Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

...a to oni.

~1~

Niestety musiałam wysiąść kilka ulic przed miejscem wskazanym przez wujka. Nie myślałam, że to będzie tak daleko i wyczyściłam do zera moją kartę miejską. Jednak miałam szczęście, bo taksówkarz, był na tyle miły, że dokładnie wytłumaczył mi drogę. Okazało się, że moim celem był wysoki budynek informujący o tym, iż jest to siedziba jednego z magazynów dla młodzieży. Stanęłam na chwilę nie za bardzo pewna co zrobić. Przestąpiłam kilkakrotnie z nogi na nogę, aż wreszcie zebrałam się w sobie i podeszłam do drzwi. Wyminęłam malutką grupkę jakiś dziewczyn, rozejrzałam się dookoła, ale nie zobaczyłam żadnej innej osoby, chcąc przejść przez drzwi poczułam, jak ktoś ciągnie mnie za ramie do tyłu. Nie wywróciłam się, ale nie wiele brakowało.

- Dokąd to panienka się wybiera? – Powiedział surowo mężczyzna lustrując mnie od góry do dołu. Odwdzięczyłam się podobnym zachowaniem, z tą różnicą, że ja byłam zaskoczona jego nagłą reakcją. – Nie wpuszczamy bez pozwolenia, stój grzecznie razem z koleżankami – powiedział spokojnie wskazując mi cztery dziewczyny, które były w trakcie jakiś negocjacji z drugim ochroniarzem.

- M-miałam się tutaj spotkać z moim wujkiem – powiedziałam poważnie i na spokojnie.

- Niczego mi nie przekazano.

- B-bo to nagle tak wyszło, zaraz do niego zadzwonię...

- Droga panno, proszę nie zmyślać, nie masz pojęcia ile takich jak ty przychodzi tutaj o ile się dowiedzą, że będą ich idole. Zapewne zaraz wyjdą, więc uzbrój się w cierpliwość.

- Kiedy ja naprawdę... zaraz panu pokażę moje zaświadczenie... - powiedziałam odchodząc odrobinę na bok i grzebiąc w plecaku. Nie chciałam, żeby mnie wziął za jakąś natrętną małolatę, gdybym była pewna, że wyjdą głównym wejściem to bym zaczekała, ale sądząc po zachowaniu wujka będą raczej woleli wydostać się tyłem... a na to pozwolić nie mogłam! – Mam! – Krzyknęłam triumfalnie wyciągając schludną, białą kopertę z żółtą rybką w jednym z rogów. – Proszę mnie wpuścić – poprosiłam grzecznie podając papiery ochroniarzowi.

Ten, znużony pewny, że to kolejny żart odebrał je ode mnie i przeleciał wzrokiem. Raz, drugi, trzeci... za czwartym razem wyciągnęłam własny telefon sprawdzając godzinę - 18.00. Zostało mi półgodziny w najlepszym wypadku. Przygryzłam lekko wargę i widząc, że mężczyzna po raz piąty studiuje list z wytwórni zadzwoniłam do wujka.

- Sao Hwa? Co się dzieje? Nie mogę rozmawiać...

- Jestem przed budynkiem, ale ochrona nie chce mnie wpuścić – powiedziałam spokojnie.

- Daj mi ich do telefonu.

- Dobrze – odpowiedziałam wyciągając rękę ze smartfonem w kierunku ochroniarza – to do pana.

- Słucham? – Zapytał lekko zdziwiony, po kilku pytaniach kontrolnych dostałam z powrotem telefon i list. Papiery schowałam z powrotem do plecaka, a telefon włożyłam do kieszeni moich niebieskich jeansów. – Zapraszam panienkę i przepraszam za zamieszanie, ale musi Pani zrozumieć, że tyle się ich tu kręci...

- Rozumiem, nic się nie stało – odparłam z lekkim uśmiechem. Przechodząc przez szklane drzwi czułam mordercze intencje dziewcząt, które zostały na zewnątrz. Całe szczęście, że walizkę mam cały czas przy sobie...

Przywitał mnie typowy chłód białych ścian i szarej podłogi, szczyt elegancji. Minęłam recepcję i recepcjonistkę, która skrzywiła się na mój widok, podobnie sprzątaczki, gdy kółka mojej walizki pozostawiały cienkie, ale jakże dobrze widoczne na idealnie wypolerowanej podłodze smugi brudu. Nie przejęłam się tym, to nie moja wina. Zostałam skierowana na czwarte piętro. W windzie skorzystałam z lustrzanych ścian i postanowiłam doprowadzić się do jako takiego porządku. W końcu spotkam „chłopców". Poprawiłam nogawki od spodni, aby były równe, skarpetki schowałam do wnętrza czarnych tenisówek, naciągnęłam lekko dłuższą, szarą bluzkę z twarzą pandy na środku prostując ją w ten sposób, potem ułożyłam znośniej czarny sweterek, który uwielbiał zjeżdżać z moich ramion, a na koniec zostawiłam sobie włosy. Długie, proste, ciemnobrązowe pasma, które lubiły się plątać. Przeczesałam je szybko palcami sprawiając, że nie wyglądały, jak po huraganie. Wyrobiłam się idealnie na czas. Gdy winda osiągnęła upragnione, czwarte piętro byłam gotowa na spotkanie. Musiałam jeszcze przejść korytarzem ze sto metrów, po czym skręcić w lewo. Otworzyłam duże, białe drzwi z metalową klamką, aby po chwili przywitał mnie półmrok panujący wewnątrz. Najwięcej światła padało na środek, gdzie pozowała trójka chłopaków. Najciszej jak umiałam przemykałam ze swoim dobytkiem wśród krzątających się tam ludzi. Część zbierała porozrzucane podczas pracy przybory, a inna jeszcze w biegu coś poprawiała. Zerknęłam na monitor, gdzie były wyświetlane ostatnie zdjęcia. Ewidentnie robiony fanservice w rozpiętych koszulach, na niektórych nawet stawali dość blisko siebie... co kto lubi. Po dłuższych poszukiwaniach się poddałam i stanęłam koło wyjścia, grzecznie czekając aż w tym gąszczu osób zobaczę wujka. Przyglądałam się pracy techników, którzy biegali od komputerów do świateł zgodnie z poleceniami fotografa, aż w końcu kierownik tego całego chaosu zawołał, że na dziś skończyli. Rozbrzmiały krótkie oklaski, a potem pożegnania. W tamtym czasie dopadłam wujka, który wręczył mi grafik na najbliższy tydzień mówiąc, że mam się go nauczyć. Zanim zdążyłam zapytać o cokolwiek rozbrzmiało donośne: „We are real V. V. I. X. X Vixx imnida!"

V-vixx?! Poczułam brzęczenie telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz, przyszła wiadomość od Yoony.

No opowiesz mi o wszystkim wreszcie, czy nie!? Nie każ mi zgadywać!"

„Spokojnie, dopiero co się dowiedziałam."

No i?!!"

VIXX" - odpisałam krótko, po czym oczyma wyobraźni widziałam tę scenę u niej w pokoju. Zapewne zaczęła skakać tam i we w tą nie wiedząc co powiedzieć. Zapewne skończy się na tym, że sprawdzając maile dostanę pierdyliard linków do stron, filmików, zdjęć i artykułów z informacjami na ich temat.

Zanim doczekałam się smsa zwrotnego poczułam szturchnięcie wujka.

- Idziemy, bo zaraz zaczną narzekać, że są zmęczeni – powiedział wskazując zespół.

- Dobrze – odpowiedziałam i ciągnąc walizkę szłam za nim.

Gdy tylko pojawiliśmy się na horyzoncie chłopaki kiwnęli mi głowami, pewnie myśląc, że jestem zagubionym członkiem obsługi. Nie czekali nawet na moją odpowiedź, automatycznie zwrócili się w kierunku drzwi nawijając między sobą o zdjęciach, które skończyły się kilka minut temu. Szłam za nimi z tyłu niezbyt pewna, co robić. Wyszliśmy z budynku, tak jak się spodziewałam, czyli tylnymi drzwiami. Na parkingu stał zaparkowany, czarny, duży van z przyciemnianymi szybami. Nie udało mi się powstrzymać świstu zachwytu na ten widok, gdy się do niego zbliżyliśmy.

- Daj walizkę – usłyszałam głos wujka. Chwilę później została włożona do bagażnika, a mnie mierzyło wzrokiem sześć par oczu. – N, od dzisiaj siedzisz z chłopakami z tyłu. – Na twarzach wszystkich, poza jednym z najciemniejszą karnacją, na moment zagościł grymas niezadowolenia, jednak zniknął zanim zawołany przez menadżera odwrócił się w ich kierunku. Jednak żaden z nich się nie ruszył. – A no tak – zreflektował się wujek widząc moją zmieszaną minę i ich zachowanie. – Chłopaki, to jest Che Sao Hwa, o której wam mówiłem, zaopiekujcie się nią odpowiednio. Sao Hwa, to jest zespół, którym się zajmuję. – Powiedział szybko. Widocznie był pewny, że znam ich doskonale i jestem cicho, aby się nie wydało. Ja natomiast szybko próbowałam przypomnieć sobie wszelkie informacje, które kiedykolwiek przyswoiłam podczas wielogodzinnego zachwalania kpopu przez Yoonę.

- Cha Hakyeon, po prostu N – powiedział chłopak wcześniej zawołany przez mojego wujka z wesołym uśmiechem na twarzy. Miał na sobie czarne spodnie typu rurki, i zwykły, wełniany czerwony sweter. Wydawał się miły, jednak w głosie wyczułam tę nutkę dużej pewności siebie. Stawiam na to, iż jest z nich najstarszy. - A to reszta...

- Mów mi Ken! – Zawołał inny wysuwając się na przód i przerywając wypowiedz koledze. Jego uśmiech był co najmniej dwa razy szerszy niż u przeciętnego Koreańczyka, a jego czarnych oczu prawie nie widziałam. Miał na sobie beżowe spodnie i granatowy sweter, spod którego wystawał biały kołnierz koszuli. Zwykłe adidasy i plecak luźno przewieszony przez ramię sprawiał wrażenie wyluzowanego chłopaka. Odpowiedziałam lekkim skinięciem głowy. N i Ken cicho rozmawiając weszli do samochodu.

- Jestem Ravi, miło poznać – odpowiedział inny, który miał najbardziej rzucający się styl z całej grupy. Szerokie, pewnie luźne, czarne spodnie w biały wzór, gruba, szara bluza z kapturem, z biżuterii miał na sobie kilka naszyjników i pierścionków oraz czarne okulary na twarzy. Miał silny głos, gdy mu odpowiadałam zaświeciła się pierwsza lampka pewności w moim umyśle, on jest raperem!

- Mam nadzieję, że z nami nie oszalejesz. Jestem Lee Hongbin – powiedział następny. Wysoki jak reszta, o krótkich ciemnych włosach, miłym, nieśmiałym trochę uśmiechu i wesołych oczach. Miał ubrane rurkowate jeansy przetargane na kolanie, niebieską koszulkę i rozpięty cienki płaszcz. W pierwszym momencie zaparło mi dech w piersiach, przystojniak jakich mało na ulicy. Szybko się zreflektowałam i lekko czerwona odkłoniłam się chłopakowi. Usłyszałam za sobą cichy chichot i głos z wnętrza samochodu.

- Ej, Hongbin-a, grasz nieczysto!

- Nie moja wina, Ken-hyung – odpowiedział, jednak nie dane mi było słuchanie dalszej rozmowy, gdy przede mną stanął kolejny, najwyższy z całej paczki o najmłodszej twarzy. Również z lekkim uśmiechem na niej.

- Cześć Noona, jestem Hyuk – powiedział przybijając ze mną piątkę. Poczułam się trochę dziwnie, ale ucieszyła mnie jego otwartość. Poczułam się o wiele mniej niezręcznie. Chwilę później jego czarne spodnie i jasny, wełniany sweter zniknęły wewnątrz vana, a ja zostałam sama z ostatnim z nich. Był wysoki, jak reszta, miał pociągłą twarz, na której nie dostrzegałam żadnej emocji. Jego spokojne czarne oczy patrzyły na mnie, nie oceniając... bardziej sondując. W uszach miał białe słuchawki, pod szyją ciemnogranatowy golf, na nogach czarne rurki i wysokie tenisówki, a całości dopełniał jasny płaszcz.

- Leo, główny vocal VIXX – usłyszałam jego głos cichy jak szept i bardzo poważny. Skłonił się mi nisko, lekko zawstydzona z opóźnieniem oddałam ukłon. Niepewnie spojrzałam na chłopaka, ale on już przepychał się koło reszty w samochodzie ze słuchawkami na uszach. Szybko i ja wsiadłam to pojazdu. Siedziałam na przednim siedzeniu koło wujka, który prowadził.

Zdziwiłam się, gdy samochód zaparkowaliśmy na tyłach kolejnego budynku. Zerknęłam do tyłu, chłopaki, którzy spali jeszcze kilka minut temu, teraz szybko zbierali najpotrzebniejsze rzeczy i pozbywali się resztek snu. Zanim wysiadłam z samochodu, wujek kazał mi zostać w środku. Nie sprzeczam się, nie ma to najmniejszego sensu, choć zżera mnie ciekawość dokąd idą. Złapałam jeszcze tylko wesoły uśmiech Kena, zwrócony w moją stronę zanim cała szóstka w otoczeniu kilku ochroniarzy weszła do budynku. Po paru minutach ich menadżer wrócił do samochodu znowu siadając za kółkiem.

- Możesz ich zostawiać samych? – Spytałam, gdy wyjechaliśmy z parkingu.

- Spokojnie, mamy dziesięć minut zanim makijażystki skończą pierwszą osobę. To daje dość sporo czasu.

- Makijażystki?

- Mają występ w radiu przy włączonych kamerach – odpowiedział szybko – wolałbym, żeby mieli audycję jutro, ale nie udało się przełożyć. Zdarza się.

- Nadal uważam, że powinieneś z nimi być...

- Haha – zaśmiał się – może i powinienem, ale N się nimi zajmie przez ten czas. Jaki jest taki jest, ale zespołem przejmuje się na poważnie. Reszta chłopaków z resztą tak samo. – Powiedział śmiejąc się pod nosem – Taekwoon też nie zostawi ich samopas. No chyba, że Jaehwanowi coś wpadnie do głowy i Hyukiemu, ale wszyscy są padnięci, więc raczej większych głupot niż zazwyczaj nie zrobią.

- Taekwoon? Jaehwan? – Pytałam zaskoczona. Matko, w co ja się wpakowałam?

Podróż od miejsca nagrywania do mieszkania nie zajęła długo. Od razu zostałam zaprowadzona do pokoju, który zajmował mój wujek. Pod oknem stało biurko z lampką elektryczną po prawej szafa ścienna, a po lewej złożone dwa futony. Mężczyzna odsunął lustrzane drzwi odsłaniając kilka wolnych półek dla mnie, potem zrobił to samo z szufladą w biurku i nie pewnie się spojrzał w moją stronę.

- Luksusy to to nie są, – powiedział podpierając się pod boki – ale mam nadzieję, że Ci to wystarczy... w łazience też masz przygotowane miejsce na swoje kosmetyki... czuj się jak u siebie. Ach, prawie byłbym zapomniał! Pewnie się sama domyślasz, ale nie podawaj nikomu tego adresu, kodu do drzwi, który Ci potem podam, nie zamawiaj żadnego jedzenia, chłopcy przeważnie późno kończą i wcześnie wstają, więc się nie zdziw jeśli obudzimy Cię w środku nocy... każdy po sobie sprząta w miarę możliwości... mam nadzieję, że masz mocne nerwy i mnóstwo cierpliwości, bo przy nich Ci się to przyda. Ale to dobre chłopaki, jakby cokolwiek złego wyprawiali to mnie informuj. Myślę, że szybko się zaaklimatyzujesz, na razie wypoczywaj, a ja wracam do zespołu, bo i tak za długo sami siedzą... Ah! Jeszcze bluza dla Hongbina – powiedział wujek wybiegając z pokoju jak strzała.

W miarę szybko się rozpakowałam i urządziłam w wyznaczonych dla mnie miejscach, z szafy nawet wygrzebałam osobną, małą suszarnię idealną na moje dzienne pranie. Potem przeszłam się po mieszkaniu i zwiedziłam łazienkę, dwa pokoje, które należały do chłopaków, a na koniec zaczęłam myszkować po kuchni. Większość w szafkach to były produkty do makaronu lub ramenu, ale znalazł się też zapas szybkich przekąsek i innych prowiantów wysokoenergetycznych. Świeże warzywa i owoce, też miały swoje miejsce, więc z uśmiechem zabrałam się za jabłko. Jadłam je w spokoju zastanawiając się co robić dalej. Specjalnie zmęczona nie byłam, do tego było dość wcześnie i pójście spać o 19.00 nie wchodziło raczej w grę. W końcu wyrzuciłam ogryzek pewna, że przygotuję im ciepły posiłek. Rozpiska na lodówce mówiła, że będą z powrotem koło jedenastej, pozostały czas do ich przyjazdu spędziłam na planowaniu posiłku dla całej naszej ósemki. Jeszcze zanim zabrałam się za szykowanie jedzenia rozdzwoniła się moja komórka.

- Choa! Nareszcie! Wiesz ile razy Ci się na pocztę nagrałam?! Jak możesz mnie tak traktować...

- Przepraszam, przepraszam, ale dopiero się urządziłam, a zaraz będę szykować kolację – powiedziałam spokojnie.

- Ty mi tu zaraz, natychmiast wszystko tłumacz! – Zażądała przyjaciółka.

- No spokojnie, właśnie sobie siedzę w dormie, na kanapie, a po lewej mam wielkie okno zamiast ściany i widzę bardzo ładną panoramę miasta. Jest tu lekki bałagan, ale nie narzekam, mam pełną lodówkę...

- Nie o to mi chodzi! – Przerwała zniecierpliwiona, co spotkało się z moim cichym śmiechem.

- Wiem, wiem, droczę się. No cóż chłopaki wydają się być w porządku, ale ledwo co się z nimi przywitałam, a zostałam sama.

- Poznałaś wszystkich, osobiście?

- Tak, tak. Pierwszy podszedł N...

- Lider – wpadła mi w słowo przyjaciółka – ma trochę kompleksów i znany jako diva zespołu, no dalej.

- Potem spotkałam takiego wesołego... Kena! – Zawołałam z radością.

- Ken-oppa!? – Usłyszałam krzyk po drugiej stronie słuchawki. – Kya!

- W porządku? – Spytałam słysząc łamane japońsko-koreańskie okrzyki szczęścia przyjaciółki i stłumione uderzenie.

- Tak, tak zleciałam z krzesła... Jaehwan-oppa... - usłyszałam lekko nieobecny głos przyjaciółki.

- A więc to jest Jaehwan... - mruknęłam pod nosem przypominając sobie rozmowę z wujkiem w aucie.

- Tak, tak, tak Lee Jaehwan, główny vocal z osobowością 4D – powiedziała tonem profesorskim.

- Potem przywitałam się z Ravim, to ich raper, prawda?

- Brawo! – Pochwaliła mnie przyjaciółka klaszcząc w tle. – Nasza Choa wygrywa dzisiejszy turniej!

-Bardzo śmieszne. Następny podszedł najładniejszy z nich... Hongbin.

- Visual – powiedziała automatycznie – o jeny... on jest taki przystojny! – Zapiszczała.

- Nie zaprzeczę – odpowiedziałam z uśmiechem – następnie przybiłam piątkę Hyoukowi.

- CO ŻEŚ ZROBIŁA?! Kobieto, wiesz jakie masz szczęście?!

- Olbrzymie. No i na końcu podszedł do mnie Leo.

- Drugi główny vocal, poker face zespołu i najelegantszy z nich wszystkich. Jeny... czemu nie mogę tam być z Tobą!

- Też bym wolała mieć jeszcze jedną kobietę przy sobie...

- Zaraz podeślę Ci wszystko, co powinnaś wiedzieć, bo pewnie nic nie pamiętasz – powiedziała z przekąsem. - Uważaj jutro na siebie! Ani się waż odstawić, ale pamiętaj, że nie możesz od nich odstawać. No i okulary, i maseczka na twarz! Albo choćby kaptur! Wiesz do czego mogą być inne dziewczyny zdolne...

- Dzięki za radę.

- Daj znać, jak przeżyjesz, papa~.

- Pa – odparłam kończąc połączenie, to teraz czas wziąć się za przygotowywanie jedzenia.

---------

Łaaa... a...a...a... długie że hoho O.O

następne będą krótsze, obiecuję!

Kto wytrzymał daje gwiazdkę~ proszę :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro