Blood, Sweat & Tears
~26~
Przygotowując śniadanie coraz więcej rzeczy przestawało mi się zgadzać. Po pierwsze, kuchnia jakby się nam zmniejszyła, po drugie sprzęty były w różnych, czasem dziwnych miejscach, takich jak deska do krojenia w szufladzie ze sztućcami albo minutnik w szufladzie zamrażalnika. Na co on tam był? Po drugie, brakowało mojej ulubionej kawy, kubka i innych takich dupereli. Po trzecie w lodówce nie było śladu po mleku bananowym, a to jest czymś awykonalnym. Chyba, że Hakyeon podzielił się hojnie z całym zespołem, bo sam trzech zgrzewek w jeden wieczór nie wypił!
Właśnie po raz czwarty przeglądałam zawartość ostatniej półki, gdy za mną rozległo się zaspane:
- Morning.
- Annyeong - przywitałam się również ziewając.
Moment. Nikt z nas nie mówi z takim akcentem. Odwróciłam się tyłem do lodówki stając oko w oko z nieznajomym mi chłopakiem. Jego mina wyrażała chyba tak samo wielkie zdziwienie jak moje. Nie wiedziałam, co zrobić, on chyba z resztą też. Staliśmy tak przez chwilę mrugając z niedowierzania, aż w końcu przerwałam typowo kobiecym piskiem. Zrobiłam z przyzwyczajenia krok w tył. Oparłam się rękami zapominając, że drzwi do chłodziarki nadal są otwarte i jedną dłoń wsadziłam w miskę z jakąś pastą, a drugą w warzywa. Chłopak też się wystraszył, chciał odrobinę się cofnąć, ale wylądował na tyłku.
- Kim ty...
- My... em moje... spodnie - powiedział wskazując na szorty.
Spaliłam buraka. No tak. Skoro nic nie jest na swoim miejscu, to jasne jak słońce, że nie jestem u siebie! A skoro tak, to idąc tym tropem, nie mogę... mieć na sobie nic od... VIXX... O mój Boże. Gdzie ja jestem?
- J-ja...
- Peniel, ty ciemnoto!
Podskoczyłam w miejscu. Zamknęłam drzwi od lodówki, dzięki czemu mogłam zobaczyć część salonu połączoną z aneksem kuchennym. Za oparciem średniej wielkości kanapy siedziało sześciu chłopaków. Pięciu z nich widać było tylko od nosa w górę, natomiast ten, co mnie wystraszył, stał i widać go było od pasa w górę. Tego pana to już poznałam.
- Eunkwang-oppa, przepraszam! - Powiedziałam, czując jak rumienią mi się policzki.
- Coś ty narobił? Całe śniadanie! - Jęknął wracając do poziomu reszty za oparciem.
- Ale chyba możemy zjeść, prawda? - Zapytał mnie chłopak obok Eunkwanga.
Miał tak naiwną minę, że nie wytrzymałam i szeroko się uśmiechnęłam, Hyuk często podobnie się uśmiechał. Może to maknae BtoB?
- Oczywiście, częstujcie się. W takim wypadku śniadanie będzie moim podziękowaniem za opiekę i ubrania - powiedziałam drapiąc się po głowie z zażenowania.
- O ile nas nie potrujesz, Noona, to będzie dobrze. No i ładnie Ci w mojej bluzie - Ilhoon się wyszczerzył w moją stronę.
Chwilę później Peniel pomógł mi z nakryciem stołu, a gdy zespół zaczął jeść, zadzwoniłam do wujka.
***
- Proszę was..., puśćcie... mnie.
- Nie ma mowy, zostajesz!
- Potrzebujemy cię!
- Nawet nie wiedzieli, że zniknęłaś, Noona...
- Zostań.
- Ciężcy... Jesteście... - jęknęłam próbując zrobić kolejny krok w kierunku od stołu.
Udało mi się dotrzeć dokładnie przed drzwi wejściowe, czyli wykonać jakieś pięć dużych kroków z siódemką dużych dzieci uwieszonych na mnie, gdy ktoś zapukał do drzwi. Zanim cokolwiek zrobiliśmy w tamtym kierunku, otworzyły się, ukazując w progu Leo z dziwnym wyrazem twarzy, Kena i N-a, którzy byli szczerze zaskoczeni, no i mojego wujka. Za nimi, wkurzonego. Przełknęłam ślinę.
- Nie oddamy jej! Choa-noona to teraz nasza Noona! - Zawołał Changsub tuż koło mojego prawego ucha.
Tak, półgodziny w ich towarzystwie i potrafię rozróżnić całą siódemkę. Hoonjae byłaby ze mnie dumna.
- Choa idzie z nami - usłyszałam Leo. Był tak poważny, że zamarłam. Złości się?
- Nawet się nią nie zainteresowaliście. Nie ma mowy. - Eunkwang przytulony do mojej lewej kostki też nie dawał za wygraną.
„Goście” weszli do środka. Chłopcy podeszli do mnie z zamiarem pomocy, a wujek tylko świdrował mnie spojrzeniem. Oberwie mi się i to mocno, jak tylko wrócimy do dormu dostanę szlaban. Nie wiem na co i na ile, ale na pewno żadnym argumentem nie będzie mój wiek. Już to widzę.
- Muszę wracać do siebie - powiedziałam z przepraszającym uśmiechem.
A przynajmniej zamierzałam, bo Sungjae zarzucił swoje ręce na moją szyję i dość trudno mi się oddychało. Nie mówiąc o stalowych uściskach Hyunsika i Peniela w okolicy mojej talii i wiszących na mnie Changsubie oraz Ilhoonie. Minhyuk z Eunkwangiem zadowolili się moimi kostkami. Hakyeon i Ken zaczęli od tych na ziemi, Taekwoon pomagał mi z innymi. BtoB zawzięcie nie chciało mnie puścić, a Vixx z równym zaaferowaniem próbowali mnie uwolnić. W końcu zostałam wyswobodzona z uścisku tamtej siódemki tylko po to, aby zostać objęta w pasie przez Leo. Sporej ilości silnej woli kosztowało mnie opanowanie rumieńców, ale i tak czułam czerwone plamy na policzkach.
- Wygraliśmy! - Zawołał Ken przybijając piątkę z N-em.
Wszyscy wyglądali jak po ciężkiej batalii, pot lał się zapewne z nas wszystkich. BtoB ze spuszczonymi głowami siedzieli na ziemi.
- Mogę kiedyś coś ugotować dla was... Wszystkich, jak się spotkacie albo coś - dodałam widząc jak wujek zaciska swoje usta w bardzo wąską szparkę. - T-to ja idę się przebrać i po swoje ubranie...
- Zostaw ją sobie, zimno dzisiaj na dworze - powiedział Ilhoon mrugając do mnie.
Pośpiesznie odeszłam od Leo, dziękując chłopakowi. Zniknęłam w łazience. Zanim zaczęłam się przebierać ktoś otworzył drzwi i wrzucił do środka czyste spodnie od dresu.
- Będzie ci cieplej niż w szortach od Peniela-hyunga.
- Dziękuję - powiedziałam, niepewnie podnosząc materiał.
Po kilku minutach wyszłam przebrana w strój od gospodarzy z moją sukienką w ręce.
- Oddam wam je, jak tylko zrobię pranie - odkłoniłam się chłopakom - Minhyuk-ssi, dziękuję, że się mną zająłeś. Wam też. Mam nadzieję, że smakowało...
- Wpadaj kiedy chcesz, chętnie coś jeszcze zjemy - odpowiedział mi Eunkwang z uśmiechem, odprowadzając mnie do drzwi.
- Wasz menadżer będzie za pół godziny.
- Dziękuję za informacje, Hyung-nim - lider Born to Beat odkłonił się mojemu wujkowi.
- Dobrze ją traktujcie. Wiemy, gdzie mieszkacie.
- Nie martw się Minhyukkie, jest w dobrych rękach - N nie dał się zastraszyć.
Gdzieś z głębi mieszkania dochodziły udawane płacze Changsuba i innych, ale ucichły, gdy tylko ich lider zamknął za nami drzwi.
- W lepszych nie będzie, co nie, Leo-hyung? - Dodał Jaehwan, gdy schodziliśmy po schodach na dół. Taekwoon w odpowiedzi zmierzył go spojrzeniem, ale przytaknął ruchem głowy jakby od niechcenia.
Przez całą drogę panowało bardzo duże napięcie. Czułam, że wujek jest wściekły, ale nie chce robić awantury poza domem. Albo chociaż autem. Ja z moim wybuchowym temperamentem pewnie nie wytrzymałabym tak długo. Szłam odrobinę zgarbiona w za dużych, pożyczonych ubraniach głównie pogrążona we własnych myślach. Poczułam jak ktoś ostrożnie mnie obejmuje. Spojrzałam w bok, napotkałam zmartwionego Taekwoona. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu i zaczęło ono tak nieznośnie, szybciej bić...
- W-wszystko w porządku. Nic mi nie ma - powiedziałam siląc się na weselszy ton klepiąc go po dłoni, którą położył na moim ramieniu.
Przez chwilę jeszcze się nie odwracał, ale zabrał rękę. Cisza w naszej małej grupie z jakiegoś powodu zaczęła mi jeszcze mocniej ciążyć.
- Odwiozę was do wytwórni, gdzie powinna teraz znajdować się reszta, a z tobą moja panno, zaraz sobie porozmawiam.
- Dobrze - odpowiedzieli chórkiem, szeroko się uśmiechając. Miałam wrażenie, że uśmieszki były skierowane w moją stronę, a nie menadżera.
- Przepraszam - powiedziałam patrząc na swoje ręce. - Musiałam nieźle was wystraszyć.
- Nie było tak źle - Ken się do mnie uśmiechnął.
- Dla Ciebie na pewno.
- N-hyung! Już się tłumaczyłem! - Zdziwiona otworzyłam szerzej oczy. Czy mi się zdaje, czy Ken...
- Rumienisz się - Leo wypowiedział na głos dokładnie to, o czym myślałam.
- No ty byś też nie reagował, gdyby to Choa się do ciebie przytuliła!
- Jaehwan!
- Taekwoon-hyung!
- Dobra chłopaki, spokojnie, bo zaraz powiecie sobie o kilka słów za dużo - Hakyeon próbował uspokoić wokalistów.
Jak głupia patrzyłam na chłopaków z szeroko otwartymi oczami. Nie miałam pojęcia o co im chodzi. Leo piorunował wzrokiem Kena, a ten odpowiadał tym samym. Jak oni zaczną mi tutaj wojnę prowadzić to będzie koniec świata! Z jakiegoś powodu czułam jak moja wyobraźnia chce mi coś podpowiedzieć, bo raczej intuicja nie plotła by mi o tym, że pewne milionowe, a może i nawet mniejsze prawdopodobieństwo może mieć rację bytu. Potrząsnęłam głową, mając nadzieję, że dzięki temu wybiję sobie z głowy takie idiotyzmy. Reszta podróży minęła w ciszy.
W wytwórni chodziłam za wujkiem. Wiedziałam, że nie pozwoli mi skryć się w biurze, a jeśli spróbuję tam się schować to tylko będzie gorzej, dlatego najpierw poszliśmy odprowadzić chłopaków do sali treningowej. Tam zostałam ponownie zaatakowana. Najmłodsi postanowili uwiesić się na mnie w ramach sprawdzenia, czy jestem żywa. Hyuk nawet płakał prosto na moje ramię.
- Tęskniliśmy, więcej tego nie rób!
- Dobrze, Hyukkie. Możecie mnie puścić, wiecie? Nigdzie się nie wybieram...
- Naprawdę się martwiliśmy - powiedział Ravi wypuszczając mnie z niedźwiedziego uścisku.
- Noona, musisz uważać na siebie! Musisz wracać z nami, nie wiadomo na jakich psychopatów możesz trafić...
- Hongbin-oppa... - ciężko westchnęłam przewracając oczami. Nie mam pięciu lat, każdemu może się cos takiego zdarzyć! - Gdzie jest Hoonjae? I co to ma znaczyć?! - Zapytalam łapiac go za rękę. Miał założony opatrunek praktycznie na całej dłoni. - Coś ty zrobił!?
- To tylko tak źle wygląda - zaśmiał się głupkowato wyswobadzając dłoń. - Niezdara w kuchni, ot co. Twoja przyjaciółka została wezwana do szpitala. Jakiś nagły wypadek czy coś takiego. A! Mamy dla was śniadanie - powiedział visual wymijając mnie.
Rozdał małe pakunki pomiędzy starszych kolegów, a ja nadal nie mogłam pogodzić się z raną na jego dłoni. Przecież tak nie może być! Wypadki chodzą po ludziach, fakt, ale jego wygląd!
- Skoro wszystko wiadomo, to my pójdziemy. Zobaczymy się za dwie godziny. Nie pozabijajcie mi się, jasne?
- Tak jest menadżerze! - Odpowiedzieli chórkiem.
★★★★★
Mam wrażenie, że coś jest nie tak z końcówką... Od teraz więcej akcji LeoxChoa!
Obiecuję 😄😆
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro