Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III.3.

Wyrwałam się Danielowi i pobiegłam do łazienki. Pogonił za mną, ale musiał zatrzymać się przed wejściem. Przecież nie mógł wejść do damskiej. Wpadłam do kabiny i zamknęłam się tam, jakby to mogło odgrodzić mnie od tej całej sprawy. Nie mogło. Przyjaciele mnie oszukali. Z premedytacją zataili przede mną fakt, że są w cholernym związku! A moja przyjaciółka, moja najlepsza... wzięła sobie chłopaka, który mi się podobał. Milena doskonale o tym wiedziała. Zdradzili mnie oboje.

Przypomniałam sobie to zdjęcie z pierwszej klasy podstawówki, które oglądaliśmy dziś u Mileny. Czterej muszkieterzy, nierozłączni... I już po wszystkim. Łzy mi same poleciały, ale jakoś makijaż najmniej mnie teraz obchodził.

Kilka minut później doszłam do wniosku, że nie będę przepłakiwać ostatniego wieczoru wakacji w kiblu. Wyszłam z kabiny, umyłam ręce i twarz, a potem wytarłam dokładnie, ścierając resztki tuszu spod oczu. Może nie wyglądałam reprezentacyjnie, ale nie miałam też makijażu kamuflującego rodem z oddziałów specjalnych. Ot, normalna nastolatka bez tapety, za to z lekko zaczerwienionymi oczami.

Kiedy wyszłam, okazało się, że czekali na mnie wszyscy.

– Iwi, ja... no wiesz... – Milena plątała się i unikała mojego wzroku.

– Iwi, przepraszamy. – Próbował podjąć temat Roberto, tak po męsku, przyjmując na klatę. – Stchórzyliśmy, zamiast powiedzieć ci od razu. Nic nas nie usprawiedliwia.

– Daj im szansę – poprosił Dan. – Zobaczysz, nic się między nami nie zmieni.

– Już się coś zmieniło – burknęłam.

– Ale jeszcze może być dobrze. Przyzwyczaimy się – obiecał wielkolud, jakby sam w to wierzył.

Zastanowiłam się. Naprawdę nie miałam ochoty psuć przyjaciółce urodzin, ale mój nastrój imprezowy się ulotnił. Roberto był z Mileną. Nie wiedziałam, czy to było na chwilę, czy na zawsze, ale on od dawna wolał ją. A kiedy Mila wyleczyła się z Daniela, a potem my dwoje wyjechaliśmy... to się stało naturalne, że zbliżyli się do siebie. Ale musieli się zbliżać aż tak?!

– Masz minę, jakbyśmy przejechali twojego kotka – zauważył Roberto. – A my tylko... zakochaliśmy się w sobie.

– Wiem – westchnęłam ciężko. – Ale nic nie poradzę na to, że poczułam się oszukana. Nawet Dan wiedział, a ja nie.

– Dowiedziałabyś się wczoraj, gdybyś wpadła do Daniela – zauważył Robert.

– To czemu dziś mi nie powiedzieliście?

– Jakoś tak... samo wyszło. Naprawdę przepraszamy, Iwi. Jesteś naszą przyjaciółką. I nic się między nami nie zmieni.

– Właśnie. – Mila spojrzała na mnie błagalnie, a potem smutno na Roba.

Robert objął Milenę i pocałował ją. Było w tym jednocześnie coś dziwnego i naturalnego, jakby robił to od zawsze. Pomijając moją zazdrość i poczucie krzywdy, oni naprawdę do siebie pasowali. I trzeba było to w końcu przyznać.

– Okej, spróbuję to sobie poukładać – obiecałam, a potem uściskałam oboje po kolei. – Gratuluję wam i życzę dużo miłości.

– Dzięki, kochana. – Mila prawie się popłakała.

– No już, bo zaraz ty też zostaniesz bez makijażu – spróbowałam zażartować.

– Twój za chwilkę poprawimy – obiecała.

– Nie trzeba. Tak mi dobrze.

– Ale...

– Jest w porządku, Mili. Bawmy się. To twoje urodziny! – wykrzyknęłam z przesadnym entuzjazmem. Dan to zauważył, widziałam po jego minie, ale reszta nie zwróciła uwagi. Więc może i dobrze.

Wróciliśmy na parkiet. Kiedy Robert zaczął tańczyć smętnego przytulańca z Mileną, Daniel poprosił mnie:

– Zatańczymy, Iw?

– Zgoda. – Podałam mu rękę. Przyciągnął mnie do siebie powoli.

– Wyluzuj, Iwi, to tylko taniec – szepnął mi do ucha, wyczuwając, jak byłam spięta.

– Wiem, Dan, ale nie tylko o to chodzi – odpowiedziałam.

– A o co? – spytał, obracając mną wokół własnej osi. Przyglądał mi się przy tym z tajemniczym uśmiechem.

– O Milenę. Myślałam, że się przyjaźnimy, że mówimy sobie o wszystkim. Tak dotąd było...

– A nie o Roberta?

– Tylko trochę – przyznałam uczciwie.

– Może spotkamy się jutro po szkole? Znaczy, po rozpoczęciu roku? Wszyscy razem?

– Pewnie.

– Zobaczysz, że niewiele się zmieniło.

– Oby.

– No to rozchmurz się już. Brakuje mi twojego śmiechu – szepnął znowu, pochyliwszy się nade mną. Poczułam się dziwnie.

– Dziś nie wyciśniesz ze mnie lepszego humoru. Ale obiecuję, że się postaram.

– No, przynajmniej tyle – zachichotał.

W końcu udało mi się zebrać wszystkie siły i zmobilizować się do normalnej zabawy z przyjaciółmi. Nie pierwszy raz w życiu byłam zawiedziona. I pewnie nie ostatni. Pierwszy raz za to miałam złamane serce. Może i sama starałam się nie myśleć o Robercie w TEN sposób, ale nie potrafiłam nad tym do końca zapanować. Przyjaciel mi się podobał. Ale wybrał inną.

Kiedy już zdecydowaliśmy się wrócić do domu, zrobiliśmy to razem. Nikt nikogo nie zostawił. Odprowadziliśmy Milenę, potem Roberta, a w końcu Dan odprowadził mnie.

– Dobranoc, Iwi – powiedział, po czym cmoknął mnie w usta i uciekł. Naprawdę uciekł, nie czekając na moją reakcję. Nie zdążyłam nawet się wkurzyć ani tym bardziej powiedzieć mu, że to nie ma sensu. Fakt, że Milena i Roberto byli razem nie zmieniał nic między nami.


1 września

Następnego dnia zaczął się nowy rok szkolny. Ostatnia w naszej uczniowskiej karierze, czwarta klasa liceum. Wszyscy spotkaliśmy się na uroczystym rozpoczęciu roku w auli szkolnej, żeby potem rozejść się do swoich klas. Każdy do innej.

Myślałam, że moja klasa mnie niczym nie zaskoczy, a tu proszę. W tej samej sali siedziało ze mną dwadzieścia kilka osób i wszystkie były dorosłe. No prawie. Czwórka z nas miała skończyć osiemnastkę w najbliższych miesiącach: koledzy we wrześniu i październiku, a koleżanki w listopadzie i grudniu. Wszyscy jednak wydorośleli, przynajmniej fizycznie. Chłopcy urośli, zmężnieli. Dziewczyny... kurczę, niektóre mogły spokojnie uchodzić za starsze niż były, jak się tak ubrały i umalowały. Czy ja też wyglądam inaczej? – zastanowiłam się. Jak młoda kobieta, a nie nastolatka?

Po przywitaniu się z wychowawcą i odebraniu w aplikacji planu zajęć na jutro, poszłam jeszcze do szkolnej łazienki. Myjąc ręce, przejrzałam się w lustrze. No, normalna nastolatka w galowym stroju. A może niezupełnie normalna? Wszystkie moje koleżanki miały dziś makijaż, byłam tego pewna. Niektóre miały doklejane paznokcie i rzęsy. A ja nawet się porządnie nie uczesałam. Nie chciało mi się. Bo niby dla kogo?

Kiedy wyszłam z łazienki, natknęłam się na Milę i Roba. Witali się czule. Podejrzewałam, że przyszli do szkoły razem i tak samo zamierzali wracać. Nie chciałam im się narzucać. Wyminęłam ich dyskretnie. A przynajmniej mi się tak wydawało.

– Hej, Iwi! – krzyknął za mną Robert.

– Co ty? Nie poznajesz nas? – dołączyła się Milena.

Musiałam się zatrzymać i odwrócić w ich stronę.

– Och, cześć. Nie zauważyłam was – skłamałam.

– Jak mogłaś nas nie zauważyć? – zdziwiła się Mila.

– Zamyśliłam się. – To choć częściowo było prawdą.

– Okej, a widzimy się dziś u Dana? – spytał Rob.

– Taki jest plan – przyznałam.

– Ale na pewno przyjdziesz? – dopytała Milena.

– Nie opuściłabym tego wydarzenia – odparłam. – Ale teraz się śpieszę. Na razie!

Obróciłam się na pięcie i ruszyłam po schodach w dół.

*

W domu spakowałam się na następny dzień do szkoły. Zapakowałam też strój sportowy, bo po lekcjach miał być pierwszy trening w tym roku szkolnym. Stęskniłam się za trenerką, naprawdę. Może i była marudna, ale to przyjazna dusza, która zainwestowała wiele w mój sportowy rozwój.

Kiedy skończyłam pakowanie, odebrałam SMS-a od Dana: „Wszyscy są już u mnie. Gdzie się podziewasz?" No tak... „Właśnie wychodzę z domu", odpisałam. W zasadzie nie mijałam się z prawdą. Wystarczyło włożyć buty.



<3<3<3

Kochani, oficjalnie ogłaszam, że zmieniam dzień publikacji na wtorek, bo inaczej nigdy się nie wyrobię. W poniedziałki nawet trawa nie rośnie :-D W ramach rekompensaty za poniesione straty moralne, wrzucam Wam bonusik. Już leci. Widzimy się za tydzień :-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro