ᎡϴᏃᎠᏃᏆᎪŁ 2
- To naprawdę niezrozumiałe dla mnie, dlaczego nie jesteście w stanie wstać z łóżka godzinę czy choćby pół godzinę wcześniej, aby móc potem w spokoju jeździć na nartach po pustym stoku, zamiast więcej tkwić w kolejkach do wyciągów niż zjeżdżać w dół - powiedział swojemu przyjacielowi, kiedy zebrawszy się w dość krótkim czasie, (dzięki pilnowaniu przez Sasuke Uzumakich) wreszcie wyruszyli ze swoim ekwipunkiem w stronę wejścia.
- Cóż - Naruto poprawił narty, które niosąc, opierał na swoim ramieniu: - myślałem, że się obudzę w porę, ale miałem taki wspaniały sen, draniu...! Pływałem sobie w basenie przepysznego, pachnącego ramenu na jednym z tych ciasteczek rybnych z różową spiralą jak na jakimś pontonie czy podobnej dmuchanej zabawce do wody.
Potem zamilkł i schylił głowę, aby móc się podrapać po swojej rozczapierzonej blond czuprynie w nieszczególnie zręcznym, i wygodnym geście. Sasuke patrzył się na to z czystą rezygnacją, ale już się nie odnosił do tego co widział, a wyłącznie cmoknął z dezaprobatą, po czym zapytał:
- I to tyle?
- Tyle? - Uzumaki posłał mu nieco rozkojarzone spojrzenie.
- Tylko dryfowałeś po ramenowym basenie? To cały twój sen, który nie pozwolił ci wstać rano o właściwej godzinie, żebyś łaskawie nie spóźnił się na umówione spotkanie?
- Oj, no - Naruto wykonał jakiś dziwny ruch głową, jakby chciał machnąć ręką, ale że miał obie zajęte, to musiał się czymś wyręczyć. - Wiesz, że ramen jest wspaniały ttebayo.
Sasuke mimowolnie przyszedł na myśl jego własny dzisiejszy sen (czy może koszmar?). Płonący dom Naruto, znał już to wszystko dokładnie, ponieważ nie pierwszy raz pojawiał się w jego głowie w nocy. Gryzący dym. Dziwne meble, rozpływające się pod jego dotykiem i mięciutkie futerko Kuramy oraz sufit, zwalający się nieszczęsnemu Uchisze na głowę.
To był wprawdzie tylko jeden z wariantów jego sennych przygód w ogniu, które od czasów tamtej tragedii, nawiedzały go częściej, niż by sobie tego życzył. Część fragmentów ulatywała mu z pamięci, inne tam tkwiły uparcie. Jednak zdążył już stwierdzić parę ważnych rzeczy; w śnie nigdy nie udawało mu się dotrzeć do Kuramy. Lis sam się wydostawał i zazwyczaj natrafiał na niego w drodze ucieczki za świeżym powietrzem oraz zawsze na końcu Sasuke umierał. Dlaczego? Ponieważ w rzeczywistości Naruto zdążył go wyciągnąć, a w tym konkretnym śnie blondyna jeszcze nigdy nie udało mu się spotkać? Niewykluczone.
- Po twojej minie mogę stwierdzić, że tobie nie śnił się pomidorowy basen - rozbawiony chichot Naruto wyrwał go ze stanu zamyślenia, jednak w błękitnych oczach błyskała wyraźnie troska. - Czyżbyś ostatnio nie sypiał dobrze, Sasuke?
Czytasz mi w myślach ot co, przeszło przez myśl Uchisze i podniósł lekko kąciki ust w górę.
- A wyglądam jakbym nie sypiał dobrze?
Uzumaki otworzył od razu buzię, chcąc zapewne odrzec mu coś, tak jak tysiąc razy wcześniej klepał mu bez żadnego zastanowienia, jednakże zaciął się połowie wydawania pierwszego dźwięku, a następnie wykrzywił twarz w przedziwny sposób. Sasuke przez moment czekał na odpowiedź, która nie nadeszła, natomiast rozległ się głos drugiego blondyna w tym towarzystwie:
- Idę do sracza - oznajmił Boruto, zatrzymując się w miejscu, tym samym zmuszając pozostałą gromadę do zrobienia tego samego. Naruto zdążył się ocknąć z poprzedniego nadzwyczajnego stanu i wydał z siebie coś na kształt zdenerwowanego śmiechu:
- Może ładniej? Ubikacji ttebayo? - przechylił lekko głowę, wymuszając u siebie uśmiech na twarzy. - Ale idź. Zostaw mi swoje narty...
- Sarada ci pokaże, gdzie to jest - wtrącił Sasuke, czym zyskał sobie niechętne spojrzenie córki, jednak aktualnie go to nie ruszyło w żaden sposób - żebyśmy nie musieli znowu czekać wieczność na Uzumakich.
- Oi - Naruto naburmuszył się, podobnie jak jego syn. Byli niemal jak dwie krople wody niekiedy. - Draniu ty, ale się czepiasz dattebayo! Jakbyśmy spóźnili się na twoje ostatnie urodziny!
- Nie obchodzę urodzin - wymamrotał pod nosem Uchiha.
- To tata zaspał dattebasa. Ja wstałem już wcześniej.
- Ha?! To dlaczego mnie nie obudziłeś?!
Sasuke w pierwszym odruchu miał zamiar złapać się za nasadę swojego nosa w wyrazie zdołowania nad dwójką tych imbecyli. Niewerbalnie przeprowadził krótką rozmowę ze swoim własnym dzieckiem i wyczuł z jej kwaśnej miny, że dziewczynka ma podobne odczucia wobec tej całej sprawy. To podniosło go na duchu. Przynajmniej jego potomkini była inteligentna i mógł być dumny. Westchnął ciężko, a następnie przerwał rozkrzyczanym Uzumakim ich kłótnię, głośnym chrząknięciem i wlezienien pomiędzy ich (czy może raczej wepchnięciem się. Rękę miał zajętą!).
- Czy któryś z was nie miał przypadkiem iść do toalety? - powiedział nieco szorstko i spojrzał krytycznie na tego młodszego blondyna: - Idź teraz.
O dziwo młody posłuchał; a może to przeważyła o tym Sarada, która odstawiła swoje narty na pobliski stojak, po czym chwyciła kolegę za ramię i pociągnęła go w drogę. Sasuke nie mógł się oprzeć wpatrywaniu się przez chwilę w swoją córeczkę z dziwnym uczuciem zadowolenia z młodej, jakie czuł w klatce piersiowej. Dopiero później obrócił głowę w stronę swojego przyjaciela; zostali teraz sami (od żon, Himawari i Kuramy odłączyli się wcześniej, bowiem oni nie zamierzali brać udziału w zjeżdżaniu po stoku), stali teraz dość blisko do siebie, więc dobrze widział jego twarz. Zmarszczył lekko brwi i chuchnął na niego, oddech wyleciał z jego ust jako delikatna para. Na twarzy Naruto pojawiły się delikatne rumieńce i Uchiha przypomniał sobie o konieczności zdobycia specyfiku na zimno od żony.
- Dobrze - wybełkotał Uzumaki.
- Hm?
- Wyglądasz... dobrze - powtórzył, po czym dodał: - jakbyś spał.
Uchiha chwilę wpatrywał się w niego zdezorientowany, po czym ściągnął brwi i stwierdził chłodno:
- Kłamiesz.
- Nie kłamię.
- Umiem rozpoznać po twoim wyrazie twarzy, kiedy kłamiesz, młotku, i teraz definitywnie to robisz.
- Nieprawda.
- Przecież widzę.
- W takim razie gówno widzisz - prychnął Naruto, podnosząc brodę do góry, jakby chciał nadrobić te parę niewielkich centymetrów, których brakowało mu, aby zrównać się wzrostem z przyjacielem. Stanąć na palcach jednak się nie ośmielił, chociaż w narciarskich butach z pewnością byłoby to trudne. - Rzeczywiście nie śnił ci się ten pomidorowy basen dattebayo.
Sasuke westchnął ciężko i cofnął się o krok w tył, aby stanąć w jakiejś przyzwoitej odległości od blondyna. Postanowił zmienić temat, a po konwersacji o dzisiejszych snach, w jego głowie już na dobre zagościł pożar, jednak Uzumaki nie zdawał sobie sprawy, iż to ma jakiś związek ze sobą, dlatego mógł spokojnie zapytać:
- Jak twoja ręka?
Naruto wydawał się przyjąć pozytywnie jego decyzję, bo widocznie się rozluźnił i teraz jego uśmiech na powrót był szczery oraz w zupełności radosny.
- W porządku - mimowolnie odwrócił głowę w stronę kończyny, o której była mowa. Dzierżył w niej swoje kijki i podtrzymywał przyrządy narciarskie syna. - Zostały blizny, ale ogólnie to okaz zdrowia dattebayo! Teraz nie widać, bo jestem w rękawiczkach, ale noszę na niej bandaż, żeby nie odstraszała dzieciaków. Co jak co, ale zachęcająco nie wygląda sama w sobie. Takie to to czerwone i pogmatwane, zupełnie jak twoje ulubione pomidory!
Sasuke uśmiechnął się delikatnie i było w tym więcej smutku spowodowanego stanem całego ramienia przyjaciela niż rozbawienia niecodziennym porównaniem. Był pewny, cholernie pewny, że gdyby dał z siebie więcej niż zdołał podczas pożaru, mógłby samodzielnie wydostać się z powrotem na świeże powietrze, a wtedy nikt poza nim samym nie zostałby ranny. Ba, mógłby nawet tam zginąć! Gdyby tylko mógł oszczędzić Naruto ran na jego ręce... ale przecież przygłupi młotek musiał się pchać w każde niebezpieczeństwo, bo inaczej nie byłby sobą.
- Rozumiem.
- Jak Sakurka do tej pory, mieszkając z tobą na co dzień, nie zdołowała się przez twoją ponurość, tego nie jestem w stanie pojąć dattebayo - wymamrotał Naruto, krzywiąc się w wyrazie dezaprobaty, jednak wnet jego twarz rozjaśniła się w promiennym uśmiechu, a oczy jakby zabłysły: - Z tymi wybrakowanymi rękami pasujemy do siebie, zauważyłeś kiedykolwiek ttebayo? Czy może jedynie myślisz o tym, że trudniej ci w łóżku bez jednej ręki, hm?
Sasuke nigdy nie zauważył, bo zwyczajnie było to dla niego zbyt infantylne i drobiazgowe, żeby myślał o tym, iż rzeczywiście mogą do siebie "pasować" w jakimkolwiek słowa tego znaczeniu. Aż popatrzył się na swój luźno wiszący, pusty rękaw od ciemnej kurtki sportowej, a następnie na przyjaciela, jednak w tym momencie dotarły do niego ostatnie słowa blondyna. Zmarszczył złowrogo brwi.
- Młotku!
Ze szczytu góry rozpościerał się naprawdę przepiękny widok na długi, biały stok i niewielkich ludzi jak mróweczki czy inne robaczki, spływających z niego w dół w różnym tempie i różnymi drogami. Sasuke, który po nałożeniu na siebie kasku, odizolował się nieco od niskiej temperatury wokół (a przynajmniej na ten moment), był w stanie podziwiać piękny krajobraz wraz ze swoją córeczką w odróżnieniu od Uzumakich, którzy zdążyli już zmarznąć, jeden bardziej od drugiego. Uchiha w końcu odwrócił się z powrotem do kompanów, rozcierających sobie zaczerwienione uszy i dłonie.
- Nie dość, że spóźnieni jak zwykle, to w dodatku nieprzygotowani również jak zwykle? - westchnął załamanym tonem głosu. Naruto rozłożył ręce na bok, uśmiechając się niewinnie:
- Oj, każdemu czasem się zdarza...
- Nam jakoś nigdy się nie zdarza.
- No oczywiście - Uzumaki naburmuszył się widocznie - panie perfekcyjny.
- Mówię poważnie, młotku. Skończycie z przemrożeniami. I nie mam ochoty potem tłumaczyć się za was szpitalnemu personelowi.
- Sakurka ma tam z pewnością jakieś wtyki, to przynajmniej mielibyśmy ładny, czyściutki pokój z przyjemnym widokiem i telewizją - rozmarzył się na moment Naruto, jeśli rozmyślanie nad swoją wizytą w szpitalu można było nazwać "rozmarzaniem". W tym momencie całkowicie w nosie miał nieszczególnie zachwycony postawą kumpla wzrok Sasuke. Zdjął z rąk rękawiczki (tu już czuł jak Uchiha wierci mu dziurę w czole) i przekazał je synowi, który był skłonny o nich zapomnieć, zapewne bardziej będąc zainteresowanym zabraniem swojego sprzętu do gier. Półgłówkiem był i powinien pocierpieć trochę podczas jazdy z nagimi dłońmi, ot co, ale jako opiekuńczy ojciec, Uzumaki czuł się w obowiązku przekazać swojemu dziecku własne rękawiczki.
Ogólnie często czuł się "w obowiązku" odnośnie wielu spraw związanych ze swoimi bliskimi. I trzeba tu zaznaczyć, iż nie traktował tego jako podły przymus z góry. Choćby to wyratowanie Sasuke z płomieni felernego dnia; był wtedy w obowiązku.
- Nakładaj, Boruto - wsadził synkowi rękawiczki w zziębnięte ręce. - Byle szybko, bo jak słyszysz, nasi drodzy znajomi już się niecierpliwią!
- Nie potrzebuję rękawiczek od ciebie dattebasa! - Boruto zmarszczył zaczerwieniony nos.
- Twoja mama będzie w złym humorze, jak się dowie, że jeździłeś bez nich i skróci mnie o głowę.
Nie sądzę, iż ta krucha, cicha istotka byłaby w stanie podnieść rękę na muchę, a co dopiero, pomyślał Sasuke, gdy tak przysłuchiwał się i przypatrywał dwóm blondynom z rozczapierzonymi czuprynami, którym ostatecznie udało się dojść do jakiegoś porozumienia. Naruto skończył z gołymi dłońmi, rozpiętą kurtką i wywalonym dekoltem na wierzch. O kasku tu już nawet nie było mowy. Kosztem jednego, młodszy przynajmniej był w pełni zaopatrzony w adekwatne wyposażenie.
- W porządku dattebayo, możemy ruszać! - zadeklarował głośno roztrzepany kompletnie starszy Uzumaki, lecz wtem pochwycił lecący do niego ciemny kask.
- Proszę bardzo, skorzystaj.
- Hola, hola, draniu... - mężczyzna spojrzał nieco zmieszany czy może zaskoczony na przyjaciela (nie jako jedyny, trzeba koniecznie dodać), któremu teraz wiatr gwałtownie rozwiewał kruczoczarne kosmyki po twarzy.
- Aż mnie skręca, jak się na ciebie patrzę, kiedy jesteś tak rozchełstany - powiedział Uchiha nieco pogardliwe, a następnie podniósł lekko kąciki swoich ust w górę. - Zresztą i tak go nie potrzebuję, bo zjeżdżam zawsze na dół w sposób kontrolowany w odróżnieniu od ciebie.
- Ha? Że niby co ja takiego źle robię na stoku? - zbulwersował się Naruto, krzywiąc w dość zabawny sposób. Kask jednak nałożył i zapiął, po czym poprawił pojedyncze strączki jasnych kłaków, aby mu nie przeszkadzały.
- Stanowisz niebezpieczeństwo dla innych - z tymi słowami odwrócił się do blondyna plecami, po czym oznajmił głośno: - Zjeżdżamy wszyscy do wyciągu z czerwonymi krzesłami. Czy to jasne?
Sarada kiwnęła głową, a Boruto głośno potwierdził i nim ktokolwiek by się obejrzał, cała czwórka już sunęła na dół.
Z dwoma rękami czy z jedną ręką Sasuke umiejętnie szusował po stoku. Musiał przyznać, że było to niesamowite uczucie za każdym razem, kiedy miał możliwość cięcia śniegu dwoma płaskimi, długimi nartami, jednocześnie będąc smaganym przez lodowate tony powietrza na swojej drodze. Aż włosy zwiewało mu gwałtownie do tyłu i żadne kosmyki już nie mogły mu przeszkadzać. A gdy rozpędził się do zadowalającej prędkości, czekał go najbardziej upragniony moment.
Wyprostował się powoli, jednak bez przesady, aby nie zwaliło go z nóg i wzrokiem przesunął po obrazie, malującym się przed nim. Z czystej bieli śniegu po bokach wyłaniały się oprószone nim drzewa iglaste, niczym pierniczki obsypane mocno cukrem pudrem na świątecznym talerzu. A za nimi znajdowało się jeszcze poranne niebo, niezwykle jasne i takie... czyste? Właśnie takie określenie przeszło Uchisze przez myśl, oprócz tego, że sam krajobraz zapierał mu dech w piersiach, aż przez krótki moment nie był w stanie oderwać wzroku od zniewalającego widoku.
To najprawdopodobniej spowodowało, iż nie zauważył pędzącego w jego stronę od boku narciarza, więc nie miał szans na zjechanie mu z drogi, nim ten wpadł w bruneta z impetem. Że Sasuke był zaskoczony czy zszokowany, to mało powiedziane.
Powietrze uciekło mu z płuc, kiedy uderzył w uklepane podłoże (w dodatku cholerny rozpędzony facet go częściowo przygniótł!), a następnie potoczył się z nim najpierw po stoku, a potem z jego krawędzi w dół na górski stok z prawdziwego zdarzenia, gdzie biały puch spoczywał samoistnie. Poczuł wręcz bolesne zimno na twarzy, gdy akurat obrócił się nią w stronę ziemi i próbował złapać oddech, kiedy przetoczył się na drugą stronę na ułamek sekundy. Ręką natomiast machał rozpaczliwie, próbując się zatrzymać czy zwolnić, ale widocznie musiało być stromo, ponieważ nie był w stanie. Do czasu przynajmniej, aż nie uderzył w pień drzewa, co już zupełnie pozbawiło go oddechu na krótki moment, podczas którego próbował jakoś złapać się stałego obiektu, wbijając chaotycznie palce w szorstką korę.
Gruba rękawiczka ślizgała się po drewnie i już spodziewał się najgorszego, wtem jednak został chwycony za kołnierz i pociągnięty trochę w górę. Od razu ułożył się jakoś stabilnie, a czubkiem jednego z butów zarył głęboko w śnieg (o to, gdzie zginęła mu narta w trakcie całego kataklizmu, postanowił martwić się za chwilę). Tymczasem jednak wziął parę głębokich wdechów i zza mokrych kosmyków, które przyklejały mu się do wilgotnej twarzy, spojrzał na sprawcę tego wszystkiego.
Zobaczył rozbawioną twarz Naruto, nie mniej zaczerwienioną od swojej własnej po bliskim kontakcie z białą pokrywą ziemi. Coś jednak sprawiło w tym widoku, że powieka Sasuke drgnęła w wyrazie przedwczesnego wybuchu złości, a nie zechciał się uśmiechnąć. W swoim stanie Uchiha zdołał wyłącznie chwycić mężczyznę za zmoknietą od toczenia się po śniegu kieckę i krzyknąć na niego całkiem donośnie:
- Cholera, młotku! Mówiłem, że...!
- "Kobieta zerknęła na ukochanego, leżącego w świetle księżyca i pogrążonego we śnie. Jego spiczasto zakończone, krucze włosy, leżały teraz wilgotne i oklapłe, ale pomimo tego nie straciły swojego blasku. Ginkawa był olśniewający i piękny jak gwiazdy rozpostarte gęsto na granatowym nieboskłonie, ale Kiiro wiedziała, że nie kocha go wyłącznie z tego powodu."
Takiego tekstu ze strony Uzumakiego Sasuke za Chiny Ludowe się nie spodziewał, a tym bardziej w śniegu i zimnie w jakimś miejscu, do którego porządni narciarze nie docierają, a tylko tacy szaleńcy, którzy zjeżdżają z góry prostą kreską. Umysł mężczyzny próbował jakoś otrząsnąć się z tego przedziwnego zjawiska, a tymczasem ciało próbowało dojść do jakiejś lepszej pozycji czy może podnieść się na nogi. Dopiero po chwili w był w stanie wykrztusić:
- Dlaczego cytujesz Bijatykę Flirtujących?
Czuł na sobie przygłupi wzrok blondyna, którego właściciel po chwili zapytał zdumionym głosem:
- Czytałeś tę książkę zboczonego pustelnika?
- N...ie? - bąknął Sasuke trochę tępo, a następnie potrząsnął głową. Przetarłby najchętniej mokrą twarz ręką, jednak do dyspozycji miał wyłącznie jedną, a już wykorzystywał ją do innych celów. Miał zamiar czym prędzej wstać i się do tego przymierzał, jednak został powstrzymany przez przyjaciela, który położył mu dłoń na ramieniu, skutecznie unieruchamiając go w miejscu.
- Porządnie się rozbiłeś, dattebayo! - Naruto sięgnął następnie ręką do nienaturalnie nieuporządkowanej twarzy Uchihy. - Krew ci leci z nosa.
- Doprawdy? Nie zauważyłem.
- Nie przejmuj się, już ci wytrę - wierzchem dłoni przesunął tuż pod nosem bruneta, który zmarszczył go, aczkolwiek się nie odsunął.
- Nie ja się rozbiłem, młotku, tylko ty bezczelnie we mnie wjechałeś - doprecyzował uszczypliwie. - Ciesz się, że nie uszkodziłem się poważnie, bo zamiast ja z waszymi odmrożeniami, ty musiałbyś mnie zabierać do szpitala. Jeszcze bym sobie pozostałe ramię złamał, a tego już... hej, słuchasz mnie w ogóle?
Ściągnął lekko brwi, ale nieprzytomny umysłowo Naruto drgnął mimo wszystko i pokiwał chaotycznie głową:
- T-tak! Tylko, wiesz - Uzumaki zaśmiał się w dość dziwny, podenerwowany sposób, natomiast palce spod nosa przyjaciela przeniósł w dość niepewnym geście na jego zziębnięty policzek: - musiałem sobie to wszystko poukładać w głowie ttebayo.
- Hm?
- Pytałeś mnie wcześniej, pamiętasz zapewne, czy wyglądasz jakbyś nie sypiał dobrze. Nie kłamałem wtedy z tą odpowiedzią! Tylko... miałem bardziej odpowiednią w pamięci, ale nie mogłem sobie przypomnieć w tamtym momencie! Ale teraz wreszcie mi się rozjaśniło - usprawiedliwił się całkiem zgrabnie, po czym ściszył lekko głos: - ten fragment jest... idealny.
Sasuke te słowa wprawiły w niemałe zakłopotanie i szczerze mówiąc, nie wiedział, co odpowiedzieć. Jednak i tak nie dostał na to szansy, ponieważ Naruto zbliżył się do niego bardzo blisko i zrobił coś, czego Uchiha spodziewał się mniej niż czegokolwiek innego - przyłożył swoje wargi do jego warg. Rzeczywistym pocałunkiem się tego nazwać do końca nie dało. Przy czym ciemny kask zetknął się z wilgotnym czołem.
A kiedy blondyn się odsunął moment później, to on nie zdążył niczego powiedzieć.
Sasuke zamachnął się (tym razem się nie przejmował, czy akurat się podpiera ręką) i uderzył go mocno w twarz, aż głowa Uzumakiego się obróciła, a na nieskazitelnie białym śniegu obok pojawiły się pojedyncze czerwone kropki.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - jak tchnięty jakąś boską siłą, Uchiha nagle zdołał wstać chwiejnie, a następnie wytarł rękawem buzię. Spojrzał z powrotem na przyjaciela, z jednej strony dogłębnie wstrząśnięty, wściekły, a może wręcz poważnie zdegustowany.
- Myślisz ty czasem, młotku czy nie masz już nic w tym tępym łbie z wyjątkiem ramenu?! - warknął na niego: - Jesteśmy żonaci! Zapomniałeś już, co to znaczy? Nie możesz robić tego, co ci się żywnie podoba ani egzekwować żadnych dziwnych pomysłów, które ci przyjdą do głowy! Jak w ogóle byłeś w stanie... - złapał się za czoło, a następnie wziął głęboki oddech i opuścił rękę: - To jakiś kolejny idiotyczny zakład ze znajomymi z pracy? Żeby we mnie wjechać i...
- To był wypadek! - przerwał mu Naruto, wreszcie spoglądając w jego stronę. Trzymał dłoń przy nosie, z którego teraz ciekła czerwona ciecz. Co za ironia, pomyślał Sasuke i zdołał uśmiechnąć się krzywo, bo to mi ciekła krew w pierwszej kolejności.
- Wiesz, co? Udam, że nic się nie wydarzyło. Dla mojego i twojego dobra - powiedział szorstko brunet, a następnie koślawo i powoli zaczął brnąć przez grubą warstwę śniegu w stronę jednej ze swoich nart, którą zdołał zauważyć w pobliżu. Zatrzymała się na gałązkach jakiegoś wyschniętego, krępego krzaczka. Słyszał, jak Naruto za nim prawdopodobnie również próbuje wstać. Może zbierał się, aby walnąć mu jedną ze swoich niesamowitych przemów? Gdyby Sasuke nie był na nią odporny, może i by zadziałała. Czy rzeczywiście Uzumaki miał taki zamiar, tego już się nie dowiedział, ponieważ pierwsze rozległo się wołanie i w tamtą stronę spojrzał.
- Tato! - Sarada machała do niego z góry i mógłby przysiąc, że na jej twarzy malował się uśmiech, choć z tej odległości nie był pewny zwłaszcza, gdy dziewczynek obróciła po chwili głowę, najprawdopodobniej przekazując Boruto informacje o znalezieniu wylatujących z trasy zjazdowej ojców.
- Jesteśmy cali! - okrzyknął do niej donośnym głosem, ale po chwili dodał: - Naruto rozbił sobie tylko nos! Za chwilę do was przyjedziemy!
Nie spojrzał nawet, czy blondyn zdążył się opamiętać i już się zbiera, lecz jak tylko zgarnął swoją nartę to ruszył pod górę. Nie uszedł jednak nawet kilku kroków, ponieważ zatrzymał się w miejscu, kiedy wyłapał swoje imię. Tym razem również się nie obrócił, aby popatrzeć na Naruto, któremu prawdopodobnie mimo wszystko to nie przeszkadzało, ponieważ mówił całkiem spokojnie i bez wyrzutu w głosie.
- Sasuke - wypowiadał słowa, rzadko dla niego całkiem cicho, powstrzymując się od zbędnego krzyku - gdyby... załóżmy przyszedł ci do głowy taki niedorzeczny pomysł, aby jednak nie udawać... to jutro, po tym jak zabieram Itachiego do lekarza, już po południu mam spotkanie ze znajomymi na mieście w centrum. Pewnie skończy się około dwudziestej w barze z tym dużym neonowym napisem.
Sasuke przyjął tę informację w milczeniu i kontynuował marsz pod górę.
Z powodu zimowej pory roku, noce zapadały wcześniej. Na tyle wcześnie, aby w czasie powrotu z wyjazdu narciarskiego, Sasuke musiał prowadzić auto pod granatowym niebem. Droga była spokojna, niemalże pozbawiona innych pojazdów i Uchiha pozwalał sobie podnosić wzrok ponad jezdnię i wpatrywać się dłużej czy krócej w jednolity, ciemny bezkres, na którym wyróżniało się wyłącznie białe, niewielkie koło.
"Kobieta zerknęła na ukochanego, leżącego w świetle księżyca i pogrążonego we śnie."
Niemalże słyszał jak tamten imbecyl cytuje te słowa, uśmiechając się do niego idiotycznie. Wręcz zacisnął mocniej palce na skórzanym materiale kierownicy.
W tym momencie pomimo mroku w aucie, czerwonych, świecących się obrazków z pulpitu, żony tuż na fotelu obok i monotonnego szumu drogi, był na dzikim stoku góry, wypadłszy z wyznaczonej trasy do zjazdu moment wcześniej przez rozpędzonego narciarza, który swoją niekontrolowaną, chaotyczną jazdą najprawdopodobniej próbował mu nieudolnie dorównać. I teraz Uchiha czuł, że jego twarz jest boleśnie lodowata, zaczerwieniona (czy to aby ciekła mu krew z nosa czy już przestała?), więc niemalże nie potrafił wyczuć dziecięco, tak bardzo prosto, warg przyciskanych do tych swoich.
Śnił? Dotknął palcami swoich ust.
- Sasuke!
Głośny krzyk sprawił, iż niespodziewanie jak grom z jasnego nieba, został sprowadzony do samochodowego fotela z pasem bezpieczeństwa wbitym mocno w klatkę piersiową, aż go delikatnie dusił.
Sakura trzymała kurczowo kierownicę, a na odsłoniętym fragmencie jej ręki, można było dojrzeć silną gęsią skórkę. W oczach kobiety lśniły ostre igiełki strachu, a w lusterku oprzytomniały w jakimś stopniu Sasuke zdołał dojrzeć, iż oczy jego córki zwiększyły się do wielkości golfowych piłeczek. Wnet poczuł suchość w gardle; zwłaszcza, że gdy chwycił kierownicę Sakura wcale jej nie puściła.
- Zjedź na pobocze, to przesiądę się na twoje miejsce - wprawdzie mówiła normalnie, ale w mniemaniu Sasuke zabrzmiało to co najmniej jak stanowcze polecenie. Podobnym tonem najprawdopodobniej wydaje je w swojej pracy.
- Mogę prowadzić.
- Zasnąłeś na moment przed kierownicą, a nie zostało już dużo trasy. Odstąpienie mi kawałka drogi nie sprawi, że świat się zawali, kochanie. - Kobieta była nieustępliwa. - Nie jesteś sam na tym świecie i nie musisz wszystkiego robić sam.
Sasuke nie lubił przyjmować pomocy, niezależnie od kogo. Teraz jednak, gdy wyłapał ponownie w lusterku swoją córkę, widocznie już senną i zmęczoną jazdą przez kilka godzin, a teraz rozbudzoną przez zaistniałe wydarzenia, poczuł coś na kształt uścisku w jelitach i zdecydował się przystać na propozycję żony, wyraźnie niechętnym głosem.
Nie minęła chwila i siedział na fotelu dla pasażera, a w samochodzie tak jak poprzednio roznosił się szum, który świadczył o tym, iż przemierzają kolejne metry. Tym razem jednak nie pojawił się dziki stok, ani boleśnie niska temperatura. Sasuke czuł chłód wyłącznie wtedy, gdy przyłożył policzek do szyby i poczuł jej wibrowanie.
- To przez wujka Naruto, prawda? - zapytał wnet Sarada.
- Hm?
Dziewczyna oparła brodę na dłoniach, wpatrując się w to, co mogła dojrzeć z tylnego siedzenia przez przednią szybę.
- Wydajesz się tak dziwny, odkąd wujek Naruto w ciebie wjechał na stoku.
- Naruto wjechał w Sasuke? - zdziwiła się Sakura, po czym pokręciła głową ze zrezygnowaniem, która następnie wyraźnie rozbrzmiało w jej głosie. Jednak wzrok utrzymywała nieustannie na jezdni - czasem mam wrażenie, żeście się nic nie zmienili i wcale nie wyrośli z tych podpisujących się nieustannie nastolatków.
Sarada zachichotała cicho, Bóg wie, w jaki sposób wyobrażając sobie dorosłych teraz mężczyzn w postaci młodych, rywalizujących nastolatków, jednak Sasuke wyjątkowo nie wyprowadził jej z błędu i porzucił aktualną konwersację. Wzrokiem śmigał po widoku za oknem, który był prawie ciągle niezmienny. Wprawdzie niżej pojawiały się nieustannie jakieś drzewa czy latarnie, rzucające na jezdnię żółtawe światło, ale Uchiha skupiał się głównie na pustym, granatowym nieboskłonie, który nieustannie kojarzył mu się z cytatem z tej podłej, erotycznej książeczki.
Cytat był piękny, jednak Sasuke nie był w stanie sobie uzmysłowić, dlaczego nie potrafi o nim mimo wszystko zapomnieć. Dlaczego do cholery jego ciało i umysł nie "udadzą", że nic się wtedy nie stało na tym pieprzonym stoku, tak jak to oznajmił wyraźnie swojemu pomylonemu przyjacielowi. Przecież nie kłamał wtedy i robił to wszystko dla ich dobra. Czymkolwiek był ten zakład, niezakład czy inne widzimisię, postąpił właściwie. Chyba. Z każdą kolejną latarnią, jaką mijali, ta pewność się u niego stopniowa wykruszała.
×××
Przepraszam za wszystkie błędy, jakie mogły tu wystąpić 🙏 to cholerstwo jest długie i mogłam coś przeoczyć
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro