Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nareszcie

~47~

Spoglądałam na stos dokumentów przede mną, dalej nie wiedząc czy to najlepszy pomysł. Założyłam ręce za głowę, odchylając się na krześle do tyłu. To był poważny krok i bałam się po trochu jego konsekwencji.

Moje wpatrywanie w sufit przerwało czyjeś chrząknięcie po mojej lewej. Wyrwana z transu uderzyłam krzesłem o podłogę, szybko odzyskując jego poprawne ustawienie, a głowę udało mi się zatrzymać milimetry nad blatem.

- Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć.

- N-nic nie szkodzi - odparłam szybko masując obolałe miejsce, gdzie oparłam się przymusowo o biurko. Odwróciłam się do niego przodem - coś się stało, Taekwoon?

- Mamy przerwę, więc postanowiłem zobaczyć co u ciebie. Chyba ci nie przeszkadzam?

- Nie przeszkadzasz, spokojnie, czekaj znajdę ci jakieś krzesło - zaczęłam się rozglądać za jakimś wolnym stołkiem.

- Nie trzeba, wpadłem tylko na moment, nad czym tak rozmyślasz?

- Nad niczym konkretnym, mam po prostu dużo papierkowej roboty w sprawie solo Raviego i występu Gugudan.

- Znajdziesz po pracy chwilę wolnego? - Spytał lekko zakłopotany.

- Jeśli wyjdę razem z wami z wytwórni to będę mieć - powiedziałam powoli, myśląc jednocześnie, czy na drugi dzień mam coś ważnego do załatwienia.

- W takim razie, będę czekał o szóstej przy portierni - uśmiechnął się delikatnie. - Nie przepracuj mi się tylko.

- I kto to mówi - rzuciłam mu udawane karcące spojrzenie, a gdy upewniłam się, że wyszedł, wróciłam do pracy.

Po kilku minutach mentalnej potyczki z samą sobą, wzięłam głęboki oddech i dokumenty, które spędzały mi ostatnio sen z powiek, włożyłam do koperty, którą następnie zakleiłam. Z myślą: „Co ma być to będzie" odłożyłam paczkę i zajęłam się następnymi papierami. Ta część już szła mi szybciej. Przeczytanie kontraktu, wypunktowanie kilku zdań, dodanie uwag na boku, a potem musiałam z plikiem umów przejść się po wytwórni. Większość udało mi się załatwić do czwartej popołudniu, więc z lekkim uśmiechem na twarzy złapałam za torebkę i wyszłam z budynku. Przywitała mnie upalna temperatura połowy lipca. Miałam w planach wyskoczenie na chwilę i odwiedzenie Hoonjae przed jej wypisem ze szpitala. Miałam już ruszać, gdy zobaczyłam jak ktoś podbiega do mojego auta. Zdziwiona otworzyłam okno.

- Saohwa! Czekaj! Jedziesz do Hoonjae?

- Tak, ale co ty tu robisz, Jaehwan-oppa?

- To świetnie, jadę z Tobą - odpowiedział chłopak łapiąc za klamkę od drzwi pasażera. Zanim zareagowałam w drzwiach na parking stanął Hakyeon wyglądający jak siedem nieszczęść.

- JAEHWAN! Wracaj mi tu w tej sekundzie!

- Noona, ruszaj - pogonił mnie siadając z tyłu.

- To chyba nie najlepszy pomysł Ken...

- Mamy tylko próbę wokalu, tekst znam na pamięć, więc nie ma problemu, przećwiczę w dormie przed lustrem.

- Mimo wszystko...

- Kto to widział opuszczać trening?!

- Ten raz, chyba mi odpuścisz, Hyung. Chcę zobaczyć co z Hoonjae-ya, nie zajmie to długo. W końcu, Choa też będzie musiała wrócić do wytwórni na piątą.

Zapadła cisza, miałam wrażenie, że to ja muszę rozwiązać spór chłopaków. Westchnęłam ciężko wiedząc, że obu stron nie mogę zadowolić na raz, a przez ich sprzeczkę mijał cenny czas odwiedzin.

- Niech jedzie, obiecał ćwiczyć w dormie, najwyżej umówię go na prywatne zajęcia jutro po próbie Gugudan, będzie musiał zostać wtedy dłużej, ale i tak powinien się wyrobić przed fansignem. Może być?

- Ty tu jesteś menadżerem - powiedział ciężko lider. - Zrobiłem co mogłem, aby go zatrzymać w wytwórni.

Odsunął się od auta, pozwalając mi odjechać.

- Dzięki, że się za mną wstawiłaś.

- Obyś tylko mi kłopotów nie narobił. Czemu ci zależy, żeby się z nią widzieć?

- Po prostu się martwię. Tak samo jak ty.

Skinęłam tylko głową. Jaehwan siedział z tyłu zamyślony, nie mówił nic więcej. Wyglądał na zdenerwowanego, ale nie wiedziałam co mu powiedzieć. Hoonjae na szczęście nie doznała żadnego dotkliwego urazu przez Hyunsoo, ale i tak lekarze zatrzymali ją na tydzień na obserwację. To miał być drugi raz jak ją odwiedzam od kiedy przyjęli ją na oddział. W sumie pierwszy raz od „wypadku" będzie mi ktoś towarzyszył.

- Parking pod szpitalem jest pełen. Zatrzymam się kawałek dalej przy jakiejś drodze, dobra?

- Nie ma sprawy, Choa.

- Martwi cię coś? Wyglądasz na zdenerwowanego...

- Na pewno nic jej nie ma?

- Z tego co lekarze mówili, to nie. Widziałam się z nią dwa dni temu i nie wyglądała źle. Yoona jest silna - uśmiechnęłam się szeroko.

- To chyba dobrze - powiedział dalej wyglądając na zmartwionego.

Między nami znowu zapadła cisza, która towarzyszyła nam, aż w pewnym momencie Jaehwan złapał mnie mocno za ramię, zmuszając do zatrzymania się. Spojrzałam na niego zaskoczona.

- Niczego dla niej nie mamy - powiedział śmiertelnie poważnie.

Spojrzałam na niego lekko zdziwiona. Prawda, że mam przy sobie tylko torebkę, z którą przyszłam do pracy...

- Mam pomysł!

Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Jego nastawienie zmieniło się diametralnie. Musiałam biec, aby nadążyć za rozpromienionym wokalistą. W końcu zatrzymaliśmy się przed małą kawiarenką. W sumie przypominało to bardziej cukiernię, gdzie zmieściły się jeszcze wewnątrz z dwa, trzy stoliki.

- Hoonjae jest na coś uczulona?

- Z tego co wiem to nie, ale nie przepada za cynamonem...

- Jasne. Przepraszam, poproszę...

Ken składał zamówienie, a ja stałam z boku wyrównując oddech. Potem wyszliśmy wspólnie z kawiarni.

- W-wiesz co, może ty je weź - wokalista z lekkim zawstydzeniem podał mi pudełko z ciastkami.

- Czemu nie ty? To przecież twój pomysł.

- Powiedzmy, że nie czuję się na siłach dawać Hoonjae prezenty. No i chyba lepiej, żeby nie wpadła na to, że zapomniałaś czegoś dla niej przynieść.

- Dobra, tu mnie masz - odparłam z uśmiechem biorąc od niego paczkę.

Poczułam na sobie czyjś wzrok. Obejrzałam się dookoła, ale nie zauważyłam niczego podejrzanego. Bez większego ociągania poszłam za towarzyszem.

Krótko potem weszliśmy do szpitala. Zgłosiłam nas na recepcji jako odwiedzających, a następnie poszliśmy do sali, gdzie leżła moja przyjaciółka. Jaehwan szedł spokojnie za mną.

- Saohwa! Nie musiałaś...

- Trzymaj i nie marudź. To nasz prezent dla ciebie.

- Nasz?

- Jak się czujesz, Yoona?

- Oppa?! C-co ty tu... - moja przyjaciółka była szczerze zdezorientowana, kiedy Jaehwan wyłonił się zza moich pleców.

- Cóż Choa się o ciebie martwiła, więc przyjechałem razem z nią.

Odwróciłam się do niego z lekkim niedowierzaniem.

- Oj, Sao. Mówiłam, że to tylko podejrzenie wstrząsu i dłużej niż tydzień nie będą mnie trzymać - skrzywiła się napełniając jedno policzko powietrzem.

- Wiem - westchnęłam - więc wychodzisz dzisiaj?

- Jutro po mnie przyjeżdżają rodzice. Przez miesiąc nie mogę używać samochodu, tak na wszelki wypadek.

- Do pracy chyba nie wracasz tak szybko? Wystarczy nam, że Choa jest pracocholiczką.

- Ken-oppa!

- No co, facet dobrze mówi. Wyszłaś gdzieś z Taekwoonem od początku promocji? Albo w ogóle byliście, gdzieś już?

Nerwowo zaczęłam się drapać po policzku.

- Nie mieliśmy okazji.

Usłyszałam ich wspólne ciężkie westchnienie. Chłopak usiadł na łóżku przodem do mnie z założonymi rękami. Niebieskowłosa w podobnej pozie tylko siedząc po turecku, krzywiła się zamyślona. Poczułam się w obowiązku jakoś wybronić mnie i Taekwoona.

- Za to dzisiaj mnie zaprosił na wspólne wyjście - oboje podnieśli na mnie swoje spojrzenia.

- Gdzie?

- Nie mam pojęcia.

- To skąd mam wiedzieć, że nie zmyślasz, Chouś?

- Taekwoon-hyung poszedł dzisiaj rano do niej podczas przerwy, no i wrócił weselszy...

- Czyli to będzie ich pierwsza randka! - Pstryknęła palcami.

Zaraz potem zlustrowali mnie od stóp do głów, rzucili okiem na zegar, aby znowu wrócić do mojej osoby. Poczułam się niezbyt komfortowo. Oceniali zapewne mój wygląd, miałam na sobie zwykłą błękitną koszulę i czarną spódnicę. Eleganckie, wygodne i wpisujące się w służbowy dresscode buty.

- Masz jej coś pożyczyć?

- Hm... Daj mi moment - moja przyjaciółka zeskoczyła z łóżka.

- Hoonjae, nie wolno ci...

- Wszystko w porządku, jesteś nadopiekuńcza - przewróciła oczami, a potem wróciła do grzebania w walizce, którą wyciągnęła spod łóżka. - Najlepsza byłaby jakąś sukienka, ale nie mam żadnej przy sobie, a nawet jeśli, to całkiem co innego nam pasuje. Dżinsy i koszulka?

- Wieczorem się robi chłodno, dobry pomysł. W samochodzie ma jasnoróżowy kardigan. Masz coś co by do niego pasowało?

- Myślę, że mam, ale co z fryzurą?

- Warkocz?

- To jest myśl, Oppa! Nasza Choa będzie śliczna! - Zawołała rozradowana, rzucając we mnie swoimi ubraniami. - Idź do łazienki i przymierz. Mogą być ci trochę za duże, w końcu strasznie schudłaś...

- To tobie się przytyło - mruknęłam aby jej dokuczyć. Otrzymałam wrogie spojrzenie zaraz znad wysokości materaca i spod niebieskiej grzywki. - Idę to ubrać, zaraz wracam - podniosłam ręce w geście kapitulacji.

Wychodząc słyszałam jak wymieniali między sobą uwagi odnośnie tego, co dostałam i co miał dzisiaj ze sobą w pracy Taekwoon. Nie spodziewałam się czegoś w rodzaju pasujących kompletów, jesteśmy dorosłymi ludźmi przecież. No i to raczej nie planowane wyjście...

Spodnie rzeczywiście były za duże, ale moja przyjaciółka, gotowa na wszystko miała nawet przygotowany pasek. Nogawki musiałam podwinąć, jednak te pięć centymetrów różnicy we wzroście robi swoje. Potem Hoonjae mnie umalowała i uczesała, wymieniając co chwilę uwagi z Jaehwanem, który przyglądał mi się z boku i podjadał jeden z kawałków ciasta, które daliśmy Hoonjae.

- Masz krem na nosie - zaśmiała się wskazując palcem plamę na jego twarzy.

- Już nie - odparł z uśmiechem ścierając białą maź chusteczką.

- Wiesz, że będziesz to musiał jutro spalić na siłowni, prawda?

- Tylko nie wychodź z takimi tekstami do Hyunga, bo zepsujesz wieczór.

- Bardzo śmieszne, Ken.

- Kiedy Oppa ma rację, jak stąd wyjdziesz masz zapomnieć o pracy. Rozerwijcie się we dwoje.

- Tak jest, mamo - powiedziałam poprawiając szarą koszulkę z białym misiem. - Postaram się ich nie ubrudzić, no i oddam ci je przy następnej okazji - wskazałam na białe spodnie z przetartymi kolanami. - Poza tym skąd je masz? Nie jesteś fanką dziur.

- Prezent od mamy, podobno modne w Ameryce - odpowiedziała moja przyjaciółka zabierając się za ciasto. - Miałam je raz na sobie, więc są jak nowe. I jak?

- Nie ma czego zarzucić. W takim razie będziemy się zbierać?

- Nie możecie, jeszcze posiedzieć? Albo chociaż Oppa - dodała pod nosem, co ledwo wyłapałam.

- Myślę, że jeśli nie chcemy, aby Hakyeon dostał palpitacji to powinniśmy wracać.

- Szkoda.

- Nie smuć się, jutro po ciebie przyjedziemy jak chcesz - zaoferował się Ken.

- Serio?

- No jasne!

Stałam i mrugałam chcąc pojąć tę scenę. Hoonjae zaraz zacznie ze szczęścia latać, a tak wyszczerzonego Jaehwana równie dawno nie widziałam. Nie miałam pojęcia, że są już na tak bliskiej stopie. Nim zdążyłam zaprotestować, to ta dwójka ugadała się co do godziny i przytuliła na pożegnanie. W momencie, gdy i mnie Yoona złapała w niedźwiedzi uścisk, dotarło do mnie, że czegoś ważnego o tej dwójce nie wiem. Jednak krótko potem znaleźliśmy się z powrotem w samochodzie.

Do wytwórni wróciliśmy przed szóstą. Czekałam na portiernii opierając się o ścianę, a Ken siedzący na krześle obok pilnował żebym nie zrobiła niepotrzebnej dziury w sweterku, którego rąbek mięłam w rękach. Próbując zająć czymś myśli zaczęłam analizować sytuację ze szpitala i za żadne skarby nie potrafiłam się w niej połapać.

- Długo czekasz? - Usłyszałam cichy głos.

- N-nie - odparłam szybko się prostując.

Taekwoon przyjrzał mi się dokładnie, przez co się odrobinę speszyłam. Przerzuciłam warkocz przez ramię na plecy, dawno ich nie związywałam inaczej niż w luźne kucyki, więc odzwyczaiłam się od tej fryzury, do tego dopiero stylizacja Hoonjae uświadomiła mi jak dawno mnie nie było u fryzjera. Włosy sięgały mi już do pasa.

- Ładnie wyglądasz. Do twarzy ci z warkoczem - Leo uśmiechnął się do mnie. Nie byłam na to przygotowana i oblałam się soczystym rumieńcem. - Idziemy?

- Um - przytaknęłam, zakładając sobie torebkę na ramię.

Posłałam piorunujące spojrzenie na pożegnanie uśmianemu Jaehwanowi i dogoniłam Taekwoona, który zmierzał do wyjścia. Wokalista zatrzymał mnie tuż przed wyjściem na zewnątrz.

- Załóż je, powinny ci pasować - wręczył mi małe pudełko.

Zaskoczona podniosłam wieczko, moim oczom ukazała się para okularów przeciwsłonecznych z delikatną złotą oprawką. Wyjęłam je ostrożnie z pudełka, irracjonalnie myśląc, że je zepsuję.

- Pomyślałem, że przydadzą ci się na nasze wspólne wyjścia. Podobają ci się? - Kiwnęłam głową. - M-może ci je założę?

- Czemu nie - podałam mu przedmiot. Chwilę później okulary znalazły się na moim nosie. - Dziękuje, Taekwoon - uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka.

- Nie ma za co. Chodźmy, nie torujmy wyjścia - brzmiał na speszonego, odwracając się do mnie bokiem.

Jung złapał mnie za dłoń i wyprowadził przez główne drzwi wytwórni. Nim zdążyłam go zapytać o cokolwiek, przed budynkiem zatrzymała się taksówka. Taekwoon otworzył przede mną drzwi, a chwilę później podawał adres taksówkarzowi.

- Centrum handlowe? Taksówką? - Spytałam zaskoczona.

Nie znajdowało się ono specjalnie daleko, praktycznie trzy czy cztery przystanki miejskim autobusem. Nie widziałam potrzeby korzystania z taksówki do tego celu.

- Pomyślałem, że autobus mógłby być, hm, niebezpieczny - posłał mi zakłopotane spojrzenie.

Zacisnęłam lekko usta i odwróciłam zawstydzona wzrok. No tak, nie pomyślałam.

- Głupio spytałam.

- Wcale nie, chociaż żałuję, że nie mogłem zrobić ci większej niespodzianki - delikatnie złapał mnie za dłoń.

- Samo zaproszenie było niespodziewane - zaśmiałam się, odwracając w jego stronę.

Teraz Taekwoon odkaszlnął i odwrócił się do okna. Niedługo potem znaleźliśmy się na miejscu. Dopiero, gdy chłopak stanął obok mnie z czarną bejsbolówką na głowie i przeciwsłonecznych okularach, z delikatnym uśmiechem dotarło do mnie, że jesteśmy tutaj we dwoje. Incognito, jako tako. Złapał mnie za rękę i spokojnie prowadził przez tłum. Było blisko wpół do siódmej, więc kręciło się tu dość sporo ludzi. Wchodząc do środka przez obrotowe drzwi poczułam, jakby ktoś mnie obserwował. Stanęłam na chwilę rozglądając się nerwowo, co nie uszło uwadze mojego chłopaka.

- Spokojnie, bez problemu wtapiamy się w tłum - powiedział mi do ucha.

Podskoczyłam lekko wystraszona, ku jego uciesze. Posłałam mu nadąsaną minę, a on w odpowiedzi objął mnie w pasie, przytulając do siebie. Wypuściłam powietrze marudząc pod nosem, ale cieszyłam się w głębi duszy. Idąc tak objęci, pewnie nie ściągaliśmy na siebie zbytniej uwagi pomimo założonych okularów przeciwsłonecznych, a czapka Taekwoona znajdowała się już bezpiecznie w mojej torebce. Najpierw przeszliśmy się po najniższym piętrze, bo jak powiedział Jung - mamy jeszcze trochę czasu. Ale do czego, to już nie raczył powiedzieć. Weszliśmy do kilku sklepów w tym z muzyką, gdzie kupiliśmy kilka płyt, a Taekwoon został na moment zmuszony schować się za najdalszą półką z muzyką klasyczną.

- Mogliśmy się spodziewać, że wpadniemy na wasze fanki. W końcu za tydzień macie fansign.

- Na szczęście nie zdążyły mnie zauważyć, bo nie mielibyśmy już nic z tego wieczoru - powiedział poprawiając maseczkę na twarzy.

Swoje okulary wrzucił mi do torby razem z czapką, własne wetknęłam we włosy odkąd weszliśmy do galerii. Gdy Jung upewniał się w witrynie sklepu, że dobrze ukrył twarz, ja w ciszy podziwiałam to jak dobrze potrafił się ubrać. Luźna biała koszula w podłużne czarne paski wpuszczona w spodnie, a do tego aktówka. Niby nic wielkiego, bo zwykle gdy wychodziliśmy z mieszkania ubierał się podobnie, ale zdałam sobie sprawę, że niewiele mam okazji aby się mu poprzyglądać. Poza tym, gdy spędzamy ze sobą czas w dormie, to zwykle widzę go w dresie i za dużej koszulce.

Złapałam w odbiciu jego pytający wzrok. Spaliłam buraka.

- Coś nie tak?

- W-wszystko w porządku, gdzie idziemy teraz?

- Wjedziemy schodami na górę i będziemy na miejscu - odparł łapiąc mnie za rękę.

- Teraz mamy ten sam wzrost. - Powiedziałam wesoło stając na schodkach przed nim. Jego ramiona poruszyły się przy tłumionym śmiechu. - No co? - Pokręcił przecząco głową, co miało oznaczać „nic takiego”. Udając oburzenie odwróciłam się do niego tyłem, a następnie gładko zeszłam ze schodów.

- Po prostu nie mogę się nacieszyć twoim widokiem - usłyszałam, gdy znowu mnie objął w pasie.

- Przestań - dałam mu lekkiego kuksańca w bok.

- Kiedy naprawdę dobrze wyglądasz.

- To na co mnie zabierasz? - Powiedziałam czerwona zmieniając temat.

- Pomyślałem, że chciałabyś to zobaczyć - wskazał plakat promujący nowy film z D.O. w roli głównej.

- „Hyoung”? Czy to nie ma dzisiaj premiery?! Spójrz jaka jest kolejka po bilety!

- Dlatego mam to - pomachał mi przed twarzą dwoma kartkami. - Dwa miejsca z tyłu. Słyszałem, że lubisz EXO...

- Jesteś kochany - rzuciłam mu się na szyję.

- Ekhem, idziemy po popcorn i coś do picia?

Przytaknęłam ochoczo.

- Nie miałem pojęcia, że to będzie tak wzruszające - powiedział Taekwoon, gdy po filmie usiedliśmy w małej kawiarni.

Przez całą drogę na samą myśl o końcówce filmu leciały mi łzy do oczu.

- Wszystko gra?

- Tak, to był dobry film. Widać, że dali z siebie wszystko. Ten co podpisał to jako komedię powinien jeszcze raz przeczytać słownik.

- Następnym razem pójdziemy na coś innego. - Złapał mnie za rękę.

- I tak się cieszę, że poszliśmy na niego razem - uśmiechnęłam się pocieszająco. Przez moment wspomniałam, jak pod koniec filmu byliśmy objęci. - Miło wyjść gdzieś we dwoje.

- Tak, to dobra odmiana. Bez ględzenia wszystkich wokół.

- A żebyś wiedział! - Zaśmialiśmy się oboje.

Powoli piliśmy kawę, przeplatając rozmowę o filmie z wymianą naszych opinii o muzyce, która leciała w kawiarni oraz tej co kupiliśmy wcześniej. Co jakiś czas Taekwoon wplątał jakiś komplement pod moim adresem na co cała robiłam się czerwona. Potem wybraliśmy się na spacer wzdłuż rzeki Han. Dopiero na zewnątrz uderzył mnie chłód wieczoru. Niebo mieliśmy prawie bezchmurne, a lampy rzucały przyjemne światła na pusty chodnik przed nami. Taekwoon zrezygnował z maseczki i mogłam bez oporów mu się przyglądać. Chociaż i tak głównie byliśmy zajęci rozmową o wszystkim wokół. Trzymaliśmy się za ręce i cieszyliśmy się wspólnym wieczorem.

Na widok bloku, w którym mieszkaliśmy wyrwało mi się z piersi krótkie, zmęczone westchnęcie, co nie uszło uwadze mojego chłopaka.

- To nic, po prostu... Szkoda, że już wracamy. Zaraz zlecą nam się wszyscy na głowę.

- To prawda - odezwał się w podobnym tonie. - Już widzę Sanghyuka i Jaehwana w korytarzu gotowych do skoku na nas.

- Hongbin będzie stał z wyciągniętym aparatem...

- Hakyeon będzie stał w korytarzu z czerwonym ryżem do celebracji...

- A Wonshik będzie, jak zwykle z boku się śmiał z naszej dwójki duszonej przez Hyuka i Kena.

Spojrzeliśmy na siebie nawzajem ze zmęczonymi minami i jednocześnie krótko wybuchnęliśmy śmiechem. Spojrzałam zza łez na jego twarz i wiedziałam, że jak dzisiaj tego nie zrobię, to sama sobie nie wybaczę. Nawet pochylony, Taekwoon był ode mnie na tyle wyższy, że musiałam stanąć na palcach, aby dać mu całusa w policzek.

Spojrzał na mnie lekko zaskoczony.

- Dziękuję za dzisiaj, Oppa. To był cudowny wieczór.

W odpowiedzi uśmiechnął się do mnie łagodnie i przyciągnął do siebie. Staliśmy tak przez chwilę patrząc sobie w oczy, a potem mnie pocałował. Ta chwila, w której zupełnie przestało mnie interesować otoczenie,  trwała w moim odczuciu zbyt krótko. Jednocześnie czułam, że to był właśnie cały urok tego wieczoru. Wiedziałam, że zapamiętam to na długo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro