Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Powrót do USA i pożegnanie..."

- Dziękuję. - powiedziałam, po czym wszyscy weszli do środka, ale zanim ja to zrobiłam Alex złapał mnie za rękę. Łzy napłynęły mi do oczu, ponieważ nienawidziłam pożegnań. I nadal nienawidzę. Odwróciłam się w stronę chłopaka.

- Tak? - spytałam ze łzami w oczach.

- Kiedy wrócicie? - spytał chłopak, a ja wzruszyłam ramionami.

- Kiedy będzie bezpiecznie. - spróbowałam powstrzymać drżenie głosu, ale nie za bardzo mi się to udało - Alex. Nie możemy marnować czasu. Oni mogą zaraz się tu zjawić. - powiedziałam szeptem.

- Przepraszam. - szepnął, a ja przytuliłam go mocno. Po chwili odsunęłam się do niego i uśmiechnęłam się pocieszająco.

- Niedługo znowu się spotkamy. - powiedziałam, a on mnie pocałował. - Cześć Alex. - chłopak nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się smutno, po czym wyszedł z budynku.

Westchnęłam i wsiadłam do helikoptera. Zapięłam pas, a ciszę przerwało głośnie stwierdzenie:

- Nasza mała Anamika ma chłopaka. - powiedział przesłodzonym głosem.

- Zamknij się Li. - warknęłam - I jesteś starszy tylko o parę miesięcy. - parsknęłam, po czym cisnęłam guzik na pilocie. Dwie płyty, które stanowiły dach, rozsunęły się i pozwoliły nam wylecieć. Nancy w tym czasie sprawdziła drogę lotu do USA. Czekają nas ciężkie dni. - pomyślałam ze smutkiem, po czym wszystkie myśli skupiłam na kierowaniu maszyną

Po kilku godzinach

- Tutaj ląduj. - usłyszałam głos Nancy, która wskazała duże, zielone pole. Posłusznie zniżyłam się do lądowania.

Odpięłam pas i spojrzałam na drugi helikopter, który właśnie lądował. Wysiadłam z maszyny i stanęłam na trawniku. Zbliżał się wieczór.

- Co z waszymi autami? - usłyszałam głos przyjaciółki.

- W USA mamy zapasowe, zapomniałaś?

- Ach tak. Sory. - powiedziała wzruszając ramionami i idąc w stronę domu - Chodźcie. Nie będziemy tutaj tak stali całą noc.

Posłusznie podreptaliśmy za dziewczyną w stronę domu. Przekraczając próg oznajmiłam:

- Zajmuję kanapę! - wyprzedziłam z tym Mike'a, ponieważ on zaczął to mówić w połowie mojej wypowiedzi, po czym spiorunował mnie wzrokiem.

- Ana była pierwsza. - powiedziała roześmiana Nancy - Na górze są pokoje gościnne. Jest tam kilka łóżek, a jak coś zawsze mamy fotele. - powiedziała uśmiechając się.

- Okej. Wy kłóćcie się o to kto gdzie śpi - zaczął kuzyn - a ja pójdę naładować itoran. - powiedział patrząc na mnie karcąco.

- Dzięki. - powiedziałam speszona.

Ściągnęłam buty i powiesiłam katanę na wieszaku. Ruszyłam w stronę salonu. Pomieszczenie zostało urządzone w białych barwach. Przy ścianie na przeciwko okien był powieszony duży, czarny telewizor plazmowy. Przed nim stała biała kanapa, która była miękka, a śpiąc na niej wydawało się, że śpi się na puchu. Za nią był stół bilardowy, a właściwie snookerowy, wykonany z jasnego drewna, a jego powierzchnia była niebieska. W lewym kącie stał biały, marmurowy kominek z niebieskimi detalami, a w prawym stał duży kwiat paproci. Na środku pokoju wisiała duża, kobaltowa lampa, a pod nią znajdował się biały, puchaty dywan. Rzuciłam się na kanapę, zajmując ją całą i włączyłam TV. Chłopaki zajęli dwa białe fotele, po moich obu strona, a reszta usiadła na parapetach. Nancy podeszła do kanapy, na której siedziałam, więc podwinęłam nogi robiąc jej miejsce. Mike spojrzał na mnie spode łba, na co wybuchłyśmy z przyjaciółką zgodnym śmiechem. Chłopak prychnął, a my skupiłyśmy się na filmie lecącym w telewizji. Dopiero po chwili dotarło do mnie co oglądamy. Troja. Uśmiechnęłam się pod nosem, ponieważ kiedy byłam młodsza uwielbiałam ten film, a właściwie kochałam. Chyba nic się nie zmieniło.

Po trzy godzinnym seansie wstałam z kanapy i przeciągnęłam się. Postanowiłam, że umyję się jutro, już u siebie w domu.

- Dobra. Sio. - wygoniłam wszystkich z salonu i położyłam się na sofie.

Skuliłam się i zamknęłam oczy , przykrywając się po samą brodę białym kocykiem. Już prawie zawitałam w krainie Morfeusza, ale usłyszałam nagle dziewczęcy głos.

- Nadal nie pogadałyśmy. - powiedziała karcąco, a ja jęknęłam i naciągnęłam na głowę koc. - O nie. Nie ma takich. - prychnęła i ściągnęła go ze mnie. Westchnęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej.

- Co chciałabyś wiedzieć? - spytałam, a ona spojrzała na mnie z podniesioną brwią.

- Nie wiesz?

- Jestem zaspana. Nie komunikuje. - jęknęłam.

- Okej. Więc... opowiedz mi jak poszło spotkanie. - pisnęła.

- Może być w wielkim skrócie? - pokiwała głową - Więc tak. Spotkaliśmy się na plaży. Na kocu siedział mały pluszowy miś... - głos mi uwiązł w gardle, bo zapomniałam go stamtąd zabrać; po chwili kontynuowałam - z wisiorkiem zapiętym na szyi. Alex pomógł mi go założyć. Strzał. Patrzymy a tam goście grożą nam z pistoletami. Gramy na czas mówiąc, że itoran jest w lesie. Idziemy. Sprawiamy, że goście są nieprzytomni. Oczywiście po wyciągnięciu kilku informacji. Biegniemy do was. Ostrzegamy i lecimy. Koniec opowiastki. - odetchnęłam głęboko, ponieważ wszystko powiedziałam na jednym wdechu. - I zapomniałam o misiu. - skrzyżowałam ramiona na piersiach udając naburmuszoną, małą dziewczynkę.

- Wow. - powiedziała, a ja poczekałam chwilę, ponieważ myślałam, że coś doda. Nic.

- Serio? Tylko "wow"?

- Dobra. Wow. Ta randka była pełna wrażeń. - roześmiałam się cicho.

- Można tak powiedzieć.

- Tak mi przykro.

- Nie potrzebnie. Nie mieliśmy na to wpływu. - odparłam.

- Nie oto mi chodziło. - dodała szeptem, a ja spojrzałam na nią pytająco.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro