu, prooszę...

- Powiedziałem nie.

- Ale ja tak bardzo, bardzo, bardzo ładnie proszę!

- Nie ma mowy, Saohwa.

- Powiedziałam, że to się nie powtórzy!

- I bardzo mnie to cieszy, ale sprawiedliwość musi być.

- Jaka sprawiedliwość... Proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę!

- Nie! - Prawie krzyknął zatrzaskując mi przed nosem drzwi.

Impet był na tyle duży, że rozwiało moje włosy. Podejście dziesiąte - porażka. Przygryzłam wargę, wydęłam policzek, złapałam za włosy i zaginając dłonie w pięści poszłam do siebie do pokoju. Zamknęłam się na klucz i z notesem w ręce leżałam na łóżku. Pozostało mi tylko pięć dni.

- Wujku, co robisz? - zapytałam naśladując małe, naiwne dziecko.

- Coś ważnego.

- Aha, a naprawdę nie mogę?

- Nie, nie możesz. Idź mi stąd, zajmij się swoimi obowiązkami.

- Ale...

- Idź mi stąd, kobieto - podniósł lekko na mnie głos znad papierów.

Posłuchałam go i wyszłam cicho zamykając za sobą drzwi od jego biura.

- Noona, co się dzieje?

- Nic Hongbin, jak twoja ręka?

- To nic poważnego, tylko drachnięcie, mówiłem ci z resztą.

- Okej - odparłam beznamiętnie idąc w głąb wytwórni.

Jedenaście do zera dla menadżera.

W przeddzień wyjazdu musiałam wytoczyć bardzo ciężkie działa. Wyszykowałam się do pracy poważnie jak nigdy. Zamiast spodni, ołówkowa spódnica, luźnej bluzki - biała koszula i z ciężkim sercem odłożyłam puchatą granatową bluzę, którą dostałam od chłopaków na święta, musiałam ubrać marynarkę w tym samym kolorze. Przed lustrem spędziłam dobrą godzinę, makijaż nigdy dobrze mi nie szedł, czasem nałożenie tuszu do rzęs było dla mnie wyzwaniem. Co ze mnie za kobieta? - Pomyślałam, gdy po raz któryś zmywałam cienie z powiek. W końcu z włosami spiętymi w eleganckiego koka wyszłam z pokoju. Miny chłopaków jedzących w tym czasie szybkie śniadanie był bezcenny. Wszyscy jak jeden mąż, spoglądali na mnie z otwartymi ustami. Było to pocieszające, jak i krępujące.

- Hyukkie, zamknij usta, bo zaraz wszystko Ci wyleci - próbowałam powiedzieć to jak najbardziej naturalnie moim lekko drżącym głosem.

Maknae opamiętał się jako pierwszy. Potem reszta zaczęła chrząkać i wracać do swojego posiłku. N i Ravi jednocześnie szturchnęli Leo uśmiechając się jak idioci. Zanim wokalista zareagował, Hakyeon coś wyszeptał mu do ucha. Jednak tym razem powiedziałam sobie, że nie będę się w nic wtrącać. Dzisiaj jestem idealną panią menadżer. Jak to mi nie pomoże, to nie wiem co przekona wujka.

Cały dzień wykonywałam moje obowiązki po mistrzowsku. Ani razu się nie wywróciłam biegnąc korytarzem wytwórni. Skończyłam następny tekst, odbierałam telefony za wujka i przekazywałam mu istotne informacje, byłam na dwóch spotkaniach, wytłumaczyłam dokładnie stronie japońskiej jak mój tekst powinien zostać zaprezentowany. Uzgodniliśmy jeszcze parę innych kwestii i kiedy opuściłam salę konferencyjną miałam wielką ochotę kogoś zabić, ale wyboru dużego nie miałam, bo wszystko i tak sprowadzało się do mojej osoby.

Jeśli jest coś co naprawdę mnie może wytrącić z równowagi, to widok jak moja własna ciężka praca idzie na marne. Dzisiaj to ja kończyłam jako ostatnia. Wieczorowe szkolenie, które załatwił mi jakiś czas temu wujek, abym mogła spokojnie ubiegać się o stanowisko menadżerskie albo chociaż jako uznanie mnie za oficjalną asystentkę zespołu kończyło się o jedenastej wieczorem. Dzięki zrobionemu prawu jazdy mogłam wracać sama i nie kłopotać nikogo innego moją szanowną osobą. Chociaż może powinnam była zadzwonić po kogokolwiek, bo ze zmęczenia trzy razy o mało nie przejechałam na czerwonym, a pod blokiem wjechałabym w śmietnik uznając go za puste miejsce parkingowe. Zła na siebie zamknęłam auto i udałam się do mieszkania. Szybko wklepałam kod i w podłym nastroju poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kawy i wróciłam do salonu, gdzie zostawiłam torebkę oraz teczki z materiałami z wytwórni. Ciężko westchnęłam biorąc do ręki pierwsze dokumenty. Cały mój plan spalił na panewce. Pomimo moich starań, próśb i błagań wujek swojego zdania nie zmienił. Czułam się zawiedziona. Podpisałam kilka umów i napiłam się kawy. Nie to, że jestem pracoholikiem najchętniej rzuciłabym to już dawno i poszła spać, ale są to sprawy niezwłoczne, więc tę godzinę czy dwie później, mogę przywitać się z łóżkiem. Tym razem na pewno moim.

Potarłam swoje czoło i wczytywałam się w kolejne papierzyska. Skończyła mi się kawa, sił też nie miałam więcej jak po to, żeby siedzieć. To były ostatnie strony dotyczące Japonii i mój mózg już zaczynał buntować się co do tłumaczenia znaków na hangul. Odłożyłam pióro próbując jakoś się rozbudzić. Nic nie dawało, a moje chęci też mnie w sumie opuściły. Nie wiedziałam, że zaczęłam płakać z tego wszystkiego dopóki nie zakryłam oczu dłońmi i poczułam jak ugina się kanapa pod nowym ciężarem. Jedyne co zrobiłam to rozpuściłam koka. Nie ma mowy, aby ktokolwiek mnie teraz oglądał. Chłopak objął mnie ostrożnie. To musiał być któryś z piosenkarzy, wujek zachowuje się całkiem inaczej. Nie miałam odwagi spojrzeć na osobę obok ani się odezwać, więc dałam ciche przyzwolenie, aby przysunął się bliżej. Po chwili ciszy, nadal nie patrząc na towarzysza postanowiłam się odezwać.

- Cała moja praca poszła na marne - prawie wyszeptałam. Nie ufałam mojemu głosowi, jednak w dormie była cisza jak makiem zasiał, więc musiał mnie dobrze słyszeć. - Wszystkie wasze plany są bez zmian, nie musicie się martwić. Tylko, że... - pociągnęłam nosem - miałam się tam sprawdzić, a zamiast tego... Będę was dopingować z daleka. Dajcie z siebie wszystko.

- Spokojnie, pewnie nie jest tak źle, Saohwa. Wszystko się ułoży - powiedział delikatnie głaszcząc mnie po głowie.

- Jakoś na pewno, po prostu... Tak się cieszyłam na ten wyjazd.

- Rozumiem, ale nie martw się. Jeszcze nie wszystko stracone - po głosie mogłam poznać, że się uśmiechnął.

- To miłe, że mnie pocieszasz, ale nie powinieneś już tak przez przypadek spać? - Powiedziałam z udawaną złością.

- I taką Noonę to rozumiem - zaśmiał się, a ja wreszcie wzięłam się w sobie, aby na niego spojrzeć. - Już idę, tylko mnie nie wydaj przed menadżerem, bo znowu złoi mi skórę.

- W takim razie masz minutę, aby znaleźć się w swoim pokoju.

- Ech, czyli uciekam. Wyśpij się, Choa.

- Ty też, Ravi - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem w stronę rapera.

Wróciłam do papierów, nadal nie miałam humoru, ale przynajmniej byłam spokojna. Może powinnam już wcześniej z nimi o tym porozmawiać...

Rano obudziłam się na kanapie, bo jakże by inaczej. Ktoś przykrył mnie przynajmniej kocykiem. Małym, polarowym w jakieś zwierzątka. Miałam wgląd we wszystkie ich rzeczy - minus bielizna oczywiście - ale tego materiału w ogóle nie kojarzyłam. Usiadłam na kanapie i zaczęłam zbierać moje papiery. Telefon wesoło mi zawibrował obok kubka z kawą. Ostygła już dawno, ale nie to mnie zdziwiło, była nietknięta. Czyżbym w nocy zrobiła sobie kawy i o tym zapomniała? Podrapałam się po głowie. Budzik nadal dawał znać o swoim stanie włączenia, ale nie liczył się dla mnie zanim nie zobaczyłam zaspanego i wkurzonego N-a w przejściu.

- Wyłączysz to wreszcie, czy sam mam wywalić to ustrojstwo przez okno? MÓJ sen jest na wagę złota, wiesz? - Fuknął ubrany w czarny dres.

- Już wyłączam, przepraszam - odpowiedziałam szybko sięgając po urządzenie.

- Nareszcie - powiedział odwracając się do mnie tyłem. Chwilę później usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.

- I kto jest teraz głośno, Hakyeon-oppa? - Mruknęłam do siebie podnosząc się ze swojego miejsca.

Dokumenty odłożyłam na biurko i z miną skazańca wybrałam się z powrotem do kuchni. Umyłam tajemniczy kubek i zaczęłam pakować jakieś lekkie przekąski do podróży. Nie mojej, tylko wujka i LR. Trasa w Japonii organizowana przeze MNIE od A do Z! A przez jeden wieczór będę musiała zostać w Korei cały styczeń. Chciałam płakać, ale wybeczałam się w nocy i na razie tyle mi wystarczy. Może później, jeśli nie będę mieć dużo do zrobienia się rozkleję.

- Jak się czujesz?

- Lepiej, dziękuję za troskę, Ravi.

- Musimy o Ciebie dbać skoro ty dbasz o nas. Przywieźć Ci coś?

- Nie trzeba - posłałam mu lekki uśmiech wręczając kubek z kawą. - Spakowałam wam już jedzenie. Nie głodujcie z Leo, dobra? Będziecie mieć dużo pracy, ale poradzicie sobie. W razie czego możecie porozmawiać z wujkiem...

- Wiemy, Choa - powiedział pobłażliwie. No tak, to przecież nie jest ich pierwszy raz za granicą. Jak głupia potrafię być? - Nie przejmuj się, nic nam nie będzie. Taekwoon potrafi o nas zadbać.

- Ale ty zadbaj o Hyungów.

- Ej, czy ja Ci wyglądam na Hyuka? - Udał oburzenie, czym mnie rozbawił.

Po chwili w kuchni zjawił się Taekwoon. Widocznie przed wizytą w łazience. Włosy miał rozkopane i pełne kołtunów. Wyglądał dziwnie nie w sosie. Musiałam parokrotnie zamrugać i uszczypnąć się, bo nie wierzyłam własnym oczom, aby tak jawnie Leo pokazał, że coś ewidentnie mu nie pasuje i psuje nastrój. Rzucił w naszą stronę odrobinę zbyt oschłe cześć, a ja, nawet pomimo jego złego zachowania, żałowałam, że nie mam włączonego dyktafonu. Jego głos z poranną chrypką... Musiałam trzymać się blatu, aby nie omdleć. Odwróciłam się szybko po drugi kubek z ciemną cieczą, ale jego blada dłoń mnie wyprzedziła. Nawet nie spojrzał w moim kierunku. Coś mnie zabolało. Coś się stało, ewidentnie, tylko co?

- Hyung?/Leo-oppa? - Spytaliśmy z Wonshikiem w tym samym momencie. Lekko się uśmiechnęłam. Raper gestem wskazał, że mam kontynuować.

- Leo-oppa, wszystko w porządku? - Spytałam najłagodniej i najgłośniej jak w tej chwili mogłam.

Siedział przy stole i wpatrywał się w ścianę, potem przeniósł uwagę na mnie.

- Źle spałem - powiedział szybko. Upił łyk kawy, a potem kontynuował. - Jest dobrze, nie przejmuj się - odparł przenosząc swój wzrok na Raviego. - Spakowałeś się już? Pamiętaj, że masz nie brać komputera. Co za dużo to nie zdrowo. Wczoraj prawie nie spałeś.

- Wiem, Hyung. Tylko mnie nie wydaj, Hyung, proszę. Naprawdę miałem wenę!

- Wierzę Ci - powiedział spokojnie upijając kolejny łyk. Nadal nie chciało mnie opuścić wrażenie, że coś jest nie tak, a w tej ciszy pomiędzy chłopakami coś się dzieje, ale co?

- Dzień dobry wszystkim, dobrze, że nie śpicie - wujek wszedł do pomieszczenia już gotowy do wyjścia. - Choa, posłuchaj mnie uważnie.

- Słucham - powiedziałam najspokojniej jak mogłam, czując ucisk w sercu. Ostatnie instrukcje przed ich wylotem. ICH podróżą.

- Masz być razem z Hyukiem na premierze filmu. Nie może pojawić się sam, więc pogadaj z Hakyeonem lub Hongbinem. Ken jest za głośny, poza tym chce spróbować sił w innym musicalu, dopilnuj jego przesłuchań. Wracamy za tydzień, jak wiesz... A potem wszyscy lecimy do Japonii na promocję twojego tekstu. Przykro mi, że pod innym nazwiskiem...

- Nic na to nie poradzimy - powiedziałam odwracając się do nich tyłem. Mój tekst zostanie wydany pod nazwiskiem tłumacza. Nienawidzę papierkowej roboty i Japończyków.

- Także nie zapomnij, aby porozmawiać z prowadzącym twój kurs, bo ciebie też nie będzie.

Przerwałam czyszczenie zlewu i spojrzałam prosto na niego szeroko otworzonymi oczami ze zdziwienia.

- J-ja też jadę?

- Nie cieszysz się? Tak mnie prosiłaś, że myślałem, iż ci zależy. Widocznie się pomyliłem. Możesz zostać w Korei, spotkać się z Yooną, czy pojechać do domu...

- Oczywiście, że się cieszę! Dziękuję! - Rzuciłam mu się na szyję.

Gdy wypuściłam go z objęć szybko się ulotnił. Dzwonił jego służbowy telefon. Z szerokim uśmiechem na twarzy zwróciłam się do chłopaków. Byłam przeszczęśliwa. Zaraz obok stał mnie Ravi, więc odruchowo jego jako pierwszego wyściskałam z całej siły.

- Nie mogę w to uwierzyć! Skąd wiedziałeś? Jeny, pojadę! Dziękuję! - Gadałam jak najęta.

Oderwałam się od speszonego rapera z zamiarem wyściskania również Leo - te emocje... - ale jego mina mnie powstrzymała. Myślałam, że też będzie się cieszył albo chociaż mi pogratuluje, że jednak udało mi się jakoś zmniejszyć wymiar kary, po imprezie, ale on... Gdyby wzrok mógł zabijać Kim już leżałby trupem. Nie zdążyłam go zagadać, ani zrobić kroku dalej w jego stronę, gdy chłopak szybko znalazł się przy wyjściu.

- Ja też w to nie wierzę - powiedział cicho zanim wyszedł z pomieszczenia. Spojrzałam zdziwiona na rapera.

- Czy zrobiłam coś nie tak? - Spytałam go, zaczynając się martwić.

- Spokojnie, porozmawiam z nim. Ty się przygotuj na dzisiaj. N-hyung ma bardzo podły humor - chłopak poczochrał mi włosy i wyszedł za starszym.

Zostałam w kuchni sama. Skołowana usiadłam przy stole. Co się dzieje?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro