Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

A więc... to koniec?

~49~

- Na mocy mojego urzędu uznaję sprawę karną numer 34742019, za zamkniętą. Proszę się rozejść.

Sala rozpraw zawrzała od strony obrońców. Oskarżyciele natomiast ze spokojem zebrali swoje dokumenty i opuścili salę. Zakończyła się rozprawa dotycząca drugiej apelacji, werdykt pierwszej instancji ponownie został podtrzymany. Nie było już żadnej innej drogi.

Powoli podniosłam się ze swojego miejsca. Oszołomiona pożegnałam się z adwokatem wymieniając kilka standardowych słów, a potem opuściłam salę rozpraw. Korytarz był pełny innych ludzi, którzy przyszli w swoich sprawach, więc mimo tłumów panowała cisza. Wychodząc na zewnątrz odważyłam się wziąć głęboki oddech, a następnie się rozluźnić czując promienie słoneczne na mojej skórze.

- Mam cię! Tak się cieszę, w końcu koniec!

- Mhm - przytaknęłam uwieszonej na mnie przyjaciółce. - Dalej w to nie wierzę.

- To uwierz, wytrzymałaś dwa lata ciągania po sądach, po stacjach telewizyjnych, gazetach, komendach, domach...

- Hoonjae, nie mieszaj mojej pracy z trwaniem rozprawy.

- Oj tam, oj tam - machnęła ręką - szczegóły. Kiedy ostatni raz porządnie spędziłaś cały dzień w mieszkaniu?

- Dawno i szczerze ci powiem, że nie mogę się doczekać aż wyciągnę nogi przed telewizorem.

- Hola, hola, nie tak szybko. Za te wszystkie nerwy i nieprzespane noce należy mi się odpowiednie traktowanie i świętowanie. Nie wywiniesz mi się od odpowiedzialności, moja panno. Robimy imprezę i zapraszamy wszystkich naszych znajomych. Ja ci nie dam wbić się w piżamę o dwunastej w południe! Zaraz sprawdzę co z naszą limuzyną i ani słowa sprzeciwu nie słyszę!

- Nawet tego, że masz dzisiaj dyżur, kochanie?

Spojrzałyśmy w swoje lewo. Z ławki pod drzewem właśnie wstawał młody mężczyzna w okularach. Nie zdążył zrobić kolejnego kroku, Hoonjae w mgnieniu oka rzuciła mu się na szyję, prawie wywracając. Zaśmiałam się na ten widok pod nosem. Byli kochani.

- A więc cię nie zamknęli - usłyszałam za sobą niezbyt wesoły głos.

- Cóż, po części to też twoja zasługa, więc nie możesz narzekać.

Odwróciłam się do dziewczyny przodem. Suewoon wzruszyła ramionami. Przyjrzała się swoim paznokciom przez chwilę, po czym złapała się za łokieć, podnosząc tym samym lewą rękę.

- Powtórzę ci to jeszcze raz, bo za pierwszym chyba nie załapałaś. Nie zrobiłam tego dla ciebie, tylko dla Oppy. Nie lubię cię, ledwo toleruję i nie widzi mi się to zmieniać, jednak - zrobiła dramatyczna pauzę, powstrzymałam się przed przewróceniem oczami - nie mogę pozwolić, aby twoje wybryki wpływały na jego reputację.

- Wiem, też nie przepadam za twoim towarzystwem. Mimo wszystko gdybyś nie postanowiła się zgłosić na policję w roli świadka, wszystko wyglądałoby inaczej. Dlatego dziękuję ci za to i mam u ciebie dług.

- No ja myślę, że dziękujesz. Dla Taekwoona-oppy wszystko - odparła z wyższością.

Z zadartą głową, odwróciła się dodatkowo zarzucając włosami i ruszyła w swoją stronę.

- Paskudna do samego końca - usłyszałam Jaehwana.

- Co poradzisz, zabrałam jej faceta.

- Zabierajmy się do auta zanim więcej znajomych jej pokroju nas tu spotka. Nie sądziłam, że rozdmuchają tę sprawę aż tak.

- No kto by pomyślał.

- Nie dąsaj się, Saohwa. Nikt z nas, oprócz ciebie, nie wziął pod uwagę, że ten dupek miał układy z tamtym brukowcem. Bogaci to mają władzę...

- Odezwała się pani doktor - rzuciłam jej porozumiewawcze spojrzenie.

Usłyszałyśmy dźwięk wyłączanego alarmu samochodowego.

- Gdzie mojej wypłacie do tej od jego rodziców? Poza tym, żadna z nas nie może z tego powodu narzekać.

- Prawda - przytaknęłam zapinając pasy.

Hoonjae siedziała z przodu i nawigowała. Jaehwan posłusznie słuchał jej poleceń, co jakiś czas podśpiewując hity z radia. Od dwóch lat nie czułam się tak spokojna, chociaż dalej nie czułam się najlepiej. Wyglądałam przez okno próbując cieszyć się wolnością. Dokładnie dwadzieścia osiem miesięcy trwała moja przeprawa przez sąd z Hyunsoo. W międzyczasie zostałam ochrzczona wieloma przezwiskami. Najpierw - naciągaczką bogatych i biednych emocjonalnie chłopców, jakoby to ja uwiodłam i zmusiłam do związku biednego Nama. Pół roku później, pomimo starań wytwórni wyciekły jednak informacje o tym, że spotykamy się z Taekwoonem. Co w mniemaniu gazet miało potwierdzać, że naciągam bogatych na moje utrzymanie. Dobiło to tym bardziej, że Jung uniesiony dumą, co zupełnie rozumiałam, dalej był na mnie zły - dla odmiany przez to, że nie powiedziałam mu o złożeniu dokumentów adwokatowi i pierwszej turze przesłuchań. Dowiedział się od Kena, który nie mógł dla siebie zatrzymać informacji od Yoony, z którą zaczął się umawiać oficjalnie trzy miesiące później. Ich związek złożył się w czasie z kolejnym pozwem. Tym razem od mojego ex, o usiłowanie zabójstwa, co sędzia postanowił dodać do akt trwającej już rozprawy. Wówczas stałam się chorą psychicznie kobietą z poczuciem niższości, manipulatorką ludzi wokół mnie, która w dość niewybredny sposób pozbywa się starych zabawek. Praca w tamtym okresie była piekłem. Gdyby nie to, że Hakyeon zrobił Jungowi i mnie pogadankę o kłótni w piaskownicy i po matczynemu pomógł nam się pogodzić na dobre, to nie mam pojęcia jak zniosłabym kolejną falę przesłuchań, gdzie obracano wszystko przeciw mnie. Nawet orzeczenie psychologa, że nie przejawiam skłonności psychopatycznych. Gdyby Suewoon nie postanowiła w tamtym czasie zgłosić się ze swoim aparatem i dyktafonem - byłabym na przegranej pozycji. Mijały kolejne miesiące, padł pierwszy wyrok o moim uniewinnieniu w sprawie upadku ze schodów młodego lekarza, dwa miesiące później wydano zakaz zbliżania się do mnie Hyunsoo. Dwa tygodnie później wpłynęło odwołanie do wyższej instancji, kolejne rozprawy i kolejne wnioski. Wszystko to doprowadziło do dnia dzisiejszego, gdzie w końcu sąd najwyższy utrzymał, że to ja jestem ofiarą.

Oparłam się wygodniej na ręce, przez chwilę śledziłam mijanych ludzi i samochody wzrokiem, aż w końcu dałam za wygraną. Zamknęłam oczy. Pod powierzchnią spokoju, jaki mnie ogarnął podczas jazdy i rozmowy przyjaciół, dalej kłębiły się we mnie pozostałe emocje z tego okresu. Jestem już wolnym człowiekiem, ale wciąż nie potrafię w to uwierzyć. Im dłużej próbowałam rozwikłać moje samopoczucie tym szybciej na powierzchnię wydostawał się on - strach. Uczucie, które towarzyszyło mi przez ostatnie kilka lat stanowczo zbyt często. Nadal go czułam, ucisk w żołądku oraz w piersi, ten stan gdy wszystkie nerwy są napięte i z nierównym oddechem wyczekuje się rozwiązania sytuacji. Przez całą rozprawę, nawet pomimo zapewnień adwokatów, że to tylko formalność ledwo powstrzymywałam się od płaczu. Miałam dość całej sytuacji. Nie mogłam spać, a ostatnio nawet jeść, byłam zmęczona; oskarżeniami, pytaniami, wytykaniem palcami i sztuczną życzliwością ludzi. Przez większość czasu czułam się samotna, bo nikt nie przeżywał tej sytuacji tak jak ja, ale nikogo ona też tak bardzo nie dotyczyła jak mnie. Nie potrafiłam wyjaśnić moich uczuć najbliższym, nawet z Taekwoonem się o nie pokłóciliśmy, a Jung naprawdę sporo moich humorów potrafił znieść, wybaczyć i zrozumieć. Jednak, gdy matka przyjechała do Seulu zrobić mi drugą awanturę - nie było go przy mnie, miał występ. Kiedy jego głosu słuchała pełna widownia, moja własna rodzicielka wyciągała takie zwroty i argumenty, że do teraz nie wierzę, że ich użyła. To było gorsze od wszystkiego co sobie mogłam wyobrazić, więc nie dziwię się, że gdy mu to zrelecjonowałam po raz pierwszy zareagował jak inni - niedowierzał, uznał, że za dużo się stresuje i podkolorowałam. Z początku, potem przypominając sobie jak go przywitała, gdy się dopiero co poznali, jakby zaczął w to wierzyć. Ciągle słyszę jej krzyki pod moim adresem, gdy ogłoszono pierwszy werdykt. Wyproszono ją z sali za zakłócanie porządku, czekała na mnie przed budynkiem. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, Taekwoon zasłonił mnie sobą i w bardzo uprzejmy sposób kazał mojej matce zostawić mnie w spokoju. Od tamtego incydentu nie widziałam się z nią ani razu.

Przeczesałam włosy dłonią, ponownie otwierając oczy. Brakowało mi go w tej chwili obok. Chciałam, aby był teraz tutaj, aby mnie przytulił, powiedział, że wszystko jest już w porządku, że mogę się czuć bezpiecznie i spokojna. Chciałam w końcu z nim spędzić czas bez moich huśtawek emocjonalnych, normalnie jak dawniej. Uwierzyć, że naprawdę to wszystko już przeszłość.

- Rozmawiałaś z Taekwoonem?

Przyjaciółka wyrwała mnie z rozmyślań. Zamrugałam kilkukrotnie, a następnie potrząsnęłam głową.

- Nie. Mówił, że jest czymś strasznie zajęty, i że do mnie oddzwoni później.

- To później było tydzień temu, pragnę ci przypomnieć.

- Nie będę się narzucać.

Burknęłam, rumieniąc się lekko zawstydzona.

- Geez, czy ty rozumiesz, że masz pełne prawo do pretensji...

- Hoonjae, to że on nie odbiera nie oznacza, że nie próbowałam.

- Czyli wiedział o dzisiejszej rozprawie? - Podłapałam uniesioną brew kumpla.

- Napisałam mu wczoraj wiadomość. Przeczytał, ale nie odpisał.

Chłopak tylko przytaknął, a potem znowu skupił się na drodze.

- Wy nie możecie mieć normalnej relacji, co?

- Po prostu szanuję jego prywatność. Nie jestem jak ty, nie będę spamić mu wiadomościami, bo nie przeczytał jednego głupiego cześć. Wiecie jaki on jest, jeśli nie czuje potrzeby mówić, to nie mówi.

- W tym jednym to ma dziewczyna rację.

- Niech wam będzie, ale sobie nie myśl, że mnie brakiem tematu do rozmowy kiedykolwiek spławisz, Kochanie.

- Wiem, Słońce.

Uśmiechnęłam się delikatnie słysząc ich wymianę zdań. Razem byli naprawdę uroczy.

- Powiesz mi Hoonjae przynajmniej jaki masz plan na dziś poza organizacją imprezy na ostatni moment?

- Najpierw znajdziemy ci coś ładnego, potem pójdziemy do fryzjera i kosmetyczki, a może odwrotnie - zastanowiła się chwilę. - Pierwsze kosmetyki, potem włosy. W międzyczasie przekąsimy coś szybkiego i lekkiego. Wieczorem będziesz wyglądać jak nowonarodzona!

- Do tego przydałoby mi się pół dnia snu.

- To śpij, obudzę cię jak będziemy wysiadać.

- Okej - westchnęłam układając się wygodniej.

Zgodnie z zapowiedzią mojej przyjaciółki najpierw odwiedziłyśmy trzy sklepy z ubraniami, gdzie znalazła mi nową sukienkę wraz ze wszystkimi potrzebnymi jej dodatkami, na moje skargi, że przecież mogłyśmy coś znaleźć u mnie w szafie, Hoonjae stwierdziła, że gdybym wiedziała tyle ile ona, to sama wyciągnęłabym ją na zakupy. Ken poklepał mnie po plecach i stwierdził, że mam się nie martwić, bo ją przypilnuje, po czym ulotnił się na dobrą godzinę, gdy napotkał fanki.

- Yoona, jesteś pewna, że nie jestem zbyt wystrojona? - Spytałam przeglądając się w lustrze.

- Zaufaj mi, nie jesteś - usłyszałam jej głos zza drzwi od łazienki.

- Mimo wszystko... Elegancka, wieczorowa sukienka? Przecież świętujemy tylko zakończenie rozpraw... - miałam wrażenie, że daje się przyjaciółce w coś wplątać i niespecjalnie mnie to cieszyło.

- Kiedy ostatnio Taekwoon cię skomplementował? Jak się raz dla swojego chłopaka wystroisz to przecież nie koniec świata.

Zapadła chwila ciszy. Wei szykowała się w łazience, a ja spacerowałam niespokojna po przedpokoju tam i z powrotem, coś mi nie pasowało. Jednak nie mogłam dojść do tego co takiego.

- Sao, mogę cię o coś zapytać?

- Wal.

Hoonjae podrapała się po policzku lekko zakłopotana.

- To prawda, że z Taekwoonem szukacie mieszkania?

- Ach, to - uśmiechnęłam się delikatnie - jakiś czas temu zaczęliśmy o tym rozmawiać. Wszystko przez Hakyeona, za miesiąc podpisuje umowę najmu na własne cztery kąty i jakoś się tak potoczyło dalej...

- Rozumiem... Więc macie coś już na oku?

- K-kilka ofert, ale nic pewnego. Przez najbliższe pół roku i tak jestem jeszcze związana dzień i noc z Gugudan, dopiero potem mogę zostawić je asystentowi do pilnowania w dormie.

- Więc mam pół roku - powiedziała do siebie pod nosem.

Zanim zapytałam ją o co chodzi, do mieszkania wszedł uśmiechnięty Jeahwan, obsypał swoją dziewczynę komplementami, a następnie odprowadził nas do samochodu. Chłopak niezaprzeczalnie był dzisiaj naszym szoferem.

Nie miałam pojęcia czego się po imprezie spodziewać, byliśmy zbyt wystrojeni jak na jakiś klub i nie jechaliśmy w rejon, gdzie mieszka jakikolwiek z naszych znajomych. W końcu znaleźliśmy się na obrzeżach, godzinę drogi od mieszkania Hoonjae. Ken znalazł miejsce na parkingu pod jakimś barem karaoke. Wyszłam z pojazdu zbita z tropu. Przecież moja przyjaciółka w życiu by mnie tak nie wystroiła na wieczór karaoke! A jednak niezaprzeczalnie kierowaliśmy się w jego stronę. Byłam w zbyt głębokim szoku, zastanawiając się czy moja przyjaciółka nie zarobiła kolejnej kontuzji głowy w ostatnim czasie, aby się odezwać do któregokolwiek z nich. Weszłam ślepo za nimi i po uprzejmościach z portierką, skierowaliśmy się na górę. Minęliśmy dwa piętra budynku. Przechodząc przez drzwi na dach całkowicie przestałam się zastanawiać co przygotowali. I chyba dobrze, bo inaczej nie byłabym tak zaskoczona jak teraz.

Spodziewałam się betonowej podłogi, a zamiast niej dach został wyłożony ciemnymi płytkami, w których odbijały się światełka wiszące nad nami. Będąc na parkingu musiałam być tak zaskoczona, że nie zauważyłam wtedy rozstawionego przezroczystego namiotu ogrodowego, który został udekorowany małymi, ozdobnymi światełkami. Tu i ówdzie stały małe stoły, przy których można było usiąść i się czegoś napić lub podjeść. Dokładnie naprzeciwko mnie było drewniane podwyższenie, na którym stał sprzęt grający. Oczywiście poza samym wystrojem znajdowali się tam już goście. Wszyscy ubrani mniej lub bardziej elegancko i ewidentnie w dobrych nastrojach.

- No idź do niego.

Ze słowami zachęty zostałam delikatnie popchnięta przez Hoonjae w stronę Tarkwoona rozmawiającego z kimś tuż przy podwyższeniu. Każdy z którym wymieniałam przywitanie z jakiegoś powodu nie ciągnął rozmowy, tylko się uśmiechał wesoło, mówił, że za chwilę porozmawiamy i kierował mnie dalej w stronę mojego chłopaka. To było dziwne.

- Oddychaj, będzie dobrze.

Po słowach Hakyeona, zobaczyłam jak ramiona Leo idą na moment do góry, a potem opadają. Chłopak odwrócił się powoli w moją stronę. Moim oczom ukazał się duży bukiet złożony z kolorowych, pastelowych róż przewiązanych czerwoną wstążką.

- To dla ciebie - powiedział odrobinę zawstydzony.

Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, dawno nie widziałam żeby się zawstydził dając mi prezent. Może to przez to, że obserwowało nas grono ludzi.

- Dziękuję, Taekwoon. Są śliczne - powąchałam bukiet z przyjemnością.

Zanim poprosiłam kogoś o wazon, usłyszałam jak chłopak chrząka. Sekundę później przyklęknął na jedno kolano zaraz przede mną. Odebrało mi mowę.

- Saohwa, znamy się już trochę i dużo razem przeszliśmy. Jesteś silną kobietą, ale strasznie upartą i zawsze chcesz rozwiązywać kłopoty sama, bez niczyjej pomocy. Jednak jak każdy masz chwile słabości i byłbym niezmiernie szczęśliwy, gdybym mógł się wtedy tobą opiekować, tak jak ty opiekujesz się mną. Che Saohwa, zostaniesz moją żoną?

Przez moment wpatrywałam się w niego nie dowierzając całej sytuacji. Prawda, zaczęliśmy wspólnie myśleć o przyszłości. Jednak niespodziewałam się tak szybkiej reakcji z jego strony. Ani oświadczyn.

Byłam zaskoczona, ale szok szybko zastąpiłam uśmiechem. Najszerszym jakim mogłam.

- Tak, Taekwoon.

Wsunął pierścionek na palec serdeczny u mojej prawej ręki. Był delikatny, prosty z małym białym kamieniem na środku. Pasował idealnie. Gdy mój narzeczony wstał, praktycznie od razu rzuciłam mu się szczęśliwa na szyję. Zachichotał mi do ucha, a następnie mocno mnie przytulił. Wokół nas rozległ się śmiech, gratulacje i oklaski.

- Kocham cię, Taekwoon.

- Ja ciebie też, Saohwa.

Kiedy mnie puścił, Hoonjae odebrała ode mnie bukiet, a Sanghyuk puścił głośniej muzykę zapraszając wszystkich do tańca.

- Wyglądasz dzisiaj ślicznie.

Wyszeptał mi do ucha, gdy tańczyliśmy razem do jednej z wolniejszych piosenek.

- Dziękuję, Taekwoon. To sprawka Yoony... Skoro o niej mowa, nie rozumiem, jak Yoona zdążyła wszystkich zaprosić w tak krótkim czasie...

- To nie Hoonjae - wszedł mi w słowo Taekwoon. - T-tylko ja. To ja wpadłem na pomysł z przyjęciem - posłał mi jeden ze swoich uśmiechów.

- Łoł, tu mnie masz.

- Rozumiem, że niespodzianka się udała?

- Jak najbardziej - uśmiechnęłam się szeroko.

- Cieszę się.

Korzystając z okazji oparłam swoją głowę o jego klatkę piersiową.

- Wszystko w porządku?

- Tak, nie martw się. Wiesz... Od dzisiejszej rozprawy... To pierwszy raz dzisiaj, gdy jestem tak spokojna i szczęśliwa. Czy to dziwne? - Spojrzałam w jego buty.

- Ani trochę. W końcu już po wszystkim.

Zabrzmiał na odrobinę zadowolonego z siebie, po czym przytulił mnie mocniej. Pozostałą część piosenki przetańczyliśmy w ten sposób.

To był wspaniały wieczór, który zapamiętałam na długo. Pierwszy spokojny wśród przyjaciół z moim ukochanym u boku. Zakończenie burzliwych trzech lat i początek lepszych czasów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro