V.4.
No cóż. „Jeszcze" miało nie być wcale. Albo bardzo długo. Jeśli dobrze zrozumiałam Eryka, nie mogliśmy obnosić się z żadną prywatną relacją, dopóki był moim trenerem, to znaczy do końca szkoły. Długo. Ale czego się nie robi dla miłości? Ja na pewno byłam gotowa dać z siebie wszystko. Dosłownie. Chciałam, żeby był ze mnie dumny. I chciałam, żeby mnie kochał tak, jak ja jego.
Zazwyczaj wypatrywałam świąt z niecierpliwością. Tym razem ostatnie kilka dni przed feriami świątecznymi dłużyły mi się i zapowiadały jeszcze dłuższą tęsknotę. W końcu zrozumiałam tych romantycznych pisarzy i poetów, którzy cierpieli z miłości lub za miłością. Czułam się mniej więcej tak samo. No, może poza Werterem Goethego. Jego nie mogłam zrozumieć. Wszystko wszystkim, ale zabijać się, nawet nie dawszy komuś znać, że się go kocha? Głupota. Ja dałam znać. Dostałam za to coś, co mój trener określił jako „szalone, ale wspaniałe". Taka była cała moja miłość do niego.
Czy człowiek zakochany jakoś wyróżnia się spośród pozostałych zjadaczy chleba? Prawdopodobnie tak. Moi rodzice już przed wigilią stwierdzili, że chodzę z głową w chmurach i żebym zaprosiła kiedyś tego kawalera do domu, bo oni też chętnie go poznają. Spaliłam buraczka i uciekłam do swojego pokoju, przypieczętowując swój los. Teraz już wszyscy wiedzieli, że coś jest na rzeczy. A ja nie mogłam im powiedzieć NIC. Nie mogłam podzielić się swoim słodkim cierpieniem ani z rodziną, ani z przyjaciółmi. Byłam jednak gotowa dzielnie znosić ten ciężar. Dla Eryka.
Święta minęły głównie na obżarstwie, ale solidnie odbywałam swoje trzy treningi tygodniowo. Zaraz po świętach, jak rodzice wrócili do pracy, umówiłam się w końcu z moją paczką, bo nie wyobrażałam sobie spędzić jeszcze jednego dnia z braćmi. W zamkniętej przestrzeni robili się nieznośni.
Co innego moi przyjaciele. Za nimi byłam stęskniona. Wszyscy czworo spotkaliśmy się tradycyjnie u Dana, który miał przecież największy pokój i jak zwykle wolną chatę. Jeśli myślałam, że moi rodzice pracowali dużo, to rodzice Dana pracowali... ekstremalnie dużo. Podobno taki jest koszt własnej firmy. Za to my mieliśmy u niego większą swobodę niż gdziekolwiek indziej.
Problem pojawił się dopiero na miejscu.
Tradycyjnie już Robert i Milena przyszli razem. Zakochani i nierozłączni. Kiedyś myślałam, że to im przejdzie i zaczną w końcu zachowywać się normalnie, ale teraz już wiedziałam, jak to jest kogoś kochać. Nie można mieć dość tej osoby. Ja bym nie miała. Gdybym mogła być z Erykiem na co dzień i spędzać z nim całą dobę, i tak byłoby mi go za mało. A w nocy nie pozwoliłabym mu spać. Od czasu, kiedy poznałam, jak smakuje seks z nim, chciałam tylko więcej. Nawet nie zauważałam, jak to żałosne. Moje różowe okulary z nadrukiem Eryka Narutowskiego przesłaniały mi cały świat.
– Niesamowite, że mamy tyle wolnego – przywitał nas uśmiechnięty Daniel.
– No... jak to po świętach – zauważyłam. Mnie akurat spieszyło się z powrotem. Nie tyle do szkoły, co na treningi.
– Nie cieszysz się? – zdziwił się Dan.
– Jak to nie? – skłamałam gładko. – A kto by nie chciał przerwy od szkoły? Co innego treningi. I tak muszę je robić, żeby nie stracić formy.
– Aaa, treningi masz? Ja nie...
– Tak, ale sama ćwiczę. Trener będzie dopiero w styczniu.
– Wy to macie problemy – zauważył Robert. – Zamiast się cieszyć świętami, wolnym jedzeniem, stresujecie się osiągnięciami.
– Wy się przejmujecie osiągnięciami szkolnymi, a my sportowymi – odgryzłam mu się.
– Ja się niczym nie przejmuję – wtrącił Dan z rozbrajającą szczerością.
W to akurat byłam skłonna uwierzyć.
– A jak twoja nowa dziewczyna? – zagaiłam. – Jak jej tam było? Zosia?
Dan zaczerwienił się na twarzy jak burak, co zaprzeczyło jego wcześniejszym słowo, jakoby się niczym nie przejmował. Po prostu miał w nosie szkołę.
– No... już nie jesteśmy razem.
– Ale dlaczego??? – spytałyśmy razem z Mileną.
Robertowi akurat było to obojętne.
– Chciała czekać z seksem do osiemnastki – wyjaśnił Dan, wzruszając ramionami. – Wyobrażacie sobie? Jeszcze pięć miesięcy, bo ma urodziny w maju!
Roberto parsknął śmiechem, ale Milena się wkurzyła.
– Ty głupku! – syknęła na naszego kumpla. – Co ty sobie myślisz, że dziewczyny są tylko od spełniania twoich zachcianek?!
Rob poczuł się chyba w obowiązku męskiej solidarności, bo zaprotestował:
– Mili, kochanie, nie możesz oczekiwać od faceta, że nie będzie myślał o seksie!
To tylko dolało oliwy do ognia złości Mileny.
– Żeby chociaż miał czym się wykazać ten facet – syknęła, piorunując go wzrokiem – to może i by mógł mówić takie rzeczy. Zdania nie zmienię, kobieta ma prawo powiedzieć „nie"!
Ja wolałam się nie wychylać, ale w tym momencie coś mi powiedziało, że moja przyjaciółka nie jest tak do końca zadowolona ze swojego chłopaka... w łóżku. A to było dziwne, bo przecież Robert wydawał się w porządku. Raczej nie chciałby zrobić jej krzywdy i na pewno o nią dbał. No przecież to był Robert.
– Co ja poradzę, że robimy to tak rzadko, że nie wytrzymuję długo? – odwinął jej się Rob.
Ja i Dan spojrzeliśmy po sobie i wycofaliśmy się poza zasięg rąk naszych krzyczących na siebie przyjaciół.
– Wiecie co, wy sobie pogadajcie, a ja pójdę do kuchni po sok – zaproponował Daniel i już go nie było.
– Pójdę z nim! – rzuciłam i też uciekłam.
Będąc na schodach usłyszałam jeszcze, jak Robert mówi:
– Przepraszam Mili.
A ona mu odpowiada z fochem:
– Wal się. Ale sam. Nie chcę więcej słyszeć, że masz ze mną jakiś problem!
Dogoniłam Dana i poszliśmy razem do kuchni.
– Co jest z nimi nie tak? – spytał zniesmaczony. – Myślałem, że Mila rzuci się na mnie, a ona zaatakowała Roba.
– Widocznie nie jest z niego do końca zadowolona – zauważyłam.
– On z niej też nie. Jak można być z dziewczyną, która nie chce seksu? – Wzruszył ramionami. – Przecież to nieludzkie tak trzymać faceta na głodzie.
– Wiesz – westchnęłam, zła, że nie schodzi z pozycji maczo – są faceci, którzy myślą najpierw o kobiecie i o tym, żeby to jej było dobrze!
Daniel spojrzał na mnie jak na wariatkę?
– Serio?
– Serio. Na przykład... mój. – Nie wytrzymałam i powiedziałam to.
– Masz chłopaka?! – Dan wyglądał na zszokowanego.
– Nie chłopaka. Faceta. Jest sporo starszy. Ale nie waż się nikomu o tym wspominać.
– Czemu?
– Bo nie. To moja tajemnica. Znaczy... nasza.
– I co z nim? Naprawdę jest taki dobry? – spytał zaciekawiony, nalewając sok do szklanek.
– Lepszy niż dobry. Seks z nim to był totalny kosmos. Miałam trzy orgazmy i nie miałam potem siły wstać na nogi. Niesamowite!
Dan podrapał się po głowie i zaraz wybuchnął śmiechem.
– Z czego rżysz?
– Wkręcasz mnie, Iwi!
– W życiu! – oburzyłam się. – To wszystko prawda!
– To przecież niemożliwe!
Przewróciłam tylko oczami na jego ignorancję.
– Nic nie wiesz o życiu – zawyrokowałam.
Dan miał naprawdę głupią minę. Patrzył na mnie, szukając oznak, że sobie z niego zażartowałam, ale chyba ich nie znalazł.
– Mówisz prawdę?
– Tak, Dan. Z tym facetem mogłabym nie wychodzić z łóżka.
– O kurczę... – Dan znów zrobił głupią minę, taką pomiędzy uśmiechem a niesmakiem.
– Co znowu?
– Nie wiedziałem, że jesteś taka...
– Jaka?
– Taka otwarta i wyzwolona.
Zaśmiałam się.
– Nie byłam. On mnie taką zrobił. Mógłby mnie dotykać cały czas...
– No, Iwi. – Dan klepnął mnie w plecy. – Skończ marzyć na jawie i się z nim spotkaj.
– Nie mogę, Wyjechał na święta. Zobaczymy się po nowym roku.
– A kiedy nam go przedstawisz?
– Pewnie nieprędko – westchnęłam. – On dużo pracuje i często wyjeżdża.
– Jak to pracuje? Nie studiuje?
– Już dawno jest po studiach.
– To ile ten facet ma lat?
– Trzydzieści.
Dan zrobił zdegustowaną minę.
– Dajesz się dymać takiemu staruchowi???
Prychnęłam ze złością.
– Nie daję się! Kocham go, ty głupku! – Walnęłam go w ramię z całej siły.
– Dobra, dobra. – Daniel uniósł dłonie w geście poddania się, pocierając obolałe ramię. – Luzik, siostro, nie zabijaj mnie – zażartował.
Uśmiechnęłam się. Jego głupi humor czasem mnie jednak bawił.
– W porządku. Wracajmy, żeby nam się przyjaciele nie pozabijali na górze – zaproponowałam.
<3<3<3
Jestem ciekawa, jakie obstawiacie scenariusze?
BTW, prawie już skończyłam pisać tę historię, więc niedługo rozdziały będą się pojawiały częściej :-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro