Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Burzliwa herbata

~41~

Kilkugodzinna jazda zawsze się dłuży i nie należy do najprzyjemniejszych. Jednak często są na nią jakieś sposoby. Niestety, czasem trudno znaleźć dobry sposób na rozkapryszoną divę.

- Saohwa! Jesteśmy na obiedzie, mogłabyś odłożyć ten telefon - zamarudził Hakyeon.

- Sprawdzam sytuację na drodze - odpowiedziałam z przekąsem.

- Oj, Hyung! Daj już spokój! Przepraszaliśmy cię już...

- Sanghyuk! - Krzyknęła pozostała czwórka.

- Przepraszanie, przepraszaniem, ale gdzie dowód skruchy? Nawet przez moment nie pomyśleliście o mnie. Nic dla was nie znaczę - załkał.

Zgodnie całą szóstką przewróciliśmy oczami. Odkąd tylko otworzył oczy, nachodził wszystkich w dormie - oprócz wujka - i narzekał o zapomnianych urodzinach. Po dziesięciu godzinach jego marudzenia znaliśmy większość jego żali. Na pamięć.

- Hakyeon, przypominam, że była to twoja inicjatywa - odezwał się Taekwoon. Nawet w jego głosie słychać było irytację. - Twoje rodzeństwo też nie zadzwoniło. Pożal się im.

- Przecież wy też jesteście moimi braćmi - powiedział, napychając jedno z policzków powietrzem.

- Nie zachowuj się jak przedszkolak, HYUNG.

- Ładny z Ciebie DONGSENG, Taekwoon - zły N odsunął od siebie talerz. - Nie jestem głodny.

- Nic nie zjadłeś. Jeśli myślisz, że pozwolę ci się głodzić z tak durnego powodu...

- Durnego powodu?! Mam już dwadzieścia siedem lat*! To nie jest nic!

- Tak, tak, Hyung. Jesteś coraz bliżej bycia zrzędliwym starcem. Przyjdziemy na twój pogrzeb.

- Jaehwan!

- No co?

- Nie pomagasz - powiedziałam, patrząc na Hakyeona coraz bardziej obrażonego.

- Ale, Omm.. Hakyeon-hyung - szybko poprawił się Sanghyuk - naprawdę chcesz być coraz starszy? Myśleliśmy, że wolisz mieć dalej dwadzieścia sześć lat... No nie gniewaj się już na nas! Zrobimy wspólne urodziny, tak jak po debiucie, co? Hyuuuung.

Zapadła chwila ciszy. Hyuk stosował chwyt pod tytułem: „Jestem urocze maknae, zmiękczę serce Hyunga". No cóż, jeśli to nie pomoże, to będziemy mieć kłopoty.

- ... Ale nie zmienisz zdania? - Zapytał ostrożnie.

- Nie! Nie ma mocnych, Hongbin-hyung mnie przypilnuje!

- No dobra - westchnął odrobinę rozluźniony.

- Hura! - Pisnęłam. - W takim razie, Hakyeon-a... Zjedz ładnie obiad, co?

Chłopcy zrobili wielkie oczy, gdy ja szczerzyłam się jak idiotka w stronę lidera. Po chwili wrócił do jedzenia i mogłam odetchnąć z ulgą.

- Czy Noona, nie zbliżyła się zanadto do N-hyunga?

- Trzeba mieć ją na oku - Usłyszałam szepty Wonshika i Jaehwana.

- Ale skoro, Saohwa-noona jest z Taekwoonem-hyungiem, to czy nie została naszą nową ommą?

W odpowiedzi na szept Hyuka, cała trójka spojrzała w naszą stronę ciekawa, robiąc przy tym wielkie oczy. Zakrztusiłam się napojem.

- Saohwa, wszystko gra?

- T-tak, Taekwoon. Nie ta dziurka, haha. Ciepło się zrobiło, co?

Wszyscy poza naszą dwójką zaczęli rechotać. Zerknęłam na Leo i zobaczyłam, że też się delikatnie rumienił.

- Dobrze się bawicie?

- Tak, menadżerze! - Odpowiedzieli zgodnym chórem.

- To się cieszę, ale jeśli chcemy znaleźć się szybko w Seulu, to radziłbym zebrać się w najbliższe pięć minut.

- Tak jest! - Tym razem odpowiedziałam razem z nimi.

Dalsza jazda przebiegała dość sprawnie. N rozmawiał z wujkiem ustępując mi miejsca pomiędzy Jaehwanem, a Leo. Maknae line spało na tyle samochodu.

- Znowu - mruknął Taekwoon, wyciągając słuchawki z uszu.

- Coś nie tak? - Spytałam.

Przygryzł wargę, ale po chwili i ciężkim westchnięciu, postanowił mi odpowiedzieć:

- Suewoon. W jakiś sposób odnalazła moją siostrę.

- Znowu? - Spytał wujek.

- Tak, kręciła się przy placu zabaw, gdzie Riwoon bawi się z moim siostrzeńcem. Podała się za moją... Znajomą - dodał ciszej.

- I co zrobiła?

- Chciała mój numer - westchnął ciężko - ale moja siostra ją spławiła. Tyle mi odpisała.

- Powiedz Riwoon, że jeśli spotka ją jeszcze parę razy, to ma zagrozić jej skargą o nękanie. Może to ukróci jej wyskoki.

Leo tylko przytaknął menadżerowi. Widząc jego poddenerwowanie sama zaczęłam się martwić. Uparte sasengi sprawiają mnóstwo kłopotów, ale nigdy bym nie pomyślała, że mogłyby śledzić członków ich rodzin. Chociaż z drugiej strony, ja też jestem nękana przez Hyunsoo.

Westchnęłam ciężko spuszczając głowę. Jak w takiej sytuacji mogłam się ponownie zakochać? I to w chłopaku, który nie miał możliwości nawet tego zaakceptować. Życie idola na to po prostu nie pozwala.

- Chyba się stałam jedną z fanek - wymsknęło mi się. Szybko zakryłam usta.

- Oj, Choa nie martw się! Wiemy, że już od dawna nas lubisz - Ken wyszczerzył się w moją stronę. - No i jeśli mówimy o tych fankach, to się nie masz o co martwić.

- Nie wiesz, co miałam na myśli - odparłam w obronie.

- Oooj, jak to nie? - Spojrzał pobłażliwie. - Przecież sama mi powiedziałaś, że jesteś zako... - zakryłam mu usta dłońmi, tłumiąc jego głos.

- Ani. Słowa. Lee. Jaehwan!

- Właśnie miał powiedzieć coś ciekawego - odparł wujek patrząc na mnie we wstecznym lusterku.

- Żarty sobie znowu stroi - uśmiechnęłam się nerwowo - ma długi język i kocha paplać na prawo i lewo, co nie?

- Ważne, żeby to nie był Hyunsoo.

- Miło, że przynajmniej ty tak uważasz - odpowiedziałam, tracąc humor do reszty. Chwilę potem, poczułam, jak Leo kładzie pocieszająco swoją rękę na moim ramieniu. Nie odwróciłam się do niego, ale nie odtrącałam jej.

- Menadżerze - do rozmowy włączył się N - mamy chyba problem. Podali w wiadomościach, że na drodze był wypadek i to dość spory. Nie uda nam się chyba wrócić do dormu.

- Hotelów też tutaj nie znajdziemy... Saohwa, rodzice są w domu?

Zaskoczona podniosłam wzrok na wujka. Zastanawiając się, o co może chodzić wyjrzałam przez jedną z szyb, dzięki czemu rozpoznałam okolicę.

- Z tego co mi matka mówiła to pojechali z nimi na weekend - odparłam z przekąsem - więc nie powinno ich być do jutra.

- To dobrze. Obejdzie się bez jej marudzenia.

Kilka minut później znaleźliśmy się w bardzo dobrze mi znanej dzielnicy z piętrowymi domkami jednorodzinnymi.

- Nie ma samochodu taty, więc jest dobrze. Pójdę przodem - powiedziałam, otwierając drzwi do domu z rozmachem. - Deokhwa, darmozjadzie! Gdzie jesteś?!

- A gdzie mam być, pesymistko! - Usłyszałam odpowiedź z kuchni. Chwilę później jego głowa wychyliła się z pierwszych drzwi po mojej prawej. - Myślałem, że nie przyjedziesz... o goście. I wujek. Mam pizzę - powiedział, wyciągając rękę z napoczętym kawałkiem dla potwierdzenia.

- Chłopakom nie wolno - powiedziałam zanim Sanghyuk zdążył choćby zrobić krok. - Chłopaki, to mój młodszy brat, Deokhwa. Deokhwa, to zespół. Ani słowa na uczelni.

- Oj, przecież nawet matce nie powiem - przewrócił oczami. Chwilę później wyszedł w swoich znoszonych jeansach i rozciągniętej bluzie do nas na korytarz. Ukłonił się w kierunku gości. - Czemu zawdzięczam tę wizytę? Uprzedzam, że Yoona tutaj ma pełny wstęp.

- Jakiś wypadek się zdarzył na drodze do Seulu, przenocujemy tutaj. Sanghyuk i Hongbin będą spać u Ciebie w pokoju, u wujka też dwóch się zmieści...

- A kogo przenocujesz u siebie?

- Deokhwa!

- Już cię lubię, młody! Lee Jaehwan! - przedstawił się z wielkim uśmiechem.

- Ken-oppa!

- Siostra, siedmiu na jedną. Nie masz szans.

- Taekwoon jest po mojej stronie, prawda?

- Em...

- No oczywiście, że jest - odparł N uśmiechając się szeroko. - Takiej okazji by nie przepuścił.

- Hyung! Menadżer!

- Hongbin, Hongbin, daj się im w końcu wygadać - odparł pobłażliwie wujek.

- Deokhwa, zaprowadź gości, i daj sobie spokój z durnymi gadkami. Proszę.

Chłopaki udali się na górę za moim bratem, a ja zostałam jeszcze przez chwilę na parterze. Nie było mnie w domu prawie cały rok, nie myślałam, że aż tak będę tęsknić za tymi ścianami. Salonem pełnym elektronicznych duperele Deokhwy, książek na półkach, małej kuchni z jasnobrązowymi szafkami.
Zostawiłam walizkę przy wejściu i poszłam się rozejrzeć na spokojnie. Kochany braciszek zostawił syf w kuchni, więc zabrałam się za sprzątanie. Po skończonej czynności odpadłam na jedno z dwóch krzeseł. Czekałam na zagotowanie się wody, kiedy jakiś szum w salonie przykuł moją uwagę.

- Leo, nie strasz mnie tak - powiedziałam wchodząc odważnie do pokoju, po upewnieniu się kto tam urzęduje.

- Przepraszam, Jaehwan i Deokhwa rozmawiają między sobą i wolałem wyjść - podrapał się z tyłu głowy.

- Rozumiem, będę musiała ich potem wygonić do łóżka. Chcesz herbaty? - Spytałam słysząc gwizdek.

- Z chęcią. Czemu nie śpisz? - Odezwał się Leo po chwili.

- Właśnie skończyłam sprzątać, jeśli rodzice wracają, to niech do domu, a nie chlewu - westchnęłam.

- Musisz być zmęczona.

- Nie bardziej niż zwykle.

- Cieszę się, że ci humor dopisuje - łagodnie uniósł kąciki ust do góry.

- Masz ładny uśmiech - wymknęło mi się. Szybko upiłam łyk herbaty.

- Dz-dzięki, twój też mi się podoba - usłyszałam cichą i zmieszaną wypowiedź Taekwoona.

Zapadła cisza. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Taekwoonowi podoba się mój uśmiech. Równie zmieszana, co herbata w moim kubku, siedziałam wpatrując się w płyn.

- Saohwa, korzystając z okazji, chciałbym cię o coś spytać - zaczął niepewnie. Podniosłam na niego pytający wzrok. - No bo widzisz... Znamy się już trochę i...

- GDZIE ONA JEST?!

- Kochanie, nie krzycz tak.

- Ty zawsze dla niej za łagodny jesteś - usłyszałam głos matki na korytarzu. Zaraz potem pojawiła się w drzwiach. - CO TU SIĘ WYPRAWIA?!

- Mamo, nie krzycz tak. Wszystkich pobudzisz - powiedziałam niezadowolona.

- I dobrze! Tak wyrodnej córki w życiu bym się nie spodziewała!

- Przeczytaj w słowniku jeszcze raz co to znaczy.

- Jak śmiesz mi pyskować! Ja tu dla ciebie staję na głowie, a ty...

- Dla mnie?! Dla mnie?! Raczej dla siebie! - Wydarłam się, wstając ze swojego miejsca. - Mówiłam ci jak mnie potraktował, a ty knujesz za moimi plecami!

- Oczywiście, jestem twoją matką - powiedziała, ściągając ostentacyjnie płaszcz, chociaż nie wiem po co go w ogóle miała na sobie. - To do mnie należy wybór twojego męża. A ten to kto?

- Jung Taekwoon, proszę pani - czarnowłosy skłonił się głęboko z wyrazami szacunku. - Pani córka pomaga naszemu menadżerowi...

- Aha, czyli należysz do zespołu mojego brata. Myślałam, że celujesz wyżej - odparła lekceważąco w moją stronę.

- Ani mi się waż go obrażać. Taekwoon jest tysiąc razy lepszy od Hyunsoo.

- Hyunsoo ma stabilną, dobrze płatną pracę, nie to co ten tutaj.

- Kochanie, myślę że to nie jest odpowiednia pora na taką rozmowę - wtrącił się mój ojciec spoglądając to na zmieszanego Leo, to na nas dwie. - Rano porozmawiacie sobie we dwie na spokojnie...

- Nie - moja matka kategorycznie mu przerwała - ja już wiem jak się kończą takie nocne schadzki. Pewnie wsypał jej czegoś do herbaty.

- Taekwoon nie należy do tego rodzaju mężczyzn. Nie jest takim dupkiem jak twój wielki ideał, który zdradzał mnie z każdą napotkaną lafiryndą! A jeśli musisz wiedzieć, to herbatę robiłam JA! - Krzyknęłam oburzona. Złapałam Leo za rękę i wyciągnęłam siłą z kuchni. - Przepraszam, miałam nadzieję, że jej nie spotkasz.

- W porządku?

- Jestem zła, że przyszła. To wszystko - westchnęłam ciężko.

- Raczej mnie nie polubiła - powiedział strapiony.

- Nie przejmuj się, musiałbyś być Namem Hyunsoo, aby skakała dookoła ciebie. Mój tata to inna sprawa - dodałam, lekko się uśmiechając.

- Rozumiem - wyglądał na zamyślonego.

- Przepraszam za nich...

- Nie przeszło ci przez głowę, że twoja matka może mieć odrobinę racji?

- Nie chcę spełniać jej niespełnionych ambicji. To moje życie, spędzę je z kim chcę i jak chcę.

- Cała ty - usłyszałam jego cichą odpowiedź. - I taką ciebie lubię. Pewną swego. Mogę cię o coś spytać, zanim twoi rodzice wyjdą z kuchni i znowu mi przeszkodzą?

Zachichotałam, coś w tej sytuacji było takiego, że nie potrafiłam tego powstrzymać. Może to, że w tej chwili, stojąc w połowie schodów na piętro czułam się jak naiwna nastolatka. Skinęłam głową, aby kontynuował.

- Ekhem, Saohwa... Chciałabyś może... Ze mną chodzić?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro