14.
— Nie sądziłam, że w szpitalach naprawdę trzeba tak długo czekać na wypis—westchnęła brunetka, opierając się o plastikowe krzesełko.
Rozumiałem, że chce wyjść z tego szpitala po tygodniu leżenia tutaj. Mimo to uspokajałem ją i sprawiałem wrażenie najcierpliwszego człowieka na Ziemi. Dla tej dziewczyny wszystko.
Kiedy pani z recepcji wyczytała jej nazwisko, uradowana aż zeskoczyła z zielonego krzesełka.
—Zielony to kolor nadziei. Czyżby szpitale robiły to specjalnie? Te kolory? — zwróciłem się do niej kiedy ciepłe, jesienne promienie otuliły nasze ciała.
—Zbyt dużo filozofujesz, Karol. Trzeba żyć chwilą. Tu i teraz—westchnęła, chowając do torebki kartki ze szpitala. Jej mama już prędzej zabrała torbę z rzeczami Chiary i teraz ja miałem ją dostarczyć pod dom. — Przejdziemy się? Mój filozofie? — zaśmiała się.
Rzuciłem krótkie 'Pewnie', bo spacer teraz wydawał się najlepszą opcją jaką mogliśmy wybrać. Śmieszne jest to, jak bardzo Londyn jest duży, a jak bardzo blisko są nasze wspólne miejsca. Wykreślając szpital. Szpital to miejsce, od którego będę nas trzymał z daleka, przynajmniej na jakiś czas.
Idąc długą i pustą uliczką Londynu, dotarliśmy do baru. Baru pod którym zaczepiłem Chiarę i zostawiłem Mandzia i Fakiś samych. Zaśmiałem się, byłem z siebie dumny, że pobiegłem wtedy za tą śliczną brunetką. Gdyby nie to, być może bym teraz tutaj nie stał.
— Niektórzy ludzie są sobie przeznaczeni— powiedziałem dość cicho, kiedy wychodziliśmy z baru z dwiema ciepłymi kubkami kawy.
— Dlaczego tak sądzisz?
— Kiedy pierwszy raz ujrzałem cię wtedy w parku, ale musiałem biec na sesje, to samo miałem w myślach. A wiesz kogo spotkałem, zupełnie przypadkiem, pod tym barem? — rzuciłem jej miły uśmiech. Odwzajemniła go. Była teraz na prawdę szczęśliwa, tylko coś ją trapiło. Kochałem jej uśmiech.
—Wiesz co? Też tak sądzę. I niezmiernie się cieszę, że cię poznałam.
Uśmiechnąłem się na te słowa i mogę przysiąc, że nawet się zarumieniłem. Przełożyłem kubek w drugą rękę, a prawą spuściłem w dół. Kiedy delikatnie obiła się o rękę Ciary, skorzystałem i szybko ją chwyciłem. Dziewczyna mocniej mnie ścisnęła i lekko spuściła głowę w dół. Boże, mógłbym iść z nią za rękę przez cały świat. Była taka delikatna, malutka. Będę ją trzymał przez całe życie.
Przeszliśmy z uśmiechami przez skate park, w którym pierwszy raz wymieniliśmy zdania. Wciąż w ciszy, usiedliśmy na dobrze znanej nam ławce. Tak, na tej ławce też Chiara wyznała mi co do mnie czuje. Wyrzuciliśmy kubki po kawie do kosza na śmieci obok. Chwyciłem ją za rękę patrząc w jej twarz. Długie włosy opadały jej na policzki. Jedną ręką delikatnie poprawiłem jej pasemko, zakładając je za ucho. Na usta dziewczyny wszedł delikatny uśmiech.
— Karol ja.. Chciałabym ci wszystko wytłumaczyć. —pokiwałem na nie głową, że nie musi tego robić. — Jestem na to gotowa, po prostu mnie wysłuchaj.
Gładziłem delikatnie jej dłonie swoją, dodając jej tym otuchy. Duże usta drgały jej pod natłokiem słów. Chciała je z siebie wyrzucić, jednak nie wiedziała jak zacząć. Ja miałem czas. Choćbym miał siedzieć tutaj do rana, dla niej zrobię wszystko.
— Mój tata zginął w wypadku kilkanaście lat temu. Straciłam wtedy wszystko. W tamtym okresie, odeszły też ode mnie szkolne przyjaciółki, bo kto chciałby się zadawać z prawie sierotą. Ale poszłam wtedy do liceum. Dużą część sumy jaką zostawił mi tata zainwestowałam w szkołę i fotografię. Kupiłam sobie też psa i kota, którzy jako jedyni dawali mi uśmiech na twarzy. Moja mama zaczęła pić, puszczać się i sprowadzać do domu co rusz nowych facetów. Mój tato zrobił mi kiedyś domek na drzewie. Był ciepły, miałam tam nawet zapasy jedzenia i wody. To tam uciekałam każdego dnia, kiedy mama się na mnie wyżywała, czy musiałam oglądać jak jakiś koleś pieprzy ją na stole w salonie. Dzień jak codzień. Jednak kiedy rok temu zaczęłam chodzić do mojego wymarzonego liceum, w mojej klasie był chłopak który po raz drugi powtarzał klasę. Tak to ten Matt. Wyzywał mnie i nienawidził od początku. Potem wyznaczył mnie na swój cel, chciał mnie zdobyć. Dlatego tak nie lubiłam nagle chodzić do tej szkoły. Moja matka związała się z jego ojcem. Wtedy kiedy przybiegłam do ciebie zapłakana... To on dobierał się do mnie w kuchni. Tak bardzo się wtedy bałam. Nie chciałam wracać do domu, ale musiałam. Był spokój. Ale kiedy wróciłam do szkoły, a on zaczął mnie wyzywać od dziwek, nie dawałam rady. Później zmuszał mnie, żebym była jego 'dziewczyną'. Nie chciałam, odpychałam go za każdym razem jak mnie chciał przytulić. Karol, cholernie przepraszam cię za te sms'y. To on je wysyłał, miał mój telefon. Kiedy dowiedziałam się, że wyjechałeś chciałam wybiec z domu, byłam w szoku. Nie chciałam cię stracić. Ale wtedy oni.. Oni mnie czymś uderzyli... I wiesz co dalej..
Wysłuchałem wszystkiego z otworzoną buzią. Cholera jasna, to takie szokujące, że taka drobna i piękna dziewczyna tyle przeszła. Musiałem teraz być przy niej. Sprawić, aby reszta jej życia była o wiele, wiele lepsza. Chciałem być jej wsparciem i nadzieją.
— Kocham Cię— szepnąłem tylko i wpiłem się delikatnie w jej usta. Kiedy oddała pocałunek, odsunąłem się i pogładziłem kciukiem jej policzek i pojedynczą łzę, która wypłynęła z jej niebiesko-szarych oczu. — Chodźmy kochanie, twoja mama czeka.
***
Weszliśmy do domu dziewczyny, gdzie nie pachniało już alkoholem. Było rodzinnie. Zapach lawendy wymieszanej z ciastem unosił się w powietrzu. Aż miło było tu wchodzić. W kuchni przywitała nas przemiła kobieta. Była ubrana w ładną, kolorową sukienkę, na twarzy miała rozjaśniający makijaż. Promieniała. Chiara przywitała się ciepło z mamą.
Chwilę później, we trójkę siedzieliśmy już przy stole, pijąc ciepłą herbatę i podjadając pyszne ciasto. Śmieliśmy się i rozmawialiśmy. Było fantastycznie.
— Karol, może zostaniesz na noc? — zaproponowała mama Ciary a ja się zdziwiłem. Dziewczyna spojrzała na mnie ukradkiem, kiwając głową na tak.
—Jeśli obie nie macie nic przeciwko... — zaśmiałem się. — To pewnie, tylko skoczę do domu po najważniejsze rzeczy i ubrania. — uśmiechnąłem się.
—Jak dla mnie, możesz chodzić bez— rzuciła krótko zarumieniona Ciara, chowając się za dużym kubkiem herbaty.
— Moja krew—puściła do niej oczko jej mama i zaśmiała się głośno.
Byłem przekonany, że teraz wszystko się ułoży. Tym bardziej, że mam się za niedługo spotkać z moim znajomym Kubą, który przyjeżdża na dłużej do Anglii. Chciałem uczynić teraz Chiarę najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Szliśmy właśnie do mojego mieszkania po rzeczy. Przyciągnąłem brunetkę do siebie i namiętnie pocałowałem jej usta.
— A to za co? — zaśmiała się.
— Za to, że po prostu jesteś.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro