Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kostka

~20~

Siedziałam przy swoim biurku ze słuchawkami na uszach, tupiąc cicho w rytm muzyki, gdy ktoś bezceremonialnie ściągnął mi je z uszu. Wychyliłam się do tyłu, aby wygarnąć osobnikowi, ale dostałam w twarz z białej koperty. Wzięłam ją do ręki i podejrzliwie obejrzałam z każdej strony. Byłam pewna, że to jakaś bomba.

- Co jest? Nie otworzysz?

- Ostatnim razem w środku był list o stażu tutaj... Boję się, co teraz - mruknęłam do wujka nadal nie spuszczając koperty z oczu.

- Będzie Cię to tylko kosztować parę wonów z wypłaty. Nawet nie odczujesz. Masz czas do wieczora z decyzją. Przyszedłem Ci to tylko dać, wolałem osobiście, niż aby chłopaki znowu się pobili o to, kto do Ciebie przyjdzie.

- Bez przesady, nie interesuję ich. Choć najgorsze przed nimi - mruknęłam odkładajac papier na biurko. - To na pewno nie jest rakotwórcze czy coś?

- Nie, spokojnie - wujek lekko się zaśmiał - no nic, ja już idę. Pracuj dalej podobno masz znowu tonę papieru do zapisania.

- Żeby tekst i melodia były takie proste! Do zobaczenia! - Krzyknęłam w jego stronę, gdy zamykał drzwi.

Założyłam słuchawki na uszy i wróciłam do tworzenia następnego dzieła pracującego na moją wypłatę. Bo niańczenie Vixxów robiłam jako wolontariat, a za piosenkę z japońskiego albumu pieniądze dostanę dopiero po wydaniu płyty. Czyli za kilka miesięcy, bo dopiero w styczniu. Pięknie. Wyczujcie sarkazm. Zamknęłam oczy, jedyne czego potrzebuję to natchnienia. Przełączyłam następną piosenkę na playliście i zaczęłam cicho nucić melodię pod nosem. Kiedy z radością odłożyłam długopis na biurko i przyglądałam się pierwszej zwrotce oraz refrenowi poczułam, jak ktoś łapie moje krzesło od tyłu.

- Noona, co robisz?

- Hongbin-ssi! Nie zachodź mnie od tyłu - mruknęłam zła - pracuję. Jakby nie było, jestem tekściarą i dopiero teraz mam przynajmniej początek tekstu...

- Aha, ale pamiętasz, prawda? Obiecałaś, że przećwiczymy razem najnowszą scenę ze skryptu.

- Wiem, wiem. Kiedy nagrywacie?

- Jutro rano, więc... - ciemnowłosy spojrzał na mnie wymownie.

- Rozumiem, daj mi chwilę. Muszę ogarnąć ten bałagan - powiedziałam zabierając się za porządki w moich papierach.

- Pomogę - odparł zbierając rozrzucone przybory do pisania.

- Daj spokój, dam radę. Lepiej idź i powiedz reszcie, że wychodzisz.

- Jesteś pewna? Może lepiej nie mówić...

- I N oraz wujek mają wydzwaniać do mnie co pół minuty? Nie, dzięki. No idź. Spotkamy się na parkingu - powiedziałam odganiając go od siebie.

- To idę - powiedział z uśmiechem, od którego każdej dziewczynie miękną kolana i zniknął na korytarzu.

Wychodząc dwa razy upewniłam się, że kluczyki od samochodu, portfel i komórka są na swoich miejscach w plecaku. Jedyne czego nie umiałam znaleźć to mojego szalika. Listopad w Seulu jest chłodny, nie mówiąc już o tym, że grudzień i zima za pasem. Ach! Jak do świąt nie wymyślę tekstu dla Starlight, to mnie pewnie wywalą. No nic, najpierw muszę zająć się aktorską karierą Hongbina. Z tym postanowieniem schodziłam po schodach na parter. Po drodze założyłam płaszcz i związałam włosy w wysoki kucyk. Pewnie nawet niechlujny. Minęłam Leo i Raviego życząc miłego dnia, za szklanymi drzwiami czekał Hongbin z wielkim bananem na twarzy. Poważnie, czy on przypadkiem nie ma jakiegoś skurczu twarzy?

- Jedziemy?

- Nie wolisz się przejść? - Zapytał, gdy otwierałam samochód.

- Do centrum mamy ładny kawałek drogi, przypominam. Po za tym, jak chcesz się dostać potem na plan? Przecież to ja muszę się Tobą zająć. No, wsiadaj - powiedziałam otwierając mu drzwi pasażera.

- Masz już prawo jazdy? Może lepiej ja poprowadzę...

- Zdałam egzamin dziś rano. Weź mnie nie denerwuj, kolejny nie lubiący kobiet za kierownicą? Po za tym, gdzie masz maseczkę? Albo chociaż okulary?

- Spokojnie, nic się nie stanie.

- Nie wiem, czy wiesz, ale ja mam pecha, więc radzę coś ubrać.

- Co zrobimy? Niczego nie wziąłem - powiedział klepiąc się po kieszeniach.

- Co ja z wami mam... najpierw Leo, teraz ty. Sprawdź w moim plecaku, zawsze coś noszę. Znalazłeś?

- Nie - odparł szybko odkładając torbę.

- Nie mam tam aż tyle. Daj, przeszukam.

- Lepiej, jak dojedziemy.

- No dobra - odparłam niezbyt zadowolona biorąc następny zakręt.

Zaparkowałam na ostatnim wolnym miejscu parkingowym najbliżej miejsca kręcenia najnowszej sceny, jak mogłam. Na plan, gdzie Lee miał wcielić się w rolę Wang Chi Anga, mieliśmy spacerkiem półgodziny po deptaku. Zanim odblokowałam drzwi uważnie rozejrzałam się po otoczeniu. Jak myślałam tłum ludzi, korzystających z ostatnich, ładnych, jesiennych dni w Seulu pomimo chłodnego wiatru.

- Aish, poważnie, gdzie ona jest... przecież pakowałam, nawet dwie... Pięknie najpierw szalik teraz to... Mam! Mówiłam, że wzięłam? - Powiedziałam machając mu przed twarzą szarą, materiałową maseczką.

- Nie potrzebuję jej.

- Właśnie, że tak. Co to za idol, który nie dba, czy go zauważą, co? Może ty sobie z nimi dasz radę, ale pomyśl o mnie. Nie mogę robić problemów. Oficjalnie mnie tu nie ma.

- Wiem, to wychodzimy, czy czekamy w aucie?

- Idziemy, nie ma co tutaj tak siedzieć - Odparłam wysiadając z auta.

Szliśmy na spokojnie powtarzając jego kwestie, ale coś mu nie wychodziło. Powtarzaliśmy scenę wiele razy, ale za każdym czegoś brakowało. Albo emocji, albo zjadł część tekstu lub urywał zmieszany. Po kolejnej nieudanej próbie, gdzieś w połowie deptaka, miałam dość. Minęliśmy akurat jakąś kawiarenkę, gdzie była średniej wielkości kolejka, gdy wpadłam na pewien pomysł.

- Hongbin-ssi, kupiłbyś coś do picia?

- Hę?

- Jestem padnięta, kupiłbyś mi kawę? Bardzo ładnie proszę - złożyłam ręce i zrobiłam uroczą minkę, jak uczyła mnie Yoona, ponoć akurat ta mi wychodziła.

- Em... No dobrze, jaką chcesz? - Spytał szykując już portfel.

- Latte się nada - uśmiechnęłam się promiennie. - Poczekam na tej ławce. Mamy jeszcze dużo czasu, więc się nie śpiesz.

- Okej, zaraz wracam - powiedział poprawiając sobie maskę na twarzy.

Siedząc najpierw wpatrywałam się w niebo, ale chmury nie przybierały ciekawych kształtów, więc zajęłam się swoimi, nowymi botkami które dostałam. Chociaż Yoona próbowała wytargować milion par butów za akcję na lotnisku, to wujek zgodził się na dziesięć na głowę. Mnie wystarczyły trzy, a HoonJae zamieniła pięć par na bilet VVIP na wszystkie koncerty w Japonii. Innymi słowy wujek z bardzo ciężkim sercem pozwolił jej jechać razem z nami. Długo nie podziwiałam nowego zakupu. Z dalszych nudów czytałam ponownie skrypt Binniego, a potem przeglądałam wiadomości. Trzydzieści z nich zostało wysłanych przez moją przyjaciółkę, która chwaliła się stażem w szpitalu, dziesięć od mamy, która jak co tydzień narzekała, że nie wysyłam jej opowieści o mojej pracy codziennie, a pozostałe dwie od N-a. Niestety nabyłam nawyku reszty zespołu i gdy tylko Hakyeon zaczął pisać o sobie usuwałam wiadomości i niczego mu nie odpisywałam. Chwilę potem Ravi posłał zdjęcie mojego szalika z zapytaniem, czyj on jest. Odpowiedziałam praktycznie od razu, że odbiorę jak jutro się z nim spotkam. Po informacji, że odczytał, moja skrzynka została praktycznie zbombardowana sms-ami od lidera.

- Co z niego za natręt, jeny... - mruknęłam czytając kolejny z samymi wykrzyknikami, bo w poprzedniej się nie zmieściły. Ostatnie dwie zostały wysłane przez innego wokalistę.

Od Król Latte:
"Wybacz, N-owi. Dostał szału, bo Hongbin nie odbiera komórki."
"Ps. Gdzie jesteś?"

Do Król Latte:
"Niech się N tyle nie martwi, pilnuję naszego visuala. Wrócimy jutro, jak skończy zdjęcia(*^^*)."

Nie dostałam żadnej odpowiedzi, ale się tym nie przyjęłam zbytnio. Choć z drugiej strony zdziwiło mnie to, że nie wiedział, gdzie jestem. Czyżby Kong nic nie powiedział? A mówiłam mu, że ma ich uprzedzić, żeby nie było właśnie takiej sytuacji. Westchnęłam ciężko bezwiednie spoglądając na wyświetlacz. Wtedy usłyszałam dobrze znajomy mi głos.

- Patrzcie, kogo my tu mamy? Sierotkę Marysię?

- Don Suewoon - mruknęłam pod nosem na widok dziewczyny.

Jak zwykle ubrana niby ładnie, ale dla mnie raczej wyzywająco. Za nią stały jej trzy przyjaciółki, ubrane odrobinę skromniej, ale tylko odrobinę. Przynajmniej nie miały tak mocnego makijażu i można spokojnie na nie patrzeć podczas rozmowy. Nie to, co na ich przywódczynię.

Pomimo wielkiej niechęci, delikatnie się uśmiechnęłam.

- Masz czelność śmiać się na nasz widok?

- Chciałam miło się przywitać z moim źródłem dochodów - odpowiedziałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.

- Że co?! - Oburzyła się. Stałam cicho, bo niby co takiego złego powiedziałam? - Słyszałyście? Próbujesz się podlizać, czy co? Nie wyobrażaj sobie, możesz być nawet ich pokojówką, ale nigdy nie będziesz mogła się ze mną równać. Ale to chyba jasne. - Bardziej stwierdziła niż spytała.

- No ba!

- Dziewczyna ubierająca się w podrzędnym lumpeksie nie ma szans, przy kimś takim jak my - dodała druga z "wianuszka".

- Oppa nawet na nią nie spojrzy. - Dopowiedziała trzecia.

- Nie mam pojęcia, o co wam chodzi - powiedziałam z ciężkim westchnieniem.

- Pff, od razu widać, że jesteś tępa - odparła z wyższością Suewoon popychając moje ramię.

Choć sam ruch nie był jakiś widowiskowy to włożyła w niego dość dużo siły i spadłam na ławkę uderzając drugim bokiem o jej kant. Rzuciłam wściekłe spojrzenie całej świcie, dziewczyny chichotały między sobą i poszły dalej. Jakby nigdy nic.

Przez to zdarzenie miałam wrażenie, że moja sytuacja z tymi dziewczynami to tykająca bomba. Taka, która kocha wybuchać w najmniej pożądanym momencie.

Z trudem wstałam z ziemi, noga na którą upadłam, strasznie mnie bolała. Jednak nie widziałam niczego dziwnego, żadnych ran, więc pewnie tylko obita. Doprowadziłam się do porządku i z powrotem usiadłam na ławce. Gdy Hongbin wrócił z kawą odetchnęłam z ulgą. Wzięłam go pod ramię, rozpuszczając włosy i przyspieszając nieco kroku. Udało nam się przeprowadzić kilkukrotnie ostatni dialog z sukcesem. Później byłam zbyt zajęta nadzorowaniem zdjęć i opieką nad zmęczonym chłopakiem, aby roztrząsać spotkanie z zazdrosnymi Starlight. Następnego dnia rano zadzwoniłam do wujka, aby potwierdzić moją zgodę na propozycję z koperty. Mianowicie, czekało mnie kolejne pół roku nauki od stycznia. No cóż, tak bywa. Wsiadając do auta znowu musiałam przejść przez małą różnicę zdań pomiędzy mną, a Binniem o to, które z nas będzie prowadzić. Nie ugięłam się i za kierownicą siedziałam ja. Z wielką ulgą zaparkowałam pod wytwórnią, gdzie czekał na nas komitet powitalny, składający się z Leo i Raviego. Wysiadłam z auta i aż zatrzęsłam się z zimna.

- Wszystko w porządku? - Zapytał visual.

- Tak, spokojnie. Cześć chłopaki - przywitałam się ukrywając grymas bólu. Noga, na którą upadłam wczoraj strasznie mnie bolała w kostce.

- Nie wyglądasz za dobrze - powiedział Ravi z troską w głosie - twój szalik - zawiązał mi go na szyi. Leo stał tuż za nim nie spuszczając ze mnie wzroku ani na chwilę.

- Wejdźmy do środka, miło, że po nas wyszliście.

- Hyung, nie musiałeś. Jeszcze się pochorujesz - powiedział Hongbin, klepiąc Taekwoona po ramieniu, gdy ich mijałam.

Pomiędzy nami nastała dziwna cisza. Czułam, że coś wisi w powietrzu, ale żaden z chłopaków nie poruszał tematu, który w jakikolwiek naprowadziłby mnie na trop źródła tego napięcia. W sumie to rozmawiałam tylko z Ravim, który z ochotą zgodził się pomóc mi przy muzyce do mojego nowego tekstu. Od auta do wejścia nie było dużej odległości, zaledwie kilka metrów, mniej niż pięć minut drogi. Tuż przed drzwiami do wytwórni, poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Podskoczyłam wystraszona, a potem wyrwał mi się jęk bólu, gdyż noga dała o sobie porządnie znać.

- Twoja kostka - odezwał się Leo z poważnym wyrazem twarzy, patrząc mi prosto w oczy. Przed tym spojrzeniem nie było ucieczki.

- Nic...

- Kulejesz na lewą nogę.

- T-to... L-leo-ssi? - Spytałam, widząc, jak wokalista kuca przede mną tyłem.

- Wsiadaj.

Nie wiedziałam co robić. Chciałam mu odmówić. Bolała mnie kostka, to prawda, ale nie mogę go przecież nadwyrężać. Do najlżejszych nie należę... zanim zrobiłam cokolwiek, poczułam mocne klepnięcie w plecy od Raviego. Praktycznie wpadłam na Leo, który natychmiast się podniósł. Szybko złapałam się za jego ramiona, bo inaczej bym mu spadła. Twarz wręcz wtuliłam się w jego płaszcz, na wysokości łopatek. Przyrzekam, że byłam czerwieńsza od włosów N-a przy promocji z "Hydem".

- Trzeba jechać do szpitala. Hongbin, idź po menadżera.

- Leo-hyung...

- Nienawidzę się powtarzać, Hongbin. Idź po niego.

- Jasne, Hyung - Binnie rzucił mi szybkie, przepraszające spojrzenie i pobiegł po wujka.

Ravi razem z Taekwoonem odeskortowali mnie z powrotem do auta i pomogli wygodnie usiąść. Próbowałam ich przekonać, że to nic poważnego, ale po dziesiątej próbie zostałam uciszona, jednym karcącym spojrzeniem Leo. Wonsik zaczął się śmiać z mojej zmieszanej miny, a wtedy wrócił Hongbin z wujkiem. Żaden z nich nie pozwolił mi dojść do słowa i kilka minut później byłam z wujkiem w drodze do szpitala. Z zespołem zobaczyłam się dopiero w nocy, gdy wrócili do dormu, gdyż dostałam tygodniowy areszt domowy ze względu na skręconą kostkę.

★★★★★

I jak?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro