Listy
~44~
W mniej niż minutę od odczytania wiadomości przyjaciółki, zdenerwowana Hoonjae siedziała ze mną w kuchni. Piorunowała mnie wzrokiem, nie mówiąc ani słowa. Postawiłam przed nią kubek gorącej czekolady, sama zajmując miejsce przy stole. Wiedziałam, że zbiera myśli, więc siedziałam cicho marząc o wypoczynku. Jednak jej przybycie oznaczało kolejną nieprzespaną noc.
- No więc - zaczęła po upiciu pierwszego łyku - co masz na swoją obronę? Takie ważne rzeczy się tutaj dzieją, a ja jako twoja najlepsza przyjaciółka dowiaduję się ostatnia? Co to za porządki? Zawiodłam się na tobie. Oj zawiodłam.
- Pierwszy występ mają za kilka dni. Tyle się dzieje, że też dopiero dzisiaj ogarnęłam, że coś się dzieje - westchnęłam ciężko. - Nieźle się z tym krył. Gdybym na dzisiaj im nie zamówiła śniadania...
- Choa... - Niebieskowłosa spojrzała na mnie podejrzliwie. - O czym ty mówisz?
- O dziewczynie Kena - odparłam lekko zbita z tropu. - Swoją drogą, jak się o tym dowiedziałaś? Będę musiała mieć go na oku.
- Ken-oppa się z kimś spotyka?! - Podniosła głos zaskoczona. Chwila, skoro o tym nie wiedziała to za co była na mnie zła? - Jak? Kiedy? Z kim? Mów jak na spowiedzi, a może się odobrażę.
- Po pierwsze, złapał mnie na mojej nierozwadze i uciekł na spotkanie mówiąc, że to w sprawie musicalu. Jak szłam po jedzenie dla chłopaków z Leo, okazało się, że spotkali się w miejscu skąd wzięłam katering. Uśmiechał się jak głupi do sera płacąc za nią. Jedyne co o niej wiem, to że nosi czarną kurtkę i średniej wielkości brązową torbę. Jej samej nie widziałam, bo musiała być w łazience.
- Nie mogę uwierzyć, że przeszedł mi koło nosa - jęknęła kładąc głowę na stole. - A tak dobrze się nam już rozmawiało.
- Może nie wszystko stracone. Jeszcze się z nią nie żeni - powiedziałam, chcąc ją pocieszyć.
- Powiedziała ta, której udało się w swoje sidła złapać Jung Taekwoona. Jakim prawem mi nie powiedziałaś, że chodzicie ze sobą?! Jestem twoją przyjaciółką, czy nie? Jak długo to trwa, co? Ja wiem, że trzeba się ukrywać, ale czy ja wydaję się aż tak nie godną zaufania? Przecież dobrze wiesz, że nie paplam na prawo i lewo!
- W-wiem, Yoona, wiem - zająknęłam się widząc jej szczerze zawiedzioną minę. - T-teoretycznie jesteśmy razem od jakiś dwóch tygodni...
- Co to znaczy 'teoretycznie'? - Wybałuszyła oczy.
- N-no bo dopiero dzisiaj to potwierdziłam na głos przy chłopakach. Taekwoon poprosił mnie o to dużo wcześniej - zajęłam się kubkiem z gorącą czekoladą.
Hoonjae spojrzała na mnie jakbym urwała się z choinki albo była jakąś kosmitką.
- Chcesz mi powiedzieć, że przez ponad tydzień trzymałaś faceta, którego kochasz w niepewności i jeszcze nie uciekł od ciebie?
- Ej! Po prostu nie umiałam się w sobie zebrać, aby mu powiedzieć - lekko się naburmuszyłam.
- Taekwoon-oppa to chyba święty jakiś! Ciesz się z tego, ale nie nadużywaj jego cierpliwości, skarbie. No i w sumie dalej mi nie powiedziałaś jak to się wszystko stało.
- Popełniłam błąd, rozumiem - podniosłam ręce do góry - ważne, że to potwierdziłam od razu bez wykrętów.
- Niech ci będzie... - mruknęła niezbyt zadowolona.
- Jak nie chcesz słuchać, to nic więcej ci nie powiem - odparłam upijając łyk czekolady.
Hoonjae spojrzała na mnie krzywo i po chwili opowiadałam jej o naszej niespodziewanej wizycie u mnie w domu. Trwało to dłużej niż przewidywałam, gdyż moja przyjaciółka nie zadowalała się moimi ogólnymi opisami. Cały czas wypytywała mnie o wszelkie możliwe szczegóły.
- A ty od razu uciekłaś do siebie? Choa...
- Nie od razu... Ale tak, uciekłam potem do siebie.
- Na serio muszę przerobić mój ołtarzyk - odparła niebieskowłosa.
- Co? - zamrugałam ze zdziwienia.
- Leo to jest święty człowiek, może jak się do niego wymodlę to uda mi się z Ryeowookiem-oppą.
- W sumie, to skąd się tutaj wzięłaś? - Zapytałam po chwili ciszy. - Nawet ty nie umiesz się teleportować, a ledwo co odczytałam twoja wiadomość, to ty już wchodziłaś.
Yoona w odpowiedzi coś mruknęła pod nosem, a potem głośniej dodała:
- Byłam w okolicy.
- O pierwszej nad ranem? - Zdziwiłam się.
- No... Mógł ktoś coś do mnie napisać i się go spytałam, o której będziecie, żeby pogadać...
- Z kim? - spojrzałam podejrzliwie na przyjaciółkę.
- Nie sprzedam swojego informatora. Co to, to nie!
- I tak się dowiem!
- Nie wyciągniesz ze mnie tych informacji nawet łaskotkami!
- Widzę, że obie panie są pełne energii z samego rana - usłyszałyśmy głos wujka za naszymi plecami.
- Obudziłyśmy cię? - Spytałam niepewnie.
- Nie, nie tym razem. - Westchnął ciężko. - W ogóle nie zwróciłyście uwagi na zegarek, prawda?
Zrobiłam duże oczy zaskoczona, Yoona też się taka wydawała. Obie skierowałyśmy spojrzenie na okrągłą tarczę zegarka na ręce niebieskowłosej. Duża wskazówka znajdowała się na dwójce, a mniejsza spokojnie wskazywała czwórkę. Za niecałe dwadzieścia minut zadzwoni mój budzik w pokoju, a zespół wstanie za jakąś godzinę. Nie przespałam kolejnej nocy.
- Już tak późno?! - Zawołała wystraszona. - Na siódmą mam zmianę w szpitalu, a nawet się nie przebrałam. Przepraszam, Choa, pogadamy innym razem! Pamiętaj, że chcę od teraz wiedzieć o wszystkim, jasne? Trzymaj się chłodno i do zobaczenia. Przepraszam, wujku, że się tak zasiedziałam - ukłoniła się szybko menadżerowi, a za moment wychodziła z mieszkania.
- Mam nadzieję, że wypoczęłaś, bo przed nami kolejny pracowity dzień - powiedział, klepiąc mnie w ramię.
- O-oczywiście. Nie martw się - wysiliłam się na uśmiech. Dopiłam czekoladę, przyswajając powoli myśli o tym, w jakie bagno się właśnie wkopałam.
Po niecałych dwóch godzinach byliśmy wszyscy w wytwórni gotowi do pracy. VIXX udali się na salę treningowe, a ja stałam na portierni i wpatrywałam się piątą minutę w trzy wielkie kartony pełne listów i malutkich paczuszek od fanów. Po wczorajszym treningu bolały mnie wszystkie możliwe mięśnie, a od niewyspania powoli sklejały mi się powieki, jednak ktoś musiał to wnieść na piętro. Dziękując w duchu wynalazcy trampek, podniosłam pierwsze pudło, głębokie na porządne czterdzieści centymetrów i na tyle szerokie, że niespecjalnie było poręczne. Zostawiając ostatnie obok biurka, zauważyłam inne kartony z drugiej jego strony. Makulatura z ostatniego tygodnia piętrzyła się dookoła mojego miejsca pracy uniemożliwiając zobaczenie mojego blatu. Westchnęłam ciężko i przeszłam pod okna, a by przytaszczyć do pomocy niszczarkę oraz większy kosz na śmieci. Niby korespondencja do chłopaków, ale to menadżer jest ostatnią barierą między liścikami miłosnymi fanów, a koszem lub członkiem zespołu. Tak też, wszelkie przemycone dokumenty dla urzędu stanu cywilnego bez namysłu były cięte na drobne paski i dopisywane do konta popularności kogoś z zespołu - głupi zakład, a dodatkowa robota. Jakieś ciasteczka lub inne jedzenia od razu lądowały w koszu, chociaż na kilka ciastek sama miałam ochotę, ale wizja szpitala ostudzała zapał do otwarcia opakowania. Oprócz tego zaczynało mnie mdlić od brokatu, pasteli, serduszek, zdjęć i całej masy słówek z podstawówki. Po przejrzeniu trzech kartonów zawierających chyba z tonę wsparcia dla zespołu miałam ochotę wziąć miotacz ognia i spalić wszystko wokół mnie. Znając jednak przepisy BHP i przeciwpożarowe ograniczyłam się do wściekłego marudzenia pod nosem.
- Che Saohwa?
- Tutaj! - Zawołałam machając ręką.
Miałam nadzieję, że współpracownik ją zauważy znad stosów kartek i ścian mojego boksu. Na szczęście tak się stało i po chwili pojawił się obok mnie inny z menadżerów.
- Dział administracji chce żebyś to przeczytała i podpisała - położył przede mną na biurku plik dokumentów. - Do tego trzeba znaleźć nowy dorm dla Gugudan. Ostatni zaczęło otaczać zbyt duża ilość fanów. To wszystko, miłej pracy - pożegnał się i poszedł w swoją stronę.
Spojrzałam niechętnie na mały stosik stron przyniesionych przed sekundą. Niby siostry VIXX nie są moim obszarem pracy, ale jako jeden z najmłodszych pracowników liczyłam się z tym, że część prac innych będzie zrzucana na mnie. Uroki bycia maknae. Mając do wyboru: kolejne wyznania miłości, a urzędową terminologię, wolałam obniżyć stan cukru we krwi. Większość dokumentów stanowiła moja nowa umowa o pracę, dokładne wypunktowanie co mi wolno, a czego nie względem podopiecznych, cała lista obowiązków i odpowiadających im klauzulom zwieńczone odpowiednią podwyżką i moim podpisem, który raz na zawsze wykreślił z mojego życiorysu słowo - nadgodziny. Praca menadżera ma tylko tę zaletę, że mnie fani nie będą obdzierać równie chętnie z prywatności co zespół.
Wzięłam kubek do ręki z zamiarem wypicia kolejnej dawki kofeiny, jednak spotkało mnie rozczarowanie - był już pusty. Uzupełniłam ekspres kawą, nalałam wody i czekałam w miarę cierpliwie aż się zaparzy. W międzyczasie przeglądałam wszystkie portale społecznościowe związane z zespołem. Z kolejną dawką czarnego naparu wróciłam do pracy. Rozprostowałam palce i włożyłam słuchawki do uszu, a potem ruszyłam z dalszym otwieraniem kopert. Część fanów na prawdę pisała z sensem, opisywała jakieś swoje przeżycia czy odczucia co do piosenek, przy takich wyznaniach robiło mi się i miło, i głupio jednocześnie. Ale nie mogłam nic na to poradzić. Po fali burzy o występ Raviego w "Show me the money" oraz zwiększonej ilości oszczerstw pod kierunkiem N-a, zarządzono wcześniejsze przeglądanie CAŁEJ fanowskiej poczty najpierw przez menadżerów. Z tego powodu czytałam po raz setny wyznanie miłości do Taekwoona, opierając się chęci wyrzucenia wszystkich kopert adresowanych do niego. W pewnym momencie natrafiłam na imię i nazwisko, którego się nie spodziewałam - moje własne. Zdziwiona, najpierw obejrzałam papier pod każdym możliwym kątem, potrząsnęłam kilka razy przy uchu. Niby nic nie wyglądało podejrzanie, jednak dalej nie mogłam pozbyć się podejrzeń, więc położyłam papier na biurku i z poziomu blatu wpatrywałam się w płaski pakunek.
- Coś nie tak? - Usłyszałam nad sobą głos mojego opiekuna prac nad tekstami.
- Nic wielkiego... ktoś napisał do mnie na adres wytwórni i nie wiem co z tym zrobić, Sunbae - odpowiedziałam nadal nie zmieniając pozycji.
- Czasami nasza zwykła korespondencja miesza się z listami od fanów, to nie jest nic martwiącego. Nie trać czasu na takie coś.
Skinęłam głową na zgodę, a potem zostałam znowu sama przy biurku. Odrobinę pewniejsza siebie rozcięłam kopertę i rozłożyłam kartkę z listem. Pierwszym, co mnie uderzyło był język listu. Nieformalny, opryskliwy tak samo jak zawartość. Dziewczyna ostro próbowała pokazać, że jest ode mnie lepsza w każdym z możliwych aspektów. Zabolało, nie mogę powiedzieć, że nie. Mieszała mnie z błotem na mnóstwo sposobów, gdy zła z łzami w oczach doczytałam do końca listu, potwierdziłam moje przypuszczenia co do autorki. Piękny kaligraficzny podpis - Don Suewoon z dopiskiem przyszła żona Jung Taekwoona, nie pozostawiał wiele pola do myślenia. Na dodatek dostałam "ich" piękne zdjęcie pseudoślubne prawdopodobnie prosto z programu graficznego. Bez większego namysłu wrzuciłam to do niszczarki razem z kopertą. Ból głowy z niewyspania jak i jej docinki sprawiły, że opuściły mnie ostatnie resztki energii. Praktycznie leżałam na swoim fotelu z rozłożonymi bezradnie rękami oraz wzrokiem wbitym w sufit. To był jeden list, jak na anty- i psychofankę nawet dość spokojny. Czułam, że miał służyć za ostrzeżenie przed moim zbytnim zbliżeniem do wokalisty. Doskonale wiedziałam co mnie czeka wiążąc się z Taekwoonem, jednak zderzenie się z rzeczywistością i tak dało mi mocnego, mentalnego kopa w dół. Niewyspanie w tym momencie nie pomagało mi nawet w najmniejszym calu. Miałam wrażenie, jakby ktoś przepuścił mnie przez magiel, wyprana ze wszystkiego poza wszechogarniającą ochotą na sen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro