Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nienawiść?

~34~

~Leo~

Powrót do pracy po awanturze był dziwny. Chłopaki uśmiechali się szerzej niż zazwyczaj i było to wystarczająco dziwne. Oczywiście Raviemu i Hongbinowi z wielką chęcią powtórzyli wszystko, co się według nich stało i w tym momencie musiałem chować się przed raperem, w którym obudził się instynkt starszego brata i chyba już ze sto razy wypytywał mnie; czy na prawdę to zrobiliśmy, bo jeśli tak... I tak dalej. A już miałem nadzieję, że chociaż on nie będzie snuł dziwnych domysłów. A to wszystko przez moją głupotę...

Wieczór wcześniej

Dobra, teraz albo nigdy. Jung Taekwoon poradzisz sobie. To co się dzisiaj stało daje ci wyraźne szanse. - W ten sposób próbowałem dodać sobie otuchy zanim do niej wejdę.

Wziąłem głęboki wdech i położyłem ostrożnie dłoń na klamce. Wystarczy ją tylko nacisnąć. No dalej... Przyszedłeś życzyć jej dobrej nocy, to nic nadzwyczajnego...

- Kogo ja oszukuję, nie dam rady - szepnąłem.

Zabrałem rękę i ku mojemu zdziwieniu drzwi przede mną otworzyły się na oścież.

- Bez kawy się nie obejdę - powiedziała Sao przecierając dłonią twarz ze zmęczenia.

- Powinnaś się położyć - spojrzała na mnie półprzytomna.

- Leo? Czemu jeszcze nie śpisz? Nie waaaaaaażneeeeee - ziewnęła. - Przepraszam cię, wybieram się po kawę.

- Nie umiesz spać? - Aleś ty spostrzegawczy! Zganiłem się w myślach.

- Yhm, pracuję nad tekstem. Drugą noc z rzędu prawdę powiedziawszy - westchnęła nalewając wody do czajnika.

- Tekstem? - Wyciągnąłem z szafki zieloną herbatę i zanim zdążyła złapać za słoik z kawą, zamknąłem drzwiczki.

- No... chodzi za mną od jakiegoś czaaasuuuu, ale nie umiem go skończyć - podparła brodę na dłoni i utkwiła wzrok w dzbanku z wodą.

Oparłem się bokiem o blat. Widziałem, że ze zmęczenia kiwa się na boki i co chwila opadają jej powieki, ale dobrze wiedziałem, że raczej nic jej nie przegoni do łóżka zanim nie skończy tego tekstu. Martwiłem się o nią, cienie pod jej oczami były aż nazbyt widoczne i zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle spała przez ostatnie dni. Wyglądała na kompletnie wyczerpaną. Dopiero teraz zauważyłem, że miała na sobie moją koszulkę, co wprawiło mnie w lekkie zakłopotanie. Nie wiedziałem, czy założyła ją umyślnie, czy też poprostu zawieruszyła się z praniem i ubrała pierwsze, co jej w ręce wpadło. Gdzieś tam w środku pragnąłem, aby pierwsza opcja się sprawdziła. Nie potrafiłem odwrócić od niej wzroku. Już dawno nie spędziliśmy czasu we dwójkę, więc może ten wieczór...

W końcu z czajnika wydostał się pierwszy obłok pary i dziewczyna zalała wrzątkiem oba wcześniej przygotowane kubki. Uważnie obserwowałem jej drżącą rękę, gotowy, aby w każdej chwili interweniować gdyby się miała oparzyć.

- Będę wracać do siebie, przynajmniej ty się wyśpij - mruknęła podając mi moją herbatę.

- Może ci pomogę? W dwójkę raźniej... no i jeśli to skończysz to będę... będziesz mogła spać spokojnie - spuściłem wzrok na ciecz w kubku. O mały włos...

- Skoro chcesz - powiedziała mijając mnie.

Poszedłem za nią do jej pokoju. Stanąłem przy drzwiach nie wiedząc do końca, co robić dalej. W słabym świetle lampki biurowej nie widziałem wiele więcej niż jej burko i krzesło zaraz przy nim. Nie pewnie podszedłem bliżej, nie wiedząc, czy o coś się nie potknę w końcu byłem u niej w pokoju po raz pierwszy. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności zobaczyłem, że niezbyt daleko od mebla znajduje się zagłówek łóżka. Był na tyle niski, że spokojnie mogłem na nim przysiąść i mieć dobry widok na blat pełen notatek.

- Na razie napisałam tylko tyle - podała mi kilka kartek.

Odebrałem je od niej i zacząłem czytać, większość tekstu była skreślana i poprawiana wielokrotnie. Widać było jak na dłoni, że nie jest to coś co łatwo jej się pisze. Nie mogłem też oprzeć się wrażeniu, że pisała to na podstawie doświadczenia. Tekst był bardzo emocjonalny.

- M-myślisz, że coś z tego będzie? - Spytała cicho po chwili ciszy.

Podniosłem wzrok i zobaczyłem, że ma spuszczoną głowę. Nerwowo bawiła się kosmykami włosów. Uśmiechnąłem się lekko. Czy ona musi być aż tak urocza?

- Khym, myślę, że jest dobry. Tylko mam wrażenie jakbyś łączyła dwa całkiem różne odczucia w jedno. Spójrz tutaj...

We dwójkę pochyliliśmy się nad tekstem. Po jakimś czasie udało nam się wypracować refren oraz półtora zwrotki. Brązowe włosy Sao były już we wszystkich kierunkach od ciągłego przeczesywania palcami, ale dla mnie nadal wyglądała dobrze. W końcu, gdy się nad czymś mocno koncentruje przestaje się myśleć o innych mało ważnych sprawach, choćby o fryzurze o drugiej nad ranem.

Saohwa położyła się na biurku, wyraźnie wymęczona do granic wytrzymałości.

- Dziękuję, że mi pomagasz - powiedziała ze słabym uśmiechem - może to głupio zabrzmieć, ale czuję się lepiej z każdą następną linijką. Pozwala mi się zdystansować do przeszłości - jej głos był poważny. - Cieszę się, że mogę to z siebie wyrzucić.

- To wcale nie jest głupie. Widocznie potrzebujesz wyrzucić z siebie wszystko... zerwanie nie jest czymś prostym... - urwałem niepewny, co powiedzieć więcej. Na prawdę o TYM chcesz z nią teraz rozmawiać?

- Prawda. A jak tobie się układa? Z tą dziewczyną? - Poczułem, jak kropelki potu pojawiają się na mojej twarzy.

Siedzę teraz u niej w pokoju, po całym tygodniu mam chwilę z nią sam na sam i jak skończony idiota chciałem rozmawiać z nią o byłym. W ogóle friendzone jest wspaniały, wyczuj sarkazm.

- N-nie widziałem się z nią ostatnio - powiedziałem odwracając wzrok.

- Oh, no tak, masz napięty grafik - miałem wrażenie, czy jej głos drżał. Jakby nie potrafiła zdecydować się na ton głosu.

Zapadła między nami cisza. Po części niezręczna. Nadal uparcie wpatrywałem się w cień prawdopodobnie półki z książkami po drugiej stronie pokoju. W końcu wstałem z miejsca chcąc dokończyć tekst, ale o coś się potknąłem i wylałem na swoją bluzę resztę herbaty. Dzięki termicznemu kubkowi, na dodatek ciepłej.

- Aish! - Szybko ściągnąłem z siebie ubranie, żeby nie przywarło do skóry. Nawet jeśli nie jest to wrzątek, to nie należy to do najprzyjemniejszego uczucia.

Dopiero, gdy chciałem rzucić to w jakiś kąt, oprzytomniałem, że nie jestem u siebie.

- Przepraszam, j-ja... - mówiłem odwracając się w stronę dziewczyny.

Choa nie zmieniła nawet na moment swojej pozycji. Zasnęła z głową w notatkach. Część włosów wydostała się zza ucha, przysłaniając jej twarz. Skłamałbym mówiąc, że nawet z szopą na głowie nie wygląda uroczo. Była taka spokojna i odprężona, że nie potrafiłem przestać na nią patrzeć. Jednak nie mogła tak spać. Jak się obudzi rano wszystko ją będzie boleć i będzie w złym humorze, a na to nie mogłem pozwolić.

Ostrożnie objąłem ją ramieniem, a potem kucnąłem, aby złapać ją pod kolanami. Powoli się wyprostowywałem, musiałem uważać, żeby jej nie obudzić. Byłoby to w tym momencie na prawdę niezręczne. Chwilę mi zajęło, ale udało mi się cicho i bezpiecznie ułożyć dziewczynę na łóżku. Problem pojawił się tylko z tym, jak mam ją przykryć, bo kołdry nie mogłem jej wyciągnąć spod pleców. Niechybnie by wstała, a przecież należy jej się te kilka godzin snu. Jednak zanim zdążyłem coś wymyślić usłyszałem wrzaski z korytarza.

O nie, nikt nie będzie budził Sao, kiedy dopiero zasnęła!

- Który się drze w środku nocy? - Powiedziałem zirytowany, idąc w stronę hałasu.

Chwilę potem zrobił się jeden wielki rozgardiasz, który nawet nie wiem jak, skończył się konkluzją, że spałem z Saohwą i to co najmniej nie trzymając się za ręce.

- Potem menadżer zrobił nam kilku godzinne kazanie o tym, jak to jesteśmy nierozważni. Zjechał mnie z góry na dół, że się na mnie zawiódł, że co ja sobie myślę, że mam nie wykorzystywać biednej dziewczyny i tak dalej. Nawet nie chciał słuchać tłumaczenia Saohwy, że pisaliśmy tekst piosenki. Po tym wszystkim raczej nie mam już u niej szans, więc z łaski swojej daj mi już święty spokój, Wonshik!

Aktualnie Raviemu udało się mnie złapać w kawiarni niedaleko wytwórni i po postawieniu mi drugiej kawy, opowiedziałem młodszemu po raz kolejny tego dnia, historię z poprzedniego wieczoru. A on dalej wpatrywał się we mnie jak w idiotę.

- Powiedz, ty tak na prawdę?

- Co znowu? - Warknąłem do rapera.

- No z tym pesymizmem.

- Powinienem chyba zabić za to wszystko Sanghyuka.

- Wstrzymaj się, Hyung! Naprawdę chcesz się poddać, bo raz dostałeś burę?

- Nie o to chodzi - powiedziałem wypijając napój do końca. - Takiego wstydu jej narobiłem przed wujem, że wątpię, aby chciała mieć ze mną cokolwiek więcej wspólnego niż praca. Sam nie potrafię spojrzeć jej w oczy.

~Choa~

- To był taki wstyd i jeszcze musiałam go bronić, że jako przyjaciel pomagał mi przy tekście piosenki. Yoona, ja po prostu wiem, że Taekwoon w życiu już na mnie nie spojrzy. Taki skandal - puściłam głowę.

- Ja tam nie wiem - odparła mocniej odpychając się nogami od ziemi. - Nadal nie wiesz, czemu w nocy był przed twoimi drzwiami. No i ta dziewczyna... Definitywnie masz jeszcze jakieś szanse.

- Przecież ktoś mu się już podoba. Jak niby mam to zmienić? Przypominam, że jak dobrze wiesz, on wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia. Przegrałam na starcie - puściłam łańcuch od huśtawki.

- To, że w to wierzy to nie oznacza, że nie może się w tobie zakochać po jakimś czasie. I tak masz lepiej niż ja z Jaehwanem. Powinnaś się cieszyć, że wujek pomyślał, że cokolwiek was połączyło niż zostać w jego oczach nadpobudliwą Sasaeng. Także kochana, nie popadaj w depresję, jeszcze wszystko się między wami ułoży.

- Jak się będziesz huśtać za wysoko, to się obrócisz dookoła belki.

- Od dziecka o tym marzę, Sao! - Odpowiedziała na wesoło Hoonjae rozhuśtując się jeszcze bardziej.

Plac zabaw był miejsce, w którym zawsze rozmawiałyśmy na poważnie. Może dlatego, że na podwórku się poznałyśmy albo miałyśmy taki dziwny gust. Huśtawki zawsze były atrakcją, której nie mogłyśmy sobie odpuścić. Kiedyś żartowałyśmy, że lecimy na nich jak w samolocie, choć ostatnio wolę tego więcej nie porównywać ze sobą.

- Myślę, że mogłabyś porozmawiać na poważnie z Kenem. Wyjaśnisz mu wszystko, przeprosisz jak na dorosłą przystało i będzie w porządku.

- Łatwo ci powiedzieć. Przecież doskonale wiesz, że tak nie potrafię - niebieskowłosa zatrzymała huśtawkę. - Po prostu nie potrafię być przy nim poważna. To ponad moje siły - westchnęła ciężko.

- Musimy spróbować, jak nie będziesz dawać mu spokoju, to się ode mnie odczepi - powiedziałam z diabelnym uśmieszkiem.

- Ty chcesz chyba, aby mnie znienawidził jeszcze bardziej.

- Raczej pomóc tobie i sobie przy okazji. Rozchmurz się, to ja jestem pesymistką z naszej dwójki. Nie chcesz spotkać się z Lee Jaehwanem w cztery oczy?

- Wiesz, że chcę! Dobra, zgadzam się! Uwiodę go prędzej niż Leo wyzna ci swoje uczucia!

- I to jest zapał - pochwaliłam ją. Przynajmniej ty możesz mieć jakąś szansę.

Namówienie Kena na wyjście następnego popołudnia z mieszkania do najtrudniejszych nie należało. Choć wymagało małego kłamstewka z mojej strony. Nie mam zamiaru rozmawiać z nim o moich kłopotach miłosnych. Po prostu odprowadzę go do restauracji, gdzie będzie czekać Hoonjae, a potem się zmyję zostawiając wszystko w ich rękach. Plan genialny, bo prosty.

Opierałam się o ścianę, czekając aż Jaehwan się przyszykuje, kiedy podszedł do mnie strapiony Taekwoon. Lewą ręką trzymał się za kark i jego mina oznaczała, że nie czuje się najpewniej.

- Coś się stało?

- C-co? A, nie, nic takiego... - chłopak się zmieszał. - Ch-chciałbym z tobą o czymś porozmawiać... o-oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko - dodał szybko.

- Oh, d-dobrze. Później dobrze? Teraz muszę gdzieś wyjść...

- Jestem gotowy - Jaehwan wyszedł z pokoju przerywając moją wypowiedź. - O, Hyung. Wybacz, ale pożyczam menadżerkę na chwilę - powiedział z szerokim uśmiechem.

- Ken-oppa! - Powiedziałam czując jak moje policzki robią się czerwone ze złości.

- Wychodzicie razem? - Oczy Taekwoona zrobiły się naprawdę duże. Zauważyłam, że nerwowo przygryzł dolną wargę.

- T-to nic wielkiego - powiedziałam uśmiechając się niepewnie - niedługo wrócimy - choć ja prędzej od chłopaka. - Ken-oppa, chodźmy już. Do zobaczenia później Leo-oppa - dodałam szybko odchodząc w stronę drzwi wyjściowych.

Po drodze minęłam zaaferowanych Hyuka i Raviego. Nie zwracałam zbytnio uwagi na to co mówią lub dzieje się dookoła. Z jakiegoś powodu strasznie kręciło mi się w głowie i ogólnie dopadły mnie duszności. Cała sytuacja wydawała się dla mnie absurdalnie niezręczna. Skręcałam w kolejne uliczki próbując wyrzucić z głowy całe zdarzenie, jednak ani na chwilę nie mogłam. W końcu pewnie z łzami w oczach odwróciłam się na pięcie, o mały włos nie zderzając się z pędzącym Kenem.

- Ej, ej, ej, co tak biegniesz? Pali się czy co? - Zaśmiał się, pewnie aby rozładować atmosferę.

- Co jeśli on mnie na prawdę nienawidzi? - Spytałam, miętoląc zamek od kurtki, notabene rozpiętej. Jeszcze się im pochoruję.

- Nie przejmuj się, wszystko mu wyjaśnię.

- O nie! - Zaprzeczyłam wystraszona na widok jego podstępnego uśmieszku. - Nie ma mowy! N-nie powiesz mu!

- Wydaje mi się, że to będzie najodpowiedniejsza sposobność, Chouś.

- Idź przodem. Skręć w lewo i znajdź pizzerię z włoską flagą. Zarezerwowany jest stolik w kącie sali. Nikt nie powinien cię tam rozpoznać - powiedziałam wskazując dodatkowo ręką drogę chłopakowi. - Muszę ochłonąć. Potem do ciebie dołączę.

- Mam zostawić cię samą? - Podniósł jedną brew do góry.

- Potrzebuję chwili, aby się uspokoić. Chyba możesz tyle dla mnie zrobić?

- Jak chcesz, ale daję ci pięć minut - odparł ustawiając minutnik na telefonie - potem będę cię szukał.

- Niech będzie - odparłam opierając się o ścianę budynku.

Kiedy blondyn zniknął za rogiem, kucnęłam chowając głowę pomiędzy kolanami. Od nadmiaru myśli zaczęło kręcić mi się w głowie. Najgorsza, dobijająca się do mojej świadomości była taka, że źle zinterpretowałam Taekwoona. Coś w jego zachowaniu nie chciało dać mi spokoju. Ucisk w klatce piersiowej, ani na chwilę nie zelżał. Zaczęłam się obawiać, czy nie dostaję ponownie ataków paniki, a już cieszyłam się tydzień temu, że mogę odstawić leki. Czyżbym się pomyliła?

- Źle się czujesz, Chouś? - Usłyszałam nad sobą.

W sekundę spięłam wszystkie mięśnie. Powoli podniosłam głowę. Tuż przede mną stał chłopak starszy ode mnie o trzy lata, naturalny blondyn o szerokim uśmiechu, którym czarował każdą napotkaną dziewczynę. Te same małe, czarne oczy z iskierkami rozbarwienia, przez które sama wpadłam w jego sidła kilka lat temu i tkwiłam do wakacji poprzedniego roku.

- Hyongsoo?

- Jeszcze mnie pamiętasz? Miło zważywszy, że nie raczysz odpowiadać na moje wiadomości albo telefony. Stęskniłem się, wiesz? - Powiedział przysuwając swoją twarz jeszcze bliżej mojej.

Natychmiast się wyprostowałam i zrobiłam krok w bok, próbując zwiększyć dystans między nami.

- Ja wcale. Daj mi spokój, zerwałam z tobą prawie rok temu. Nie chcę cię znać - próbowałam przybrać poważny ton głosu.

-Sao, Sao, Sao. Przecież wiesz, że nie możesz ze mną zerwać.

- Mam pełne prawo, dupku.

Chłopak pokręcił tylko głową, prychając pod nosem.

- Ja nie zrezygnowałem, jesteś najbardziej interesującą dziewczyną, jaką spotkałem. Uwierz mi, żaden z tych idiotów nie jest dla ciebie.

- Nie masz prawa wypowiadać się na ich temat - odparłam hardo. - Żegnam Pana. - Dodatkowo podkreśliłam ostatnie słowo.

Zła odwróciłam się do niego tyłem i odeszłam stamtąd. Wiedziałam, że nie pójdzie za mną. Tak też zrobił i to mnie w jego zachowaniu tylko bardziej wystraszyło. Nam Hyongsoo nigdy nie odpuszczał, gdy urażono jego dumę.

******

No i mamy~

Były chłopak w całej okazałości na scenie! Co myślicie o takim zwrocie akcji?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro