"Prezent urodzinowy"
Dzisiaj są moje urodziny, co oznacza, że jesteśmy tu już dwa tygodnie, a za następne dwa wracają rodzice Nancy. Z Alexem starałam się rozmawiać codziennie. Niestety, ale od kilku ostatnich dni, nie mogę się dodzwonić do Alexa.
Dzisiaj obudziłam się strasznie późno, a przynajmniej jak na mnie. Mianowicie wstałam po dziewiątej. Przeciągnęłam się i dzisiaj dopadł mnie leń, którego miałam bardzo rzadko. Leżałam na łóżku, nie chcąc się z niego ruszać. Usłyszałam ciche pukanie.
- Proszę. - jęknęłam z zamkniętymi oczami, a po chwili usłyszałam śmiech Wye'i.
- Wstawaj, królewno. - Tym razem odezwał się kuzyn.
- Ale muszę? - spytałam z nadzieją w głosie.
- Owszem, musisz. - odparła Nancy, a już po chwili ktoś zerwał ze mnie kołdrę, na co pisnęłam.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i otworzyłam oczy. W pokoju byli wszyscy moi przyjaciele. Brakowało tylko jednej osoby. Najbliżej mnie stała Nancy i mój kuzyn. Dziewczyna trzymała w ręce talerz z naleśnikami, polanymi syropem. Reszta trzymała małe, papierowe paczuszki.
- Wszystkiego najlepszego Anamiko! - powiedzieli równocześnie.
- Dzięki, naprawdę. - uśmiechnęłam się półgębkiem.
- To na rozpoczęcie dnia, - wskazała naleśniki - a prezenty na osłodę.
- Po śniadaniu już mi będzie słodko. - powiedziałam z przekąsem.
- Jasne. - powiedział Mike - A jak już się ogarniesz, to na dole czeka prezent od nas wszystkich.
- Dzięki, ale to - wskazałam przyjaciół - Już mi wystarczy.
- Ooo. - powiedziała przyjaciółka - Tulimy? - wszyscy roześmialiśmy się na jej słowa, ale już po chwili byłam w środku wielkiego miśka.
- Ej, duszę się. - powiedziałam.
- Tak, a jak już ciebie puścimy to umyj zęby. - wszyscy zaczęli się śmiać ze słów Zack'a, a ja prychnęłam.
- Dobra, dobra. Już idę się ogarnąć. - wszyscy wyszli, zostawiając mnie samą.
Wstałam z łóżka i powlekłam się do łazienki, biorąc po drodze ubrania. Szybko przemyłam twarz i umyłam zęby. Spojrzałam na swoje odbicie. Na głowie miałam jeden, wielki kołtun. Westchnęłam i namoczyłam szczotkę do włosów, po czym zaczęłam je czesać. Po kilku/kilkunastu minutach walki, poskromiłam moje włosy i teraz, leżały już spokojnie. Ściągnęłam piżamę, a jej miejsce zastąpiły czarne dżiny i biały top. Włosy związałam w wysokiego kucyka, po czym opuściłam łazienkę. Piżamę rzuciłam na łóżko, a ja sama usiadłam na parapecie. Zabrałam się za jedzenie naleśników, obserwując podwórko.
Nie widziałam nic interesującego. Mała grupka dzieci grała w klasy, a kilka innych skakało na skakance, po dwie osoby. Uśmiechnęłam się pod nosem, wspominając czasy dzieciństwa. Zanim się zorientowałam, śniadanie już zniknęło. Zeskoczyłam z parapetu i odłożyłam talerzyk na komodę. Usiadłam na łóżku i położyłam obok siebie prezenty. Z radością stwierdziłam, że dostałam kilka serii książek, między innymi "Kości" i "Klątwa tygrysa". Odłożyłam nowe książki na półką, po czym wzięłam talerz i ruszyłam do kuchni.
Resztę osób znalazłam po drodze, siedzących w salonie. Nie zwróciłam na nich szczególnej uwagi i poszłam bezpośrednio do kuchni. Umyłam talerzyk i odstawiłam go na suszarkę. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej sok pomarańczowy. Nalałam sobie szklankę napoju i wypiłam ją duszkiem. Odłożyłam szklankę i ruszyłam do przyjaciół.
Na podłodze, przed telewizorem siedzieli oparci o stolik Liam i Wyea. Wes, Li i Zack siedzieli, na fotelach, natomiast Mike siedział na kanapie, a Nancy siedziała obok niego oparta głową o ramię chłopaka. Spojrzałam na telewizor, i na to jak Wyea bezskutecznie próbuje ograć Liam'a w fifę. Usiadłam obok przyjaciółki i zaczęłam przyglądać się rozgrywce. Dopiero po chwili zwróciłam uwagę na muzykę lecącą z radia. Była tak cicha, że ledwo słyszałam poszczególne dźwięki.
- Co dzisiaj robimy? - spytałam rozsiadając się wygodniej na kanapie.
- Właśnie! – krzyknęła Nancy i jak oparzona wstała gwałtownie - Jeszcze jeden prezent. - powiedziała podchodząc do stolika pod telewizorem i biorąc z niego malutki pojemniczek. - To dla ciebie. - powiedziała wręczając mi go - To główny prezent. Od nas wszystkich.
- Tamte książki mi wystarczą. - szepnęłam.
- Otwórz. - przeciągnęła "o".
- Okej, okej. - powiedziałam z westchnieniem i rozwinęłam papier.
W środku znajdował się mały pojemniczek. Otworzyłam go, a na moją dłoń wypadł kluczyk. Kiedy zorientowałam się od czego jest serce zaczęło mi bić jak szalone.
- Ja... ja... - głos uwięził mi się w gardle.
- Chodź! - pociągnęła mnie za sobą przyjaciółka, w stronę garażu.
Kiedy ona przekroczyła próg, ja stałam jeszcze w holu. W końcu westchnęłam i weszłam do środka. Pisnęłam ze szczęścia i dopadłam moje nowe, białe kawasaki z750. Było piękne. Już raz miałam podobny model, ale tamten był czerwony i starszy.
- I jak ci się podoba? - usłyszałam głos Wes'a.
- Jest piękne. - powiedziałam przyglądając się pojazdowi.
Owszem. Miałam już kiedyś kawasaki, ale miałam mały wypadek, po którym nie dało się już uratować motoru.
- Sam wybierałem. - odparł kuzyn z dumą w głosie.
- Więc, - zaczęłam mówić, przerzucając nogę przez siodełko i zakładając kask - ja jadę na przejażdżkę. Pa! - powiedziałam tylko tyle, po czym wyjechałam z rykiem silnika na ulicę.
Zaczęłam się śmiać. Tak bardzo brakowało mi tego skoku adrenalin, kiedy gnam przez ulicę, a wszystkie moje troski zostają gdzieś za mną. Pogoda nie była ani za ciepła, ani za zimna. Po prostu... Dzień idealny.
Jechałam ulicami miasta, jadąc swoją niewidzialną trasą. W końcu skierowałam się do parku i zatrzymałam przy jeziorku. Oparłam pojazd o pobliskie drzewo i podeszłam do brzegu wody. Położyłam się jakieś 1,5 m od brzegu i zamknęłam oczy ciesząc się tą chwilą. Niestety, nie trwało to długo, ponieważ po chwili usłyszałam czyjeś kroki. Mimowolnie wyprostowałam się gwałtownie i odwróciłam o 180 stopni. Moje serce zatrzymało się na chwilę, a sekundę później zaczęło bić jak szalone. Patrzyłam w niebieskie tęczówki, nie wierząc, że to wszystko dzieje się na jawie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro