ᎡϴᏃᎠᏃᏆᎪŁ 1
Pomarańczowe języki muskały Sasuke po łydkach.
Panował tu nieprzebrany gorąc, który sprawiał, że mężczyźnie pot spływał obficie po ciele i lśnił w jasnej poświacie jak złote monety. Włosy kleiły się do mokrego czoła, a oddech Uchihy był przerywany i nieregularny; z trudem łapał go w aktualnych warunkach. Płuca powoli odmawiały posłuszeństwa, a różne mięśnie paliły i właściwie jedyne, co trzymało Sasuke w całości żywcem była świadomość, że gdzieś tam w chaosie, wijących się rudych wstążek, znajdował się równie rudy Kurama, którego bez względu na wszystko trzeba było wyciągnąć na zewnątrz.
Scena była mętna i z wyjątkiem niezwykle przytłaczających fizycznych uczuć, sam Uchiha miał trudności z rozeznaniem się w sytuacji. Wkrótce nie mógł już chełpać powietrza, a do jego gardła wdrapywał się wyłącznie gryzący dym. Otumaniony mężczyzna oparł się o mebel, który akurat miał pod ręką; ten wydawał się rozpływać pod dotykiem człowieka. Czy to się obsunął, czy gdzieś leciał, wpadłszy w dół, w każdym razie czerń zamalowała mu już abstrakcyjny obraz przed oczyma.
Wtem poczuł na swojej rozgrzanej twarzy coś delikatnie szorstkiego i mokrego oraz krótki, urywany śmiechopodobny dźwięk. Ciche sapnięcia, a gdy udało mu się uchylić załzawione powieki, ujrzał błysk krwistych ślepi. Rozczapirzył palce i sięgnął chciwie do stworzenia, przez co poczuł w dłoniach miękkie futerko i ciepło, promieniujące od zwinnego ciała. Ogony, które plątały się na płomiennym tle jak węże w tańcu skuszone muzyką, śmignęły Uchisze przed twarzą, po czym gibki lis zniknął i tyle go widział.
Wciąż nie do końca przytomny Sasuke spróbował dźwignąć się na nogi, co sprawiło, że świat dosłownie zawirował. I wtem rozległ się trzask; och, nie byle jaki trzask. Mężczyzna pomyślał, że samo sklepienie niebieskie rozprysło się na drobne kawałeczki, po czym zwaliło się gwałtownie na niego.
Otworzył oczy i natrafił wzrokiem na blady sufit, okryty jeszcze mrokiem nocy. Powoli oparł wierzch dłoni na swoim czole, a wtedy poczuł jego wilgoć; widocznie to był jeden z niewielu elementów snu, który miał jakieś aktualne odwzorowanie w rzeczywistości. Ostatecznie nie znajdował się przecież w płonącym domu Naruto, a w swoim własnym i sądząc po wciąż panujących ciemnościach (tu obrócił głowę, aby móc przyjrzeć się godzinie na elektronicznym zegarze) jeszcze panowała noc, czy uściślając bardzo wczesny ranek. Prawie wpół do szóstej.
I miał swoją żonę przy boku. Kiedy leniwym ruchem spojrzał w jej stronę, ujrzał ją pogrążoną w spokojnym śnie. Największą uwagę Sasuke przykuło jej nagie ramię; nie mógł sobie odmówić przyjemności i przesunął po nim powoli palcem, jednak w jego wyobraźni zdawało się to znacznie rozkośniejsze i bardziej romantyczne, niż ostatecznie to odczuł. Może ten zaciemniony mile pokój i ujmująca cisza sprawiały, że jego wszelkie wyobrażenia, tak pękały od delikatnych uciech? Stwierdził w myślach, że musiał być wyjątkowo zaspany, co było w jego przypadku niecodziennym zjawiskiem... więc z cichym westchnieniem zaczął układać się wygodniej na materacu, gdy wnet przejaśniło mu się w mózgu.
- Sakura - całkiem zgrabnym ruchem podniósł się do siadu, po czym zaczął ją budzić: - Sakura, czas wstawać.
Gdzieś w głowie zawitały mu wyrzuty sumienia, że przerywa żonie odpoczynek, nim jeszcze zaświtało, ale jak szybko te przemyślenia się pojawiły, tak szybko zniknęły. Brunet, widząc, iż kobieta równie leniwie co on przed chwilą, zaczyna się rozbudzać, jeszcze zaświecił lampkę nocną, na co ta zmarszczyła brwi i zamrugała gwałtownie oczami:
- Czy to jest jeszcze noc za oknem?
- Tak. Na narty trzeba jeździć wcześnie - odparł beznamiętnie: - Obudzisz Saradę?
- Jasne... - obserwował, jak kobieta z wolna siada: - Będziesz potrzebował pomocy w łazience?
- Nie, poradzę sobie - burknął i Sakura, nawet będąc jeszcze w jakimś stopniu nie do końca przytomna, dałaby sobie rękę uciąć, że przez twarz bruneta przebiegło wyraźnie zmieszanie. Rękę uciąć... cóż, mówiąc wprost nie było to zbyt taktowne i odpowiednie wyrażenie do aktualnej sytuacji. Różowowłosa musiała sobie po raz kolejny zanotować wielkimi literami w głowie, aby starać się omijać ten frazeologizm szerokim łukiem, a przynajmniej w rozmowach z mężem.
Mimo tego, że Sasuke wydawał jej się dzisiejszego jakże wczesnego poranka wyjątkowo zagubiony we własnym świecie, zbliżyła trochę do niego twarz z nadzieją, że może połapie się w jej pragnieniach i da jej buziaka na dobry dzień. Jak zazwyczaj pod tym względem rzeczywistość ją zawiodła i Uchiha dał kolejny dowód swojego niekumactwa, więc westchnąwszy z niezadowoleniem, kobieta wstała i skierowała się do wyjścia z pokoju. Już na progu oparła dłoń o framugę i odwróciła głowę:
- Jesteś pewny? To w porządku prosić o pomoc.
Mężczyzna ograniczył swoją odpowiedź do kiwnięcia głową. Sakura opuściła w takim razie pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi, aby jej mąż mógł w spokoju i bez pośpiechu zająć się sobą.
Sasuke został sam i było mu z tym dobrze. O tej godzinie jeszcze panowała kojąca cisza i Uchiha postanowił się nią nacieszyć przez krótki moment, przy czym sięgnął opuszkami palców i musnął nimi lekko swój kikut, wystający w niewielkim stopniu spod krótkiego rękawa bawełnianej koszulki do spania. W tych paru miesiącach, które minęły od incydentu, kiedy doprowadził swoje ramię do takiego stanu, zdążył się przyzwyczaić w jakimś stopniu do związanych z nową sytuacją trudności.
Na początku rzeczywiście potrzebował... pomocy, o którą przed chwilą go tak wypytywała uparcie żona. Niechętnie musiał przyznać, ale przez jakiś czas korzystał z niej, bo sam sobie nie mógł poradzić. Jednak mimo takich w jego mniemaniu, bardzo upokarzających rzeczy, nie zmieniłby nic z tamtych wydarzeń. Gdyby znów dom Naruto stanął w ogniu... Sasuke był pewny, że wskoczyłby do niego na ratunek choćby ponownie i tysiąc razy, nawet jeśli nie skończyłoby się tylko, i aż na stracie większej części ręki.
Tak czy siak, nie miał zamiaru przesiedzieć istotnego czasu na rozmyślaniu nad rzeczami oczywistymi. Na narty musiał się zebrać; będąc już wprawnym w pewnym sensie w byciu ograniczonym do jednej ręki, przyszło mu to całkiem sprawnie. Wkrótce ogarnięty znalazł się w jadalni, gdzie przy stole wciągał na nogi buty, a Sakura krzątała się po pomieszczeniu, sprawdzając czy aby na pewno jej maleńka rodzina ubrała się ciepło oraz jednocześnie zajmując się śniadaniem. Gdy tylko uporał się z obuwiem i wyprostował, napotkał na blacie przed sobą pachnącą jajecznicę, więc skuszony dodatkowo zapachem, prędko się za nią zabrał. Sarada po drugiej stronie stołu również się zajadała podobną, przy tym ziewając często.
- Wstawanie o takiej godzinie było konieczne? - zapytała Sakura, dołączając do nich z własną porcją i spoglądając na swoją córkę kątem oka.
- Jest okej - odparła dziewczynka dobitnie, poprawiając kosmyk włosów, który zdążył jej zlecieć przed oczy: - To żaden problem.
- Może i Naruto się spóźnia, ale my jako kulturalna rodzina - Sasuke przerwał na moment, aby przeżuć i przełknąć jedzenie: - nie spóźniamy się na umówione spotkanie. Jeśli dojedziemy na miejsce przed nimi, czego w zasadzie jestem pewny, możemy kupić bilety zanim kolejka się zbierze.
- Ciocia Hinata musi mieć duże utrapienie na głowie... - Sarada oparła policzek na dłoni i westchnęła cicho. Sasuke, pomimo tego iż się zgadzał z córką, musiał przyznać, że na myśl o tym krzykliwym pomarańczowym ramenojadzie, który był tym wielkim utrapieniem dla swojej żony, przyjaciół oraz całego otoczenia... cóż, w tym utrapieniu musiało być coś pocieszającego, skoro na samo wspomnienie nawet takiemu draniowatemu Uchisze kąciki ust podnosiły się w górę.
Naruto miał naprawdę wspaniały sen o basenie pełnym rozkosznego ramenu i skończyło się na tym, że to Kurama go obudził, gryząc go w paluchy u nóg, już jakiś czas po wyznaczonej godzinie do wstawania. Słońce wpadało przez szpary pomiędzy zasłonami do sypialni i to wystarczająco powiedziało, nie do końca przytomnemu jeszcze Uzumakiemu, jak bardzo zaspał. Zbieranie się tego dnia było więc kwintesencją chaosu i jeszcze większego braku porządku niż zazwyczaj, ale właściwie poszło całkiem sprawnie i rodzina zasiadła w samochodzie. Byliby i pojechali wtedy, gdyby Naruto nie postanowił sprawdzić, czy aby na pewno wszystko spakowali. Postąpił słusznie, przez co był zmuszony popędzić po swoje narty z powrotem do domu.
W tym czasie pozostali czekali na niego w aucie. Hinata próbowała troszkę poprawić pukle włosów, bo w takim pośpiechu nie miała wiele czasu na czesanie się, natomiast dzieciaki koczowały na tylnych siedzeniach z Kuramą pomiędzy nimi.
- Już jestem dattebayo! - blondyn w końcu wpadł do samochodu i wygodnie zasiadł za kierownicą. - Wszyscy zapięli pasy?
- Tak - odparła radośnie Himawari.
- Boruto? - jak nie otrzymał odpowiedzi, to musiał wychylić się ze swojego miejsca i spojrzeć do tyłu: - Boruto, musisz od rana bawić się tym ekranikiem? Zapnij pasy.
Chłopiec wydał z siebie wielce niezadowolony pomruk i łaskawie wykonał polecenie rodzica, po czym z powrotem utkwił wzrok w urządzeniu w swoich rękach. Bo jak można było tak rozpraszać młodego gracza?! Jego koledzy go potrzebują w drużynie, a on czuł się zobowiązany im pomóc, zwłaszcza, że i jego postaci się to opłacało. Przerywanie mu w środku pikselowej potyczki było barbarzyństwem. No ale jak jego tatko miałby go niby zrozumieć?
- Boomer - prychnął pod nosem.
Naruto nie usłyszał tego komentarza, bo skupił uwagę na odpalaniu silnika. Dość zręcznie wyjechał ze swojego podjazdu i poprowadził pojazd, spoglądając kątem oka na godzinę. Może nie będą aż tak spóźnieni? Może Sasuke będzie stać w korku i go wyprzedzą? Może, może...
Do tej pory nie spotkał żadnych korków samochodowych na swojej drodze, w których jego przyjaciel mógłby się zatrzymać, a już wprowadził pojazd w odcinek drogi, z którego jednej strony rozciągał się las drzew iglastych, a z przeciwnej roztaczał się wspaniały widok na wzburzone wody Zatoki Ishikari. Poranne słońce biło jasnymi, żółtymi promieniami, które odbijały się od burzliwej powierzchni, przez co Uzumaki nie mógł się nie zachwycać prześlicznym widokiem złotych fal. Jego rodzina nie zaczepiała go rozmową, więc miał możliwość spokojnego podziwiania żywego obrazu. Przy czym coś nieokreślonego kierowało jego myśli w stronę Sasuke. Naruto zastanawiał się czy jego przyjaciel doświadczał podobnego widoku, kiedy tędy przejeżdżał. Fale w blasku księżyca również musiały być...
- Tato? - głosik Himawari, nawet jeśli cichy, przywrócił go do rzeczywistości z rozmyślań.
- Tak?
- Muszę... muszę siku.
Uzumaki rozglądnął się na boki, mimo że zdawał sobie sprawę, iż w pobliżu nie ma żadnego zjazdu bądź budynków. Jedynie Zatoka Ishikari i las.
- Teraz?
- Tak.
- ...bardzo ttebayo?
- Tak. Możemy się zatrzymać przy łazience?
- Myślę... - siłą woli powstrzymał się od zdjęcia rąk z kierownicy, aby podrapać się po karku. Jedynie wzrokiem majaczył po przedniej szybie: - Za dziesięć minut powinniśmy znaleźć się już na skraju miasta. Wtedy z pewnością coś się znajdzie.
Himawari odpowiedziała wyłącznie krótkim pomrukiem, a drobne palce zacisnęła na miękkim, rudym futerku Kuramy, na co lis wydał z siebie głośniejszy, ale nie wrogo nastawiony pomruk. Hinata obróciła się w stronę tylnych siedzeń, jakby chciała upewnić się, że nic złego się nie wydarzy, dopóki nie dotrą do tej nieszczęsnej łazienki i Naruto mimowolnie poczuł miły zapach jagodowego szamponu z jej włosów.
Pamiętając o prośbie swojej córki przyspieszył i wkrótce rzeczywiście dojechał do niskich zabudowań. Na szczęście nietrudno było znaleźć tu stację benzynową. Tam zatrzymał samochód na miejscu wyznaczonym do parkowania. Postanowił rozprostować nogi, a przez myśl mu przeszło, że właściwie potem mu się przyda choćby taka niewielka rozgrzewka, zwłaszcza jeśli Sasuke zmusi go do tego, aby z nim rywalizował. Znaczy się, nie dosłownie zmusi, ale tym swoim bucowatym i dumnym zachowaniem jakoś tak często bardzo skutecznie prowokował Uzumakiego. Jakkolwiek dziecinne się to nie wydawało, niełatwo było im wyrosnąć z tych nieustannych zawodów o wyższość. Może dlatego, że właściwie przez całe życie wspólnie dorastali i dlatego nie zdołali zapomnieć o tej istotnej części ich relacji? No, może nie do końca przez całe życie. Naruto wciąż jeszcze pamiętał te nieprzyjemne czasy z ich znajomości... choć przeważnie wolał ich sobie nie przypominać i zagrzebywał je w swojej pamięci głęboko. Tak jak teraz; musiał potrząsnąć głową i odciągać myśli od niewłaściwego toru.
A Boruto nieustannie bawił się swoją elektroniczną zabawką, podczas gdy Hinata za rękę prowadziła Himawari do budynku stacji benzynowej, zapewne spodziewając się, że tam znajdzie dziewczynce jakąś łazienkę.
Naruto popukał w szybę, chcąc zwrócić na siebie uwagę syna, a gdy nie uzyskał odpowiedzi, to otworzył drzwiczki.
- Boruto! Nie sądzisz, że przydałoby ci się świeże powietrze? Ile możesz patrzyć się w ten kolorowy ekran, dattebayo?
- Gram teraz - burknął nieprzyjemnie chłopiec. Kuramie natomiast bardzo spodobała się możliwość wyjścia z pojazdu, więc przepchnął się gwałtownie przez blondyna, a przy tym jednym ze swoich ogonów wytrącił mu sprzęt z rąk. Lis opadł zgrabnie łapkami na betonową powierzchnię, a obok niego spadło urządzenie Boruto, który na to wydał wstrząśnięty krzyk.
- H-hej! Kurama! Głupi lis! - blondyn z dwoma kreseczkami na policzkach gwałtownie rzucił się do ziemi, aby zebrać swoją własność: - Uh, bok się obił dattebasa!
Naruto wyjątkowo powstrzymał się od triumfalnego "dobrze ci tak", a jedynie przytulił łepek Kuramy do swojej nogi i przesunął dłonią po nim, napawając się miękkim futerkiem. Lisowi przypadło to do gustu. Wydał z siebie zadowolony pomruk i przymknął błyszczące, czerwone oczka. Uzumaki jak w transie przesunął jeszcze ręką po jego uszku, którym następnie Kurama strzepnął, ale to wyłącznie tyle.
Sasuke wierzył gorąco, że właśnie rudego zwierzaka i dorosłego blondyna łączyła jakąś specjalna więź; coś, co sprawiało, że lis niesamowicie ufał swojemu panu i cenił go oraz vice versa. Wprawdzie było też grono osób, które nie dostawały zębami od pomarańczowego ogoniastego, jednak z Naruto to była całkowicie inna sprawa. A w każdym razie tak widział to jego przyjaciel i niekiedy wspomniał mu o tym.
Gdy Naruto sobie o nim przypomniał, pofatygował się, aby wyjąć telefon z kieszeni i sprawdzić aktualną godzinę. Było troszkę przed siódmą. Uzumaki mógł sobie jedynie wyobrażać, jak długo tamci już pewnie koczują pod stokiem i coś go wzięło, więc wszedł na kontakt Sasuke (podpisany wielkimi literami "DRAŃ") po czym powoli wystukał znaczki, którego oznaczały: "chyba się spóźnimy nieco dattebeyo".
- Nieco? To jakiś dziwny, nieśmieszny żart? - wymamrotał Sasuke, lustrując uważnym wzrokiem kolorowy ekran swojego telefonu.
Zdążyli już kupić bilety, również dla Naruto (z nadzieją, że ten rzeczywiście przyjedzie), całkowicie się rozpakować i zorganizować na miejscu. Sakura aktualnie postanowiła zamiast czekać na siedząco, rozglądnąć się nieco po ośrodku i zabrała ze sobą Saradę; Sasuke został na drewnianej ławce z nartami. Zimno już zdążyło połaskotać go po twarzy, na której pojawiły się delikatnie czerwonawe wypieki i nos zaczął go szczypać, jednak wytrwale siedział tutaj zdrętwiały. Palce u rąk również zrobiły się nieco nieruchawe; odpisanie przyjacielowi zajęło mu dobrą chwilę, przy czym musiał jeszcze stukać o ekran jedną ręką wyłącznie... bo inaczej się nie dało, cóż miał zrobić.
"Młotek" napisał "Szczęście dla ciebie, że czekamy cierpliwie", a następnie dodał jeszcze: "*dattebayo, idioto".
Po dłużej chwili bez odpowiedzi brunet wydał z siebie coś na kształt usatysfakcjonowanego, złośliwego chichotu, jednak chichotem tego do końca określić nie można, bo dźwięk przechodził w pomruk. Telefon jednakże nie podzielał radości swojego właściciela, bo zsunął mu się z kolana i stuknął na ziemię. Sasuke, tym razem marszcząc z irytacją brwi, podniósł go z bruku całkiem zręcznie. Kątem oka zdążył przy okazji zauważyć, że ktoś się zbliża, a gdy podniósł wzrok na tę osobę, rozpoznał w niej swoją córkę.
- A gdzie Sakura? - przejechał wzrokiem z drobnej sylwetki dziewczynki to na prawo, a następnie na lewo, wyłapując mimowolnie w oddali śnieg zgarnięty z chodnika o już zabrudzonym zanieczyszczeniami, białym kolorze.
- Mama się zagadała z jakąś panią, więc postanowiłam wrócić do ciebie - Sarada usiadła sobie obok taty, na co ławeczka zareagowała cichym skrzypnięciem. Sasuke wyłapał na buźce córki podobne rumieńce od zimna co tkwiły na jego. Zanotował sobie w głowie, aby przypomnieć żonie, żeby znalazła mu jakiś specyfik, który powinien chronić cerę przed efektami zimna i nałożyła go Saradzie, a potem on mógł go sobie użyć. Nie żeby był jakimś fanatykiem swojej pięknej twarzy, ale starał się jakoś myśleć racjonalnie i zapobiegać niektórym rzeczom, tak jak choćby smarował się kremem na słońcem w lecie, żeby się nie spalić (co właściwie było konieczne, bo przez swoją bladą cerę łatwo się spalał jak jakaś skwarka na patelni. Nie wspominając już o Itachim. Dla Itachiego było lepiej, aby w prażące słońce pozostał w domu i tyle).
- Rozumiem - z cichym westchnieniem oparł się o tył ławki, a telefon obrócił ekranem w dół. Przymknął oczy i pozostał w ten sposób, nawet jeśli czuł na sobie czujne spojrzenia córeczki, która po dłużej chwili postanowiła zagaić:
- Mógłbyś... - uchylił powieki i dojrzał jak dziewczyna bawi się w lekkim zdenerwowaniu palcami: - Wytłumaczyć mi dokładnie, jak to się stało, że wskoczyłeś wtedy w pożar i straciłeś rękę? Niby słyszałam już tysiąc razy tę historię... ale głównie od mamy i wujka Naruto. Mam na myśli - tu Sarada spojrzała na niego roziskrzonymi oczami : - Ty i wujek Naruto musicie być naprawdę dobrymi przyjaciółmi, prawda? W końcu tam nawet w ogniu żadnego człowieka nie było, a wyłącznie Kurama! Ty go nawet nie lubisz, tato....
- Masz rację - odpowiedział beznamiętnie, po czym zmarszczył brwi, jakby myślał nad doborem odpowiednich słów: - Powiedzmy, że wystarczyła mi sama świadomość, że Kurama jest bardzo ważny dla Naruto. To czy lubię tego lisa to całkowicie nieistotne w tym przypadku.
Sarada pokiwała głową, po czym przygryzła dolną wargę.
- Śmiało - zachęcił ją.
- Nie... nie jesteś czasem zazdrosny o rękę?
- Zazdrosny? - przechylił lekko głowę na bok, marszcząc przy tym wyraźniej swoje brwi w wyrazie zmieszania, przy czym uważniej zmierzył córkę wzrokiem.
- Zazdrosny... - dziewczynka pełzała gdzieś wzrokiem po bokach: - Nie masz wrażenia, że to niesprawiedliwe? Wiesz, że musiałeś ratować Kuramę, który w ogóle nie jest twoim pupilem, a wujek Naruto zaledwie skończył przy tym z poparzoną ręką. W dodatku co by było, gdyby wujek Naruto się nie pojawił na czas i nie wskoczył w ogień za tobą, żeby cię wyciągnąć? Zostałbyś tam pod tymi belkami i się... spalił? To... niesprawiedliwe...!
- Nie patrzę na to w ten sposób - odpowiedział niewiele myśląc, po czym odsunął się trochę od oparcia. Trochę niezręcznym ruchem objął córkę, która zaczęła chlipać.
Nigdy nie był pewny jak należy przytulić dziecko, ale pamiętał, że on sam był przytulany przez matkę, kiedy ona jeszcze żyła... jego ojciec nie był taki wylewny, jednak również okazywał swoje uczucia na swój własny szorstki sposób. Sasuke... Sasuke jednak miał z tym bardzo wyraźnie problemy. Owszem zawsze się gorąco starał, żeby zachowywać się dla swojej rodziny jak na jego miejsce przystało. I nawet pomimo tego, że ich rodzina nie miała za sobą żadnej nieprzyjemnej przeszłości, a właściwie układało im się dobrze od zawsze, była w tym zachowaniu Sasuke jakaś rezerwa. Nie pamiętał już nawet kiedy się to zaczęło i nie mógł nic na to poradzić oprócz starania się.
To było widocznie coś, w czym nigdy nie będzie mógł dorównać Naruto. Ten to nawet pomimo tego, że początki jego rodziny z Hinatą były dość... niefartowne? Cóż, jakkolwiek by tego nie nazwać, blondyn potrafił niesamowicie wpłynąć na stan rzeczy, że teraz człowiek nie byłby w stanie domyślić, iż na początku Uzumakim nie powodziło się tak wspaniale.
- Nie żałuję tej ręki i cieszę się, że Naruto nic więcej się nie stało, chociaż sama wiesz, że zostały mu blizny po tym oparzeniu - powoli pogłaskał Saradę po plecach, ze wzrokiem utkwionym w czubku jej głowy: - Nie myślę o tym, że mogłem tam zginąć... -
- Więc może powinieneś?! - dziewczyna gwałtownie podniosła na niego spojrzenie zapłakanych oczu, które po chwili zaczęła wycierać wierzchem dłoni, choć łzy nadal ciekły jej po policzkach: - Ja... nie chcę, abyś umierał...! To teraz brzmi głupio, ale... to niesprawiedliwe, że umarłbyś dla wujka, a nas zostawił...!
- Moje ciało samo się poruszyło - przywołał na twarz coś co od biedy można było uznać za krzywy uśmiech: - Wiedziałem, że jest szansa, aby zapobiec śmierci Kuramy i musiałem ją wykorzystać. To pewnie... domena przyjaźni, myśleć w dramatycznych sytuacjach bardziej o innych niż własnym bezpieczeństwie. Wprawdzie to brzmi niezmiernie idiotycznie, ale niestety istnieje. Chociaż...
Zaciął się na dobry moment, przypominając sobie jedną z szalenie ważnych rzeczy, która mimowolnie uspokoiła go w tym momencie i naprowadziła na właściwy tor. Również delikatnie kąciki jego ust podniosły się w górę.
- Uśmiech Naruto, kiedy mógł przytulić potem Kuramę był nieoceniony - rzekł, po czym dodał: - Gdyby znowu dom Naruto zapłonął, dla jego szczęścia, mógłbym i drugi raz wskoczyć w promienie, nawet jeśli miałbym przy tym zginąć.
Następnie położył dłoń na głowie Sarady.
- Myślę, że to zrozumiesz, kiedy dorośniesz i będziesz mieć takiego najlepszego przyjaciela.
- Mhm... - dziewczynka zaczęła przecierać twarz i tym razem żadne nowe łzy już nie płynęły po jej zaczerwienionych policzkach.
- Przyjaźnisz się już z Boruto?
- Ech? - Sarada spojrzała na na niego, po czym wydała z siebie coś na kształt rozbawionego prychnięcia, co wydało się Sasuke czymś o wiele lepszym niż jej wcześniejszy płacz: - Boruto zachowuje się jak strasznie głośny i nadęty idiota! Wolę przyjaźnić się z Chouchou.
- Przynajmniej nie krzyczy na okrągło o tym, że zostanie cesarzem Japonii.
- Huh?
- Nieważne, nieważne - poczochrał córkę po głowie, a następnie wstał z ławeczki, która tym razem również skrzypnęła jak nieudane pociągnięcie smyczka po skrzypcach: - Chodźmy do samochodu. Zostawiliśmy tam chyba termos z herbatą.
Sarada pokiwała głową, już bardziej ochoczo. Twarz wprawdzie jeszcze miała nieco zaczerwienioną od płaczu i zimna, ale na już błąkał się tam jej uśmiech. We dwoje wzięli narty oraz kijki, po czym powoli skierowali się w stronę parkingu po odśnieżonym chodniku, który na szczęście został wysypany czy to solą czy piaskiem. Naturalne lodowisko zaczęło się dopiero na parkingu, gdzie trzeba było naprawdę uważać, aby twój nos nie wylądował ostatecznie na ziemi razem z narciarskim dobytkiem. Sasuke dopiero już prawie przy swoim samochodzie odciągnął swój uważny wzrok z drogi przed sobą i popatrzył w stronę pojazdu... gdzie zastał go jakże miły widok.
- Sasuke! - uśmiechnięty jak zawsze Naruto machał do niego energicznie, zauważywszy go momentalnie. Uchiha nawet nie potrzebował herbaty, bo coś w tym szerokim uśmiechu rozgrzewało go od środka.
×××
Dzień dobry!
Jak dobrze wreszcie skończyć ten niezmiernie długi rozdział! Trochę zbyt długo zajęło mi pisanie go, ale cóż poradzić? Może kolejny uda mi się prędzej naskrobać.
A tymczasem kochani czytelnicy szczęśliwego Dnia Dziecka!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro