4.
CHIARA
— Hej Chiara! — krzyknął uradowany podchodząc bliżej mnie. Mało kto znał mnie i odzywał się do mnie w tych okolicach. Dlatego kiedy usłyszałam za sobą czyjś znajomy głos troszkę się przestraszyłam. Tym bardziej, że było już późno.
—Hej Karol. — ucieszyłam się, że go spotkałam. Nie sądziłam, że po tym kiedy tak szybko zmył się w parku kiedykolwiek się na siebie natkniemy.
Skróciłam smycz psu, który strasznie się wyrywał i sapał do mojego 'nowego kolegi'. Karol schylił się i pogłaskał delikatnie czarnego mopsa. Uśmiechnęłam się widząc jak Set się uspokaja i pozwala sie głaskać, a kot łasił mu się do nogi. Po chwili wstał i spojrzał się na mnie. Nadal stałam ze spuszczoną głową wpatrując się w smycz oplecioną dookoła mojej prawej ręki.
—Przepraszam, że tak szybko uciekłem z tego parku. — zaśmiał się cicho, zmuszając mnie tym do popatrzenia się w jego oczy. Był ode mnie o jakieś 20 cm wyższy, więc musiałam unieść głowę lekko do góry. — Po prostu zapomniałem całkowicie, że miałem dzisiaj egzamin. W sumie nie tylko o tym zapomniałem...
— Zdarza się... Nie przejmuj się, przyzwyczaiłam się do tego, że każdy mnie zostawia. —powiedziałam ślepo się uśmiechając. Kątem oka zauważyłam zakłopotaną minę Karola.
—Ja... Eh... - poprawił dłonią włosy. — Może umówiliśmy się na jakąś sesję? Taką urodzinową? —zaskoczenie wkradło mi się na twarz po tym co powiedział.
— Skąd... Skąd wiesz, że mam urodziny? — wydusiłam.
— Haha, chodziło mi bardziej o moją dwudziestkę, która wybiła dzisiaj. Ale sto lat kochana, najlepszego! — zarumieniłam się i miałam ochotę rzucić mu się w ramiona. Nikt od dawna nie nazwał mnie 'kochana' i nikt nie złożył mi dzisiaj życzeń.
— Dzięki... Jesteś pierwszą osobą dzisiaj, która złożyła mi życzenia. Nawzajem Karolu. —odrzekłam spuszczając głowę w dół.
—Jak to nikt...? A rodzina, znajomi? — zmarszczyłam nos, starając się znaleźć odpowiednią wymówkę, nie roniąc łez.
—Moja mama... Ona... Pracuje dzisiaj cały dzień i pewnie w nocy. — wyjąkałam. Taa 'pracuje'. Ciekawe u którego z tych wszystkich facetów dzisiaj.
—A tata? Też pracuje czy może zapomniał? —po co on drąży temat. Ja chciałabym być już w domu. Proszę.
— Tata pracuje za granicą i tak zapomniał. — poczułam jak do moich oczu napływają łzy. Używałam tej wymówki od jego śmierci. Nie każdy musiał wiedzieć. Przynajmniej nie teraz. Szybko uklękłam pod pretekstem wzięcia na ręce mojej kotki, ukradkiem wycierając pojedyncze łezki.
— Więc... Chodź ze mną. Moi znajomi siedzą w barze, o tutaj za rogiem. Dam im klucze od mojego domu i przekażę, że idziemy na zdjęcia. Nie mam ochoty dzisiaj pić. Chodźmy! —krzyknął i ruszył przed siebie. W miarę szybko złapałam go za ramię, równie szybko je puszczając.
—Nie! — krzyknęłam. —Znaczy... Ja ... Mam zwierzaki... I... Nie możesz zostawić swoich przyjaciół. Poza tym masz urodziny, nie chcę psuć ci końca tego cudownego dnia. — uśmiechnęłam się nikle. Tak bardzo chciałam z nim iść, zrobić mu te zdjęcia. Ale jest ze znajomymi. Nie mogę tak.
— Nie przyjechali tutaj tylko do mnie, ucieszą się jak dam im moją chatę! A zwierzaki możemy odprowadzić do twojego domu, mieszkasz przecież niedaleko.
Głęboko westchnęłam.
— Niech ci będzie. — odpowiedziałam a do moich uszu dobiegł szczęśliwy śmiech chłopaka. Pociągnął mnie za rękę w stronę wspomnianego baru.
Szliśmy tylko kawałek, serio pub był za rogiem. Karol już chciał mnie wciągnąć zza szklane drzwi, kiedy przypomniało mi się, że mam moje serduszka przy sobie.
— Ja nie mogę! Mam zwierzaki! — krzyknęłam zwracając na siebie uwagę kilku ludzi. W tym niebieskowłosej, ślicznej dziewczyny i chłopaka siedzącego obok niej. Zdecydowanie miałam zbyt donośny głos i zbyt emocjonalnie reagowałam na pewne sytuacje.
Szybko przygryzłam wargę słysząc śmiech bruneta. Chwilę potem zniknął za drzwiami lokalu podchodząc do dwóch osób. Wskazał ręką na mnie a ja speszyłam się i tylko pomachałam do niebieskowłosej i szatyna. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i pomachała mi miło. Karol rzucił im klucze i w mgnieniu oka wyskoczył z baru.
—To jak idziemy najpierw do ciebie odstawić zwierzaki? — zapytał chowając ręce do kieszeni.
— Niee, chodźmy z nimi. Mam pewien pomysł. Chodźmy do tuneli. — jeszcze przy nikim nie byłam taka pewna siebie. Cudownie mi sie z nim rozmawiało. Poczułam coś dziwnego. Coś czego nie czułam przy żadnym z chłopaków, których znam. Szybko schowałam sfinksa — Holly do torby i zgodnie ruszyliśmy w stronę tunelu, zaraz obok autostrady i Tamizy.
***
— Chodź jeszcze tutaj! Proszę! — zrobiłam maślane oczka ciągnąć Karola w stronę małej ławeczki z dala od zgiełku dochodzącego z autostrady znajdującej się na górze. Set wesoło pobiegł za nami, nadal szczekając na mojego nowego kolegę. —Siądź tutaj.
Rozkazałam Karolowi, który po chwili wykonał moje polecenie. Zrobiłam kilka zdjęć, następnie oglądając jedno z nich. Było cudowne. Może dlatego, że chłopak siedział na ławce z podkurczonymi nogami, patrząc się w lewo dzięki czemu jego grzywka opadała swobodnie na czoło, a jego twarz delikatnie oświetlała delikatnie tylko lampa.
—Co? Aż tak źle? — zaśmiał się Karol zrzucając nogi z ławki.
Przysiadłam się do niego, pokazując mu zdjęcie.
— CHIARO JESTEŚ GENIALNA! — krzyknął ukazując rządek białych zębów. Ja tylko uśmiechnęłam się szeroko, chowając aparat do pokrowca. —Która godzina?
Wyjęłam z kieszeni złotego IPhone'a zerkając na wyświetlacz. Miałam na nim zdjęcie z tatą. Od zawsze tam było, nie mogłam go teraz usunąć. Ciągle o nim pamiętam, nigdy nie zapomnę. Wierzę w to, że kiedyś się spotkamy. Nawet jeśli ma to nastąpić szybciej niż myślałam.
—Wpół do pierwszej. —odrzekłam spokojnie siadając po turecku. Speszyłam się delikatnie kiedy moje kolano dotknęło nogi Karola, więc szybko się poprawiłam.
—Nie powinnaś być już w domu? — zapytał jak troskliwa mamuśka. Chciałabym taką.
— Już drugi dzień leci mi siedemnaście latek, jestem już dorosła. —prychnęłam cicho.
—Ale wciąż niepełnoletnia. Chodźmy już, odprowadzę cię.
Niechętnie zwlokłam się z ławki podpinając psa na smycz i biorąc do torby kota.
***
—Nie wiedziałem, że mieszkasz w tak ładnej okolicy. — powiedział Karol, kiedy weszliśmy na moje osiedle. Tak, tata kupił ten dom kiedy miałam dwa latka. Wtedy było idealnie. Dlaczego nie może być tak teraz. Teraz praktycznie całe dnie jestem sama, albo siedzę w pokoju udając, że nie słyszę jak moja matka pieprzy się z nowym dwudziestolatkiem.
— To tam. To mój dom. —wskazałam palcem na biały domek na przeciwko nas. Jednego jednak nie przewidziałam.
—Twoja mama jest jednak w domu? — w kuchni i salonie paliło się światło. Przymknęłam oczy głęboko wzdychając.
— Pewnie wróciła wcześniej. — miałaś skończyć z kłamstwami, Panno Chiaro.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro