Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Hawajska bez ananasa

~35.5~

Przed wylotem do Meksyku

~Ken~

Wszedłem do restauracji nadal niezbyt przekonany, czy dobrze postąpiłem. Choa wyglądała strasznie blado, jeśli coś jej się stanie, to Taekwoon ukręci mi łeb. O ile już nie planuje na mnie innej masakry. Nie mogłem się odpędzić od wrażenia, że miałem dzisiaj siedzieć w mieszkaniu.

Przywitałem się z osobami za ladą, pytając o stolik. Jedna z kelnerek zaprowadziła mnie w odpowiednie miejsce. Podziękowałem za pomoc, ale nawet gdy kobieta wróciła do pozostałych obowiązków, ja dalej stałem w miejscu.

- O-oppa?! - Cichy pisk dziewczyny przy stoliku wybudził mnie z szoku. - N-nie ma Saohwy?

- Z-zaraz powinna przyjść - odpowiedziałem, zerkając nerwowo przez ramię.

- M-może usiądziesz... - powiedziała nieśmiało.

- A tak, jasne - usiadłem naprzeciwko niebieskowłosej, nadal wpół zamyślony.

Między naszą dwójką zapadła cisza, której niespecjalnie chciałem zakłócać. Bardziej martwiłem się upływającym czasem. Zbliżała się pora, kiedy powinienem wyjść po Choę, ale nie miałem pojęcia, jak przekazać to jej przyjaciółce. Zastanawiałem się nad posłaniem jej jakiejś wiadomości, aby się pośpieszyła, ale nie wiedziałem co napisać. Za bardzo się bałem, że wyjdę na desperata. Bądź co bądź, przy Yoonie nadal nie czuję się najlepiej. Gdybym wiedział, że to wszystko się tak potoczy, to od samego początku trzymałbym się od niej z daleka...

- Sao chyba nie przyjdzie - głos Wei wyrwał mnie z rozmyślań.

- Czemu tak sądzisz? Jestem z nią umówiony, że zacznę jej szukać, gdy nie zjawi się po pięciu minutach-

- Gdyby chciała, to by tutaj od razu przyszła - przerwała mi pewna siebie.

- Hej, hej, hej, Choa taka nie jest. Nie wystawiłaby mnie - mruknąłem pod nosem.

- Em... t-to pewnie moja wina. Hehe... widzisz... - Dziewczyna z zakłopotaniem bawiła się palcami i bransoletkami na nadgarstkach - ro-rozmawiałyśmy o Taekwoonie, kilka dni temu. No i.. mo-mogłam jej coś napomknąć o chęci po-porozmawiania z tobą... no i... moja przyjaciółka od siedmiu nieszczęść, jak ją złapię to zabiję, zaproponowała, abym... abyśmy się spotkali. W cztery oczy - dodała, przygryzając wargę.

Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć. Po pierwsze, od kiedy Sao ma takie pomysły? Po drugie, jak mogłem się na coś takiego złapać? Prawie uderzyłem się w czoło z otwartej dłoni. Saohwa chciała porozmawiać o uczuciach. Podobno coś leży jej na sercu. Przecież ona NIGDY by ze mną na ten temat nie porozmawiała. Przecież właśnie przez to próbuje mnie unikać. I miałaby niby od tak, po rozmowie z przyjaciółką postanowić o rozmowie ze mną? Nie powiem, świetny teatrzyk odstawiła przed kilkunastoma minutami. Wiedziałem, że miałem zostać dzisiaj w mieszkaniu. No po prostu wiedziałem! Brawo Jaehwan, mądrość po szkodzie przychodzi, ale co teraz zrobisz, co? Od tak wyjdziesz, bo to twój saseng? - pomyślałem z przekąsem. Najprostszym wyjściem byłoby traktowanie jej jak każdej innej fanki. Zachowywać się tak, jakby to był jeden z tych specjalnych eventów dla Starlight, które wylosowały jakiś szczęśliwy bilet czy coś innego. Tak... taki dystans byłby idealny, gdybym tylko nie pisał z nią codziennie, aby wyswatać Leo z Choą. Nie chciałbym, aby czuła się wykorzystywana - źle bym się z tym czuł.

- Oppa? - Poczułem, jak ktoś łapie mnie za rękę. Odsunąłem się jak oparzony. Yoona zalała się rumieńcem, wracając do poprzedniej pozycji.

- Przepraszam, zamyśliłem się - posłałem jej słaby uśmiech - mówiłaś coś?

- Jak już sprawiła mi taki prezent, to go wykorzystam. Przepraszam. Przepraszam za wszystko, co mogło cie wprawić w zakłopotanie i pewnie wprawiło. Może nie wyglądam, ale nie jestem totalną idiotką. Widzę, jak na mnie patrzysz i to wcale nie jest wzrok jakiego bym chciała. Jest to zrozumiałe, sasengi to nie fani. Chociaż wolałabym nie być z nimi w jednym worku, to nie mogę chyba na to zaradzić. Jednak to naprawdę niesamowite, że mam możliwość spotkać was wszystkich! Całe VIXX, Ryeowooka, Kyuhyuna, Mamamoo, EXO, BTS, BTOB i to na żywo, i na tak przyjacielskiej stopie... Przepraszam, zbaczam z tematu - powiedziała, szeroko się uśmiechając. Yoona trajkotała tak szybko, że ledwo nadążałem. - Podsumowując, to chciałam prosić o drugą szansę. Tak, żeby się lepiej poznać jako Wei Hoonjae i Lee Jaehwan.

Raz kozie śmierć.

- Dobrze - przytaknąłem ruchem głowy.  To nie tak, że mam zamiar uciec na drugi koniec Seulu właśnie przed nią...

- N-naprawdę?! Chcesz? - Jej oczy zrobiły się cztery razy większe i zacząłem się zastanawiać, jakim cudem nie wypadną. Z drugiej strony są nawet ładne...

Pokiwałem twierdząco głową.

- No to w takim razie... - urwała, aby wziąć głęboki wdech - przepraszam, przepraszam za moje zachowanie, które mogło... nie. Które cię uraziło i sprawiło, że czułeś się niekomfortowo w moim towarzystwie. Wiem, że nie zawsze potrafię nad sobą zapanować, szczególnie, gdy jestem czymś podekscytowana - westchnęła, patrząc na swoje dłonie. - Jestem nadpobudliwa i dziecinna, wiem o tym, ale staram się nad tym panować. Dlatego dzisiaj ja stawiam - dodała pewnie.

- O nie, ja stawiam.

- Nie ma mowy, to w ramach przeprosin, więc ja stawiam.

- Nie pozwolę, abyś za mnie zapłaciła. Choa pewnie wyciągnęła cię z pracy.

- Ty też pewnie miałeś coś do zrobienia, Oppa.

Pojawienie się kelnerki przy stoliku, przerwało naszą kłótnię.

- Mogę przyjąć już państwa zamówienie?

- Jeszcze chwil-

- Na razie po prosimy wodę i sok grejpfrutowy - Yoona weszła mi w słowo.

- Za chwilę przyniosę - kobieta zapisała coś na kartce i odeszła od nas.

- Yoo-

- Powinniśmy wybrać coś do jedzenia - powiedziała, znowu mi przerywając.

Spojrzałem na nią odrobinę wytrącony z równowagi. Szybko wzięła kartę do ręki i praktycznie się za nią schowała. Westchnąłem ciężko biorąc swoją. To spotkanie lekkim nie będzie.

Spis w menu nie różnił się wiele od tego, co można było znaleźć w innych podobnych lokalach. Szybko przeleciałem wzrokiem po propozycjach. Gdybyśmy byli z chłopakami, nie było by problemu, ale teraz... skąd mam wiedzieć, co dziewczyna lubi? Podniosłem wzrok na chwilę znad karty. Hoonjae czytała dokładnie każdą linijkę ruszając co jakiś czas ustami. Nieświadomie marszczyła delikatnie swoje czoło. Wyglądała na poważnie zamyśloną. Takiej jej jeszcze nie widziałem. Miałem wracać do przerwanej czynności, gdy podniosła na mnie swój wzrok.

- Co powiesz na dwunastkę? - Spytała spokojnie, patrząc mi w oczy.

Przełknąłem ślinę, przerywając szybko kontakt wzrokowy. Jaehwan, tylko spokojnie, nie masz co się denerwować. Przecież nic nie zrobiłeś. - Ganiałem się w myślach, jednak nie byłem w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego w tamtej chwili poczułem się jak przyłapany uczeń na pisaniu liścików w klasie?

- Może być, brzmi smacznie - powiedziałem, opanowując się.

Chwilę później przyszła kelnerka z naszymi napojami, podałem numer naszego zamówienia, a potem zwróciłem się ponownie do Yoony:

- Roztyjecie nas - dodałem z uśmiechem.

- Po prostu musicie mieć co spalać podczas treningów. Lepiej tak, niż żebyście byli chudsi od wykałaczek, to prowadzi do wielu schorzeń. Czasem nieuleczalnych - powiedziała to tak poważnie, że musiałem zamrugać kilkukrotnie.

Jej poważny i rzeczowy ton był całkowicie inny od wysokiego, który zazwyczaj jej towarzyszył. Jej spojrzenie mówiło, że nie żartuje oraz wierzy w to, co mówi. Nie, nie wierzy, dokładnie wie o czym mówi. Takiej powagi nie widziałem u niej jeszcze nigdy, wydawała się... normalna. Daleko w tym momencie jej było do piszczącej i natrętnej fanki. Zaskoczyło mnie to.

- Oppa? - Spytała delikatnie. Potrząsnąłem głową.

- Przepraszam, zamyśliłem się. Musisz dużo czasu poświęcać temu tematowi.

- Coś tam wiem. W końcu to część mojego zawodu, nawet jeśli niewielka.

- Tak właściwie, to co robisz? To jest, studiujesz? - Chyba wypada mi ją lepiej poznać.

- Medycynę, chcę być ortopedą - powiedziała, uśmiechając się nieśmiało.

- Myślałem, że coś z dziećmi... albo pielęgniarstwo...

- Nie - pokręciła głową, biorąc szklankę z sokiem - nie potrafię za długo przebywać z dziećmi. Byłam kiedyś na kursie na pielęgniarkę chirurgiczną, ale to nie dla mnie. Nastawianie kości i zajmowanie się poprawnym rozrostem mięśni ludzkich jest ciekawsze. No i nie ciąży na mnie tak często spora odpowiedzialność.

- Rozumiem - odparłem, upijając łyk wody.

- Poza tym, mam większe szanse, że spotkam jakiegoś idola pracując w tej gałęzi niż innej. Najwięcej urazów macie właśnie stawów - zaśmiała się krótko.

- Nie musisz mi przypominać - powiedziałem z przekąsem, udając zagniewanego.

- Nie gniewaj się, takie macie ryzyko zawodowe.

- Żeby to było jedyne - wyrwało mi się, zanim to przemyślałem.

- Fanki - bardziej stwierdziła niż spytała.

- Tak - przytaknąłem z ciężkim sercem. - Chyba dlatego właśnie Taekwoon tak się boi zrobić krok do przodu.

- Coś się stało?

- Nie, na szczęście nie. Po debiucie LR, zyskał dość upierdliwą fankę. Spotkałaś już ją.

- Ta, co nie odstępowała go ani na chwilę w jego urodziny? - Przytaknąłem ruchem głowy. - Jak jej było?

- Don Suewoon, daje mu zawsze tyle listów, że nie sposób zapomnieć.

- Też powinnam tak zrobić - powiedziała to w taki sposób, że przeszedł mnie dreszcz.

- N-nie musisz, przecież masz mój numer - uśmiechnąłem się nerwowo.

- To prawda - jakby się rozchmurzyła - planowałam posłać listy mojemu UB.

- To znaczy? - Zdziwiłem się. Chyba założyłem, że to ja jestem jej ulubieńcem z pierwszego miejsca.

- Kim Ryeowook - Sunbaenim? - Przede wszystkim jestem ELF-em. Nie rób takiej miny, was też lubię - zaczęła chichotać.

Naprawdę zrobiłem tak śmieszną minę? Zająłem się sokiem, bo nie widziałem innej drogi ucieczki. Z jakiegoś powodu poczułem się dziwnie niepewnie. Aż tak mnie zaskoczyło, że nie jestem jej ulubieńcem? Przecież nie powinno mnie to specjalnie obejść. Nie mam pojęcia, co się dzieje. Jak to możliwe, że ta spokojna dziewczyna przede mną, to ta sama szalona fanka z dormu?

- Za chwilę wszystko wypijesz, Oppa - powiedziała z uśmiechem.

- A, racja - odstawiłem szybko szklankę.

- Coś się stało? Jesteś nieobecny.

- Co? Nie, nie, wydaje ci się.

- Oppa...

- Na prawdę - posłałem jej uspokajające spojrzenie - jutro z samego rana wylatujemy do Meksyku na koncert. Trudno o tym nie myśleć.

- Och, no tak, Starlight czekają. Zazdroszczę podróży.

- Nie ma czego, i tak większość czasu spędzimy w hotelu bądź na próbach.

- A potem od razu comeback. Uważaj na siebie no... no i dbaj, dobrze? - Powiedziała, przygryzając wargę.

- Spokojnie, to nie pierwszy raz - uśmiechnąłem się do niej szeroko. - Dziękuję za troskę - dodałem, dotykając lekko jej dłoni.

- Nie ma za co - jej policzka ewidentnie się zaróżowiły.

Spoglądała w bok, popijając wodę ze szklanki. Wyraźnie starała się unikać ze mną kontaktu wzrokowego. Było to o tyle zabawne, że ja patrzyłem centralnie na nią, a Hoonjae co jakiś czas zerkała czy nie odwracam wzroku. Rumieńce nie schodziły z jej policzków.

- Nie pij tyle, bo potem resztę popołudnia i wieczoru spędzisz w toalecie.

- T-to przestań się we mnie w-wpatrywać.

- Czemu?

- To krępujące - widziałem, że z całych sił próbuje przyjąć z powrotem luźny ton głosu.

- Nie masz czego się wstydzić. Do twarzy ci z rumieńcem - na moje słowa zrobiła się jeszcze czerwieńsza, zaśmiałem się na jej reakcję. Czemu za każdym razem, gdy tak robi przypomina mi się nasze pierwsze spotkanie w Centrum Handlowym?

- Tobie też - praktycznie wyszeptała. Zaskoczony dotknąłem swojej twarzy. Rzeczywiście, była trochę cieplejsza niż zwykle.

W międzyczasie wróciła do nas kelnerka z jedzeniem.

Nie powiem, uratowało mnie to. Nie miałem pojęcia co robić. Jadłem w ciszy, zastanawiając się skąd u mnie te rumieńce. Na pewno nie byłem zły. Jeśli mam być szczery sam ze sobą to nawet przyjemnie się z nią rozmawiało. Jednak to nie tłumaczy rumieńców. Nie mam nawet czego się wstydzić. Przeczesałem ręką włosy, mój wzrok powędrował w stronę telefonu. Ani razu się nie zaświecił podczas naszej rozmowy. Żadnych powiadomień, odrobinę mnie to martwiło. Jakby nie patrzeć zostawiłem Saohwę samą... z drugiej strony do duża dziewczyna. Poradzi sobie z powrotem do dormu, a może ma jeszcze coś do zrobienia. Kto ją tam wie?

Wybudziłem telefon z zamiarem napisania do menadżerki - bądź co bądź miałem jej teraz szukać - i podnosząc wzrok znad ekranu, spojrzałem na Hoonjae. Akurat wzięła do ręki swój. Coś przeczytała. Chyba była to jakaś wiadomość, bo odruchowo przyłożyła drugą rękę aby odpisać, ale miała w niej pizzę. Ledwo powstrzymałem się od śmiechu, gdy z poważną miną ważyła w rękach urządzenie i jedzenie, po czym wsadziła brzeg ciasta do ust i z tym samym wyrazem twarzy odpisywała na wcześniejszą wiadomość. Odłożyła go na miejsce i nie wyciągając kawałka z ust spojrzała prosto na mnie, a dokładniej to w obiektyw mojego telefonu. Podświadomie zrobiłem w tamtym momencie zdjęcie. Szybko przełączyłem tryb aparatu, a potem odłożyłem komórkę na stół. Zabrałem się z powrotem za jedzenie, aby ukryć uśmiech.

- Oppa...

- Tak? - Przygryzłem wargę. Krótkie słowo, a nie potrafiłem ukryć rozbawienia.

- Zrobiłeś mi zdjęcie? - Odkaszlnąłem lekko.

- Nie.

- Oppa~.

- Nie zrobiłem.

- Szkoda, bo bylibyśmy kwita - powiedziała robiąc z ust podkówkę.

- C-co?

- Mam dużo twoich zdjęć, ty też jakieś ze mną mógłbyś mieć.

- Zrobiłaś mi teraz jakieś?

- Hm... może tak, może nie - wystawiła mi na krótko język. Zacząłem się czuć nie pewnie. Co jeśli na nim źle wyszedłem... - Jedno muszę przyznać. W rzeczywistości jesteś o wiele przystojniejszy, nawet jeśli nie masz makijażu, Oppa.

- Em... dziękuję. Ty też dobrze wyglądasz - nagle zrobiło mi się o wiele za ciepło. Lee Jaehwan, zbierz się do kupy. Przecież fankom wielokrotnie już mówiłeś, że są ładne czy urocze. Tu nie ma żadnej różnicy.

- Co ja mam teraz zrobić?! Właśnie mnie pochwaliłeś! - Na twarzy miała olbrzymi uśmiech i rumieniec, który skryty był odrobinę za jej dłońmi. Oczy miała zamknięte i prawdopodobnie tupała właśnie w miejscu.

W jakiś sposób odrobinę się rozluźniłem. Może dlatego, że fanki często tak się zachowują, a z tym przecież wiem jak sobie radzić. Tylko czemu aż tak mocno podkręcili klimatyzację, ja się pytam?

- Pójdę do łazienki - jej wysoki głos przerwał moje rozmyślania. Pokiwałem tylko głową.

Na stole nie było już praktycznie jedzenia. Został tylko mój kawałek, a godzina na wyświetlaczu informowała, że spędziłem poza mieszkaniem już dobrą godzinę, nawet ponad. Zawołałem kelnerkę, ale nawet nie spojrzałem na rachunek. Hoonjae zabrała mi go sprzed nosa i bez słowa poszła zapłacić. Nawet nie zdążyłem zaprotestować. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Kiedy wróciła do stolika, miałem już nałożoną maseczkę i trzymałem jej kurtkę.

Wyszliśmy na zewnątrz. Zrobiło się ciemno, ale chyba nie aż tak późno, bo trochę ludzi jeszcze się kręciło na ulicy. Rozejrzałem się uważnie po okolicy, ale nie zauważyłem nikogo nadzwyczajnego, więc z mniejszymi nerwami dołączyłem do niebieskowłosej, która już szła wzdłuż ulicy.

- To ja powinienem zapłacić - powiedziałem napełniając policzki powietrzem. Zaśmiała się serdecznie.

- Już mówiłam, to w ramach przeprosin.

- Ale jak to wygląda - jęknąłem, idąc obok niej. - To chociaż daj...

- Żadnego pół na pół - przerwała mi stanowczo w pół słowa.

To jest zabawne, jak osoba niższa od ciebie, może wywołać wrażenie, że to ona jest górą... Z ciężkim westchnieniem skapitulowałem, podnosząc ręce do góry.

- No to cię odprowadzę.

- Nie musisz! Jutro masz dużo zajęć... Ciemno już się zrobiło i późno. Powinieneś iść spać - zaczęła trajkotać jak najęta, próbując mnie przekonać do odejścia. - Wracałam sama nawet o gorszych porach.

- Przestań, jak daleko mieszkasz?

- Przyjechałam tutaj autobusem.

- Autobusem? Nie samochodem? - Zdziwiłem się.

- Rodzice go potrzebowali. To naprawdę nic takiego! Nie ma tak źle! Widzę przecież na wyciągnięcie ręki. To nie są żadne podejrzane rejony, dam sobie radę, naprawdę! Powinieneś wrócić pierwszy - odparła, popychając mnie lekko.

Czy ona myśli, że tak łatwo się poddam? Kilka zapewnień i zostawię ją samą, gdy na zewnątrz jest tak ciemno? Prychnąłem pod nosem, włączając przeglądarkę w telefonie.

- Który autobus?

- 1200, ale to naprawdę porządna linia! Czasem po północy trafiają się różni nie wyjściowi... Ale o tej porze nie ma kogo się bać. Raz jechałam z taką przeuroczą starszą panią. Nawet zakupy jej potem zaniosłam do mieszkania. Cały czas mówiła o swoich wnukach. Nawet widziałam zdjęcie jej wnuka... Właśnie, zdjęcie! Nie możesz mnie odprowadzić, co jak ktoś cię rozpozna? O boże, wreszcie rozumiem Choę! Oppa, słuchasz mnie?

- Tak, Wygląda na to, że właśnie ci uciekł - pokazałem jej ekran mojego telefonu.

- Rzeczywiście - od razu posmutniała - a następny za godzinę...

- W takim razie muszę ci towarzyszyć - powiedziałem, chowając urządzenie do kieszeni.

- Nie powinieneś, Ken-Oppa!

- Ciszej kobieto! - Powiedziałem, zatykając jej usta.

Kilka spojrzeń po bokach. Westchnąłem ciężko, patrząc na nią spode łba.

- Życie ci nie miłe?

- Mhmmhm.

- Co? - Spytałem, a ta wskazała oczami moją dłoń. Pewnie czerwony na twarzy ją zabrałem.

- Przepraszam.

- No! Przepraszam. Po prostu... nadal nie wierzę, że tu jesteś. To jakbym śniła na jawie. Naprawdę! Chociaż gdyby to Wookie, tu był to wtedy bym raczej podejrzewałabym u siebie jakieś problemy psychiczne wyższego sortu niż zaawansowany fangirling. Jednak z drugiej strony przebywanie z tobą w cztery oczy też mi się w głowie nie mieści. Chyba Choę będę musiała za to wycałować. A nie, wróć, to powinien już dawno Taekwoon-oppa zrobić! No to w takim razie ją wyściskam. To chyba będzie-

- Spokojnie, zaraz mi tu zemdlejesz - powiedziałem, łapiąc ją za ramię. Ile ta dziewczyna jest w stanie powiedzieć na jednym wdechu i z taką prędkością?

- Jeny! Jak Sao, no naprawdę - powiedziała, zakładając ręce na piersi.

- Podobnych słowotoków czasem N dostaje jak ktoś zbytnio przegiął, ale jak on straci przytomność to raczej się ucieszymy, ale ciebie na sumieniu mieć nie chcę.

- Pamiętam o oddychaniu - naburmuszona poprawiła swoje włosy.

- Nie gniewaj się - stanąłem przed nią.

- Nie gniewam się. Nie mogłabym - obdarowała mnie szerokim uśmiechem. Jej nastrój zmienia się szybciej niż pogoda. - O! Już jesteśmy - dodała lekko zaskoczona, wskazując pobliską wiatę.

- Rzeczywiście - odparłem, odwracając się w tamtym kierunku.

- W takim razie, możemy się już pożegnać.

- Nonsens, miałem odprowadzić cię NA przystanek, a nie w jego okolicę.

- Pfff, do autobusu też wsiądziesz, Ken-oppa?

- Jeśli mam.

Popatrzeliśmy na siebie przez chwilę w ciszy, a potem razem wybuchnęliśmy śmiechem. Ramię w ramię doszliśmy do budki. Do przyjazdu autobusu zostało jeszcze trochę czasu. Stanęliśmy obok rozkładu jazdy i dalej prowadziliśmy przysłowiową rozmowę o pogodzie. Pomimo, iż było tam paru ludzi, to nie wydawało się, aby ktoś mnie rozpoznał, więc mieliśmy spokój. Z drugiej strony, wolałbym nie zostawiać jej samej z powodu nadgorliwych fanek. Moja niechęć do niej jakoś zniknęła. Chyba udało jej się przywrócić swoje pierwsze wrażenie, jakie na mnie wywarła w centrum handlowym. Gdy się wstydzi albo nie ma napadów "szczęścia" jest szalenie uroczą osobą. Pierwszy raz od długiego czasu przy jakiejś dziewczynie przestałem się sztucznie uśmiechać. Chwila, od kiedy?

- Oppa? Znowu się zamyśliłeś - powiedziała, klepiąc mnie po ramieniu.

- Ach przepraszam. Zacząłem się zastanawiać, czy z Saohwą wszystko gra. Nawet mi nie napisała, że jest w mieszkaniu.

- Może zapomniała - czarnooka wzruszyła ramionami - czasem jej się zdarza.

Zapadła chwila ciszy. Sprawdziłem godzinę na wyświetlaczu, nie zostało wiele czasu do przyjazdu autobusu. Patrząc na tapetę na wyświetlaczu, wpadła mi do głowy trochę głupia myśl, ale w końcu jakoś trzeba uczcić ten dzień. Widząc już pojazd na horyzoncie, złapałem dziewczynę za ramię i przytuliłem do siebie jedną ręką. Drugą ściągnąłem maseczkę na brodę, a potem wyciągnąłem przed nas telefon ekranem do przodu.

- Uśmiech raz! - Zawołałem wesoło naciskając guzik do zrobienia zdjęcia.

- C-co... O co...

- Sama stwierdziłaś, że mam mieć z tobą jakieś zdjęcie.

- Nie byłam gotowa - powiedziała cała czerwona na twarzy. Uśmiechnąłem się szeroko.

- Nie mamy czasu na inne. Bezpiecznej podróży - powiedziałem, wskazując autobus zatrzymujący się niedaleko od nas.

- O kurczę - przygryzła wargę. Wyglądała na zakłopotaną.

Zanim zdążyłem zareagować, poczułem jak mnie przytula, a w następnej sekundzie pędziła do kolejki przy drzwiach. Stałem osłupiały w miejscu. Kiedy autobus przejeżdżał obok mnie pomachałem Hoonjae, która siedziała przy oknie. Z uśmiechem mi odmachała. Dopiero wtedy założyłem maseczkę z powrotem i ruszyłem w drogę powrotną. Biłem się z myślami, aż mętlik w mojej głowie urósł do takich rozmiarów, że stwierdziłem, że wszystko mi jedno. Chwyciłem się najbardziej irracjonalnej myśli i z zapałem wszedłem do mieszkania:

- HYUUUUUNG! LEO HYUUUNG!

------------

Jak wam specjał przypadł do gustu? :x

Błagam, nie zabijajcie mnie. *chowa się z patelnią pod biurkiem*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro