" Powrót do USA i pożegnanie..."
- Dziękuję. - powiedziałam, po czym wszyscy weszli do środka, ale zanim ja to zrobiłam Alex złapał mnie za rękę. Łzy napłynęły mi do oczu, ponieważ nienawidziłam pożegnań. I nadal nienawidzę. Odwróciłam się w stronę chłopaka.
- Tak? - spytałam ze łzami w oczach.
- Kiedy wrócicie? - spytał chłopak, a ja wzruszyłam ramionami.
- Kiedy będzie bezpiecznie. - spróbowałam powstrzymać drżenie głosu, ale nie za bardzo mi się to udało - Alex. Nie możemy marnować czasu. Oni mogą zaraz się tu zjawić. - powiedziałam szeptem.
- Przepraszam. - szepnął, a ja przytuliłam go mocno. Po chwili odsunęłam się do niego i uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Niedługo znowu się spotkamy. - powiedziałam, a on mnie pocałował. - Cześć Alex. - chłopak nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się smutno, po czym wyszedł z budynku.
Westchnęłam i wsiadłam do helikoptera. Zapięłam pas, a ciszę przerwało głośnie stwierdzenie:
- Nasza mała Anamika ma chłopaka. - powiedział przesłodzonym głosem.
- Zamknij się Li. - warknęłam - I jesteś starszy tylko o parę miesięcy. - parsknęłam, po czym cisnęłam guzik na pilocie. Dwie płyty, które stanowiły dach, rozsunęły się i pozwoliły nam wylecieć. Nancy w tym czasie sprawdziła drogę lotu do USA. Czekają nas ciężkie dni. - pomyślałam ze smutkiem, po czym wszystkie myśli skupiłam na kierowaniu maszyną
Po kilku godzinach
- Tutaj ląduj. - usłyszałam głos Nancy, która wskazała duże, zielone pole. Posłusznie zniżyłam się do lądowania.
Odpięłam pas i spojrzałam na drugi helikopter, który właśnie lądował. Wysiadłam z maszyny i stanęłam na trawniku. Zbliżał się wieczór.
- Co z waszymi autami? - usłyszałam głos przyjaciółki.
- W USA mamy zapasowe, zapomniałaś?
- Ach tak. Sory. - powiedziała wzruszając ramionami i idąc w stronę domu - Chodźcie. Nie będziemy tutaj tak stali całą noc.
Posłusznie podreptaliśmy za dziewczyną w stronę domu. Przekraczając próg oznajmiłam:
- Zajmuję kanapę! - wyprzedziłam z tym Mike'a, ponieważ on zaczął to mówić w połowie mojej wypowiedzi, po czym spiorunował mnie wzrokiem.
- Ana była pierwsza. - powiedziała roześmiana Nancy - Na górze są pokoje gościnne. Jest tam kilka łóżek, a jak coś zawsze mamy fotele. - powiedziała uśmiechając się.
- Okej. Wy kłóćcie się o to kto gdzie śpi - zaczął kuzyn - a ja pójdę naładować itoran. - powiedział patrząc na mnie karcąco.
- Dzięki. - powiedziałam speszona.
Ściągnęłam buty i powiesiłam katanę na wieszaku. Ruszyłam w stronę salonu. Pomieszczenie zostało urządzone w białych barwach. Przy ścianie na przeciwko okien był powieszony duży, czarny telewizor plazmowy. Przed nim stała biała kanapa, która była miękka, a śpiąc na niej wydawało się, że śpi się na puchu. Za nią był stół bilardowy, a właściwie snookerowy, wykonany z jasnego drewna, a jego powierzchnia była niebieska. W lewym kącie stał biały, marmurowy kominek z niebieskimi detalami, a w prawym stał duży kwiat paproci. Na środku pokoju wisiała duża, kobaltowa lampa, a pod nią znajdował się biały, puchaty dywan. Rzuciłam się na kanapę, zajmując ją całą i włączyłam TV. Chłopaki zajęli dwa białe fotele, po moich obu strona, a reszta usiadła na parapetach. Nancy podeszła do kanapy, na której siedziałam, więc podwinęłam nogi robiąc jej miejsce. Mike spojrzał na mnie spode łba, na co wybuchłyśmy z przyjaciółką zgodnym śmiechem. Chłopak prychnął, a my skupiłyśmy się na filmie lecącym w telewizji. Dopiero po chwili dotarło do mnie co oglądamy. Troja. Uśmiechnęłam się pod nosem, ponieważ kiedy byłam młodsza uwielbiałam ten film, a właściwie kochałam. Chyba nic się nie zmieniło.
Po trzy godzinnym seansie wstałam z kanapy i przeciągnęłam się. Postanowiłam, że umyję się jutro, już u siebie w domu.
- Dobra. Sio. - wygoniłam wszystkich z salonu i położyłam się na sofie.
Skuliłam się i zamknęłam oczy , przykrywając się po samą brodę białym kocykiem. Już prawie zawitałam w krainie Morfeusza, ale usłyszałam nagle dziewczęcy głos.
- Nadal nie pogadałyśmy. - powiedziała karcąco, a ja jęknęłam i naciągnęłam na głowę koc. - O nie. Nie ma takich. - prychnęła i ściągnęła go ze mnie. Westchnęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Co chciałabyś wiedzieć? - spytałam, a ona spojrzała na mnie z podniesioną brwią.
- Nie wiesz?
- Jestem zaspana. Nie komunikuje. - jęknęłam.
- Okej. Więc... opowiedz mi jak poszło spotkanie. - pisnęła.
- Może być w wielkim skrócie? - pokiwała głową - Więc tak. Spotkaliśmy się na plaży. Na kocu siedział mały pluszowy miś... - głos mi uwiązł w gardle, bo zapomniałam go stamtąd zabrać; po chwili kontynuowałam - z wisiorkiem zapiętym na szyi. Alex pomógł mi go założyć. Strzał. Patrzymy a tam goście grożą nam z pistoletami. Gramy na czas mówiąc, że itoran jest w lesie. Idziemy. Sprawiamy, że goście są nieprzytomni. Oczywiście po wyciągnięciu kilku informacji. Biegniemy do was. Ostrzegamy i lecimy. Koniec opowiastki. - odetchnęłam głęboko, ponieważ wszystko powiedziałam na jednym wdechu. - I zapomniałam o misiu. - skrzyżowałam ramiona na piersiach udając naburmuszoną, małą dziewczynkę.
- Wow. - powiedziała, a ja poczekałam chwilę, ponieważ myślałam, że coś doda. Nic.
- Serio? Tylko "wow"?
- Dobra. Wow. Ta randka była pełna wrażeń. - roześmiałam się cicho.
- Można tak powiedzieć.
- Tak mi przykro.
- Nie potrzebnie. Nie mieliśmy na to wpływu. - odparłam.
- Nie oto mi chodziło. - dodała szeptem, a ja spojrzałam na nią pytająco.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro