Dziewczyna
~43~
- Saohwa-ya, chciałbym dzisiaj koło ósmej wyjść.
- O ósmej jemy śniadanie, Ken-oppa. Wcześniej nie wystawiacie nawet nosa poza wytwórnię.
- Choa, wychodzę koło ósmej - powiedział poważnie.
- Nie ma mowy - odpowiedziałam, piorunując go spojrzeniem. - Idziecie dzisiaj do fryzjera na ostatnie poprawki, potem macie umówioną wizytę u lekarza, trening głosu oraz siłownię. Nie masz czasu na jakieś wypady do miasta.
- To nie jakiś tam wypad do miasta. To WAŻNY wypad do miasta. Mam spotkanie w sprawie musicalu.
- Nic mi nie...
- No jak to nie? - Oburzył się. - Mówiłem Ci w zeszłym tygodniu, że mam proponowane spotkanie w sprawie występu. Zapisywałaś to przy mnie w jakimś notesie.
Ken skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na mnie zły. Jego poważny wzrok zmusił mnie do przemyślenia sytuacji. Coś mi w głowie świtało, ale nie umiałam sobie przypomnieć dokładnej sytuacji. Poza tym tyle się działo ostatnio, że mogło mi wylecieć z głowy.
- Eh, zgoda, ale zamelduj mi się tuż przed wyjściem - skapitulowałam.
- Dzięki, jesteś kochana - powiedział szczęśliwy, przytulając mnie do siebie.
- Idź już, bo będą znowu na ciebie narzekać - odparłam z lekkim uśmiechem. Chwilę później chłopak zniknął za drzwiami sali treningowej, aby dołączyć do próby układu.
Koło siódmej trzydzieści, tak jak się umówiliśmy, Jaehwan zjawił się przede mną ubrany od stóp do głów. Oddałam mu komórkę, aby mógł się w razie czego z nami skontaktować i udałam się do swojego biurka po torebkę. Gdy upewniłam się, że mam przy sobie wszystko co potrzebne, zjawiłam się w sali prób.
- Idę po jedzenie, potrzebujecie czegoś?
- Woln-
- Nie, nie przejmuj się nami - powiedział N z szerokim uśmiechem, uciszając Hyuka.
- Wrócę do pół godziny, w tym czasie mam nadzieję, że się tutaj ogarniecie. Pamiętajcie, że mamy dzisiaj napięty grafik, dobra?
- Jasne, Noona - odpowiedział Sanghyuk, szczerząc się jak głupi.
- To ja wychodzę - odwróciłam się tyłem do chłopaków.
- Właśnie, Choa, wiesz, gdzie wybył Ken? - Pytanie N-a zatrzymało mnie przed wyjściem. - Wyszedł tak szybko, że nie zdążyłem go złapać i wypytać.
- Poszedł na rozmowę w sprawie musicalu, a co?
- Dzisiaj? - Zdziwił się lider. - Przecież miało to być za tydzień. Jeszcze wczoraj potwierdzał to u menadżera.
- A więc to tak... - powiedziałam z przekąsem - jak to już wszystko, to idę.
Poczułam jak drży mi powieka. Otworzyłam torebkę i wyciągnęłam z niej mój notes. Przewertowałam kilka stron aż znalazłam ważną dla mnie datę. Zamknęłam go z hukiem i ruszyłam zła korytarzem wytwórni. Ze mnie się takich żartów nie robi. Tuż przed wyjściem czekała na mnie miła niespodzianka w postaci drugiego głównego wokalisty.
- Leo-oppa, co ty...
- Pomyślałem, że możesz potrzebować pomocy.
- To miłe - odparłam lekko się rumieniąc. - T-to idziemy?
- Panie przodem - przepuścił mnie z uśmiechem w drzwiach wytwórni.
Skinęłam delikatnie głową i znalazłam się na zewnątrz. Szliśmy chwilę w ciszy, aż poczułam delikatne pociągnięcie za pasek od torebki. Odwróciłam się z pytającą miną.
- Co cię trapi, Sao?
- Nic...
- Marszczysz się od wyjścia z wytwórni - rzucił mi pobłażliwe spojrzenie - znowu ten cały Hyun?
- Nie - powiedziałam ciężko - Jaehwan - dodałam z przekąsem. Podniósł brew w pytającym geście. - Wywinął mi numer.
- Jaki? Może niechcący? Wiesz jaki on czasem jest...
- Z pełną premedytacją mnie wrobił! Ta perfidna wredota mnie okłamała.
- Chodzi o jego wcześniejsze wyjście z wytwórni?
- Tak - przyznałam niechętnie. - Powiedział, że ma spotkanie co do musicalu.
- A nie ma - pokiwałam głową - i ty go puściłaś, bo...
- Nie sprawdziłam w notesie czy to prawda - mruknęłam.
Taekwoon obrócił mnie w swoją stronę i spojrzał prosto w oczy.
- Każdemu się może zdarzyć, Choa. Ostatnio biegasz cały czas między nami bez chwili na odpoczynek. Jest duży i da sobie radę - powiedział odgarniając mi kosmyk z twarzy.
Oblałam się soczystym rumieńcem na ten gest.
- J-jestesmy na ulicy, i-idioto - przygryzłam wargę odwracając głowę. - Chodźmy, bo N i pozostali głodują - odparłam, przyspieszając kroku.
- Już idę - odpowiedział wyraźnie zadowolony z siebie.
Do restauracji, gdzie zamówiony został wcześniej catering, nie było daleko z wytwórni - do piętnastu minut spacerkiem. Jednak zanim weszliśmy do środka, rzuciłam okiem przez ramię. Coś nie dawało mi spokoju.
- Coś nie tak?
- Nie, wydawało mi się, że słyszałam kota, ale mi się przewidziało.
- Znowu?
- Mówię, że mi się wydawało - powiedziałam wchodząc do środka zmieszna.
- Witam. W czym mogę państwu służyć?- Przywitał nas młody kelner.
- Przyszliśmy odebrać zamówienie na nazwisko Che.
- Ach, już państwa prowadzę - skłonił się.
Po chwili znaleźliśmy się na zapleczu. Sprawdziłam zawartość zamówienia, a potem zostawiłam chłopaka z Leo z zadaniem wyniesienia tego z kuchni. Sama udałam się do lady, aby uregulować rachunek. Po zapłaceniu należnej kwoty, musiałam tylko zaczekać aż Taekwoon wróci z toalety. Paczki z jedzeniem bezpiecznie leżały na kontuarze. Stojąc tak, zauważyłam w kącie dobrze znaną mi czuprynę. Jaehwan siedział przy stoliku, którego połowa znikała za filarem. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, co zrobić, gdy sam wstał zbierając rzeczy swoje i... towarzyszki jak mogłam chwilę później wywnioskować po torebce. Nadal nie było wokalisty, więc wykorzystałam moment i odeszłam kawałek. Był tak pochłonięty sobą, że mnie nie zauważył.
- Naprawdę urocza z niej dziewczyna - powiedział uśmiechając się pod nosem wyraźnie cały w skowronkach.
Poczekałam aż podejdzie do lady i zapłaci za swój rachunek. Podeszłam do niego, gdy chował portfel do spodni. Szczęście tak go zaślepiło, że nie zwracał uwagi na otoczenie. O tyle dobrze, że nie widziałam żadnych paparazzi.
- Hehe, choć raz zapłaciłem za nią.
- Udane spotkanie, Oppa?
- M-można tak powiedzieć. - uśmiechnął się trochę głupkowato, a potem podniósł wzrok i spotkał się z moim wyszczerzem. Zbladł. - Ch-Choa?!
- Tak? - Nadal wesoło się uśmiechałam.
- Co ty...
- Przyszłam odebrać wasze śniadanie. Ale tobie chyba nie jest już potrzebne?
- Noona, ja ci wszystko wytłumaczę. To nie to co myślisz.
- Nie? Czyli nie byłeś na rozmowie w sprawie musicalu? Przyznajesz się do kłamstwa?
- Noona...
- Porozmawiamy później - powiedziałam poważnie - zostaw to skąd wziąłeś i bierz się za pudełka. Pomożesz je nieść.
- Dobrze - skapitulował.
Kilka minut później byliśmy z powrotem w wytwórni. Usiedliśmy w jednej z wolnych sal, aby w spokoju zjeść. Względnym spokoju, bo pozwoliłam Hakyeonowi bombardować Jaehwana pytaniami i zażaleniami ile mu się żywnie podoba. Hyuk nawijał z Binem o Overwatch'u czy innej grze, a Ravi z Leo rozprawiali już o następnej płycie. Pracoholicy. Sama w tym czasie siedziałam nad własnym tekstem, więc może nie powinnam ich oceniać.
- Noona, mam pytanie.
- Strzelaj, Sanghyuk - powiedziałam robiąc kolejny łyk wody.
- Chodzisz już z Taekwoonem czy nie?
Momentalnie cała ciecz uciekła z moich ust na stół. Zaczęłam kaszleć jak gruźlik i pospiesznie wycierać chusteczkami notes. Na szczęście nie ucierpiał za bardzo.
- Sao, w porządku?
- T-tak, Leo - powiedziałam kasłając w międzyczasie.
Wzięłam kilka głębokich wdechów dla uspokojenia, co nie było takie proste. Wzrok wszystkich skupił się na mnie. Czułam się odrobinę głupio, ale nie mogłam już się z tego wycofać. Nie, żeby dało się to przed nimi jakoś długo ukrywać. Przełknęłam po raz ostatni ślinę.
- Tak - odpowiedziałam cicho, speszona. - Tak, jesteśmy - dodałam głośniej, bo chyba mnie nie usłyszeli za pierwszym razem.
Ich oczy rozszerzyły się w jednym momencie, a zaraz potem rozpętało się piekło. Sanghyuk podskoczył z taką mocą, że o mało nie wywrócił stolika, na którym trzymaliśmy jedzenie. N rzucił się przez Raviego na Leo, raper odchylił się na krześle, lądując tym samym na ziemi. Jaehwan przybił piątkę z Hyukiem oraz Binem, a potem z wrzaskiem rzucili się na mnie. Myślałam, że niedźwiedzi uścisk ich trójki mnie zabije.
- Leooooo! A nie mówiłem Ci! Tak się cieszę! - Odniosłam wrażenie, że Hakyeon wręcz płacze w koszulę przyjaciela.
- A nie mówiłem! Pierwszy wiedziałem, że im się uda!
- Ale to dzięki mnie, Jaehwan-hyung! Co nie Binnie!? To moja zasługa! - Wrzeszczał Sanghyuk.
- Waszej dwójki, nie zaprzeczę - powiedział w miarę cicho.
- Jaka twoja! JA tu najwięcej roboty odwalałem! - Krzyknęli na raz N z Kenem. Zaraz potem zaczęli się kłócić nad głowami Leo i moją.
- Cieszę się za waszą dwójkę - odparł Ravi trzymając się za tył głowy.
- To co, robimy dzisiaj imprezę?! - Zawołał Sanghyuk, kiedy wraz z Kenem i Binem postanowili mnie puścić. Leo przy okazji też został oswobodzony przez Hakyeona.
- Trzeba będzie kupić ciasto i coś dobrego do picia.
- I porządny obiad! To co ostatnio jemy ciężko jedzeniem nazwać - poskarżył się Ken, na co reszta zgodnie przytaknęła.
- Hej! Wiecie jak się starałam nad waszymi posiłkami?! Dietetyk dietetykiem, ale dobrać wszystkie produkty, aby odpowiadały każdemu z osobna i wszystkim na raz; codzienne liczenie kalorii czy jecie wystarczająco, żeby mi żadna księżniczka nie wyjeżdżała z grymaszeniem, wasze wszystkie alergie, szczególnie Sanghyuka... Wiecie ile jest z tym roboty?! Poza tym, TY mi tu na jedzenie nie narzekaj - wycelowałam w niego zła palcem.
- Sao, spokojnie - powiedział Leo kładąc mi dłoń na ramieniu. W odpowiedzi wzięłam tylko głębszy oddech i krzywo spojrzałam na blondyna.
- Leo-hyung i wiemy już jak poskromić złośnicę - zaśmiał się Hyuk z Hongbinem.
Teraz to mi żyłka pękła.
- Han Sanghyuk, uciekaj - powiedziałam, wyszarpując się z uścisku Taekwoona.
- ALE DLACZEGO ZNOWU JAAAAAA! - Zawył wybiegając na korytarz.
Wyleciałam zaraz za nim. Wystraszony przyśpieszył jeszcze bardziej. Co chwilę musieliśmy kogoś na korytarzu przepraszać w biegu, ratując się tym przed zderzeniami; nurkować pod papierami, tacami. Prosto w dół korytarza lub wężykiem, wyprostowani lub zgarbieni. Wszystko po to aby być szybszym od przeciwnika. Już miałam dopaść maknae i nawet uśmiechnęłam się zwycięsko, jednak nie uwzględniłam jednego. Byliśmy na skrzyżowaniu, gdzie po mojej lewej była winda, a pozostałe trzy korytarze prowadziły do biur. W tym do tych od osób odpowiedzialnych za garderobę artystów. Szykowałam się do triumfalnego lądowania na chłopaku, gdy w polu mojego widzenia pojawił się wózek z ubraniami. Zahaczyłam stopą i poleciałam kolejne metry. Sanghyuk jednak nie przypatrywał się bezczynnie i przy wtórze mojego wrzasku próbował mnie złapać. Udało mu się, złapał mnie za kostki, co skutecznie przyśpieszyło moje zetknięcie się z podłogą.
- SAOHWA!? - Usłyszałam za sobą krzyk, którego wolałabym nie znać.
Gdy wstałam z ziemi spotkałam się oko w oko z demonem większym niż Hakyeon, gdy skończy mu się jeden z kosmetyków lub bananowe mleko. Wściekły menadżer szedł w moją stronę. Przełknęłam ślinę, łapiąc mocniej się za ramię Hyuka. Sama ochrzanu nie dostanę!
- Co to ma znaczyć, moja droga panno? To nie jest plac zabaw! Tutaj się pracuje! Nie masz pięciu lat! Co wy tutaj odstawiacie?! - Tym razem zmierzył groźnym wzrokiem również wokalistę.
- Przepraszam, nie mam nic na usprawiedliwienie - powiedziałam spuszczając wzrok.
- Masz szczęście, że jemu nic nie jest... Sanghyuk, myślałem, że jesteś mądrzejszy. Zawiodłem się na waszej dwójce. Marsz do auta! Was też to dotyczyło - rzucił do pozostałej piątki, która - jak się okazało - stała w głębi korytarza i była świadkami całej sceny. - Jak dzieci, naprawdę. Biegać po biurowcu, kto to widział!? - Wujek warczał pod nosem zbierając rozrzucone ubrania. Potem zniknął korytarzu naprzeciwko wind.
- T-to się porobiło - Hyuk nie wyglądał na szczęśliwego.
- Mnie to mówisz? Najpierw Ken mnie okłamuje, a potem przez ciebie się wkurza na mnie wujek!
- Przeze mnie?! To ty zaczęłaś mnie gonić!
- Gdybyś trzymał język za zębami nic by się nie stało!
- Noona! - Oburzył się.
- No co, Donsaeng!?
- Już, już dzieci spokój - pomiędzy nas wkroczył Hakyeon. - Wina po obu stronach, teraz grzecznie się pogodzi...
- Może jeszcze mam wziąć wiaderko i się z nim pobawić w piaskownicy, Hakyeon?
- Sao, daj spokój - tym razem Leo włączył się do rozmowy. Odciągnął mnie odrobinę na bok. - Teraz chodźmy do samochodu. Nie chcesz chyba denerwować menadżera bardziej?
- Idziemy - burknęłam odwracając się w kierunku schodów.
Usiadłam na siedzeniu pasażera z przodu, obok kierowcy. Pięć minut później przyszedł wujek. Bez słowa ruszyliśmy w stronę szpitala. Odprowadziliśmy chłopaków pod drzwi doktora, a potem czekaliśmy na wyniki badań. W międzyczasie napisałam do Hoonjae, ale nie odpisywała, więc dałam sobie z tym spokój, szczególnie, że co chwila podchodził do mnie jeden z drugim i pytał, czy wszystko ze mną w porządku. Powiedzenie, że wyszłam bez szwanku ze zderzeniem z podłogą to spore kłamstwo, ale oprócz obitej brody, kolan i rąk nic mi nie było. Nie schodzili ze mnie przez kolejne godziny. Dopiero powrót do dormu po północy - karny trening dla mnie oraz całego zespołu, odpowiedzialność zbiorowa, jak to nazwał wujek - oderwał ich myśli ode mnie. Poza Taekwoonem, który zaraz po powrocie do mieszkania przerzucił mnie sobie przez ramię. Spiekłam buraka i zaczęłam kopać powietrze, aby mnie puścił. Stało się to dopiero u mnie w pokoju, gdzie zawinął mnie w kołdrę na tyle ciasno, że mogłam poruszać jedynie rękami.
- Oppa, nie jest mi zimno ani nie czuję się jakoś tragicznie - zamarudziłam lekko.
- Raczej się boję, że znowu się o coś obijesz... - westchnął czochrając swoje włosy. - Nie powinnaś się z nim ścigać po wytwórni - usiadł zaraz obok mnie na łóżku.
- Nie jestem aż tak wredna, aby nazywać mnie złośnicą.
- Oczywiście, że nie - objął mnie ramieniem, choć w sumie to moją kołdrę, a nie mnie. - Ale charakterek masz.
- I ty, Brutusie! - Zawołałam, na co się tylko zaśmiał. - I co to za pomysł ze mną jako burito? Ruszać się nie mogę. Aresztu domowego chyba nie dostałam?! - Moje oczy rozszerzyły się na myśl kolejnego zamknięcia w czterech ścianach. Przerabiałam to już z unieruchomioną nogą. - Znowu będę się nudzić bez was wszystkich.
- Spokojnie, menadżer chyba wystarczająco dał nam dzisiaj popalić na siłowni. Myślę, że już mu przeszło.
- Cały brzuch mnie boli od tych brzuszków. Z tysiąc ich dzisiaj nastukałam na pewno! A potem jeszcze kazał mi i Hyukowi trwać na ceremonialnych klęczkach przez dwie godziny!
- Ale dałaś radę.
- A Ravi miał ze mnie ubaw. Następnym razem sama go nagram jak podnosi ciężary. Wtedy to dopiero robi głupie miny. Zaskoczyli mnie trochę tym pytaniem dzisiaj - dodałam ciszej po chwili.
- Hm?
- N-no tym o nas - czułam jak wracają mi rumieńce. - Aż tak to było widać? - Przytknęłam dłonie do policzków.
- Pamiętasz, jak raz Hyuk wyszedł bez słowa na spacer zimą?
- Było coś takiego - powiedziałam próbując sobie przypomnieć całą sytuację - ty go znalazłeś, o ile się nie mylę.
- Zgadza się - uśmiechnął się odrobinę zawstydzony. - Wtedy się mu przyznałem, więc miał jako takie pojęcie o... nas, o całej sytuacji.
- Oh, to ma sens - powiedziałam przesuwając swój wzrok z Leo na podświetlany zegarek nocny. Wychyliłam się odrobinę do przodu i wylądowałam ponownie na ziemi z piskiem.
- Choa?
- Nic mi nie jest, miałam miękkie lądowanie - zaśmiałam się - jednak miałeś rację z tą kołdrą.
- Nie strasz mnie tak. Pomogę ci wstać.
- Sama sobie nie poradzę. Dzięki, Oppa - uśmiechnęłam się do niego, gdy mogłam już stać o własnych siłach. Spodziewałam się innej reakcji od jego pokerowej miny. - Coś się stało?
- T-to nic takiego...
- Taekwoon, nie kręć - pogroziłam mu dla żartów palcem. Biedak chyba wziął to na poważnie, bo w sekundzie przybrał przepraszający wyraz twarzy. - Mów, o co chodzi?
- To głupota, ale... czy możesz nie mówić mi oppa?
- Czemu nie? - Zdziwiłam się. - Jesteś ode mnie starszy, jesteś moim chłopakiem... no i fanki mogą tak ci mówić - nadęłam policzki.
- No właśnie o nie chodzi...
- To jak mam się do ciebie zwracać? - Szczerze byłam ciekawa jego odpowiedzi.
- Yeobo?
W sekundę oboje zrobiliśmy się czerwoni, jak pomidory. Sam Taekwoon musiał chyba powiedzieć to bezwiednie.
- Nie jestem gotowa, Oppa! - Pisnęłam nie kontrolując się w ogóle.
- T-to nie to...
- Wszystko gra?! - Do pokoju wpadł N, widocznie wstał z łóżka, bo miał włosy we wszystkich kierunkach. - Słyszeliśmy jakieś uderzenie, a potem pisk Choy...
- Nic się nie dzieje! - Powiedzieliśmy z Leo jednocześnie. Spojrzeliśmy po sobie.
- Na pewno? - Jest środek nocy, a wy hałasujecie, więc coś na pewno - zmierzył naszą czerwoną dwójkę poważnym wzrokiem.
- Aish! Mam was dość. Wynocha, sio, akysz, akysz! - Mówiłam wyganiając obu na korytarz. - Dobranoc, do jutra! - Zamknęłam drzwi odrobinę głośniej niż zamierzałam.
Stanęłam przy toaletce i próbowałam się uspokoić. Ale się nie udało. Szybko wysłałam krótkiego sms-a Yoonie i rzuciłam się na łóżko. Całe szczęście, że poduszki nie mają słuchu, bo ilość decybeli jaką w nią włożyłam już dawno by rozsadziła komuś czaszkę. Nie minęła jednak minuta mojej radości, gdy dostałam wiadomość zwrotną:
Od Yoona <3:
"Zaraz będę."
-------------
Długo mnie nie było, ale już wracam. Na 100%, pisać pewnie będę z dużymi przerwami... Ale będę starać się aby przynajmniej raz w miesiącu coś było. Jak nie tu to w innych opublikowanych pracach.
Dodatkowo chcę was poinformować, że to opowiadanie zbliża się do końca. Tak niestety, ale historia już się kończy x: w ilu się zamknie nie mam jeszcze pojęcia. xD
No cóż, do następnej!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro