Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ᎡϴᏃᎠᏃᏆᎪŁ 4

Naruto nie był nigdy dobry z geografii w szkole.

I niby pamięć o położeniu poszczególnych prefektur na mapie Japonii nie była tym samym, co praktyczne odnajdywanie się w mieście, w którym żyło się od co najmniej dziesięciu lat, jednak w przypadku Uzumakiego obie te rzeczy miały ze sobą znacznie więcej wspólnego, niż wyłącznie dziedzinę naukową - o obu Naruto nie miał bladego pojęcia i nawet, gdy wpatrywał się w Google Maps, próbując intensywnie wykminić, w którą stronę iść, aby dotrzeć do najbliższej herbaciarni, jak stał i patrzył wokół, to w kolorowy ekran telefonu, tak wciąż stał ogłupiały, rzucając spojrzeniem gdzie tylko popadnie.

Na szczęście Itachi wyręczył go w tym przykrym obowiązku przewodnictwa, więc sytuacja zakończyła się w zupełności pomyślnie. Uchiha prowadził bezbłędnie i Naruto mógł odetchnąć. Spoczął na maszerowaniu za przyjacielem i obserwowaniu, jak drobne płatki śniegu lądują na ciele mężczyzny. Przed niebieskimi oczyma Uzumakiego również wirowały, niczym w wyjątkowo energicznym tańcu i mimowolnie zapatrzył się na nie. Kątem oka jednak dostrzegł Kuramę, który w całej swojej lisiej gracji i zwierzęcej energii starał się nieudolnie pożreć drobinki śniegu, znajdujące się najbliżej, a przy tym podskakiwał, machał swoimi ogonami i wydawał odgłosy, których Naruto nie byłby w stanie powtórzyć, nawet jeśli bardzo by chciał.

I właśnie ten widok sprawił, że kąciki ust podniosły mu się w górę oraz usłyszał własny, lekki śmiech, wizualizowany dodatkowo przez białą chmurę, powstałą od niskiej temperatury. W tym momencie myślał wyłącznie o chłodzie, szczypiącym mu policzki i końcówki uszu oraz pomarańczowym futerku, i oczkach, jak czerwone guziczki, latających we wszystkich możliwych kierunkach. Przez niecałą minutę nie był najbardziej strapionym facetem na świecie, ale gościem, potrafiącym rozczulić się łatwo widokiem swojego ukochanego pupila podczas zabawy.

A potem Itachi się odezwał i wszystkie zmartwienia powróciły, tak gwałtownie i nieoczekiwanie przerywając błogą chwilę, że Naruto krótko miał wrażenie, że zaciążyły na nim, jakby podniósł coś wyjątkowo ciężkiego. Z tą jednak różnicą, że w przestrzeni psychicznej.

- Powinni nas wpuścić razem z Kuramą - Itachi schował telefon do płaszcza, który następnie zręcznie poprawił na swoich wątłych ramionach, po czym chuchnął w powietrze i patrzył na znikający obłoczek, nim właściwie obrócił głowę w stronę towarzysza. - Ta herbaciarnia, o ile wiem, pozwala na wprowadzanie zwierząt. A w przeciwnym wypadku, niedaleko jest kolejna, do której już nie mam żadnych wątpliwości w tym aspekcie.

- Wygląda na to, że zdążyłeś już obczaić wszystkie herbaciarnie w Sapporo, co?

Itachi posłał mu coś na kształt wyblakłego uśmiechu.

- To zabawne, wiesz? Pracujący człowiek najchętniej przestałby pracować, gdyby tylko stan majątkowy mu na to pozwolił i rozkoszował się potem wolnym czasem w każdy możliwy sposób. A ja mam tyle wolnego czasu, że nie wiem, jak go spożytkować. Natomiast herbata wyjątkowo poprawia mi nastrój... kiedy zaczynam czuć, że jestem bezużyteczny i wyłącznie zawracam wam głowę, nie wiedząc jak inaczej zająć dzień.

- Ech? Dlaczego miałbyś tak myśleć o sobie, dattebayo? - tu Naruto spojrzał w lekkim zdziwieniu na mężczyznę, pragnąc uważnie zeskanować jego twarz. Jednak nie było mu to dane, bowiem właśnie dotarli do wejścia herbaciarni i z czystego przyzwyczajenia Uzumaki otworzył drzwi niższemu Uchisze oraz przy okazji Kuramie, który i tak przecisnął się wręcz w przejściu obok Itachiego, pozostawiając mu pamiątkę na płaszczu w postaci pojedynczych włosków rudego futra.

Naruto wkroczył tuż za przyjaciółmi do wnętrza budynku i na moment stanął w miejscu, napawając się ciepłym powietrzem, które w niego uderzyło, a konkretniej w jego zdrętwiałe, zaczerwienione policzki i uszy. Prędko jednak się otrząsnął i podążył za Itachim oraz wysoko postawionymi, dziewięcioma ogonami. Kurama, chcąc nie chcąc, zwracał na siebie uwagę i przyciągał szepty. Warto też wspomnieć, że w małej przestrzeni nie mógł uniknąć omyłkowego przywalania najdłuższymi częściami ciała o stoliki i w ten sposób zrzucania z nich przedmiotów. Naruto nawet złapał czyiś porcelanowy talerzyk z torcikiem w ostatnim momencie.

- Przecież doskonale wiesz, że mój stan zdrowia niestety nie pozwala mi na pracę - Itachi na moment obrócił głowę w tył, po czym spojrzał z powrotem przed siebie. - Osobiście uważam, że siedzenie przymusowo na utrzymaniu mojego młodszego brata jest pasożytowaniem.

- Jestem pewny, że Sasuke z wielką gorliwością wspiera cię finansowo, dattebayo! I przecież nie widać po nim, żeby był biedny z tego powodu, więc nie musisz się martwić.

Itachi westchnął cicho i zatrzymał się przy wybranym stoliku, dwuosobowym, wolnym, który stał przy samym oknie, więc doskonale widać było z niego pejzaż zimowej ulicy Sapporo na zewnątrz, która powoli pogrążała się w coraz silniejszych opadach śniegu. I pewnie Uchiha w tym momencie zastanawiał się bardziej nad słowami przyjaciela, niż nad całokształtem tego obrazu. Bo z perspektywy Naruto mężczyzna wyglądał na swój sposób majestatycznie w swojej zgarbionej delikatnie pozycji i ze śnieżnym malowidłem za plecami. Gdyby ktoś to namalował, kupiłbym i powiesił w przedpokoju, pomyślał.

- Nie martwię się o Sasuke, jeśli chodzi o to - Uchiha wziął głęboki oddech i lekko ścisnął swoje ubranie w miejscu środka klatki piersiowej. Czy był zdenerwowany w swoją dziwny, niespotykany sposób, czy po prostu choroba dawała mu się we znaki i go bolało? Uzumaki nie wiedział, ale raczej nie zamierzał pytać.

- Tylko po prostu robi mi się niedobrze, kiedy myślę, że ja nieustannie nic pożytecznego nie robię, a on... - Itachi zaciął się na moment, po czym jego twarz zmieniła się w bardziej kontrolowaną mimikę i Naruto zrozumiał, że najprawdopodobniej temat został zakończony i już się niczego samoistnie nie dowie; wprawdzie mógł spróbować wydobyć coś z przyjaciela, jednakże musiał pamiętać, że ta właśnie konkretna osóbka była jedną z niewielu, która miała nad nim przewagę w tych sprawach. Zresztą Uzumaki był dziś na tyle niewyspany, rozkojarzony, strapiony, że wątpił w powodzenie takiego planu.

- Ale to nieistotne na obecny moment - Itachi zamierzał rozebrać się z płaszcza, ale drugi mężczyzna wyprzedził go z pomocą. - Śmiem twierdzić, że nasza rozmowa w szpitalu dotyczyła twoich zmartwień, nie moich. Mam na myśli oczywiście tę przed gabinetem, nie w windzie, kiedy Kurama wziął do buzi szalik tej dziewczyny, pachnącej kotem.

Naruto mimowolnie parsknął śmiechem, spoglądając znad ramienia towarzysza na wspomnianego przed chwilą zbrodniarza, który zdążył rozciągnąć się wzdłuż i wszerz pod stolikiem, oczywiście z pyskiem przylepionym niemalże do szyby. Jego ogony poruszały się, kiedy tak obserwował płatki śniegu wirujące za szybą. Uzumaki musiał zrobić wielki krok, aby mógł usiąść na swoim krześle i jednocześnie zapobiec nadepnięciu na pupila. Zresztą potem schylił się i pogłaskał jego mięciutki grzbiet, nie przejmując się faktem, że lis mimo wszystko bardziej zainteresowany jest pięknym zjawiskiem meteorologicznym niż swoim właścicielem na chwilę obecną. Prostując się, Naruto zdążył się jeszcze huknąć głową o blat stołu i wręcz złapał się za bolące miejsce, marszcząc przy tym nos.

- Aj, aj, aj, ttebayo!

Itachi usiadłszy, chwycił kartę menu ze stołu, nieszczególnie przejmując się incydentem, jakby spotkała go podobna sytuacja już tysiąc razy wcześniej. Niewątpliwe, że tak właśnie było i niewątpliwe, że w przypadku wszelkich stołów, a nie wyłącznie tych w herbaciarni. Moment później oddał menu blondynowi ze słowami:

- Patrzyłem tylko, czy się coś zmieniło od mojej ostatniej wizyty.

- I zmieniło się? - Naruto spojrzał na menu, w którym większość to była oczywiście herbata i jej najróżniejsze rodzaje, których nazwy mówiły mu tyle co odcienie koloru czarnego. Itachi kaszlnął w swoją dłoń, nim pokręcił głową i sięgnął po chusteczkę, co Uzumaki wprawdzie zauważył, ale nie skomentował w żaden sposób.

Naruto rozmyślał po raz kolejny nad swoimi zmartwieniami; jednak tym razem bardziej nad stanem zdrowia Itachiego niż swoim wczorajszym pocałunkiem. Niedawno Sasuke powiedział mu, że u jego brata w końcu nastąpiła remisja, jednakże blondyn tak patrząc się na kaszlącego Uchihę, który ściągał przy tym brwi najprawdopodobniej w wyrazie cichej walki z bólem, szczerze w to wątpił. Tylko zastanawiało go, kto tu kogo okłamał. Miał przeczucie, że to raczej jego najlepszy przyjaciel został oszukany przez starszego braciszka i właściwie nie wydawał mu się taki pomysł aż tak nieprawdopodobny. Za to kolejna myśl, która przyszła mu do głowy: czy jeszcze mógł nazywać Sasuke przyjacielem? Przyjaciele prędzej by się uściskali, niż dawali sobie buzi. Z drugiej strony jednak sprawa była niezwykle skomplikowana i aż miał wrażenie, że nabawi się bólu głowy, próbując ją po kolei i racjonalnie przeanalizować.

Wybawieniem zostało ichigo zenzai, które przyniosła mu kelnerka. Była to sporawa miska wypełniona lodami truskawkowymi i anko. Na ich wierzchu ułożony był bardzo urodziwie słodko kwaśny sos, też truskawkowy. To właśnie ten fragment, i tak już wyjątkowo smacznego dania, najbardziej przypadł do gustu Naruto. Zawsze zeskrobywał go na samym początku, a potem zajmował się już mniej ciekawym spodem. Nie był to wprawdzie ramen i Uzumaki nawet nie myślał o ichigo zenzai w takich górnolotnych kategoriach, ale wciąż jedno ze smaczniejszych potraw, których miał okazję skosztować w jego życiu w większości zaramenionym.

- Możesz mówić - rzekł Itachi w jego stronę, jednocześnie odbierając herbatę od kelnerki, która jeszcze posłała uśmiech klientom, nim opuściła stolik. Uchiha wypełnił parującym napojem niewielki kubeczek, bardziej zbliżony do tych od tradycyjnej japońskiej herbaty niż dużych, zachodnich naczyń i podniósł go do ust.

Naruto wprawdzie ufał mężczyźnie; byli dobrymi przyjaciółmi od niepamiętnych czasów, a poznali się już w pierwszych dniach znajomości małego Uzumakiego z Sasuke, ale naprawdę nie wiedział jak ubrać w słowa to z czego zamierzał się mu wygadać. Więc milczał początkowo, wpatrując się otępiałym wzrokiem w Uchihę, powoli sączącego najprawdopodobniej smaczną herbatę, sądząc po jego zrelaksowanych w tym momencie ramionach i mimice. Ten widok w jakiś niejasny sposób uspokoił i ułożył po części myśli Naruto, co pozwoliło mu powiedzieć:

- Byłem wczoraj na wyjeździe na nartach z moją rodzinką i Sasuke, nie?

Itachi wydawał z siebie niewyraźny pomruk.

- I... - blondyn machnął łyżką w powietrzu, gryząc wewnętrzną stronę swojego policzka nim kontynuował: - pocałowałem Sasuke.

Na te słowa Uchiha zakrztusił się herbatą. Ciecz spłynęła mu gwałtownie po brodzie, a potem zaczęła kapać po części na jego ubranie, a po części na blat stołu. Szczęściem, że w drobnym kubeczku już niewiele było, bowiem w innym wypadku znacznie więcej byłoby rozlane i zmarnowane, ponieważ Itachi od razu gwałtownie odstawił naczynie i sięgnął po chusteczkę.

Naruto wpadł w panikę przez ten incydent i chciał jakoś pomóc kasłającemu mężczyźnie, jednak ten odgonił go dłonią. W takim razie Uzumaki wstał z zamiarem chociaż pościerania powstałego pobojowiska, jednakże przyjaciel nakazał mu stanowczym gestem usiąść w spokoju. Naruto usiadł.

- Trochę... niesprzyjające okoliczności - udało się w końcu wykrztusić Itachiemu, jednakże mówiąc to, wciąż zakrywał usta chusteczką. Jego oczy były delikatnie załzawione i Naruto zastanawiało się, jak wiele tej schorowanej, bolącej masy w ciele mężczyzny poruszyło się przez sam kaszel.

- Ale gratuluję.

- To... - Uzumaki zaciął się na chwilę, patrząc desperacko na boki w poszukiwaniu czegoś, co rozplącze mu ponownie ściśnięte gardło, jednak tym razem przyjaciel go wyprzedził słowami.

- Po twojej minie wnioskuję, że nie wyszedł z tego wymarzony pocałunek dwóch zakochanych książąt, nie mam racji?

Naruto otworzył buzię, zamknął ją z powrotem, po czym jednak zdecydował się zacząć opowiadać; na początku powoli, gestykulując przy tym nieprzyjemnie roztrzęsionym rękami, jakby to pomagało mu w rozładowaniu gwałtownych emocji, jakie nim zawładnęły, kiedy wreszcie dostał możliwość wygadania się z czegoś, co nękało go niemiłosiernie od feralnego incydentu.

- Zderzyłem się z Sasuke podczas pierwszego zjazdu. Całkowicie przypadkiem dattebayo! Bo pożyczył mi kask i jak zacząłem zjeżdżać zorientowałem się, że źle leży, więc chciałem go poprawić, a nie chciałem przez zatrzymywanie się przegrać z tym draniem.

- Nawet w towarzystwie dzieciaków nie jesteście w stanie zrezygnować z rywalizacji...? - westchnął Itachi wyjątkowo zrezygnowanym tonem. Przy czym nareszcie odsunął chusteczkę od ust, które jeszcze prowizorycznie przetarł wierzchem dłoni, nim opuścił ręce. Zaopatrzył się w nowy, suchy papier i w końcu zajął się sprzątaniem tego bałaganu, który utworzył się na blacie stołu.

- Cóż... - to trochę Uzumakiego wybiło z rytmu opowiadania, co sprawiło, że myśli zawieruszyły mu się nieco w głowie. Musiał wziąć głębszy oddech.

- To... nie jest takie istotne w tym momencie. Co natomiast jest ważne to to, że w pewnym momencie udało mi się zatrzymać już poza trasą, pomiędzy pniami drzew. A że Sasuke dalej się toczył, to złapałem go za kołnierz, aby przestał. I to było najzupełniej w porządku dattebayo! Ale kiedy spojrzał na mnie...

Naruto mimowolnie złapał się za włosy pod wpływem niechcianych emocji, które w tym momencie nim zawładnęły zupełnie. Chociaż może nie do końca; w końcu nie krzyczał, nie płakał w niebogłosy, a wyłącznie przesuwał palcami pomiędzy krótkimi kosmykami włosów z miną taką, jakby za moment miał się czymś zadławić.

Bo w jego umyśle ponownie odtwarzany był ten jeden szczególny moment, który sprawił, że Uzumaki przestał myśleć logicznie i zaprzepaścił wszystko, nad czym tak usilnie się starał i pracował przez tyle lat... kiedy Sasuke podniósł na niego wzrok, nieświadomy ani trochę całokształtu wyglądu swojej twarzy i wielu innych aspektów, które w tym momencie po prostu się złożyły.

I Naruto pamiętał tę chwilę perfekcyjnie, jakby odgrywał ją jednocześnie w sąsiedniej rzeczywistości. W jego umyśle malowały się niczym pędzlem czarne, lśniące od wilgoci włosy, czerwone policzki, uszy, nos... każda pojedyncza część ciała, która w zaistniałych warunkach miała możliwość zmarznięcia, oraz co najważniejsze, jego hipnotyzujące ślepia. Naruto zdawało się, że błyszczą i to w taki piękny sposób, iż dech mu w piersiach zapierało. Czy Sasuke wygląda, jakby nie sypiał dobrze?, przeszło mu wtedy na myśl. Czy Sasuke wygląda? Jak wygląda?

- Zacytowałem mu jeden z fragmentów Bijatyki Flirtujących - mimowolnie parsknął cichym śmiechem, który prędko ucichł, gdy blondyn przygryzł dolną wargę. Postanowił oszczędzić sobie i Itachiemu faktu, że tekst z książki był idealnie dobrany, bowiem wolał nie oblewać się tak wielkim wstydem, przez samo wspominanie, iż ten zrujnowany porządek na twarzy Sasuke uformował momentalnie jego wizję wyglądu po odbyciu całkiem niezłego seksu. A oczywiście Ginkawa i Kiiro, główni bohaterowie tegoż wielkiego utworu literackiego, byli właśnie w tym fragmencie świeżo po namiętnym stosunku. Nie żeby w tej książce było za wiele treści, które tej konkretnej rzeczy nie dotyczyły.

- I powiedziałem w pewnym momencie, że musiałem sobie to wszystko poukładać w głowie, że teraz wreszcie mi się rozjaśniło. Chciałbym żeby te słowa były po prostu słowami czy kłamstwem, ale... - zdjął ręce ze swoich włosów i teraz jedną złapał się za czoło. Oddech Naruto stał się wnet wyjątkowo nieregularny i urywany, jakby zbierało mu się na płacz i może tak rzeczywiście było.

- To wszystko wydawało się takie właściwie, jakby sam wszechświat popierał moje czyny! A kiedy go w końcu pocałowałem... no nie był to najwybitniejszy mój pocałunek dattebayo...! - zdołał się krzywo uśmiechnąć, nim poczuł, że jakaś pojedyncza łza zdołała mu się wyrwać kącikiem oka. Nie chciał wprawdzie, aby coś tak małego jeszcze bardziej wyprowadziło go z równowagi, jednakże ścierając ją prędko, czuł i widział drżenie swojej dłoni. Kolejne słowa utkwiły mu w gardle i przez moment myślał, że zacznie płakać wniebogłosy; dorosły mężczyzna będzie ryczeć jak dziecko w herbaciarni, jednakże jego dłoń nagle została złapana w tę Itachiego.

Naruto podniósł na niego wzrok i ujrzał delikatny, pocieszający uśmiech na jego twarzy. Lecz główną rolę odegrała tu mimo wszystko drobna ręka Uchihy; która wprawdzie nie była ciepła, a wręcz przeciwnie, ale bardzo skutecznie zdołała uspokoić Uzumakiego i odciągnąć go od stanu załamania. Wprawdzie potrwało to chwilę nim Naruto ostatecznie odgonił wszelkie widoczne dolegliwości, ale nie miało to znaczenia. Przyjaciele się nie spieszyli.

- Dziękuję - tym razem uśmiech Naruto był szczery, jednak prędko zniknął, bowiem mężczyzna kontynuował:

- Sasuke się od razu wściekł po pocałunku. Uderzył mnie w twarz i na mnie nakrzyczał. Coś o mojej głupocie i egzekwowaniu dziwnych pomysłów - mówił to ze spokojem, wpatrując się w złączoną ciasno dłoń z towarzyszem. - Oznajmił mi też, iż uda, że nic takiego się nie wydarzyło dla naszego dobra. A ja w ramach odpowiedzi... zaprosiłem go na spotkanie.

- Zaprosiłeś go na spotkanie?

- Chyba byłem wyjątkowo pełny nadziei na przyszłość, po tym jak wreszcie udało mi się skraść mu buziaka - parsknął cicho śmiechem. - Powiedziałem, że jeśli przyjdzie mu do głowy, aby nie udawać, może się stawić dziś wieczorem przed tamtym barem z dużym neonowym napisem. Idę tam po naszym spotkaniu na picie z chłopakami, więc pewnie wyjdę jakoś o tej porze. Czy to nie jest niesamowite dattebayo? Żeby po takiej akcji... teraz mnie to zadziwia, muszę przyznać. Nie żebym w ogóle liczył na to, że ten drań się tam pojawi.

W końcu zamilkł, a gdy tak zaczął błądzić wzrokiem po blacie stołu, natrafił wnet na ichigo zenzai, truskawkowe danie, które przecież sobie zamówił na samym początku, a gdy skupił się całkowicie na zrzucaniu trosk ze swojego serca, to wyleciało mu ono z głowy. Teraz puścił dłoń przyjaciela, zamiast tego przyciągając nią do siebie miseczkę, której zawartość po chwili wylądowała w jego żołądku, a konkretniej sos truskawkowy z wierzchu.

Itachi złożył palce w piramidkę.

- A co jeśli jednak się pojawi? - zasugerował, wpatrując się przy tym centralnie w Naruto.

Uzumaki podniósł wzrok znad jedzenia i spojrzał w te zniewalające, hipnotyzujące oczy, którym mimo wszystko zdołał się oprzeć. Jeszcze zanim odpowiedział, wziął kęs z sosem truskawkowym do buzi.

- Nie pojawi się ttebayo - wymamrotał, przeżuł, co miał do przeżucia, połknął i przeniósł wzrok za okno. Za szkłem malował się iście zimowy krajobraz, przepełniony bielą, szarością i malutkimi, wirującymi w każdym kierunku, płatkami śniegu. Śnieżyca już rozkręciła się na dobre i ulica straciła swoją zwyczajową widoczność, jednakże nie odjęło jej to uroku, a wręcz przeciwnie. Naruto odnajdywał jakiś nieokreślony spokój w pejzażu, który koił jego serce i pozwalał wyrazić swobodnie myśli:

- Zresztą... może to i dobrze? - westchnął, spuszczając wzrok pod stół, gdzie nieprzerwanie tkwił Kurama z nosem przyklejonym niemalże do przejrzystej szyby herbaciarni.

- Sam wiesz, ile wysiłku kosztowało mnie zbudowanie szczęśliwej rodziny z Hinatką, jak trudno było przekształcić ten ciąg nieszczęść w coś dobrego i pozytywnego. Czasem zdarza mi się to wspominać... - złapał się za czoło - i w takich momentach cieszę się, że jestem tu gdzie jestem z żoną i dzieciakami. A gdybym miał ich zostawić, żeby znowu znaleźć się w takiej sytuacji... nawet dla tego cholernego drania...! Nie wiem, czy byłbym w stanie. Zwłaszcza mając świadomość, iż Sasuke nie zrobi tego samego dla mnie.

- Zapytałeś go kiedykolwiek o to?

- Nie, ale... jestem pewny dattebayo - pogłaskał Kuramę po brodzie, kiedy ten w końcu raczył oderwać się od okna. - Nie zdajesz sobie sprawy nawet, jak bardzo on kocha Saradę. Zresztą nie winię go, Boruto i Himawari są dla mnie też bardzo ważni.

- Mógłbym go uświadomić w końcu, Naruto. Nie uważasz, że gdyby...

- Nie - przerwał mu stanowczo. Poczuł nagle serce kołatające niekontrolowanie we własnej piersi, które robiło mu zamęt w głowie, jednakże akurat nie ono wpłynęło na to, że następne słowa wręcz wykrzyczał, aż ludzie się po nim popatrzyli w herbaciarni:

- Obiecałeś mi, że tego nie zrobisz dattebayo!

- Ponieważ wtedy upierałeś się, że w wkrótce sam się za to zabierzesz - Itachi odparł ostrym tonem, uderzając palcem wskazującym w blat stołu. - Od tamtej rozmowy minęło około dwadzieścia lat i nic takiego nie miało miejsca. A istnieje możliwość, że jeśli...

- Nie. Nie! - zaprotestował głośno, machając chaotycznie rękami w powietrzu, trochę jak jakieś rozkapryszone dziecko. Następnie chwycił się za włosy i wziął głęboki oddech, po czym zaczął błąkać się wzrokiem wszędzie, byleby nie patrzeć na Itachiego; Uzumaki miał niemiłe wrażenie, że przyjaciel samym spojrzeniem będzie wywierał na nim niemiłą presję, zamiast uspokajać go jak poprzednio, tylko i wyłącznie po to, żeby mu coś ważnego uzmysłowić. A on przecież...

Jego ciąg spanikowanych myśli został przerwany dotykiem w okolicy nóg. I tam właśnie popatrzył ostatecznie. Oczywiście to Kurama znajdował się pod stołem w tej chwili i najwyraźniej starał się o uwagę swojego właściciela. Uzumaki jednak nie zaczął się zastanawiać nad przyczyną tego; wiedział zresztą, że czy lis chce być pogłaskany, czy jest głodny, czy po prostu chce atencji, to wszystko zostanie mu dane w najbliższym czasie bądź po powrocie do domu. Himawari uwielbiała przekarmiać pupilka i tarmosić jego puszyste futerko.

Himawari. Jego córka. Kuramowe czerwone oczka przypominały mu czerwone guziczki, które były częścią sukienki dziewczynki podczas jej piątych urodzin.

Naruto na początku nie wiedział, dlaczego znaczenie dla jego umysłu miał taki drobny szczegół, jednakże wnet wspomnienia go dosięgły i prędko go oświeciło. Piąte urodziny Himawari były tymi szczególnymi, ponieważ wypadły w czasie ich rodzinnej wycieczki nad morze; postanowili zrobić sobie wakacje w kwietniu ze względu na niższe ceny noclegów niż podczas okresu letniego. Nie mieli jak zaprosić wszystkich do opłaconego domku nad wodą na drugim końcu Japonii, dlatego urządzili przyjęcie w swoim własnym gronie rodzinnym bez uporczywych krewnych, bez tłumu przyjaciół, bez Sasuke i Sakury.

Było to zaledwie parę miesięcy po śmierci Hashiramy i Naruto dobrze pamiętał, że był wtedy wciąż tym lekko przybity zwłaszcza, kiedy miał do czynienia z Kuramą; w końcu lis na początku nie należał do niego, a został mu przekazany właśnie po śmierci Senju. Jednak pomimo tego wszystkiego, czy nie był wtedy przeszczęśliwy, kiedy mógł śpiewać córeczce sto lat wraz z pozostałymi, bądź obserwować jak cieszy się z otwieranych prezentów?

I jakim cudem był w stanie o tym wszystkim zapomnieć, ujrzawszy twarz Sasuke po jego wywrotce na śniegu? Cholera, przecież nie potrzebował go już do szczęścia, więc dlaczego dał się wtedy ponieść emocjom? I dlaczego również podczas opowiadania wszystkiego Itachiemu?

- Nie chcę takiej możliwości dattebayo - powiedział wreszcie, w końcu będąc w stanie spojrzeć bez obaw przyjacielowi w oczy. - Nie wierzę, że gdyby Sasuke usłyszał, że coś do niego czuję, poruszyło by to nagle niebo i ziemię, i... nie mam zamiaru na nowo rozgrzebywać moich starych problemów. Jest dobrze jak jest. Powinienem się cieszyć właściwie, że wtedy mnie uderzył i próbował mi to uzmysłowić, ponieważ nie zamierzam tracić mojej rodziny przez takie głupoty.

I temat został zakończony; ponieważ Itachi zrezygnował z konwersacji z przyjacielem i bez słowa wrócił do picia pozostałości herbaty. A Naruto skupił się na swoim ichigo zenzai... mając nadzieję, że milczenie oznacza uszanowanie jego decyzji i toku myślenia.




Kiba śmiał się chyba najgłośniej z ich całej czwórki, kiedy zajęci byli sączeniem sake i chyba najzażarciej protestował, kiedy wspólnie próbowali wyciągnąć go z baru, krótko po późnej godzinie dwudziestej. Lekcy na sercu i rozgrzani od wewnątrz mężczyźni z rumianymi policzkami siłowali się z wojującym rękami i nogami przyjacielem, który mimo wszystko musiał ponieść porażkę w starciu trzech na jednego. Chwiejąc się jak niespełna umysłu został w końcu wypchnięty na zimne powietrze i delikatnie prószące teraz płatki śniegu. Fioletowe światło, pochodzące z ogromnego neonu nad wejściem do budynku, uderzało go w całe ciało i twarz, aż Izunuka zmrużył oczy i zmarszczył wyraźnie nos.

- Wystarczy tego na dzisiaj, Kiba - Shikamaru, chyba najbardziej zbliżony świadomością do swego normalnego stanu, zszedł w paru krokach po schodach. Za nim podążający Naruto, jeszcze z rozpiętą kurtką i portfelem w ręku, oczywiście musiał się poślizgnąć na ostatnim stopniu; jego serce zdążyło się rozszaleć w piersi, a dech uciec z płuc, pomimo tego, że niemalże natychmiast został złapany przez Choujiego, który stąpał tuż za nim. Uzumaki zobowiązany był przez to posłać mu szeroki uśmiech i podziękować.

- Którędy zamierzacie wracać dattebayo? - prędko dołączył do kompanii, nie ściągając jednak tego uśmiechu z twarzy, ponieważ... po prostu wszystko a propos tej chwili go cieszyło.

Widział przed oczami swój oddech, czuł szczypanie zimna na rozgrzanych policzkach i śnieżne gwiazdki opadające mu na głowę i ramiona. Blask kolorowych świateł w wieczór, który już bardziej przypominał wyglądem młodą noc, w dodatku spędzoną z przyjaciółmi na spokojnym popijaniu alkoholu i rozmawianiu o kompletnych głupotach, nie wymagających większej ilości pracujących szarych komórek, miał swój niezwykły, unikalny klimat i po prostu był wydarzeniem wszem i wobec wesołym. Rozluźniał, pozostawiał Naruto lekkiego na duchu, jak w tym momencie choćby, gdy miał przed sobą miłe swojemu sercu twarze dobrych, starych przyjaciół.

- Chyba zdążę się jeszcze załapać na podwózkę Karui, wydaje mi się, że o tej godzinie powinna być wciąż w okolicy - oznajmił Chouji, chuchając już w swoje zziębnięte dłonie.

- Ja postaram się zawlec tego nadpobudliwego jełopa do jego chałupy - westchnął Shikamaru, na co Kiba prychnął głośno z wyczuwalnym oburzeniem. Nara natomiast kontynuował:

- Temari i tak dziś z dzieciakiem pojechała do swojego brata, więc nie muszę się martwić śmiercią w przypadku spóźnienia o pół godziny.

- W takim razie przyłączam się do was, chłopaki! - oznajmił żywiołowo Naruto, uderzając pięścią w wewnętrzną stronę swojej dłoni i szczerząc się od ucha do ucha na myśl o następnej klimatycznej atrakcji; spacer przez miasto o tej porze z kumplami wydawał mu się czymś, w czym warto uczestniczyć. Z drugiej strony jednak część procentów zdążyła mu już uderzyć do głowy, więc może każdy pomysł, pochodzący ze strony towarzyszy, wydawał mu się taki ekscytujący.

- Ech? - Shikamaru podniósł jedną brew do góry. - Nie idziesz na podwózkę?

- Ha? - tutaj to Naruto szczerze się zdziwił, więc odruchowo dodał: - Że Karui?

- Nie, Sasuke.

- Sas...uke?

Nara wykonał nakierowujący ruch głową, jednocześnie wsadzając ręce do kieszeni swojej kurtki, aby skryć je przed niską temperaturą.

- Tam stoi - powiedział - i jestem pewny, że to po ciebie, nie po nas.

Naruto nie uwierzył w jego słowa, oczywiście, jednakże kiedy obrócił się, czując jak serce zaczyna mu niekontrolowanie walić w piersi, uwierzył. I Uzumaki nie był pewny, czy w tej chwili zawładnął nim ten alkohol, którego picia momentalnie pożałował, czy po prostu... jakakolwiek inna siła, ale poczuł się gwałtownie wstrząśnięty tym widokiem.

Zaczął łzawić, drżał pod wpływem serca, które teraz łomotało tak mocno, iż był w stanie policzyć uderzenia po kolei, a gdy wreszcie udało mu się wytrzeć powieki wierzchem dłoni pomyślał sobie... że musiał być kompletnie pijany, ponieważ Sasuke wyglądał nieziemsko pięknie, stojąc w blasku kolorowych świateł i z oceanem kolejnych wysoko nad głową. Jego smukła sylwetka zdołała się idealnie wcielić w bajkową scenerię, a włosy spływały mu elegancko wzdłuż twarzy. Za to oczy... ich nie mógł dostrzec z takiej odległości, ale bez najmniejszego wysiłku dopowiedział sobie ich zniewalającą głębię.

W dodatku te prószące nieustannie wokoło białe gwiazdki, jak delikatne kropeczki na prześlicznym obrazie. Naruto zabrakło tchu w piersi. Sasuke przyszedł.

×××

Nie wiem czy tyle zajmuje mi napisanie rozdziału, bo wychodzi tak w cholerę długi, czy to dlatego, że jestem leniem ༎ຶ‿༎ຶ wybaczcie za to kochani oraz za wszelkie możliwe błędy, jakie tu mógł wystąpić, bo długość tego zaorała mój utracony w trakcie lockdownu zmysł ortograficzny

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro