Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8.

CHIARA

Przez okrągłe dwa tygodnie od tamtej nocy u Karola ani razu nie wspomnieliśmy o zaistniałej sytuacji.

Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę siedziała z drugim człowiekiem i piła z nim wino, rozmawiając na wszystkie możliwe tematy.

—Wsadzą mnie za upijanie nieletnich — zaśmiał się zielonooki, poprawiając się na krzesełku tarasowym. Zareagowałam śmiechem.

Wakacyjne wieczory były jeszcze przyjemniejsze niż dni. Słońce praktycznie całe znikło już za horyzontem, pozostawiając po sobie tylko lekko pomarańczowe niebo u jego schyłku. Powietrze wciąż było gorące, jednak przyjemnie duszne. Wyciągnęłam leniwie nogi, które do połowy przykrywała tylko bordowa spódniczka. Odchyliłam głowę i przymknęłam oczy, delektując się spokojem wieczoru i słodkawym smakiem białego trunku.

— Zawsze wolałam podkradać mamie wino białe niż czerwone— zamruczałam upijając kolejny łyk z lampki.

—Mi wszystko jedno, byleby piła je ze mną tak piękna kobieta jak ty.

Zarumieniłam się na jego słowa i aby się czymś zająć znów przybliżyłam usta do lampki.

Czułam się przy nim bezpiecznie i beztrosko jednak przy każdej rozmowie bałam się, że zacznie rozmowę na temat na jaki zupełnie nie chciałam mówić i będę musiała znów go okłamać. Nadal jak ognia unikałam spotkań u mnie w domu, żeby tylko on nie dowiedział się o mojej sytuacji rodzinnej.
Cholernie zależało mi na naszej relacji.

Śmielibyśmy się dłużej, gdyby nie donośny, kobiecy głos z wnętrza domu. Od razu poderwałam się na równe nogi, odstawiając na stolik pustą lampkę.

— Karoooolku! Gdzie jesteś, wróciliśmy już! — Karol krzyknął a ja domyśliłam się, że jego rodzice wrócili z wakacji.

Poprawiłam swoją spódniczkę i zmieszana spojrzałam w stronę pani Ewy. Schowałam się lekko za ramieniem Karola aby nie rzucać się tak bardzo w oczy. Kobieta zatrzymała się w przejściu na taras i lekko oparła o framugę drzwi. 

— Oooo... A to kto. Karol, nic nie mówiłeś, że się z kimś spotykasz— zaśmiała się lekko wyciągając rękę w moją stronę. — Ale jaka ty jesteś śliczna! Mów mi Ewka! 

—Chiara— podałam z uśmiechem rękę, jednak nie dało się ukryć moich czerwonych policzków. Jaka pozytywna z niej kobieta. 

— Mamo! Ehh, cieszę się, że wróciliście ale mogłabyś nie reagować tak na każdego mojego znajomego... Proszę... — Karol lekko zakłopotany spuścił na dół głowę. Muszę przyznać, że mimo wszystko wyglądał bardzo uroczo. 

— Aj synu, ty jej pilnuj a nie "znajoma". Takiej ślicznotki co chwila się nie widuje! —ta kobieta była cudowna. Już wiem po kim tę zdolność do komplementowania odziedziczył jej syn. Obydwoje sprawiali, że moje policzki robiły się wręcz bordowe. —Siadaj w kuchni Chiara, zaraz zrobię nam herbatkę! Mój mąż już wyciąga walizki z auta, zaraz pewnie przyjdzie, opowiecie nam co u was! 

— Nie! Nie, na prawdę... Ja muszę już iść. Już późno, na pewno niedługo wpadnę na herbatkę, jest pani kochana! Na prawdę dziękuję, wyjdę już ogrodem, mam tędy bliżej na autobus. Do widzenia! — zakłopotana wymyśliłam cały tekst na szybko i ruszyłam w stronę wyjścia z ogrodu Karola. Chłopak odprowadził mnie kawałek i na pożegnanie czule mnie przytulił. 

—Wyglądacie prześlicznie! —usłyszałam tylko stłumiony, podekscytowany głos mamy chłopaka i skierowałam się w kierunku przystanku autobusowego. 

***

Zdziwiłam się kiedy w domu panowała nad wyraz dziwna cisza, a światła były pogaszone. Nie przypominałam sobie, żeby moja mama miała dziś gdzieś wychodzić. Pewnie znów poszła się napić ze swoim fagasem lub tańczyć w klubie. Westchnęłam smutno i ściągnęłam buty. Poprawiłam ramiączko siwej koszulki i udałam się do kuchni. Rzuciłam na blat kluczyki z małym breloczkiem serduszka, które dostałam od mojego taty. Tak strasznie mi go brakowało.  Zawsze kiedy przekraczałam próg tego domu czułam nie tylko smród alkoholu i fajek. Czułam przytłaczające powietrze, smutek który uderzał mnie gdy tylko postawiłam nogę w korytarzu. Nigdy nie sądziłam, że życie może komuś zjebać się w ułamek sekundy. Ciekawe jak zareagowałby tamtej kierowca który zabił mojego tatę. Jak czułby się, gdyby wiedział jak zachowuje się teraz moja matka, że to przez jego głupotę teraz cierpię, że wszystko straciłam. Oparłam łokcie na blacie kuchennym wpatrując się w szklankę wody. Lekko zakręciło mi się w głowie, jednak nie wiem czy to od napływu emocji czy może od wypitej wcześniej lampki wina. 

Nagle ogarnął mnie niepokój i dziwne poczucie... Obecności? Tak, myślę, że to dobre słowo. Podskoczyłam kiedy usłyszałam za moimi plecami głośny dźwięk poruszanego krzesła. 

Nie. O nie nie nie. 

Spojrzałam wystraszonym wzrokiem na 'gościa'. Kurwa, nie. Zaraz na przeciwko mnie pojawił się chłopak którego nigdy nie spodziewałam się tu zobaczyć. 

Matt Wood. 

Kurwa mać, dlaczego ja wcześniej nie skojarzyłam tego nazwiska. Moja matka, moja cholerna matka spotyka się teraz z jego ojcem. To jego ojciec ukradł mi moje oszczędności. To on kazał mojej matce mnie uderzyć. To jego syn stoi właśnie ze mną sam na sam w moim domu i to jego syna tak cholernie się boję. 

— No cześć ślicznotko— powiedział obrzydliwie i przybliżył się do mnie na niebezpieczną odległość. Oblizał swoje obleśne usta i położył na moim policzku swoją twardą dłoń. Natychmiast ją odepchnęłam i jeszcze mocniej wbiłam się w blat. 

— Co.. Co ty tu robisz, wyjdź stąd, zostaw mnie! — starałam się opanować mój głos ale i tak cały drżał i brzmiał okropnie. 

— Spokojnie słodziutka... Nie panikuj. Zresztą teraz to praktycznie też mój dom... — zaśmiał się i przyparł mnie swoim ciałem do blatu. Tak okropnie się bałam i karciłam się w głowie, że jednak nie zostałam u Karola. 

— Puść mnie! Czego ty ode mnie chcesz!? Przywaliłeś się do mnie od początku tego roku szkolnego a teraz napastujesz mnie w moim własnym domu!? Wynoś się! — krzyczałam i wierciłam się, jednak on dużo silniejszy i większy nic sobie z tego nie robił. 

— Malutka.. Wyluzuj.. Zobacz mamy dla siebie całą noc, trzeba korzystać bo już niedługo będziemy rodzeństwem. - zaśmiał się a ja niczego się nie spodziewałam. 

Ten psychol przytknął swój łeb do mojej szyi, zaczął ją ślinić. Podskoczyłam, kiedy jedną ręką ścisnął moje piersi a drugą podwinął moją spódniczkę i złapał mnie za pośladek. Wtedy czułam się strasznie. Zebrałam w sobie siły i ze wszystkich go odepchnęłam. To jednak zbytnio nie podziałało więc kopnęłam go na ile pozwalała mi przestrzeń w krok a ten syknął z bólu i natychmiast ode mnie odskoczył. Sparaliżowana stałam w miejscu, nie zdążyłam uciec. Matt podskoczył do mnie z ogniem w oczach i z pięści walnął mi w twarz. Złapałam się za okropnie bolące miejsce, a łzy pociekły mi po policzku kiedy poczułam na palcach lepką, ciepłą ciesz. 

— Głupia dziwka— syknął i nadal trzymał się na krocze. 

Wykorzystałam okazję i chwytając w rękę szybko trampki wyskoczyłam z domu. Założyłam buty dopiero po wyleceniu z osiedla. Noc była zimna, a ja biegłam przez uliczki tylko w spódniczce i koszulce na ramiączkach. Bolała mnie cała twarz, miałam rozciętą wargę i czułam się strasznie. Bałam się go. Bardzo się go bałam. Dotykał mnie, pobił mnie i wyzwał. Nie chcę tam wracać. Nigdy. 

Bez zastanowienia skierowałam się na znaną mi ulicę Westbound Road. Obraz nadal miałam zamazany, nie myślałam racjonalnie. Byłam przerażona. Po kilkudziesięciu minutach ciągłego biegu przez ciemne, Londyńskie ulice zapukałam do białych drzwi. 

Dopiero kiedy wpadłam zapłakana i roztrzęsiona w ramiona Karola dotarło do mnie co zrobiłam. Wpadłam do jego domu, o jedenastej w nocy. Jego rodzice pewnie już spały, a ja przynoszę im tutaj jeszcze problemy. 

— Jezus Maria, Ciara co ci się stało! Kochanie, wchodź tutaj, Boże twoje usta, co się stało!? —Karol przerażony chwycił moją twarz w dłonie. Ciepłe, miłe dłonie. 

Nadal nie potrafiłam się uspokoić. Za plecami chłopaka zauważyłam jego mamę. 

***

KAROL

Siedziała u mnie w salonie z kubkiem gorącej herbaty. Moja mama ze zmartwionymi oczyma przyglądała się na w drzwiach. Siedziałem obok i gładziłem lekko jej przedramię. Nie wiedziałem co się wydarzyło, kiedy wracała do domu, ale musiała przeżyć koszmar. Nigdy jeszcze nie widziałem jej takiej przestraszonej, zapłakanej. Była pobita. Miała na nadgarstku duże siniaki i rozciętą wargę. Nakleiłem na nią plasterek i przykryłem dziewczynę kocem. Skinąłem lekko głową w stronę mojej mamy. Nie chciała się wtrącać, widziałem że bardzo się martwiła, jednak to były nasze sprawy i chciała dać nam je rozwiązać. Byliśmy dorośli. 

—Ciara... Ej misiek— powiedziałem szeptem i chwyciłem w dłoń jej podbródek. Skierowałem w moją stronę, a dziewczyna czerwonymi i wystraszonymi oczami spojrzała prosto w moje. Miała śliczne, szare tęczówki. Najładniejsze oczy na Ziemi. —Powiesz mi co się stało? 

Chwilę milczała. Upiła delikatnie dwa łyki herbaty. Nie chciałem naciskać. Dałem jej czas, wiedziałem że czuje się strasznie więc dałem jej czas. 

— Ja... Ja wróciłam do domu... — przełknęła głośno ślinę i ścisnęła mnie za dłoń. Trzęsła się. —Byli tam złodzieje, mojej mamy nie było w domu, jak ich nakryłam mnie uderzyli— powiedziała na jednym tchu. Jednak ja czułem, że to nie prawda. Wydarzyło się coś gorszego, Chiara kręciła. 

—Mam zadzwonić na policję? Do twojej mamy? Musicie to zgłosić— powiedziałem przytulając do siebie brunetkę. 

—Nie! Nie Karol, nie. Boo... Moja mama już wie ja do niej dzwoniłam kazała mi nie wracać do domu— przekręciła przestraszona oczami po moim salonie. Coś było nie tak. Nie chciałem jej już dzisiaj męczyć. 

— Chodź się położyć— rzuciłem i poprowadziłem dziewczynę za rękę na górę do mojego pokoju. 

Wygoniłem ją pod prysznic. Wróciła do mojego pokoju ubrana w moją szarą koszulkę i bez zaschniętych łez na policzkach. Jednak nadal miała opuchniętą całą twarz od płakania i czerwoną wargę. Nadal cała się trzęsła. Przytuliłem ją do siebie i głaszcząc po plecach czekałem aż zaśnie. Cały czas myślałem o tej sytuacji. Była dziwna. Bardzo dziwna. 

***


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro