Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Gołębie

~31~

Siedząc na metalowych krzesełkach po odprawie paszportowej, w głowie miałam tylko jedno pytanie. Dlaczego znowu ja?

Wujek wrócił wieczór wcześniej, aby na spokojnie zaplanować grafik na najbliższe dni dla Leo, który miał już za trochę ponad miesiąc wystąpić w musicalu i teraz, trzeba zapiąć na ostatni guzik sprawy związane z comebackiem. Z tego powodu, musiałam wracać z całą szóstką sama. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zakupy. W nocy nie znaleźliśmy żadnego otwartego sklepu, więc postanowiliśmy wstać trochę wcześniej. Miałam iść z Ravim i Hyukiem, ale reszcie też się powspominały mamy, siostry i inne ciotki. Dlatego najpierw wyrywali mnie sobie nawzajem aby pomóc przy kupnie, a potem byłam ściskana przy kasie, bo śpieszyło im się spakować. Jedynie Taekwoon podchodził do wszystkiego na spokojnie, więc mogłam liczyć na wsparcie z jego strony, chociaż napięta atmosfera nadal nie zniknęła.

Siedziałam obok wokalisty z książką w ręce, usilnie próbując zignorować piątkę idiotów walczących o ostatni wafelek z przewidzianej puli słodyczy na ten miesiąc. Wiem, że ich dieta jest wymagająca, ale ile można skakać do gardeł o taką pierdołę, a warto powiedzieć, że trwa to trzecią godzinę i Hyuk nadal go nie zjadł.

- Długo jeszcze im to zajmie? - Mruknęłam pod nosem czytając po raz piąty jedną linijkę. - Jak myślisz?

- Dopóki ktoś tego nie zje - powiedział prosto.

- Tyle to ja też wiem. Chodzi mi o to, czy ten wafel jeszcze istnieje w jednym kawałku.

- Pewnie tak - zaśmiał się pod nosem - może to trwać nawet do wieczora.

- Przecież zaraz mamy samolot! Jak tak dalej pójdzie, to ja im go zjem. Będzie po problemie.

- Spróbuj - powiedział szybko.

Podniosłam na niego wzrok.

- Naśmiewasz się ze mnie?

- Co?

- Widzę jak się uśmiechasz - wskazałam na niego palcem. - Nie mów mi, że nie.

- Nie śmieję się - odparł poważnie próbując zakryć usta.

- Widziałam! Uśmiechasz się pod nosem! - Odparłam łapiąc go za rękę.

- W-wcale nie - protestował dalej.

- Wygrałem! Saohwa-noona, usiądziesz ze mną! - Radosny głos maknae zmusił mnie do zwrócenia na niego większej uwagi.

- Nie chcę - powiedziałam wystraszona - nie usiądę, znowu mnie będziecie straszyć z Kenem.

- Oj, nie gniewaj się. Żartowaliśmy, Choa-ssi - uklęknął przede mną z błagającym wzrokiem.

- Nie i nie zmienię mojego zdania.

- Ale jak nie usiądziesz ze mną to z kim będziesz siedzieć? Przecież nie pozwolimy, abyś siedziała sama!

- Hyuka-a - usłyszałam ostrzegawczy ton głosu Leo.

- A! Hyung! Nie zauważyłem! - Powiedział szczerząc się jak dziecko. Grabi sobie, oj grabi, nawet ja to mogę stwierdzić.

- Nie zauważyłeś?

- No... - odparł patrząc to na mnie, to na Taekwoona - w ogóle nie rzuca się w oczy. Ani trochę - pokręcił głową zaciskając usta. - W takim razie będę siedział sam.

Włożyłam książkę do torebki, a potem podrapałam się po głowie. Nie miałam pojęcia o co mu chodziło, a gdy spojrzałam na wokalistę obok mnie, ten odwracał szybko wzrok. Oho, czyli on wie, ale raczej nic mi nie powie. Zaczęłam się zastanawiać, jak to z niego wydusić, kiedy podszedł do mnie Ken, a jego szeroki uśmiech na twarzy dla mnie nie wróżył niczego przyjemnego.

- Sigana nal dowajwo jebal geunyeoga nae soneul kkok japge* - zanucił z odrobinę niepewną miną - chyba tak leciała ta linijka, co nie, Leo?

- Tak - odparł niechętnie.

Zmarszczyłam czoło, nie wiedząc, czemu Jaehwan przypomniał akurat tę linijkę... Spojrzałam w prawo i jak oparzona puściłam dłoń Leo, odsuwając się odrobinę. Zmieszana, poczułam tylko, jak moje policzki robią się coraz czerwieńsze.

- P-przepraszam, za... zapomniałam się - zaśmiałam się nerwowo.

- Zdarza się - powiedział pokasłując lekko. Jaehwan chciał coś dodać, ale jedno spojrzenie starszego i z uśmieszkiem się wycofał.

- Ken-Oppa, co ty kombinujesz? - Zapytałam mrużąc oczy.

- Nic, co miałoby cię niepokoić, Chouś - poczochrał mi włosy, a potem odszedł nucąc coś pod nosem.

- Nigdy go chyba nie zrozumiem - pokręciłam głową - no cóż, zbieramy się! Zaraz lecimy.

- Nareszcie będziemy w Koreiiiii - zaczął wrzeszczeć Hyuk i udając samolot "poleciał" w stronę ostatniej odprawy paszportowej przed wejściem na pokład.

- Macie jakieś leki na uspokojenie? Bo tego tam trzeba będzie uśpić - mruknęłam zarzucając plecak na plecy.

Taekwoon tylko cicho się zaśmiał. Poczułam jak serce zaczyna mi szybciej bić w piersi. Jego śmiech jest taki śliczny...

- Choa, bo nam tu zostaniesz - N złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, ale tego nie zauważył.

Siadając na wyznaczonym miejscu, zerknęłam na siedzenia za mną. Lider poprawiał swoją poduszkę, a Jaehwan pakował bagaż podręczny na półkę nad ich głowami. Za nimi byli Ravi i Hongbin, Hyuk siedział sam w rzędzie obok mnie i Leo, przy przejściu. Uspokojona, że są wszyscy zapięłam swój pas. Krótko potem wystartowaliśmy. Gdy zapalił się symbol oznajmiający, że można rozpiąć pasy, do moich uszu doszedł głos Lee zza oparcia:

- Na twoim miejscu bym nie odpinał.

- Mówisz do mnie, Jaehwannie? Nie przejmuj się tak, przecież jest bezpiecznie - odpowiedział mu N.

- Jesteś pewny, Hyung?

- Oczywiście, przecież nic nie może nam się stać - odpowiedział Hakyeon. Przytaknęłam chłopakowi ruchem głowy. Jeden lot mam za sobą, nic nam się nie stanie.

- Ale, Hyung nigdy nie wiesz czy jakiś ptak nie dostanie się do silnika.

- Jaehwan, jesteśmy dosyć wysoko, nic takiego się nie może stać.

- Może i nie może, ale wypadki się zdarzają.

- Daj spokój.

- Pilot, który jest za sterami może być młody - powiedział pewnie Ken. Zaczynałam w duchu błagać, aby skończył ten temat. Wystarczyły mi ich wygłupy podczas lotu do Japonii, nie chcę tracić też lotu powrotnego.

- Albo stary, co to ma do rzeczy!? - Hakyeonowi podniósł się głos.

Przełknęłam ślinę, zamknęłam mocno oczy, nie bałam się lotu zanim wsiadłam na pokład po raz pierwszy, ale teraz chyba nabawię się przez Jaehwana fobii!

- Nie wiem, nawet doświadczeni piloci mogą wprowadzić samolot w turbulencje. O patrz, Hyung, jak jesteśmy wysoko...

- Jaehwan, skończ - usłyszałam Leo.

Otworzyłam oczy. Chłopak wychylał się do tyłu i mierzył złym spojrzeniem młodszego od siebie.

- Dobrze, dobrze - skapitulował Lee - będę już siedział cicho.

Słysząc to odrobinę się rozluźniłam. Nawet nie wiedziałam, że przez cały ten czas wstrzymywałam oddech, zanim nie zrobiłam dość głośnego wydechu, kładąc ręka na piersi.

- W porządku?

- T-tak, wszystko gra - odwróciłam głowę w stronę okna.

Przecież Leo nie upomniał Kena ze względu na mnie tylko N-a, przecież odkąd usiedliśmy, chłopak... Czytał... Nie, słuchał mu... Zamrugałam kilkakrotnie. Chwila, co on robił, odkąd weszliśmy na pokład?

- Ładny widok - odezwał się obok mnie.

- Rzeczywiście - powiedziałam, wpatrując się w niebieskie niebo i połacie chmur.

Było to w jakiś sposób uspokajające. Jakby człowiek pływał wśród nich. Odległość od Ziemi straciła na znaczeniu. Po chwili wśród chmur zrobiła się przerwa i mogliśmy zobaczyć malutkie plamy w dole będące jakimiś zabudowaniami.

- Za chwilę się stopisz z szybą - usłyszałam Leo. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak się przybliżyłam. W zupełności pochłonął mnie widok.

- P-przepraszam, zasłoniłam ci? - wydukałam, odwracając się.

- Niezupełnie - powiedział łagodnie.

Był lekko pochylony do przodu zapewne, po to by cokolwiek zobaczyć nad moim ramieniem, przez co moja twarz była mniej więcej na tej samej wysokości, co jego,  na której błądził uśmiech. Jego czarne oczy aż się świeciły z radości. Odniosłam wrażenie, że przed sobą mam całkiem innego człowieka, tak rozluźniony przy mnie jak dzisiaj, jeszcze nie był.

Nie odzywaliśmy się, patrzyliśmy sobie nawzajem w oczy. Zapadła cisza między naszą dwójką. Bałam się ją przerwać, coś było w tej chwili...

- Gru, gru.

...co łatwo można stracić.

- Lee Jaehwan! - Powiedziałam zła, przenosząc na niego wzrok.

Opierał się o moje oparcie z miną niewiniątka. Kiedyś go zamorduję, przysięgam.

- No co, ćwiczę. Dawno nie naśladowałem żadnych zwierząt. Co sądzicie o moim gołębiu, gołąbeczki?

- Ken, nie używaj słów, które ktoś może źle odebrać! - Skarcił go Leo. - Coś jeszcze postanowiłeś poćwiczyć? - dodał z przekąsem.

- Kukułkę, sowę, kurczaka... - zaczął wyliczać.

- Hyung! To była moja zdobycz! - Głos Sanghyuka rozniósł się po całej kabinie.

Pozostali pasażerowie posłali w naszą stronę dość wymowne spojrzenia. Szczególnie, gdy chłopak mierzący prawie metr dziewięćdziesiąt przewiesił się przez oparcia dwóch foteli przed sobą. Zaaferowany machał rękami i nogami, zapominając kompletnie, gdzie jest.

Odpięłam swój pas, który przez opowieści Kena miałam cały czas zapięty. Z nerwowym uśmiechem na twarzy przeszłam obok Taekwoona prowadzącego niemą rozmowę z młodszym wielbicielem ptaków. Hakyeon miał słuchawki na uszach i spał w najlepsze. Na lidera zawsze można liczyć w takim momencie. Podeszłam do zmaltretowanego Raviego, który błagał o litość, przyciskając do piersi tablet, za plecami mając szybę i Hongbin, który machał rękami na wszelkie strony, broniąc swojego telefonu przed rękami maknae. Młodszy wziął się na sposób i swój sprzęt włożył do kieszeni spodni. Nawiasem mówiąc, już mu się z niej wysuwał. Złapałam płaskie urządzenie praktycznie w locie, a potem odebrałam podobny od Lee.

- Noona! - Powiedzieli zaskoczeni i niezbyt zadowoleni, gdy pomachałam im przed twarzami moimi zdobyczami.

- Rekwiruję. Nie możecie się zachować?! Jesteśmy w samolocie idioci! Nie w dormie! Trochę kultury albo wrzucę do internetu zdjęcia z imprezy!

- Nie zrobisz tego - Fasolka na prawdę zrobiła się biała.

- Wasz Hyung-zoolog wystarczająco zalazł mi za skórę. Jeszcze jeden wybryk, a jutro będziecie się pakować i wracać do swoich rodzinnych miast i wielka kariera się skończy!

Ucichli od razu. Hyuk szybko wrócił na swoje miejsce, mrucząc przepraszam, a Hongbin tylko głupio się uśmiechnął z zażenowania i pomógł Wonshikowi wrócić do prawidłowej pozycji. Wzięłam głęboki oddech i zmierzyłam chłopaków wściekłym spojrzeniem. Odwróciłam się i z fimową powagą zrobiłam skłon o równe dziewięćdziesiąt stopni tuż przed stewardessą, która była za mną. Gdybym wyszła ze swojego rzędu o sekundę później, pewnie ta kobieta musiałaby ich uspokajać.

- Przepraszam za niedogodności, wszystko już w porządku. Przepraszam, nie przypilnowałam moich podopiecznych - powiedziałam płynnie, po czym powoli się wyprostowałam.

Kobieta w szoku kiwnęła mi głową, a potem cicho dodała coś o zachowaniu na pokładzie i ogólnie pomarudziła w moim kierunku, na końcu prosząc, abym wróciła na swoje miejsce. Przeprosiłam krótko jeszcze raz i usiadłam na swoim fotelu. Zła wrzuciłam komórki chłopaków na dno mojego plecaka. Odwróciłam się do tyłu mierząc tamtą piątkę groźnym wzrokiem, a potem odcięłam się od świata za pomocą mojej muzyki. Kilka razy poczułam, jak ktoś klepie mnie w ramię, ale zbywałam to. Czekałam teraz tylko na sygnał do zapięcia pasów i informacji o przylocie na lotnisko w Incheon.

Wyglądałam przez okno w salonie. Siedziałam na jednej z puf i zastanawiałam się co robić dalej. W dłoni miałam telefon, który wibrował co pół minuty, Yoona wyżalała mi się z dni w szpitalu. Chociaż zwykle czytałam każdą wiadomość po kolei i dokładnie, to dzisiaj nie potrafiłam się skupić. W końcu, postanowiłam zadzwonić do niej i powiedzieć o tym, co mnie trapi przez ostatnią godzinę. Odebrała zaraz po pierwszym sygnale, przeszłam od razu do rzeczy:

- Hyungsoo przysłał mi kolejną wiadomość.

- Żartujesz?! Co ten debil ci napisał?! W ogóle wiesz, że muszę z nim odbywać praktyki? Znaczy nie jest ze mną na oddziale, ale wiesz, ciągle jeden budynek. I jak mnie widzi to ma taki dziwny uśmieszek.... Zabiłabym, gdybym mogła, ale mów, co ci posłał?

- Gdy byliśmy dzisiaj na lotnisku... zapomniałam się i trzymałam Leo za rękę trochę zbyt długo... - mówiłam powoli, lekko zakłopotana - nie wiedziałam, że tam był. - Przetarłam swoje czoło. - Posłał mi zdjęcie, jak go trzymam z pewnym dopiskiem.

- Jakim? - Zwykle wesoły głos mojej przyjaciółki od razu zrobił się poważny.

- "Więc to jest twój kochaś"? - Westchnęłam ciężko. - To nie pierwsza taka wiadomość. Wcześniej posłał zdjęcia z pozostałymi członkami zespołu. Większość jest z miejsc, gdzie byliśmy tylko w siódemkę, bez kamer czy fanek.

- Saohwa, wiem, że nie powinnam mówić ci co robić, ale... to nie jest zdrowe, ani jak na niego normalne. Uważaj na siebie.

- Będę i uważam, najważniejsze, żeby nigdzie tego nie wrzucił. Nie mogę narobić chłopakom kłopotów.

- Sao... w takim momencie to ty jesteś ważniejsza...

- Wiem - przerwałam jej - jak pójdzie za daleko, to zrezygnuję.

- Ale pamiętaj, że ja nie mogę stracić kontaktu z Jaehwanem-oppą! No i najpierw masz wyjaśnić wszystko z Taekwoonem! Tego ci nie wybaczę!

- Jasne, jasne - zaśmiałam się - śpij dobrze, jutro pewnie masz dużo do zrobienia.

- Nie czytaj mi w myślach, tylko wreszcie zbliż się do Taekwoona!

- P-postaram się - mruknęłam, czując rumieńce na twarzy.

- No! Dobrej nocy, pozdrów Kena!

- Pa pa - odpowiedziałam, rozłączając się. - Żeby moje życie uczuciowe było ważne. - Mruknęłam, chowając komórkę do kieszeni.

- Oczywiście, że jest ważne - usłyszałam głos za sobą.

Momentalnie się odwróciłam. Jaehwan opierał się o stolik z szerokim uśmiechem. Przełknęłam ślinę. Jak długo on tam stał? Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Chłopak korzystając z okazji, usiadł na pufie obok mnie.

- Bardzo ważne, wręcz najważniejsze.

- Nie wygłupiaj się - powiedziałam, próbując przybrać neutralny ton. Od kilku dni podejrzewałam, że wokalista coś wie i bałam się tego.

- Ale miłość to nie jest coś śmiesznego - odpowiedział jakby od tak.

- P-przecież nikt nie mówił o miłości - mój głos lekko się załamywał i byłam pewna, że on to zauważył.

- Do Hyunga nie jest tak trudno się zbliżyć, jak się wydaje.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz, Jaehwan-oppa.

- Oj, Chouś - złapał mnie za ramię i przytulił do siebie - przecież doskonale wiemy, czemu siedzisz tutaj, a nie u siebie w pokoju. Taekwoon...

- Zawsze siedzę do późna w salonie - powiedziałam szybko.

- Tak, tak, a Leo idzie późno spać, bo ma kłopoty z zasypianiem - wyszczerzył się.

- Do czego dążysz? - Przestała podobać mi się ta rozmowa.

- Nie pozwolę tego ukrywać - powiedział poważnie, patrząc mi prosto w oczy.

- T-to nie twoja sprawa - próbowałam się odsunąć, ale mocno mnie trzymał, skubaniec.

- Nie mogę patrzeć, jak się to wlecze. Może po prostu mu to powiem? - Puścił do mnie oko.

- Nie zrobisz tego.

- Jesteś pewna?

Mierzyliśmy się przez chwilę na spojrzenia, ale jako pierwsza spuściłam wzrok i przygryzłam wargę. Wiedziałam, że Ken coś kombinuje, ale nigdy bym nie pomyślała, że zacznie mnie szantażować. Najgorsze było to, że cały czas był poważny, co oznaczało, że naprawdę był gotowy to zrobić. Przełknęłam ślinę. Czułam, że muszę coś odpowiedzieć, gdy usłyszałam:

- Co wy tu robicie, gołąbeczki?

Ken od razu mnie puścił i uśmiechnął się szeroko w stronę przyjaciela, a mnie stres zaczął zżerać od środka. W salonie stał niezbyt zadowolony Taekwoon. Głównie spoglądał na Jaehwana, który od razu ruszył się z nim przywitać. Potem jakoś go zagadał i we dwóch udali się w stronę pokoju. Ja zostałam w miejscu, skamieniała.Miałam wrażenie, jakbym dzisiaj źle rozegrała każdą moją chwilę z Leo. Nawet teraz czekałam, aby go przywitać... dać coś do picia... porozmawiać... wysłać spać... ale nie mogłam. Znowu, to będzie trzeci raz wciągu dnia, gdy miałam okazję coś w jego kierunku zrobić, trzeci raz gdy... nam przeszkodził...

- Aish! LEE JAEHWAN! - Krzyknęłam zła na całe gardło.

***

*Czasie, proszę, pomóż mi, aby mogła mocno trzymać moją dłoń - fragment "What you waiting for", linijka śpiewana właśnie przez Leo :D. (Tłumaczenie moje, wybaczcie, jeśli źle brzmi >.<).

No i jest! Mamy, to. Mam nadzieję xd.

Do następnego rozdziału~!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro