I.6.
– Sam widzisz. – Po chwili podjęłam przerwany wątek. – Nie możemy ryzykować.
– Ale Iwi...
– Nie, Dan. Proszę, obiecaj mi, że nic się między nami nie zmieni i zawsze będziemy przyjaciółmi. – Spojrzałam na niego błagalnie.
– Obiecuję. – Westchnął ciężko. – Zawsze będziemy przyjaciółmi.
– Dziękuję. – Wstałam i objęłam go. Pogładził mnie po włosach, pocałował w czubek głowy, a potem się odsunął.
– Pomożesz mi z tą majzą? Głowa mi pęka od tych funkcji kwadratowych.
Zachichotałam mimowolnie.
– Ale te zwykłe funkcje już zrozumiałeś?
– Tak. Kreska wykresu jest zawsze prosta i wznosi się albo opada w zależności od tego, czy w równaniu jest plus czy minus.
Zaśmiałam się. Trafił w punkt, choć jego rozumowanie było łopatologiczne.
– Świetnie. W kwadratowych jest więcej zachodu, bo jeden z czynników rośnie w postępie geometrycznym, ale nie arytmetycznym.
– Że co? – Daniel wyglądał na przerażonego.
– Siadaj, pokażę ci.
Dan klapnął z zeszytem obok mnie na poduszko-pufie, przez co podniosłam się znacznie i przestało mi być wygodnie.
– Jesteś za ciężki – wygarnęłam mu.
– Mięśnie swoje ważą – odparł bezczelnie.
– Siadaj na podłodze – poprosiłam.
Dan zgodził się, mamrocząc coś pod nosem o rządzących się księżniczkach. Że niby ja?
Ale w ten sposób byliśmy na tym samym poziomie.
Kazałam mu narysować układ współrzędnych, a potem zapisać:
– Podstawowa funkcja kwadratowa to f od x równa się x do kwadratu.
– Czyli co?
– Zrób kropkę w miejscu, gdzie schodzą się osie x i y.
– Jest.
– To jest punkt dla zera. Wiesz, zero plus zero, dodać nic plus nic, w sumie zero – zacytowałam kultową bajkę z dzieciństwa mojej mamy, czyli „Księżniczkę Łabędzi". Ten tekst wszedł na stałe do naszego rodzinnego repertuaru. Dan też go znał.
– I co dalej, księżniczko?
– Najpierw wybierz sobie x.
– Niech będzie jeden.
– Super. To dla x równego jeden, y równa się?
– Eeeee – Dan podrapał się po głowie. – Też jeden?
– Yes, mój mistrzu – zażartowałam. – A dla x równego dwa?
– Yyyyy... cztery?
– Uwielbiam twój analityczny umysł.
Dan się wyszczerzył. Kretyn.
– Zaryzykujmy. Dla x równego trzy?
– Uuuu, pewnie dziewięć?
– Zaczynam podejrzewać, że masz jakieś rozumne komórki w mózgu.
Daniel wystawił do mnie język i postawił czwartą kropkę we właściwym miejscu.
– No to zajrzyjmy śmierci w oczy. Ile to będzie dla x równego cztery?
– Uhm... Sweet little sixteen? – Zaraz zanucił też melodię hitu, który miał już ponad sześćdziesiąt lat.
– Ani sweet, ani little, ale szesnaście się zgadza, bystrzaku. Teraz trzeba połączyć te twoje kropki. Zacznij od zera i pociągnij linię po kolei. Postaraj się, żeby nie była kanciasta, bo parabola powinna być piękna.
Dan narysował właściwie pół paraboli, bo nie ustaliliśmy punktów dla x mniejszych od zera i zaraz zamierzałam to naprawić. On jednak przyjrzał się z zadowoleniem swojemu dziełu i z dumną oznajmił:
– Podoba mi się ten wykres. Wyglądałby jak mój penis we wzwodzie, gdyby nie był taki cienki.
Nie miałam słów, żeby opisać, jak absurdalnie poczułam się w tamtym momencie.
Dan wyglądał jednak na bardzo zadowolonego ze swojego skojarzenia.
– Myślałam, że jak nie będę ci dawać korepetycji z biologii, to ominie nas kwestia twojego dojrzewania fizycznego – westchnęłam. – Bo najwyraźniej dojrzewanie emocjonalne za nim nie nadążyło.
Dan przez chwilę zastanawiał się nad moimi słowami, zanim dotarło do niego, że próbowałam go obrazić.
– Chcesz zobaczyć, jaki jestem dojrzały, Iwi? – spytał, patrząc na mnie przenikliwie. Chciał być poważny, tyle że ten desperacki wzrok nie zrobił na mnie żadnego wrażenia.
– Chcę widzieć, jak zaliczasz majzę na trzy – odparłam. – Będę wtedy tak dumna, jakbym sama dostała piątkę.
– Ech, ty mnie umiesz zdołować, Iwi. – Zrobił smutną minę.
– Daj spokój, Dan. Mnie nie sprowokujesz. Znam cię od dzieciaka.
– Przyjaciele na zawsze, tak?
– Tak.
– Dobra. – Dan dokończył wykres dla wartości ujemnych, tworząc piękną parabolę. A potem podniósł się i przeczochrał mi grzywkę. Nie miałam nawet siły już się na niego złościć. Zresztą, i tak Roberta ani Mileny nie było dziś w domu. Rob pojechał z rodzicami do dziadków od strony mamy. Mila do jakiejś ciotki na imieniny. Nudy. Ale w tej sytuacji jedyną osobą, która widziała moją fryzurę, był sam sprawca zamieszania, Daniel.
– Lepiej ci? – spytałam z rezygnacją.
– Lubię twoje kręcone włosy. Po co je prostujesz? – spytał wtedy, zupełnie mnie zaskakując.
– Bo wolę mieć porządek na głowie – odparłam – co wcale nie oznacza golenia jej na trzy milimetry jak ty – dodałam dla pewności.
– Wielcy koszykarze są krótko ostrzyżeni.
To była bzdura, ale nie zamierzałam się z nim kłócić.
– Zrobimy jeszcze jeden wykres dla innej funkcji, okej? – Wróciłam do tematu matematyki.
– Jasne. Ale coś prostego poproszę.
– Proszę bardzo. F od x równa się x do kwadratu dodać jeden.
Dan podrapał się po głowie, a potem jego mina ewoluowała w kierunku szelmowskiego uśmiechu.
– Co cię tak bawi?
– Właśnie zrozumiałem, że ten wykres jest jeszcze atrakcyjniejszy dla dziewczyn – zarechotał.
Boże, chroń mnie przed jego głupotą! – poprosiłam w myślach, wznosząc oczy ku sufitowi.
Daniel, jednak zaskakująco dobrze sobie poradził z tym zadaniem. Zrobiliśmy jeszcze jedno, odrobinę trudniejsze. Dla pewności wzięłam takie, w którym parabola kieruje się ku dołowi osi współrzędnych, ale mój przyjaciel też dał sobie radę. I nawet powstrzymał się od komentarza.
Kiedy byłam pewna, że Dan zaliczy tę partię materiału, postanowiłam wrócić do domu. Rodzice przyjaciela chcieli mnie zatrzymać na deserze, ale ja wolałam nie kusić losu. Gdyby Dan zachował się jak burak przy swoich starych, umarłabym ze wstydu.
Daniel zdecydował wtedy, że mnie odprowadzi i choć próbowałam wybić mu to z głowy, jego rodzice nie mieli nic przeciwko. Nawet przyklasnęli synowi.
– Czemu koniecznie chcesz mnie odprowadzać? Mieszkam sto metrów od ciebie – wygarnęłam mu.
– Musiałem wyjść z domu – westchnął.
– Dlaczego?
– Bo nie lubię siedzieć w pustym pokoju sam.
– A co z rodzicami?
– No przecież nie będę im zawracał głowy przez całą niedzielę. Nie mam ośmiu lat. Poza tym cały tydzień pracują, rzadko się widują. Niech mają trochę czasu dla siebie.
Zaskoczył mnie. Mnie zawsze było za ciasno i miałam za dużo ludzi w domu. Nie pomyślałabym, że ktoś może być nieszczęśliwy, mając dla siebie tak ogromny pokój i żadnych braci, którzy by dokuczali.
– Chcesz wpaść na ciasto czekoladowe? Upiekłam rano, może Igor i Mateusz jeszcze nie zjedli całego...
– Pytasz chorego? – zaśmiał się. – Czy ja kiedyś odmówiłem ciasta?
Rzeczywiście, nigdy nie odmówił słodkiego. Zresztą, przy jego trybie życia, trudno byłoby się dziwić. Był dwa razy większy. I spalał na treningach nawet więcej kalorii niż ja.
– Pytania nie było, zapraszam – zaśmiałam się.
Na miejscu jednak okazało się, że całe brownie zniknęło. Przeklęte żarłoki!
– Przykro mi. Nie sądziłam, że zeżrą wszystko.
– Wiesz co? Tata Roba ma dziś zamknięte, ale na rynku też jest niezła cukiernia. Zjedlibyśmy po kawałku sernika? – zaproponował. – Chodź, ja stawiam.
Nie namyślając się długo, zrobiliśmy w tył zwrot.
Sernik był świetny, ale Dan patrzył na mnie takim dziwnym wzrokiem, że musiałam się upewnić.
– Fajnie, że możemy spędzić razem trochę czasu. Ale to nic między nami nie zmienia, tak?
Dan wziął głębszy oddech, zanim odpowiedział:
– Pewnie, że nie. Jesteś moją przyjaciółką. A przyjaciele są na zawsze.
– Właśnie – potwierdziłam z ulgą. – Na zawsze.
<3<3<3
* Rock'and'rollowa piosenka Chucka Berry, hit z końca lat'50 XX wieku.
Kochani, chciałam wam dać ten rozdział do końca w tym tygodniu. Oto więc koniec Rozdziału I. Przed nami wakacje pełne niespodzianek. Tekst jest jeszcze nie skończony, więc na razie daję, ile mogę :-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro