Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III.2.

Prezent dla Mili kupiłam w Amsterdamie, żeby mieć pewność, że będę oryginalna. To była koszulka z nadrukiem obrazu Van Gogha „Gwiaździsta noc". Byłam ciekawa, co wymyślą chłopcy, ale przecież żaden z nich nie zapytał mnie o zdanie.

*

U Mileny nie byłam pierwsza. Na kanapie siedział już Roberto.

– Cześć, kochana. – Uściskałam ją i wręczyłam zapakowany prezent. Naprawdę się postarałam. – Wszystkiego najlepszego w pierwszym dniu dorosłości!

– Dziękuję, Iwi. – Milena też mnie uściskała, a potem zajrzała do pudełka. – O matko! Ale piękna!

Przecież o to chodziło.

– Cześć, Rob – rzuciłam w stronę naszego kumpla, który w jasnych spodniach i błękitnej koszuli, opalony, jakby dopiero wrócił z Włoch (a przecież tak było), uśmiechał się do nas z kanapy Mili. Był jeszcze przystojniejszy niż zapamiętałam. Boże, jestem beznadziejna!

– Cześć, Iwi – odpowiedział i w kilku krokach znalazł się obok nas. Przytulił mnie, a moje serce odtańczyło cancana. – Jak było w Holandii? Czemu nie przyszłaś wczoraj do Dana?

– Byłam, wykończona. Narobiłam się tam jak wół – odparłam częściowo zgodnie z prawdą. – Poza tym miałam mnóstwo spraw do ogarnięcia po powrocie.

– Jasne. – Robert odsunął się i spojrzał na mnie z dystansu. – Zmieniłaś się – zauważył.

– Może trochę. Na pewno muszę odrobić kondycję. Biegam jak jakiś paralityk.

– Na pewno nie jest tak źle, jak mówisz. A z Danem się widziałaś? – spytał, a w momencie, kiedy kiwałam głową, w drzwiach pojawił się rzeczony Daniel Kosowski.

– O wilku mowa – zaśmiał się Rob, klepiąc przyjaciela po ramieniu, a potem przesunął się tak, żeby zrobić mu przejście.

– Tak, my się już widzieliśmy po powrocie – potwierdził Dan, po czym podszedł do Mileny z małą paczuszką. – Wszystkiego najlepszego, Mili. To perfumy, które chciałaś. Mam nadzieję, że kupiłem dobre – zaśmiał się.

Milena rozpakowała od razu i potwierdziła, że o takich marzyła.

– Czemu mi o nich nie powiedziałaś? – spytał z pretensją Rob, na co ja i Dan wybuchnęliśmy śmiechem.

– A co dostałaś od Roberta? – spytałam z ciekawością.

– Elektroniczną ramkę na zdjęcia z wgranymi najgłupszymi i najbardziej żenującymi fotkami z udziałem naszej czwórki – zaśmiała się. – Cudowną!

Rob strzelił focha i założył ręce za siebie.

– Ej, przecież powiedziała, że jej się podoba – zauważyłam.

– Ja też chcę zobaczyć te fotki – wtrącił Dan.

– Chodźcie wszyscy.

Milena zaprowadziła nas do pokoju dziennego. Swój dzieliła z młodsza siostrą, więc nie pomieścilibyśmy się tam. Wszyscy rozsiedliśmy się na kanapie i fotelach, a solenizantka spytała:

– Co chcecie do picia?

– Sok – poprosiłam.

– Wodę gazowaną – stwierdził Rob.

– Colę – dodał Dan.

Milena się zaśmiała.

– To wszystko macie na stole. Idę po tort.

Po chwili wróciła z małym śmietankowym tortem z owocami i dwiema świeczkami w kształcie cyfr jeden i osiem, które zaraz zdmuchnęła na naszych oczach.

– Życzenie! – przypomniałam jej.

– Już się spełniło – odparła z uśmiechem, patrząc na Roberta.

Co jest?

– A jak było we Włoszech? – spytałam, kiedy w końcu skojarzyłam, że chodziło o wycieczkę zagraniczną. Mila zawsze marzyła o wyjeździe do słonecznej Italii.

– Opowiem ci później. Jedzcie – stwierdziła, nakładając nam po kawałku. Dan oczywiście dostał podwójny. My normalne.

Milena raczej sama piekła ten tort. Może nie był idealny z wyglądu jak te z cukierni, ale smakował świetnie. Poprosiłam o dokładkę. Dan też. Robert się nie wyłamał. Mila promieniała.

Potem poszliśmy oglądać zdjęcia na nowej ramce. Rzeczywiście, niektóre były stare i żenujące, ale przecież mogliśmy się pośmiać w naszym gronie.

– Dan, ty byłeś kiedyś takim szczypiorem? – zaśmiałam się. Bo rzeczywiście, teraz nasz przyjaciel był nie tylko wysoki, ale i lepiej zbudowany. Jednak kiedy zaczął rosnąć, wyglądał jak tyczka do fasoli.

– Hej, mów za siebie, kurduplu – odparł, wskazując na następne zdjęcie, na którym byłam najniższa z całej czwórki. No cóż, nadal byłam najniższa, ale teraz już mi to nie przeszkadzało tak jak wtedy.

– Przestańcie znowu sobie dokuczać – parsknął Rob. A potem objął Milenę ramieniem i błyskawicznie odwrócił naszą uwagę. – Patrzcie, teraz będzie najlepsze! To unikalne zdjęcie z pierwszej klasy, specjalnie zeskanowałem.

Rzeczywiście. Wyglądaliśmy... słodko. Czwórka dzieciaków, każde inne, ale wszystkie uśmiechnięte. Trzymaliśmy się za ręce i szczerzyliśmy do aparatu. Chyba zdjęcie robił tata Roba, bo ja go sobie nie przypominałam.

– Chcę je mieć! Wyślesz mi na maila? – spytałam, ignorując dziwne uczucie, kiedy ramię Roberta ciągle znajdowało się za plecami Mileny, a ona nic sobie z tego nie robiła.

– Jasne. Wszystkie wam wyślę. To nasze dziedzictwo.

Dziwnie to zabrzmiało, ale niech mu będzie.

*

Wieczorem wybraliśmy się razem do klubu „Nocne imperium", który organizował gorące pożegnanie lata. Wszyscy z dumą okazaliśmy dowody osobiste przy wejściu, ku uciesze ochroniarza. Pewnie rzadko ktoś się tak wyrywał bez wezwania.

Z poważnymi minami zamówiliśmy sobie po drinku przy barze, również okazując dowody. Barman też miał z nas ubaw.

– Dzieciaki, jak was tu Romek wpuścił, to ja nie mam pytań – zaśmiał się.

Dawno nikt nie nazwał mnie dzieciakiem. Przez ostatnie tygodnie czułam się bardzo dorosło – pracowałam za granicą, musiałam być samodzielna. Trzeba było jednak przyzwyczaić się do nowej sytuacji i nie pokazywać wszystkim dowodu bez pytania.

Drinki dostaliśmy szybko, bo o tej porze nie było jeszcze dużo ludzi.

– No to jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Milenko – powiedział Robert i uniósł swoją szklankę.

Zrobiliśmy to samo. Stuknęliśmy jednocześnie swoimi szkłami, które wydały charakterystyczny dźwięk.

– Czy wy to widzicie? – spytała wtedy Milena. – Jesteśmy tu razem i wznosimy toast ALKOHOLOWYMI drinkami w klubie, do którego wpuszczają tylko z dowodem. Doczekaliśmy się.

– Masz rację, Mili – przyznałam. – Warto było czekać na ten moment.

– Też tak uważam – potwierdził Robert, który upił łyk ze swojej szklanki i znowu objął Milenę. Tym razem już bez skrępowania.

Spojrzałam na Daniela, żeby sprawdzić, czy jego też to dziwi, ale on nawet nie zauważył, bo patrzył na mnie.

– Czemu masz taką minę, Iwi? – spytał ze śmiechem. – Nie smakuje ci mojito?

Mojito akurat było pyszne. Chodziło mi zupełnie o coś innego, ale najwyraźniej nikt poza mną nie widział problemu.

– Jest świetnie – odparłam, być może trochę sztucznie, ale nie miałam ochoty udawać. – Drink pierwsza klasa. – Upiłam duży łyk i zaraz zakręciło mi się w głowie.

– Hej, Iwi, spokojnie. – Dan już stał za mną i pilnował, żebym nie upadła. – Może jednak usiądziemy gdzieś razem?

– Tak, jasne – zgodziłam się bez przekonania.

Usiedliśmy przy stoliku, żeby dopić drinki do końca. Wiedzieliśmy, że nie wolno zostawiać otwartych napojów. Dan zamówił nam jeszcze frytki i orzeszki. Dziwnym trafem znowu Robert usiadł obok Mileny, a on pilnował mnie.

Po chwili dziwne wirowanie w głowie ustało. Zjadłam kilka frytek i garść orzeszków, dopiłam resztę drinka i zachciało mi się tańczyć. Muzyka zachęcała, nogi same się ruszały.

– Potańczyłabym... zaczęłam.

– Świetny pomysł! Ja też – zgodziła się Mila. Już chciałam wyciągnąć ją na parkiet, kiedy ubiegł mnie Robert. Złapał ją za obie ręce, a potem przyciągnął do siebie. Nie zaprotestowała. Co jest grane? Czy Robert podrywa Milenę tak wprost?

Daniel chyba zauważył moją minę, bo zbliżył się do mnie i powiedział:

– Chcesz zatańczyć, Iwi?

– Jasne – westchnęłam i wstałam z nim.

Dan umiał się bawić. Wirował mną na parkiecie, a czasem podrygiwaliśmy w rytm muzyki. Raz nawet mnie podrzucił. Wariat. Oczywiście, dostał za to opiernicz. W pewnym momencie jednak, kiedy znowu obracał mną wokół własnej osi, zobaczyłam coś, co sprawiło, że aż się zatrzymałam.

– Co jest, Iw? – spytał Daniel.

– Patrz – powiedziałam, nadal nie wierząc własnym oczom. Dwa metry od nas Milena zarzuciła Robertowi ręce na szyję i się całowali.

– Ach, o to ci chodzi. – Podrapał się po głowie zakłopotany.

– Jak to? To ty wiedziałeś? – Spojrzałam na niego oskarżycielsko.

Dan odciągnął mnie na bok, bo na parkiecie było za głośno.

– Więc?

– Noo... wczoraj się dowiedziałem, że są razem.

– Jak to „są razem"?

– No, jak dziewczyna i chłopak. Są parą – wyjaśnił.

– Od kiedy?

– Podobno od dwóch tygodni.

– Dlaczego ja nic nie wiem?

– Obiecali mi, że ci powiedzą. Sama wiesz, przez ten twój pomysł, żebyśmy się traktowali wyłącznie jak przyjaciele w naszej paczce... Trochę się obawiali twojej reakcji.

– I dlatego mnie okłamali?

– Nie okłamali. Nie powiedzieli ci jeszcze prawdy.

– Niczego mi nie powiedzieli! – wydarłam się. – Niczego!



<3<3<3

No to już się wydało :-D Miłej reszty tygodnia, kochani.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro