III.2.
Prezent dla Mili kupiłam w Amsterdamie, żeby mieć pewność, że będę oryginalna. To była koszulka z nadrukiem obrazu Van Gogha „Gwiaździsta noc". Byłam ciekawa, co wymyślą chłopcy, ale przecież żaden z nich nie zapytał mnie o zdanie.
*
U Mileny nie byłam pierwsza. Na kanapie siedział już Roberto.
– Cześć, kochana. – Uściskałam ją i wręczyłam zapakowany prezent. Naprawdę się postarałam. – Wszystkiego najlepszego w pierwszym dniu dorosłości!
– Dziękuję, Iwi. – Milena też mnie uściskała, a potem zajrzała do pudełka. – O matko! Ale piękna!
Przecież o to chodziło.
– Cześć, Rob – rzuciłam w stronę naszego kumpla, który w jasnych spodniach i błękitnej koszuli, opalony, jakby dopiero wrócił z Włoch (a przecież tak było), uśmiechał się do nas z kanapy Mili. Był jeszcze przystojniejszy niż zapamiętałam. Boże, jestem beznadziejna!
– Cześć, Iwi – odpowiedział i w kilku krokach znalazł się obok nas. Przytulił mnie, a moje serce odtańczyło cancana. – Jak było w Holandii? Czemu nie przyszłaś wczoraj do Dana?
– Byłam, wykończona. Narobiłam się tam jak wół – odparłam częściowo zgodnie z prawdą. – Poza tym miałam mnóstwo spraw do ogarnięcia po powrocie.
– Jasne. – Robert odsunął się i spojrzał na mnie z dystansu. – Zmieniłaś się – zauważył.
– Może trochę. Na pewno muszę odrobić kondycję. Biegam jak jakiś paralityk.
– Na pewno nie jest tak źle, jak mówisz. A z Danem się widziałaś? – spytał, a w momencie, kiedy kiwałam głową, w drzwiach pojawił się rzeczony Daniel Kosowski.
– O wilku mowa – zaśmiał się Rob, klepiąc przyjaciela po ramieniu, a potem przesunął się tak, żeby zrobić mu przejście.
– Tak, my się już widzieliśmy po powrocie – potwierdził Dan, po czym podszedł do Mileny z małą paczuszką. – Wszystkiego najlepszego, Mili. To perfumy, które chciałaś. Mam nadzieję, że kupiłem dobre – zaśmiał się.
Milena rozpakowała od razu i potwierdziła, że o takich marzyła.
– Czemu mi o nich nie powiedziałaś? – spytał z pretensją Rob, na co ja i Dan wybuchnęliśmy śmiechem.
– A co dostałaś od Roberta? – spytałam z ciekawością.
– Elektroniczną ramkę na zdjęcia z wgranymi najgłupszymi i najbardziej żenującymi fotkami z udziałem naszej czwórki – zaśmiała się. – Cudowną!
Rob strzelił focha i założył ręce za siebie.
– Ej, przecież powiedziała, że jej się podoba – zauważyłam.
– Ja też chcę zobaczyć te fotki – wtrącił Dan.
– Chodźcie wszyscy.
Milena zaprowadziła nas do pokoju dziennego. Swój dzieliła z młodsza siostrą, więc nie pomieścilibyśmy się tam. Wszyscy rozsiedliśmy się na kanapie i fotelach, a solenizantka spytała:
– Co chcecie do picia?
– Sok – poprosiłam.
– Wodę gazowaną – stwierdził Rob.
– Colę – dodał Dan.
Milena się zaśmiała.
– To wszystko macie na stole. Idę po tort.
Po chwili wróciła z małym śmietankowym tortem z owocami i dwiema świeczkami w kształcie cyfr jeden i osiem, które zaraz zdmuchnęła na naszych oczach.
– Życzenie! – przypomniałam jej.
– Już się spełniło – odparła z uśmiechem, patrząc na Roberta.
Co jest?
– A jak było we Włoszech? – spytałam, kiedy w końcu skojarzyłam, że chodziło o wycieczkę zagraniczną. Mila zawsze marzyła o wyjeździe do słonecznej Italii.
– Opowiem ci później. Jedzcie – stwierdziła, nakładając nam po kawałku. Dan oczywiście dostał podwójny. My normalne.
Milena raczej sama piekła ten tort. Może nie był idealny z wyglądu jak te z cukierni, ale smakował świetnie. Poprosiłam o dokładkę. Dan też. Robert się nie wyłamał. Mila promieniała.
Potem poszliśmy oglądać zdjęcia na nowej ramce. Rzeczywiście, niektóre były stare i żenujące, ale przecież mogliśmy się pośmiać w naszym gronie.
– Dan, ty byłeś kiedyś takim szczypiorem? – zaśmiałam się. Bo rzeczywiście, teraz nasz przyjaciel był nie tylko wysoki, ale i lepiej zbudowany. Jednak kiedy zaczął rosnąć, wyglądał jak tyczka do fasoli.
– Hej, mów za siebie, kurduplu – odparł, wskazując na następne zdjęcie, na którym byłam najniższa z całej czwórki. No cóż, nadal byłam najniższa, ale teraz już mi to nie przeszkadzało tak jak wtedy.
– Przestańcie znowu sobie dokuczać – parsknął Rob. A potem objął Milenę ramieniem i błyskawicznie odwrócił naszą uwagę. – Patrzcie, teraz będzie najlepsze! To unikalne zdjęcie z pierwszej klasy, specjalnie zeskanowałem.
Rzeczywiście. Wyglądaliśmy... słodko. Czwórka dzieciaków, każde inne, ale wszystkie uśmiechnięte. Trzymaliśmy się za ręce i szczerzyliśmy do aparatu. Chyba zdjęcie robił tata Roba, bo ja go sobie nie przypominałam.
– Chcę je mieć! Wyślesz mi na maila? – spytałam, ignorując dziwne uczucie, kiedy ramię Roberta ciągle znajdowało się za plecami Mileny, a ona nic sobie z tego nie robiła.
– Jasne. Wszystkie wam wyślę. To nasze dziedzictwo.
Dziwnie to zabrzmiało, ale niech mu będzie.
*
Wieczorem wybraliśmy się razem do klubu „Nocne imperium", który organizował gorące pożegnanie lata. Wszyscy z dumą okazaliśmy dowody osobiste przy wejściu, ku uciesze ochroniarza. Pewnie rzadko ktoś się tak wyrywał bez wezwania.
Z poważnymi minami zamówiliśmy sobie po drinku przy barze, również okazując dowody. Barman też miał z nas ubaw.
– Dzieciaki, jak was tu Romek wpuścił, to ja nie mam pytań – zaśmiał się.
Dawno nikt nie nazwał mnie dzieciakiem. Przez ostatnie tygodnie czułam się bardzo dorosło – pracowałam za granicą, musiałam być samodzielna. Trzeba było jednak przyzwyczaić się do nowej sytuacji i nie pokazywać wszystkim dowodu bez pytania.
Drinki dostaliśmy szybko, bo o tej porze nie było jeszcze dużo ludzi.
– No to jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Milenko – powiedział Robert i uniósł swoją szklankę.
Zrobiliśmy to samo. Stuknęliśmy jednocześnie swoimi szkłami, które wydały charakterystyczny dźwięk.
– Czy wy to widzicie? – spytała wtedy Milena. – Jesteśmy tu razem i wznosimy toast ALKOHOLOWYMI drinkami w klubie, do którego wpuszczają tylko z dowodem. Doczekaliśmy się.
– Masz rację, Mili – przyznałam. – Warto było czekać na ten moment.
– Też tak uważam – potwierdził Robert, który upił łyk ze swojej szklanki i znowu objął Milenę. Tym razem już bez skrępowania.
Spojrzałam na Daniela, żeby sprawdzić, czy jego też to dziwi, ale on nawet nie zauważył, bo patrzył na mnie.
– Czemu masz taką minę, Iwi? – spytał ze śmiechem. – Nie smakuje ci mojito?
Mojito akurat było pyszne. Chodziło mi zupełnie o coś innego, ale najwyraźniej nikt poza mną nie widział problemu.
– Jest świetnie – odparłam, być może trochę sztucznie, ale nie miałam ochoty udawać. – Drink pierwsza klasa. – Upiłam duży łyk i zaraz zakręciło mi się w głowie.
– Hej, Iwi, spokojnie. – Dan już stał za mną i pilnował, żebym nie upadła. – Może jednak usiądziemy gdzieś razem?
– Tak, jasne – zgodziłam się bez przekonania.
Usiedliśmy przy stoliku, żeby dopić drinki do końca. Wiedzieliśmy, że nie wolno zostawiać otwartych napojów. Dan zamówił nam jeszcze frytki i orzeszki. Dziwnym trafem znowu Robert usiadł obok Mileny, a on pilnował mnie.
Po chwili dziwne wirowanie w głowie ustało. Zjadłam kilka frytek i garść orzeszków, dopiłam resztę drinka i zachciało mi się tańczyć. Muzyka zachęcała, nogi same się ruszały.
– Potańczyłabym... zaczęłam.
– Świetny pomysł! Ja też – zgodziła się Mila. Już chciałam wyciągnąć ją na parkiet, kiedy ubiegł mnie Robert. Złapał ją za obie ręce, a potem przyciągnął do siebie. Nie zaprotestowała. Co jest grane? Czy Robert podrywa Milenę tak wprost?
Daniel chyba zauważył moją minę, bo zbliżył się do mnie i powiedział:
– Chcesz zatańczyć, Iwi?
– Jasne – westchnęłam i wstałam z nim.
Dan umiał się bawić. Wirował mną na parkiecie, a czasem podrygiwaliśmy w rytm muzyki. Raz nawet mnie podrzucił. Wariat. Oczywiście, dostał za to opiernicz. W pewnym momencie jednak, kiedy znowu obracał mną wokół własnej osi, zobaczyłam coś, co sprawiło, że aż się zatrzymałam.
– Co jest, Iw? – spytał Daniel.
– Patrz – powiedziałam, nadal nie wierząc własnym oczom. Dwa metry od nas Milena zarzuciła Robertowi ręce na szyję i się całowali.
– Ach, o to ci chodzi. – Podrapał się po głowie zakłopotany.
– Jak to? To ty wiedziałeś? – Spojrzałam na niego oskarżycielsko.
Dan odciągnął mnie na bok, bo na parkiecie było za głośno.
– Więc?
– Noo... wczoraj się dowiedziałem, że są razem.
– Jak to „są razem"?
– No, jak dziewczyna i chłopak. Są parą – wyjaśnił.
– Od kiedy?
– Podobno od dwóch tygodni.
– Dlaczego ja nic nie wiem?
– Obiecali mi, że ci powiedzą. Sama wiesz, przez ten twój pomysł, żebyśmy się traktowali wyłącznie jak przyjaciele w naszej paczce... Trochę się obawiali twojej reakcji.
– I dlatego mnie okłamali?
– Nie okłamali. Nie powiedzieli ci jeszcze prawdy.
– Niczego mi nie powiedzieli! – wydarłam się. – Niczego!
<3<3<3
No to już się wydało :-D Miłej reszty tygodnia, kochani.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro