ᎡϴᏃᎠᏃᏆᎪŁ 3
Osiemnaście lat wcześniej
Naruto przetarł swoją rozgrzaną twarz ręką, a następnie z powrotem chwycił mangę i zanurzył się jeszcze bardziej głową w jej czarno białych stronicach.
- Przestań gadać i pocałuj go nareszcie, na co jeszcze czekasz ttebayo? - jęknął, po czym przygryzł niecierpliwie dolną wargę, wpatrując się w ulubione postacie; wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę, który właśnie zdejmował okulary swojemu ukochanemu w bardzo romantycznej już scenerii... i jednocześnie rozgadywał się o swoim ciężkim dzieciństwie, co normalnie by Uzumakiego tak nie denerwowało, jednak trwało to już parę stron i wystarczyło, aby wyprowadzić impulsywnego nastolatka z równowagi.
Jak tylko dotarł do ostatniego dymku, którego sensu i tak nie do końca mógł zrozumieć (w mangach dla dorosłych było dużo znaków kanji, które były zbyt abstrakcyjne i skomplikowane oraz dla niego nieznane, więc po kontekście musiał zgadywać zazwyczaj, jakie słowo zostało w nich ukryte), gwałtownie przewrócił stronę. Niestety nie dane mu było przeczytać niczego, ponieważ drzwi od jego pokoju otworzyły się raptownie i zaskoczony Uzumaki nie dość, że podskoczył na łóżku w swojej leżącej pozycji to jeszcze krzyknął przeraźliwie, zatrzaskując niewielką książeczkę w swoich dłoniach.
A w następnej chwili rozległ się huk i głośne "cholera jasna!" oraz moment później już spokojniejsze:
- Dostanę kiedyś przez ciebie zawału z moim nadciśnieniem.
Wprawdzie Naruto od razu rozpoznał po głosie, kto taki go odwiedził, ale mimo wszystko obrócił głowę w stronę białowłosego mężczyzny głównie po to, aby pokazać mu swoje wymalowane wyraźnie na twarzy niezadowolenie z tej nieoczekiwanej wizyty. A gdy ujrzał plik zapisanych ręcznie papierów w jego dłoni (drugą Jiraiya rozcierał swój bok, którym najprawdopodobniej uderzył się o komodę tuż obok) wręcz jęknął nieszczęśliwie.
- Nie, nie, właśnie czytam...!
- To dobrze się składa, bo to też jest do czytania - Jiraiya, nie pytając o zgodę, usiadł na krańcu łóżka, na co Naruto uderzył czołem o okładkę swojej mangi. - Przeczytam ci najnowszy fragment mojej Bijatyki Flirtujących, a ty ocenisz czy się nadaje. To tuż po tym jak Kiiro wreszcie przespała się z Ginkawą i za niedługo go opuści.
Uzumaki westchnął ciężko, mamrocząc coś na zgodę. Że też jego wujaszek akurat musiał znaleźć zainteresowanie w... pisaniu erotycznych bajeczek. Naruto nie miał nic do erotycznych bajeczek (zwłaszcza, jeśli to sami mężczyźni byli głównymi bohaterami), jednak nieco męczyło go codzienne słuchanie jakiś mniej czy bardziej ważnych fragmentów dzieł, które ani trochę go nie interesowały.
W dodatku zawsze dotyczyły one związków heteroseksualnych! A on nie rozumiał w żadnym stopniu tego powszechnego zainteresowania kobietami! Widocznie musiał być tym innym typem ludzi, do tego już zdążył dojść. Ale co on miał powiedzieć wujaszkowi w takim razie, a jak tym bardziej miał ocenić jego prace? Nie był nawet humanistą... ścisłowcem w zasadzie też nie. Natomiast odkrył ostatnio, że potrafi przyrządzić minutową zupkę chińską w pięćdziesiąt osiem sekund.
- Słuchaj teraz uważnie! "Kobieta zerknęła na mężczyznę, leżącego w świetle księżyca i pogrążonego we śnie. Jego włosy były zmierzwione po właśnie odbytym stosunku, a pot jeszcze lśnił na przystojnej twarzy..."
- Nie, dattebayo - burknął, przerywając mu tym samym, przy czym podniósł jeszcze czoło z okładki mangi. W zasadzie nie był pewny czy przeszkodził wujaszkowi, ponieważ na ten wyjątkowy fragment doznał dziwnego uczucia niesmaku czy może rzeczywiście nie leżało mu coś w tych posklejanych w zdania słowach. Właściwie zastanowił się nad drugą ewentualnością na głos:
- To takie dziwne. Jeśli Kiiro ma wkrótce opuścić Ginkawę, to dlaczego tuż przed tym myśli wyłącznie o ich... - pozwolił sobie machnąć nieprecyzyjnie ręką - ruchaniu? Myślałem, że go kochała czy coś.
- Bardzo, ale jednak musi odejść do narzeczonego, ponieważ Ginkawa odwzajemnił jej miłość za późno.
- Wiem, wiem - chcąc czy nie chcąc, wiedział. Mimo wszystko słuchał tych codziennych wywodów, narzekań na brak weny czy nagłych krzyków, że ta się pojawiła po maleńkiej szklance sake. - Ale raczej powinna w takim wypadku...
Naruto nie próbował początkowo postawić się na jej miejscu, zwłaszcza, iż ten jej wybranek, a w każdym razie tak wynikało z monologów Jiraiyi, był jakimś kompletnym bezmózgiem, który prawdopodobnie w ciele kota biegałby za własnym ogonem. Jednak przyszło mu do głowy, że gdyby znalazł się w podobnej sytuacji... i wyszłoby tak, że leżałby w łóżku z kimś... nie, nie z kimś, bo przecież dokładnie znał tożsamość właściwego kandydata. Na samą myśl serce zatłukło mu się w piersi i odpowiednie słowa same wyleciały z gardła:
- "Kobieta zerknęła na ukochanego, leżącego w świetle księżyca i pogrążonego we śnie. Jego włosy... jego spiczasto zakończone, krucze włosy, leżały teraz wilgotne i oklapłe, ale pomimo tego nie straciły swojego blasku. Ginkawa był olśniewający i piękni jak... gwiazdy! Gwiazdy rozpostarte na granatowym nieboskłonie, ale Kiiro wiedziała, że nie kocha go wyłącznie z tego powodu".
I wprawdzie przestał mówić w tym momencie, jednakże jego wyobraźnia pchała scenę na przód, niczym w jakimś kinowym filmie. Ów pogrążony we śnie ukochany... nie Ginkawa, ale Sasuke, uchylił swoje kocie oczy, a następnie przeczesał wilgotne włosy palcami w bardzo ponętnym ruchu. Jego różowe usta rozchyliły się i Uchiha wypowiedział parę słów takim tonem, iż Uzumakiego momentalnie przeszły ciarki po plecach "przestań gadać i pocałuj mnie nareszcie, na co jeszcze czekasz, młotku?". I wtedy przestał rzeczywiście pieprzyć o jakichś Ginkawach i Śrajtamach, po czym oboje przysunęli się do siebie, aż mógł poczuć jego ciepły oddech na policzku i wtedy...
- HEJ! - trzepnięcie w tym głowy otrząsnęło go z bajkowego transu w ułamek sekundy. Naruto poczuł na sobie uporczywy wzrok wujaszka i ciężko mu było stwierdzić, jak bardzo spłonął rumieńcem w tym momencie, nawet nie koniecznie dlatego, iż (zresztą nie pierwszy raz) zaczął wyobrażać sobie jakieś niestworzone rzeczy z nim i Sasuke w rolach głównych, ale głównie, ponieważ tym razem zrobiło mu się ciasno w bokserkach... i wprawdzie leżał na brzuchu, więc nie było tego zbyt widać, ale Jiraiya aż za dużo wyczytywał z jego bordowej twarzy. Prawdopodobnie dlatego cmoknął z dezaprobatą.
- To było całkiem niezłe, muszę przyznać - powiedział w końcu. Chwycił swoje pióro wieczne i zaczął wyskrobywać nową wersję fragmentu na papierze. - Nawet jeśli Ginkawa ma brązowe włosy.
- Oj, jakoś wyleciało mi to...
- Powinieneś dać sobie spokój.
- Ha? - Naruto przechylił lekko głowę na tą nagłą zmianę tonu głosu z lekkiego i rozbawionego w poważny.
- Z Sasuke - Jiraiya odłożył pióro na kolana i wlepił rzeczowe spojrzenie w swojego podopiecznego. - I nie mówię ci tego, bo życzę ci źle, Naruto. Kiedy to się zaczęło, powiedz mi. Jakiś czas temu. Długi czas temu. Byłem kiedyś w podobnej sytuacji, co ty. Głupio, naiwnie zakochany i pijany w mojej młodzieńczej miłości, czułem motylki w brzuchu, a moje serce skakało z radości na widok tej "jedynej". I do czego mnie to doprowadziło? Zostałem pięćdziesięciopięcioletnim kawalerem z poważną arytmią serca, przeżywającym kryzys wieku średniego od dwudziestych czwartych urodzin. Uwierz mi, nie chcesz skończyć tak jak ja. Ja nie chcę, abyś tak skończył.
Poczuł się zgaszony, jak pochodnia wrzucona do wody. Naruto dokładnie tak właśnie się poczuł w tym momencie i uśmiech przez długi moment nie pojawiał się na jego twarzy, nawet gdy Uzumaki odciągnął wzrok od wujaszka i skupił go na okładce mangi, na której wyższy mężczyzna podwijał koszulkę swojemu zaczerwienionemu kochankowi. Ale i tak ostatecznie tępo wpatrywał się w postacie, wciąż pozostając w swoich gorzkich przemyśleniach.
Dlaczego Jiraiya mówił o swojej historii z taką boleścią w głosie, nawet jeśli ukryte znaczenie imion głównych bohaterów jego serii było po prostu... tak oczywiste, jak gdyby rzucono komuś piłką do koszykówki w twarz? Kiiro to kolor żółty, a Ginkawa oznaczało coś na kształt srebrnej rzeki. Prawie jak kolory włosów Tsunade i Jiraiyi. Dlaczego więc? Może w porę jego wujaszek powinien był po prostu przestać gadać i pocałować ją wreszcie?
Teraz
Nie dość, że pół nocy spędził na przewracaniu się z boku na bok, to siedząc przed gabinetem lekarskim w oczekiwaniu na Itachiego, wciąż nie mógł odgonić się od przemyśleń związanym z tym, co zaszło wczorajszego dnia na stoku.
Musiał się wytłumaczyć kłamliwie Hinacie, że niby podczas zderzenia ze swoim przyjacielem naprawdę mocno się potłukł i wszystko go teraz bolało, przez co nie mógł zmrużyć oka w żaden sposób. Kobieta zrobiła mu gorącą herbatę, dała leki przeciwbólowe (połknął, żeby nie wzbudzać podejrzeń) i, kiedy jeszcze o trzeciej wciąż ruszał się w nerwach po materacu, zdecydowanie nie we śnie, zrobiła mu masaż. Naruto z pewnością nie powiedziałby, że dotyk swojej żony był tym, czego pragnął najbardziej w tamtej chwili, ale widocznie ciepło jej drobnych dłoni musiało podziałać na jego zmęczenie, ponieważ zdołał zasnąć. I gdyby teraz nie był najbardziej strapionym facetem na świecie, dziękowałby z pewnością za kobietę, która opiekowała się nim w środku nocy czule i z wyrozumiałością zamiast wyrzucić męża na kanapę, aby w spokoju odpocząć.
Ale teraz był najbardziej strapionym facetem na świecie i nic nie mogło go odciągnąć głównie od... dobijającego poczucia winy. Przyłapał się wręcz na tym, że gryzł paznokcie, siedząc na tym plastikowym krześle w jasnym korytarzu przychodni.
Nie, moment, było coś takiego poza światem problemów i zmartwień; coś wilgotnego pod lewą dłonią Naruto, którą na moment opuścił w dół, aby doszczętnie nie zmaltretować swoich paznokci.
- Hm? - spojrzał na to, co okazało się nosem Kuramy, który następnie krótko polizał rękę swojego właściciela, nie spuszczając z niego wzroku swoich czerwonych ślepi. - Chcesz mnie pocieszyć, huh? Nie martw się, wszystko ze mną w porządku, jak zawsze zresztą. Chyba. W każdym razie będzie okej dattebayo! Nie musisz robić takiej miny, lisku mój...
Tak czy siak, poczuł się wyjątkowo rozczulony zachowaniem swojego zwierzęcego przyjaciela i pozwolił sobie wziąć jego mordkę w dłonie. Oboma kciukami pogłaskał miękkie, puchate policzki Kuramy i mimowolnie się uśmiechnął, nieporównywalnie bardziej szczerze do wczorajszych uśmiechów, jakimi w nocy obdarzał żonę, żeby nie stwarzać przypadkiem jej powodów do podejrzeń, iż cokolwiek mogło być nie tak z wyjątkiem rzekomego obitego ciała. Lis wydał z siebie krótki dźwięk, podobny do chichotu niemowlaka, na co Naruto zareagował śmiechem, który przełamał zupełnie ciszę porannej przychodni i właściwie... w tym momencie Uzumaki myślał wyłącznie o pomarańczowym przyjacielu, a nie swoich zmartwieniach. A potem usłyszał skrzyp drzwi od gabinetu i podniósł wzrok znad Kuramy w ich stronę.
Itachi wychynął z pomieszczenia, Uchiha w ciemnoszarym, przylegającym do wątłego ciała golfie, poprawiający sobie jednocześnie cienką gumkę, która wiązała jego włosy w luźnego kucyka. Nie zdążył właściwie postawić zbyt wielu kroków, ponieważ Naruto pojawił się przy nim w błyskawicznym tempie z jego lekkim płaszczem w rękach, kolorystycznie podobnym do golfa i bezgłośnie zaoferował swoją pomoc w założeniu go mężczyźnie.
Itachi ją przyjął, włożył zgrabnie ramiona w rękawy, chociaż szczerze mówiąc, niespecjalnie jej potrzebował. Ale po prostu był typem osoby, której wszyscy mieli tendencję pomagać, usługiwać, czy jakkolwiek to zachowanie obrać w słowa. Sasuke przynosił mu dango bez większego sprzeciwu, Naruto sam z siebie zakładał płaszcz, Sakura wręczała mu kubek z gorącą herbatą podczas wizyt. Shisui kiedyś też postępował podobnie, Itachi wyraźnie pamiętał. Ale ten "rytuał" w przypadku ich dwojga był bardziej intymny.
- I jak? - zapytał Uzumaki, po czym zmrużył oczy i nachylił się konspiracyjnie w stronę niższego mężczyzny. - Wbijali ci jakieś igły?
- Nie, ale jeśli Itachi o siebie nie zadba, owszem, wbijemy mu wkrótce - to był, co zaskakujące, kobiecy, doniosły głos, a nie głos Itachiego. Jednak jeszcze bardziej niespodziewany był fakt, że w mózgu Naruto całkiem szybko się przejaśniło i blondyn rozpoznał jego właścicielkę, nim jeszcze zdążył wyłapać ją wzrokiem. A już na sam jej widok, kąciki jego ust powędrowały w górę i poczuł, jakby we wnętrzu jego klatki piersiowej ktoś rozpalił kilka ciepłych punkcików. To było miłe i zdziwiło całkiem blondyna, który zawsze miał wrażenie, że na widok podobnej znajomej osoby będzie trawiło go coś na kształt delikatnej melancholii.
- Babcia Tsunade! - usłyszał swój własny krzyk, który po prostu niepohamowanie wyleciał mu z niewyparzonej gęby. Zmierzył wzrokiem kobietę w kitlu lekarskim, która stała jeszcze w pomieszczeniu, ale przy drzwiach. Od tego widoku trochę rozbolały go szare komórki, ponieważ wydawało mu się, że ludzie mają w zwyczaju się starzeć, ale Senju pomimo swojego wieku (a dałby głowę, że teraz miała ponad... sześćdziesiąt? Siedemdziesiąt?) wydawała się równie młoda, co wtedy kiedy przyniosła mu prezent w postaci żabiego portfela na jedenaste urodziny. Cóż, może była wiedźmą. Wcale by się nie zdziwił.
- Nie sądziłem, że cię tu spotkam! Itachi nigdy nie wspomniał, że jesteś jego lekarką. Gdybym wiedział wcześniej...
- Nie miał jak wspomnieć, bo nie jestem jego lekarką - Tsunade oparła się o framugę i założyła ręce na piersi. - Jest chora i dlatego przejęłam część jej pacjentów z tych terminów, w których będzie nieobecna.
- Och.
- Mówiłam wcześniej na poważnie, jeśli chodzi o dbanie na siebie - kobieta przeniosła wzrok z ucieszonego blondyna na niższego mężczyznę, który niezupełnie podzielał w tym momencie radość swojego towarzysza. Chociaż z jego wyrazu twarzy trudno było wyczytać jakąkolwiek emocję, więc był to temat sporny. - Zaleciłam mu hospitalizację, ale w tym momencie nie mam aż takich podstaw, aby go tam przymusowo wysłać, a twój... kolega chyba nie ma zamiaru się nigdzie wybierać.
- Czy informacje o moim zdrowiu nie są przypadkiem poufne? - Itachi zmarszczył lekko brwi, podnosząc swoją brodę wyżej.
- Owszem, są. Ale przecież nic prawie nie powiedziałam, kochany - kobieta machnęła ręką, spoglądając na Uchihę z wyraźną dezaprobatą, po czym z powrotem przeniosła wzrok na Naruto. - Więc zmieniłeś swoje miłosne zainteresowanie? A wydawałeś się kiedyś taki zdeterminowany, aby dotrzymać obietnicy! Ale właściwie, skoro wam wyszło, chyba tak czy siak jej dotrzymałeś, co?
Naruto przez pierwsze pół minuty nie miał bladego pojęcia, o czym Senju mu mówi i wyłącznie patrzył się na nią tępym wzrokiem, a trybiki kręcące się w jego głowie próbowały jakoś jasno poskładać nowo zebrane informacje i połączyć je z czymś, co musiało się wydarzyć pomiędzy nimi w przeszłości. Jednak nim zdążył na coś wpaść, odezwał się Itachi:
- Nie jesteśmy razem.
- Och - Tsunade wyglądała na nieco zdziwioną. - Mój błąd w takim razie.
Jaka obietnica? Zmienił miłosne zainteresowanie? Naruto nagle sobie przypomniał, jednak w obecnych okolicznościach cała historia sprawiła, że poczuł uścisk w żołądku.
Pamiętał doskonale wczorajszego siebie, który przestał gadać i pocałował Sasuke nareszcie, będąc popchniętym romantyczną chwilą, ale głównie po prostu przytłaczającymi uczuciami, o których jeszcze kilka miesięcy temu w ogóle by nie pomyślał... bo zdawało mu się, że od paru, jeśli nie parunastu lat był wyleczony z tego nieszczęśliwego miłosnego zainteresowania swoim odwiecznym przyjacielem. Ale był w błędzie, teraz zdawał sobie z tego sprawę. Wcześniejsza nieświadomość była błogosławieństwem.
- Ja... wziąłem taką miłą dziewczynę za żonę jakiś czas temu - wybełkotał, krzywo się uśmiechając, po czym zaciął się, bo kolejne słowa zatrzymały mu się samoistnie w gardle. Może to jego rozmówca grał w tym dużą rolę. Bo Tsunade właściwie... nie była do końca jego rodziną, ale w jakiś sposób była mu bliska i w najważniejszych sprawach nie musiał jej okłamywać, ponieważ... prawdopodobnie po prostu była godna zaufania. I nawet jeśli wydawało mu się, że się denerwował, jedno spojrzenie na jej śliczną, młodą twarzyczkę pozwoliło mu odetchnąć.
- Wygląda na to, że to rzeczywiście bardziej skomplikowane niż samo powiedzenie "tak" lub "nie" dattebayo! - tym razem jego uśmiech nie był krzywy, ale szczery. Mężczyzna spuścił głowę i zdołał nawet parsknąć cicho krótkim śmiechem. - Znacznie bardziej. Więc naszyjnika jeszcze prędko nie zobaczysz, babciu.
Właściwie nie potrzebował dodawać nic więcej, ponieważ doskonale wiedział, że ona zrozumie... a chciał, żeby to Senju właśnie załapała jego słowa. I nie zawiódł się na niej, a jakże. Poczuł na sobie jej uważne spojrzenie, płynące z bursztynowych oczu, zakrytych długimi rzęsami. Kobieta w końcu machnęła niedbale ręką, cmokając z dezaprobatą.
- Ty to potrafisz człowiekowi zrobić na złość, kiedy zaczyna sobie życzyć, aby się mylił. Ale wiem, że jesteś typem człowieka, który dotrzymuje słowa, Naruto. To tego warte, tak wciąż sądzę, a skoro miałam rację w stosunku do poprzedniego, może do tego również mam? Pomyśl nad tym. Nawet jakby miało zająć ci drugie tyle! - odsunęła się od framugi, po czym poprawiła zgrabnym ruchem zabłąkany włos na swojej twarzy. Zamknęła drzwi od swojego gabinetu i prędko zakluczowała. - Doczekać się zwrotu mojego naszyjnika w każdym razie chcę. Wrzuć mi go do grobu w razie razie czego. A teraz wybaczcie, panowie, ale za cztery minuty przerwa mi się kończy... a potrzebuję nowej dawki kofeiny.
Z tymi słowami przepchnęła się obok nich i pomaszerowała wyprostowana korytarzem, a stukot jej obcasów rozlegał się głośno po nim całym i tłukł się raz po raz w głowie Naruto, który mimowolnie wpatrywał się tym razem w jej biały kitel, który falował. Mężczyzna poczuł wnet przejmujące uczucie déjà vu... będąc ponownie pokrzepiony słowami kobiety, jednakże tym razem było one niczym jak w krzywym zwierciadle. Ponieważ pragnął być szczery w stosunku do niej i wydawało mu się, że jest szczery. Ale zapomniał wspomnieć bardzo ważnego szczegółu: wcześniejsza nieświadomość była błogosławieństwem.
- Nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek wspominał mi o jakimś naszyjniku - z zamyślenia wyrwał go głos Itachiego, który wpatrywał się w niego równie beznamiętnie i zagadkowo, co zawsze. No może jednak tym razem dało się wyczytać z jego oczu przebłysk troski.
- Bo to tylko prosta obietnica pomiędzy nami, dattebayo! Nic szczególnego... zresztą i tak najprawdopodobniej już nie zdołam jej dotrzymać, wiesz?
- Mhm - Uchiha wyjął z kieszeni skórzane, czarne rękawiczki i zaczął skrzętnie wkładać. - Wydajesz się dzisiaj wytrącony z równowagi. Czy coś cię stało?
- To... aż tak widać ttebayo? Powiedziałem coś nie tak?
- Niezupełnie, wykonałeś bardzo dobrą robotę, jeśli zamierzałeś brzmieć autentycznie. Ale znam cię za dobrze, abyś był w stanie mnie oszukać - niższy mężczyzna wbił teraz w Uzumakiego ten swój przenikliwy wzrok czarnych, zniewalających oczu, nie kryjąc swojego delikatnego rozbawienia rozwiązaniem prostej zagadki i Naruto nie był w stanie się nie uśmiechnąć na jego zachowanie, którego właściwie nie był świadkiem po raz pierwszy.
- Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że w drodze powrotnej zatrzymamy się w jakiejś herbaciarni czy innym miejscu i będziemy mogli porozmawiać, wiesz?
Itachi pokiwał głową z cichym pomrukiem aprobaty.
- Niech więc tak będzie. Chętnie napiję się z tobą herbaty.
I już mieli pójść, jednak wnet w korytarzu zagrzmiał potężny, kobiecy krzyk, aż obu przyjaciołom włosy stanęły dęba na karku.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie można wprowadzać zwierząt do przychodni, Naruto?!
Skulony Uzumaki uśmiechnął się głupkowato i obrócił się częściowo w tył, po czym odkrzyknął:
- Na zewnątrz było za zimno, babciu Tsunade! Przepraszam dattebayo!
I w obawie przed tym, że Senju postanowi dać im nauczkę pięścią, zgarnął Kuramę, Uchihę chwycił za przedramię i czym prędzej popędził do wyjścia.
Osiemnaście lat wcześniej
Naruto był typem osoby, która spędzała dziewięćdziesiąt procent swojego czasu na zewnątrz; nawet już niekoniecznie z przyjaciółmi, szwendając się po okolicy jak bezdomne psy w podłych uliczkach, śmierdzących alkoholem i ludzkimi zanieczyszczeniami, ale choćby wcinając ramen na obiad w swojej ulubionej knajpce, nawet jeśli pozornie samotnie, to posyłając szerokie uśmiechy w stronę sprzedawcy, który od lat prowadził lokal. Natomiast w pozostałe dziesięć procent dni, pomijając te z nich, w ciągu których siłą przetrzymywany był w murach domu z powodu choroby, czas spędzał... właśnie tak jak dzisiejszego popołudnia. Z gejowską mangą w jednej dłoni, przemierzając korytarz w stronę kuchni z zamiarem odgrzania sobie ramenu z pudełka w mikrofalówce.
Innymi słowy Sasuke poszedł do domu, Shikamaru i reszta paczki zrobiła podobnie, a Uzumaki marzył od samego ranka, aby wstąpić po drodze do mangarni, kupić sobie najnowszy tom jednej ze swoich ulubionych serii yaoi (nie żeby kiedykolwiek skusił się na cokolwiek innego niż ten szczególny gatunek) i przeczytać go na spokojnie w domu, żeby dokładnie i bez większego skrępowania móc obejrzeć... niektóre sceny.
Jednak nieusatysfakcjonowany po siedemdziesiątej trzeciej stronie zdecydował, że czas przerwać czytanie smacznym posiłkiem, oczywiście zabierając ze sobą niewielki tomik.
Czego jednak nie przewidział, właściwie myśląc wyłącznie o zmaganiach głównych bohaterów z ich wiecznie nieszczęśliwym losem, to to, że napotka w kuchni kogoś, kim nie będzie jego zboczony wujaszek, a właśnie... cycata kobieta, wyjmująca z lodówki świeżą butelkę sake.
Naruto nie spodobał się ten widok. Nie dlatego wszakże, że była to jakaś prostytutka czy innego rodzaju panienka do wynajęcia, panienka do łóżka, która dobrowolnie przyszła, skuszona czułymi słówkami starego podrywacza. Nie była żadną z takich osób tylko długowłosą blondynką z dziecinną fryzurą, bo dwoma nisko związanymi kucykami oraz bardzo wyraźnymi kształtami ciała.
Innymi słowy, była kobietą, którą Jiraiya tak kochał w tej swojej młodzieńczej miłości i Uzumaki podejrzewał, że mimo wszystko to uczucie nigdy całkowicie nie przeminęło i wynikiem tego były te wszystkie książki. A nadęta Senju prawdopodobnie zdawała sobie z tego sprawę, może nawet... oddawała płomienne uczucia dawnego przyjaciela, ale... wiecznie odmawiała. A może to wujaszek przestał próbować? Cholera wie! Ale przecież żalił się i często, powtarzając mu, aby dał sobie spokój z Sasuke, brzmiał, jakby sam stracił kompletnie nadzieję. I to sprawiało, że czasem Naruto miał ochotę nakrzyczeć na Tsunade, zbić ją czy zrobić jej cokolwiek innego niemiłego, za zmiażdżenie tak brutalnie i nieczule marzeń dorosłego mężczyzny.
Może tym razem rzeczywiście blondyn za bardzo zamyślił się nad podobnymi rzeczami, ponieważ Senju sama na niego spojrzała uważnie. Cóż, stał w przejściu z miną, jakby umysłem był w zupełnie innym świecie.
- Nie przejmuj się mną, dzieciaku, ja tu tylko po alkohol przyszłam - powiedziała więc i przepchnęła się obok nastolatka, a ten chyba jeszcze instynktownie zszedł z drogi jej wielkiemu biustowi, bo w pełni ocknął się dopiero moment później. Ale mimo wszystko zarejestrował jej poprzednie słowa, a może po prostu doskonale wiedział, co powiedziałaby taka Tsunade po zagarnięciu nowej butelki z lodówki starego kumpla i ujrzeniu jego podopiecznego. W każdym razie zabrzmiało w uszach Uzumakiego to w jakiś negatywny sposób i chłopak, aż prychnął pod nosem pogardliwie:
- Stara pijaczyna na darmowe sake się wybrała ttebayo.
Cóż nie sądził, że powiedział to na tyle głośno, aby kobieta usłyszała. Ale na jego nieszczęście usłyszała i wręcz stanęła w pół kroku, po czym obróciła się w jego stronę, a jej oczy wydały mu się wręcz błyskać gniewem spod ściągniętych brwi.
- Słucham? Mówiłeś coś?
Naruto zgłupiał w tym momencie.
- Eee? Nie, ja tylko... - jednak zawahał się. A może właśnie w ten przedziwny sposób, który najprawdopodobniej skończy się tak, że zostanie potraktowany przez wściekłe babsko z pięści, dostał szansę, aby uświadomić coś podłej Senju? Ta myśl z nieokreślonych powodów go pokrzepiła. A może to była świadomość, że stał w bezpiecznym dystansie.
- Tak, mówiłem, dattebayo! - zabrzmiał głośniej, pewniej siebie i wytknął blondynkę palcem. - Że przychodzisz tu wyłącznie po to, a nie do mojego wujaszka! On cię kocha, a ty traktujesz go po łebkach, zlewasz...
- Nie rób mi wykładów na temat, którego nawet całkowicie nie znasz! - przerwała mu Tsunade grzmiącym tonem, ale Naruto w żadnym wypadku teraz nie zamierzał wycofać się w taki czy inny sposób ze swoich poczynań, więc wziął głęboki oddech, po czym kontynuował swój krzykliwy wywód.
- Znam, znam! Odkąd pamiętam, przychodzisz na wizyty i nawet czasem przynosisz mi różne prezenty, które właściwie są bardzo fajne... ale to nie o tym chciałem powiedzieć! Prezenty są fajne, tak czy siak - machnął ręką z lekkim zażenowaniem, potrząsnął głową, chcąc odsunąć myśli od choćby swojego żabiego portfela i kontynuował: - Ale i tak, kiedy przychodzisz, pijecie jedynie sake i rozmawiacie o jakichś dorosłych głupotach! Ale chodzi mi o mojego wujaszka, którego olewasz i dajesz mu kosza za każdym razem, kiedy on... cię prosi, abyś wyszła z nim na randkę...!
Myślał, że Senju jeszcze bardziej się na niego zdenerwuje za takie zuchwałe zachowanie, jednak z niemałym zdziwieniem dostrzegł, iż wyraz twarzy kobiety złagodniał, a jej spięte wcześniej ramiona rozluźniły się. Może patrzyła na niego w tym momencie bardziej jak na głupiutkie dziecko, które nie rozumie, dlaczego musi iść do szkoły, niż kogoś kto wkrótce będzie miał na karku szesnaście lat i wymaga się od niego dojrzałości już w jakimś stopniu, ale to Uzumakiemu jakoś nie przeszkadzało w tej chwili. Albo po prostu uderzyła mu do głowy uroda kobiety... która, kiedy nie była pokrzywiona ze złości, była naprawdę śliczna.
- Pewnie mogłabym się zgodzić, tak myślisz? - Tsunade uśmiechnęła się kwaśno. - Ale to bardziej skomplikowane, niż samo powiedzenie "tak" lub "nie".
W jego głowie pojawiła się w tym momencie tamta myśl, dotycząca wpierw dwóch bohaterów mangi, a potem jego drogiego wujaszka: przestań gadać i pocałuj go nareszcie, na co jeszcze czekasz ttebayo? Ale tym razem wydała mu się bardziej... fantazyjna.
- Ty akurat powinieneś rozumieć, Naruto.
- Huh?
- Nie myśl sobie, słyszałam już o twoim... - tu spojrzała sugestywnie w stronę mangi, którą trzymał w ręku, a blondyn aż spłonił się i od razu schował ją za plecami - wybranku. Nie przyszło ci kiedyś do głowy, że gdyby to była kwestia tylko "tak" lub "nie", to już dawno byś z nim był?
Naruto nie wiedział zbytnio, co odpowiedzieć, był troszkę... zawstydzony, ale na szczęście Tsunade sama pociągnęła rozmowę dalej. Postawiła przy tym krok w przód.
- Ale podobno nie jesteście, nie mam racji? Więc to nie takie proste, hm? Nie żebym nie życzyła wam szczęścia, ale zwyczajnie mówię.
- Uh... to tylko dlatego, że jeszcze nie jestem dorosły ttebayo! - wybełkotał w końcu. - Jak będę dorosły, zrobię to, co chcę i zrobię to lepiej niż wy. Zobaczysz wtedy, że to rzeczywiście... bardzo proste!
Przestanę gadać i pocałuję go nareszcie, dodał w myślach.
- Tak? - Tsunade zaniosła się śmiechem, po czym założyła sobie parę luźnych kosmyków włosów za ucho. - Nie mogę się doczekać.
Już chciał jej wytknąć, aby się z niego zawczasu nie śmiała, bo zamierzał wziąć sobie swoje słowa do serca i udowodnić jej swoją rację, zresztą tak jak zawsze to robił, jednak ujrzał, że jakiś przedmiot leci w jego stronę; drobny, połyskujący przedmiot i dość niezgrabnie złapał go jedną ręką.
- Zatrzymaj go sobie, żebyś przypadkiem nie zapomniał o swoim postanowieniu, obietnicy czy jakkolwiek to nazwiesz. Oddasz mi go, kiedy już zdobędziesz serce swojego wybranka, a zdaje mi się, że tak prędko to się nie stanie niestety. Ale myślę też, że tym razem to jest tego warte. Może nawet... będę w stanie uwierzyć wtedy w ten twój prosty sposób?
Te słowa jakoś rozpromieniły go zarówno wewnętrznie jak i zewnętrznie, tak samo jak uśmiech Tsunade, który posłała mu jeszcze moment przed tym, jak obróciła się na pięcie, jej zielone haori zafalowało, po czym oddaliła się korytarzem.
Naruto spojrzał na niespodziewany podarunek od ślicznej Tsunade, który zamknięty miał w dłoni i teraz rozczapierzył palce. Był to naszyjnik z podłużnym kryształem w kolorze, który od razu skojarzył mu się z falami morskimi i dwoma mniejszymi, białymi perełkami po obu jego stronach.
×××
Przepraszam za wszystkie możliwe błędy ortograficzne i ilość czasu, jaką pisałam ten rozdział ༎ຶ‿༎ຶ i wiem, że wspominałam już setki razy, że kolejny postaram się szybciej, ale teraz zaczyna się szkolny zapierdziel... więc wolę już niczego nie obiecywać XD.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro