VIII.6.
A jednak nie było tak źle, jak się obawiałam. Co prawda nie zrobiłam wszystkich zadań, ale tylko jedno przekroczyło możliwości obliczeniowe mojego mózgu. Kiedy omawiałam potem je z Robertem, stwierdził, że nie zdążyliśmy przerobić tego tematu, a on opracował go indywidualnie z nauczycielem przed olimpiadą. Wytłumaczył mi, jak to trzeba było zrobić. Normalnie w życiu bym na to nie wpadła, ale gdybym przerobiła temat wcześniej, to co innego. Czyli nie jest ze mną tak źle.
Nazajutrz wszyscy razem mieliśmy zdawać rozszerzony angielski. Dla Daniela było to jedyne rozszerzenie. Dla Mileny drugie. Dla Roberta... pierwsze, które zdawał, bo zostały mu jeszcze biologia, fizyka i chemia. Ja odpuściłam sobie chemię, bo czułam, że nie dałabym już rady. Zostały mi więc biologia i fizyka.
Po egzaminie z angielskiego poszliśmy się wszyscy napić. Serio. To było jednogłośne. Zwaliliśmy się na chatę do Daniela i obaliliśmy we czworo butelkę wina, żeby się odstresować, a później jeszcze cztery piwa i po serii szotów kamikadze. Potem rozegraliśmy kilka gier na konsoli, a w końcu zwaliliśmy się wszyscy na jego kanapę i zasnęliśmy. Tak zastała nas prawdopodobnie jego mama, która zamiast nas pobudzić i wysłać do domów, zgasiła światło i nakryła całą ekipę kocem.
Rano obudziłam się z bólem głowy, objęta przez Daniela, do którego pleców przytulała się Milena, którą z kolei obejmował Robert. Czworokąt jak się patrzy. Tyle że pijacki.
Kiedy próbowałam się wyswobodzić, Dan jeszcze zacieśnił uścisk. No trudno, muszę go obudzić.
– Dan. – Szturchnęłam go łokciem. – Puszczaj.
– Co tu się stało? – spytał szeptem, kiedy zorientował się, w jakiej konfiguracji zasnęliśmy.
– Nie wiem właśnie.
Daniel ostrożnie wyswobodził się z objęcia Mileny i usiadł na brzegu sofy.
– Kto rozłożył kanapę? – zdziwił się.
– Nie pamiętam. A kto nakrył nas kocem? – dopytałam.
– Jak znam życie, to moja mama.
Nagle Daniel się uśmiechnął.
– Myślisz, że oni do siebie wrócą? – szepnął, wskazując na Milę i Roba.
– Nie mam pojęcia. – Pokręciłam głową i wzruszyłam ramionami.
– A lepiej, żeby wrócili czy nie?
– Ale dla kogo?
– No... dla nas. Znaczy dla naszej paczki – sprostował.
– A czy my mamy coś do powiedzenia? – spytała Milena, która musiała usłyszeć końcówkę naszej rozmowy.
Też wstała, ostentacyjnie zrzucając z siebie ramię Roberta, który jako ostatni otworzył właśnie oczy.
– Co tu się stało? – spytał z niedowierzaniem.
– Wygląda na to, że zasnęliśmy wczoraj wszyscy na kanapie Dana. Nic więcej nie wiemy – podkreśliłam.
– Ale numer, jak za dawnych czasów – zachichotała Milena, która nagle odzyskała humor.
– Jak to?
– No nie pamiętasz, Iwi, jak kiedyś nocowaliśmy u Dana? To było chyba po waszych ósmych urodzinach. Jego rodzice urządzili nam piknik, wieczorny seans bajek, a potem wspólne nocowanie. Mieliśmy śpiwory... Nie pamiętasz?
Nie pamiętałam. Może to wydarzenie nie utkwiło mi w pamięci tak, jak Mili. A może dlatego, że ja sama nocowałam u Dana za dzieciaka przynajmniej kilka razy.
– Było coś takiego – poparł Milenę Robert.
– No cóż, dawno i nieprawda – podsumowałam. – Ale pierwsze pijackie nocowanie mamy za sobą.
Daniel zarechotał.
– Ty się nie ciesz, tylko ogarnij coś do picia – poleciłam wesołkowi. – Przecież nie masz w pokoju ani szklanki wody.
– Już idę, o pani. – Żartowniś skłonił głowę i wstał, żeby przynieść nam coś do picia.
Głupek. Ale swój.
*
Koniec maja 2022
Nawet nie zorientowałam się, kiedy minął maj, a z nim męczące egzaminy. Więcej nie pozwoliliśmy sobie na taką chwilę szaleństwa jak po rozszerzonym angielskim. Trzeba było w końcu dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za swoje zdrowie.
Czerwiec 2022
A propos zdrowia...
Kiedy okazało się, że stresujący czas, intensywne treningi i pigułki antykoncepcyjne spowodowały u mnie anemię, musiałam odstawić hormony i wziąć się na poważnie za swoją dietę. Nie zamierzałam się poddać. Nie na ostatniej prostej, jak mawiało się w środowisku sportowym.
Teraz, kiedy było już po egzaminach, a przed wynikami matur, zostały mi tylko ostatnie przygotowania do mistrzostw Polski. Wyniki matur miały być piątego lipca, a mistrzostwa od siódmego do dziewiątego lipca w Radomiu. Pani Marzena ogarnęła wszystko: moje oficjalne minimum na mistrzostwa, zgłoszenie, a nawet sponsora. Nie miałam pojęcia, że ta kobieta jest tak oblatana. Musiałam więc zrobić wszystko, żeby się udało.
Przez cały czerwiec tylko jadłam, piłam, suplementowałam się i trenowałam. Co tydzień robili mi badania. Miałam ręce pokłute jak narkomanka. Ale – jak to stwierdził lekarz, do którego wysłał mnie sponsor – z anemią nikt nie dopuści mnie do startu.
*
Praktycznie przez cały miesiąc nie spotykałam się z przyjaciółmi. Nie było kiedy. Wyjątek zrobiłam tylko na urodziny Roberta, ale tam dopiero spotkała mnie „niespodzianka". Rob zaprosił znów Wiktora i Arwenę, ale tym razem... przedstawił koleżankę z kółka matematycznego jako swoją dziewczynę. Nawet Dan, który przyszedł z entą już panienką, a przecież sam kiedyś spotykał się z Arweną, uważał, że to było nieeleganckie. Milena wytrzymała tylko do tortu. Złożyła Robertowi życzenia, dała prezent i się zawinęła, tłumacząc to strasznym bólem głowy. Szczerze mówiąc, miałam ochotę pójść za nią, ale wtedy wyglądałoby to podejrzanie. Wytrzymałam więc do pierwszych tańców. A dokładniej do momentu, kiedy laska, z którą przyszedł Dan, spiorunowała mnie wzrokiem, bo Kosowski znowu poprosił do tańca mnie, a nie ją.
– Kochani, ja też muszę się zbierać. Trenerka i sponsor mnie zabiją, jak ktoś się dowie, że imprezuję zamiast nabierać sił przed zawodami. Mam kłaść się o dwudziestej drugiej.
Daniel się zaśmiał.
– O tej porze ludzie w naszym wieku dopiero zaczynają nocne życie.
– Wiem. Ale ktoś we mnie uwierzył i nie chcę go zawieść – odpowiedziałam, już trochę wkurzona. Moi przyjaciele nie pokazali się tego dnia z najlepszej strony.
– To pa, Iwi. Widzimy się za tydzień, tak? – przypomniał mi wielkolud.
– A czemu za tydzień?
– Bo będą nasze urodziny.
Ma rację. Matko, dziewiętnaście lat!
– Jasne! Pa!
Wyszłam, nie oglądając się za siebie. Nadal miałam przed oczami wyraz twarzy Mileny, kiedy zobaczyła ramię Roberta za plecami Arweny. Nie miałam nic przeciwko Arwenie, ale to Mila była moją przyjaciółką.
No cóż, wyszło jednak na to, że i Milena nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
Kiedy wróciłam do domu, w przedpokoju zobaczyłam sandały przyjaciółki. A potem usłyszałam jej śmiech, dochodzący... z kuchni. Ostrożnie weszłam tam i zastałam... całą moją rodzinę z Milą. Śmiali się, żartowali sobie w najlepsze i... zajadali lody.
– O, Iwetko, już jesteś – zauważyła mama.
– Nie da się ukryć.
– Chcesz lody?
– Dziękuję, nie mogę jeść tyle słodkiego.
– Dobrze, że Milenka nie jest na diecie – zaśmiał się Igor, puszczając oko do mojej przyjaciółki. A ona... odpowiedziała mu tym samym.
Co tu się wyrabia?
– Mili, chcesz pogadać? – spytałam nieco zdezorientowana.
– A masz czas?
To był cios poniżej pasa. Wiem, że nie miałam ostatnio zbyt wiele czasu dla przyjaciół, ale przecież... nadal się przyjaźniliśmy. Czy aby na pewno?
– Jasne, chodź do mnie.
Milena wstała i poszła za mną, odprowadzana wzrokiem mojego starszego brata. A więc Igor nie odpuścił.
– Co się dzieje, Mi? – spytałam, kiedy zamknęłam już za nami drzwi.
– Co ma się dziać? Widziałaś, że ten zdrajca przygruchał już sobie nową zdobycz – syknęła.
– Ale przecież rozstaliście się w lutym.
– Ale...
– Co? Nie miał prawa się z nikim spotykać, dopóki ty mu nie pozwolisz? To tak nie działa, Mili.
Moja przyjaciółka westchnęła, a w jej oczach zabłyszczały łzy.
– Ja po prostu nie wiedziałam, że to tak zaboli. Że wiesz... to będzie jakbym dostała jego szczęściem z liścia w twarz.
– A tak się poczułaś?
– Tak.
– Przykro mi. – Objęłam ją i pogładziłam po głowie.
– A tobie nie jest przykro, jak Dan co chwilę się prowadzi z inną?
– Nie. To jego sprawa.
– A tych dziewczyn nie jest ci szkoda?
– Też nie. Wszyscy wiedzą, jaki jest Daniel Kosowski. To mi wystarczy za rekomendację.
– Przyszłam tu dziś, żeby pogadać z Igorem – wyznała wtedy Milena.
– Ale... o czym?
– No wiesz, tak ogólnie. O planach na przyszłość i tak dalej...
– Chciałaś wybadać, czy jest dalej zainteresowany tobą? – zrozumiałam.
– Tak, ale nie udało nam się porozmawiać spokojnie. Jak zaproponował mi kawę, zaraz zleciała się do kuchni cała twoja rodzina i... sama widzisz. – Zaskakująco Mila się roześmiała.
Musiałam to przyznać. Moja rodzina była ciekawska. Ale zależało nam na sobie.
– A co ty na to, żeby pójść sobie z Igorem na wieczorny spacer i pogadać spokojnie?
– A załatwiłabyś to?
– No ba! A od czego się ma przyjaciół?
– Jesteś kochana, Iwi! – Przyjaciółka mnie uścisnęła.
– To zaczekaj tu, zaraz wracam.
Pobiegłam do kuchni, ale tam już nie było nikogo. Wpadłam więc do salonu, ale tam siedzieli przed telewizorem mama, tata i Mateusz. Poszłam w końcu do pokoju Igora. Wlazłam bez pukania, wiedząc, że i tak mnie nie opieprzy.
Mój braciszek siedział przy biurku i patrzył w okno.
– Wyjdziesz teraz na spacer – zakomunikowałam mu.
– Co? – Obrócił się na krześle i spojrzał na mnie zaskoczony.
– Mila czeka u mnie w pokoju. Zaprosisz ją na spacer, żebyście mogli spokojnie pogadać.
Igor patrzył na mnie nadal, ale jego mina się zmieniała, aż w końcu się uśmiechnął, wstał i mnie uścisnął.
– Ej, dusisz mnie, sadysto!
– Dzięki, Iwi. Niechętnie to mówię, ale jestem twoim dłużnikiem.
Igor poleciał prosto do mojego pokoju. Poszłam więc do salonu, żeby im nie przeszkadzać.
<3<3<3
* 76. PZLA (Polski Związek Lekkiej Atletyki) Mistrzostwa Polski U20 (do dwudziestego roku życia).
Spokojnego poniedziałku, kochani :-* I mam dla was wyzwanie. Kto zgadnie, ile jeszcze zostało części do końca, dostanie ode mnie bonusik :-D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro