Cutie Pie Unicorn
~Omake #1~
Zgubiłam się, a myślałam, że to nie będzie możliwe z mojej strony. To Choa jest od tych, co gubią grupę. No właśnie! To nie ja ich zgubiłam, tylko oni mnie! Mieliśmy iść prosto no to szłam... może raz skręciłam w prawo, a potem na lewo i znowu parokrotnie w prawo... Nie osądzajcie! Przynajmniej zwiedziłam więcej miasta w spokoju niż oni! Tylko mogłoby być jeszcze trochę jaśniej i bardziej znana mi okolica, niż jakieś boczne uliczki małego, japońskiego miasteczka na tej wyspie...
Kopiąc przydrożne kamyki nadal podziwiałam miasto. Niby nic niezwykłego, ale zachód słońca jest ładny. Nawet jeśli obniża on drastycznie temperaturę, a pruszący śnieg staje się coraz wyraźniejszy. Na szczęście na ziemi nie leżało go dużo.
Chłopaki nagrywali wcześniej coś na aplikację, a my z Choą miałyśmy kamerę, ale po godzinie się skończyło i po prostu szliśmy jedną grupą przez miasto. Nie rozdzielaliśmy się, ale skręciłam nie w tę stronę, co trzeba, za jakimś antykwariatem. Szłam już dobrą, drugą godzinę, o czym informował mnie mój zegarek na rękę z tarczą z grawerunkiem pandy. Ciekawe, czy mnie szukają? Ja bym już szukała... I truła osobom obok, gdzie to moja przyjaciółka się zgubiła. Ale może mnie aż na tyle nie lubią... W sumie Ken-oppa mnie chyba nie lubi, tak chyba NA PEWNO. Ciężko westchnęłam dmuchając sobie w ziebnięte łapki. Rękawiczki dałam Chole, głupia ja. Schowałam dłonie do puchatych kieszeni mojej cieplutkiej kurtki i skuliłam się w sobie. Telefon mam praktycznie rozładowany, a ani razu mi nie zawibrował, więc naprawdę martwię się, czy w ogóle mnie szukają.
- To miał być fantastyczny wyjazd z oppą - mruknęłam pod nosem wlepiając swój wzrok w buty.
Uliczka robiła się coraz ciemniejsza. W końcu przystanęłam na chwilę, ale ze względu na miejsce - ups, latarnia - ruszyłam dalej. Ile ja bym dała za czyjeś towarzystwo. Ten styczniowy wieczór nie zaliczał się do najgorszych, nawet był przyjemny. Z niewiadomych mi przyczyn, lekki wiatr wiejący na moją twarz, choć zimny, dodał mi otuchy. Zaczęłam podskakiwać. Dzięki temu mogłam też się rozgrzać. Matko Kirstusa, ile bym dała za kubek czegoś ciepłego... Kawy, herbaty albo kakao! O tak! Ten pseudoczekoladowy napój, słodki i ciepły... do tego kilka pianek i jakieś ciastko. Albo nie, bez ciastka. Po prostu wielki kubek pełny napoju, kocyk i dramy... albo Jeahwan-oppa! Kobieto, przestań marzyć - skarciłam siebie w myślach, ale trzeba przyznać, że trudno nie daść ponieść się wyobraźni, gdy obiekt westchnień jest na wyciągnięcie ręki.
Idąc zatopiona we własnych myślach nawet nie wiedziałam dokąd nogi mnie niosą. Do rzeczywistości przywołał mnie dziwny dźwięk. Znaczy znany, ale nie w momencie, gdy wymyśla się "prawdopodobną" rozmowę pomiędzy sobą, a biasem... Przystanęłam na moment nasłuchując. Brama po mojej lewej lekko zaskrzypiała. Spojrzałam w tamtą stronę. Dwa żółte punkty wśród ciemności, jakiś charkot, przeciagnięcie łańcucha, warknięcie, kłapnięcie, a po chwili głośne szczeknięcie. Podskoczyłam z głośnym piskiem na ustach. Następnie uciekałam w dół ulicy, a potwór za mną. Nie wiedziałam jakich jest rozmiarów. Widziałam tylko te dwa, świecące punkty, zapewne oczy stworzenia. Kilka razy się potknęłam, ale nie było to nic poważnego. Ujadanie psa wystarczająco mnie ponaglało do dalszego sprintu. Miałam dość, gonił mnie chyba z godzinę i nie chciał się odczepić. Nawet nie weszłam na posesję!
- Pomocy! Ratunkuuu! Niech ktoś mi pomoże! - Krzyczałam na całe gardło.
Walić, że po koreańsku i w odpowiedzi tylko kilku Japończyków chyba wyzywało mnie od wariatów. Chcę tylko spotkać znajomą twarz i pozbyć się tego psa. Błagam! Do oczu napłynęły mi łzy i tym razem nie z powodu zimnego wiatru. Biegłam ciemnymi uliczkami, a za sobą cały czas słyszałam szczekanie. Po chwili dołączyło się kolejne. Chyba znienawidzę te czworonogi! Nie widziałam już wyraźnie. Moje pole widzenia nagle przysłoniła dziwnie rozmazana sylwetka. Chyba coś do mnie mówiła, ale ja przerażona nie zwróciłam na to uwagi. Rzuciłam się na szyję nieznajomemu, który w tamtym momencie oświetlił mnie światłem latarki z telefonu.
Mam gdzieś kto to, tylko niech je zabierze!
- Spokojnie, to tylko Chihuahua - zaśmiał się mój wybawca.
- I co z tego! Wredny szczur mnie wystraszył! - Zawyłam w jego kurtkę.
- No już... Nie martw się, duży pies ze wsi je przegoni - usłyszałam, jak mnie uspokaja delikatnie klepiąc po głowie.
Po chwili wydał dźwięki podobne do innego czworonoga i po pisku mojego "prześladowcy" poznałam, że uciekł. Poczułam się o wiele lepiej z tą wiadomością. A nawet udało mi się odrobinę uspokoić słysząc doskonale znaną imitację psa pasterskiego. Powoli i niechętnie odsunęłam się od chłopaka.
- Wszystko gra? - Spytał z troską w głosie.
- T-tak, dzięki - powiedziałam cicho wpatrując się w swoje buty.
- Na pewno?
- Tak, na pewno.
- Nigdy bym nie pomyślał, że spotkam kogoś tak przerażonego przez, tak tyciego pieska.
- Małe zwierzątka mają bardzo silny instynkt przetrwania! Nawet nie wiesz ile złego może wyrządzić! - Odparłam atak patrząc mu prosto w twarz.
- Nasza Yoona wróciła już do siebie! - Zawołał radośnie zamykając mnie w silnym uścisku.
Policzki zapiekły mnie jeszcze bardziej. Nie chciałam przerywać czynności, ale oddychać też muszę, więc zaczęłam wymachiwać rękami na wszystkie strony, chyba zrozumiał, bo szybko mnie wypuścił z objęć. Idiota, wystarczyło rozluźnić uścisk, a nie mnie puszczać.
- Przepraszam... Ale ty masz zimne ręce! Moja biedna Starlight! - Powiedział ściągając własne rękawiczki. - Załóż.
- N-nie mogę, Oppie będzie zimno - mruknęłam praktycznie w swój szalik.
- Hm... Wiem! Daj prawą rękę - powiedział uśmiechając się uroczo. Nie miałam wyboru, zrobiłam o co prosił. - Tą ubierzesz ty - założył mi rękawiczkę - a za tą Cię złapię - odparł chwytając moją lewą dłoń w swoją. Ukryłam twarz jeszcze głębiej. - Tak możemy już iść?
- Tak - odparłam słabo.
- To chodźmy - jego radosny głos dodał mi otuchy.
Dreptałam posłusznie tuż obok niego śmiejąc się z jego żartów albo min jakie robił. Byłam mu za to wdzięczna, znowu łamał barierę zawstydzenia. Za pierwszym razem, gdy go spotkałam też tak się czułam. Niepewna, co mogę zrobić w jego towarzystwie, a co nie. Choć minęło trochę czasu i mogłam go poznać jako zwykłego chłopaka, a nie idola, to i tak zrobiłam potem wielką gafę i chyba zraziłam go do siebie.
- Przepraszam - wyszeptałam.
- Nie masz za co. Każdemu zdarza się zgubić. Ja straciłem cały staff w labiryncie, chłopaków, no i drona - zaśmiał się.
- Pamiętam, śmiałam się z tego jak głupia - powiedziałam chichocząc - ale nie o to mi chodzi. Ja... nie zachowałam się odpowiednio, wtedy w dormie. Za to przepraszam. Wiem, że mogłeś się do mnie zra... - urwałam, gdyż blondyn nagle się zatrzymał.
- Nie nie lubię Cię, Yoona - powiedział poważnie - po prostu... potrzebowałem trochę czasu. Nie codziennie można spotkać swojego Sasaenga.
- One to akurat nie powinny dziwić... - mruknęłam czerwona. Chyba wreszcie wiem, jak niepewnie Choa czuje się przy Leo...
- Ale nie tak uroczego - złapał mnie.
Podniosłam swój wzrok, aby spotkać jego ciemne tęczówki uważnie wpatrzone we mnie. Serce mi przyśpieszyło i byłam pewna, że jeśli nie wyskoczy teraz, zaraz na ten mróz to przynajmniej on je usłyszy. Był uśmiechnięty, miał te charakterystyczne zmarszczki wokół oczu. Staliśmy u wylotu na główną ulicę. Gdzieś obok musiała stać latarnia, bo bez przeszkód mogłam widzieć całą jego twarz dość blisko mojej, chociaż nadal nie naruszał mojej prywatnej strefy. Nadal trzymał mnie za rękę, więc dla jakiegokolwiek przechodnia mogliśmy uchodzić za parę... Stop, Yoona! Wei Hoonjae, stop! Na za dużo sobie pozwalasz.
- Nie wypierasz się - raczej stwierdził niż spytał.
- Cz-czego? - Zapytałam mrugając jak po przebudzeniu.
- Że jesteś uroczym sasaengiem - znowu ten zawadiacki ton.
- Oczywiście, że jestem urocza! Zawsze jestem pełna aegyo! A to z tym sasaengiem... To może takie troszkę - powiedziałam pokazując malutką odległość między kciukiem, a wskazującym.
- Haha! - Zaśmiał się, a w jego oczach nadal widziałam te "wredne" iskierki rozbawienia. Coś mu chodziło po głowie, ale nie miałam pojęcia, co. - Wydaje się, że coś o mnie wiesz.
- O-oczywiście. Czytałam większość wywiadów z Tobą - o ile nie wszystkie.
- To w takim razie... mój ideał? - Zapytał z dość podejrzanym uśmieszkiem.
- To była... - zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć.
Na początku myślałam, że przyłożył mi rękę do ust, bo się tylko drażni, ale to było co innego. Dobrą chwilę zajęło mi przyswojenie wiadomości, że to jego usta... Usta... po-pocałunek? Czy on właśnie... Kiedy się odsunął spojrzałam na niego zaskoczona. Nie miałam czasu oddać gestu, bo mój głupi, tępy, ptasi móżdżek za wolno przetrawił informacje. Dotknęłam swoich warg nie dowierzając.
- Urocza Starlight - puścił do mnie oczko.
Niby się uśmiechał jak zawsze, ale ja ją widziałam, tą niepewność w jego oczach. Nie byłam w stanie odpowiedzieć słownie, więc tylko mocniej ścisnęłam jego dłoń. Jednak czułam, że czeka na wyraźniejszą odpowiedź. Przełknęłam ślinę zbierając się na odwagę.
- Oppa... Ja też Cię lubię - powiedziałam cicho i czerwona jak piwonia.
- Jesteś naprawdę urocza - usłyszałam jego ciepły głos.
Chwilę później znowu wylądowałam w jego objęciach, ale tym razem mnie nie dusił na śmierć.
Z powrotem do hotelu trafiliśmy godzinę później, bo oczywiście mój chłopak też stracił poczucie kierunku.
- Jak Hakyeon-oppa, naprawdę!
- Ty pierwsza się zgubiłaś, nie zwalaj wszystkiego na mnie!
- Ale to ty mnie znalazłeś!
- Yoona! O mój Boże! Nic Ci nie jest?! - Od progu zostałam zaatakowana przytuleniem przez przyjaciółkę.
- Na szczęście nic, wszystko dzięki Oppie, który mnie znalazł - powiedziałam z uśmiechem.
- Jaehwanie! Już myślałem, że i Ciebie musimy szukać!
- Haha, przepraszam, N-hyung - odpowiedział drapiąc się z tyłu głowy.
- Nigdy więcej nigdzie sama nie chodź!
- Jasne, Choa, nie martw się.
Potem przez chwilę jeszcze musiałam wysłuchać narzekań N-a o tym jak to jestem nieodpowiedzialna oraz Hyuka, że przeze mnie (i Kena) nie mogli się położyć spać. Jednak na przyjaciół zawsze można liczyć i w połowie tyrady Saohwa uratowała mnie od spania na stojąco. Raczej nikt nie zorientował się, że cokolwiek zaszło pomiędzy mną, a Kenem i w sumie, lepiej żeby tak było jak najdłużej.
★★★★★
Takie małe omake. Tak pierwotnie to miało się to zdarzyć za czasów Depend on Me, gdy Yoona miała z Choą i chłopakami być w Japonii, ale nie wyszło, dlatego dodaję teraz. Żal było mi nie podzielić się tym z wami, a może ktoś shipował JaeJae (JaehwanxHoonjae).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro