Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog.




Jeśli teraz się nie znajdziesz, kurwa, to zmieniam zamki" – myślał Matt, spoglądając na telefon, gdzie wyświetlały się wysłane wiadomości do Joela, który obiecał, że nie odejdzie nawet na sekundę. A teraz go nie było już od ponad dziesięciu minut i nie dawał znaku życia. Miał szybko załatwić potrzebę w toalecie i wrócić, a nie uciekać i zostawiać go samego pośród zupełnie obcych osób. Kończył kolejny kieliszek szampana, próbując się uspokoić, ale nerwowo rozglądał się w poszukiwaniu przyjaciela. W końcu podszedł do szwedzkiego stołu, licząc, że mała tarta pomoże mu pokonać ścisk w gardle. Nie lubił takich przyjęć. Ba, nie był nigdy na żadnym, ale teraz wiedział, że nic nie stracił i po prostu mu się nie podobało. 

Hugo obserwował blondyna przy stole, jednocześnie próbując skupić się na rozmowie z Theo, który chwalił się sukcesami w pracy, gdzie podpisał nowy kontrakt na budowę nowoczesnego osiedla. Mężczyzna wspominał o Caroline, a Hugo przepraszał, mówiąc, że zatrzymała ją choroba rodziców i kazała wszystkich pozdrowić. Byli naprawdę zgodną parą i żadne z nich nie widziało problemu w samotnym uczestniczeniu w przyjęciu. Hugo musiał nawiązywać kontakty, by wspinać się po szczeblach kariery. A przyjaźnie z osobami pokroju Theo pomagały mu w tym. 

– Przepraszam na chwilę. – Dotknął ramienia przyjaciela, uśmiechając się przepraszająco i kierując się do toalety.  Załatwił potrzebę i wrócił na salę, gdzie jego znajomy już zajęty był innymi gośćmi. To dało mu chwilę ulgi i postanowił ulotnić się, zwiedzając kilka korytarzy. Na jednym z nich zauważył znajomego młodzieńca, który warczał pod nosem:

– Jaja sobie robisz?! Mówiłeś, że mnie nie zostawisz! Ale jak to w hotelu?! Wrócicie tu? No okej, masz kwadrans i zmienię zamki, jeśli się nie zjawisz. Nienawidzę cię, kurwa – dodał po rozłączeniu. Jęknął w dłonie, ocierając twarz.

– Wszystko w porządku? – zapytał Hugo, nabierając pewności siebie. Chłopak wyglądał na przerażonego i jednocześnie zmęczonego całą sytuacją.

– Nienawidzę mojego kumpla, wiesz? – wypalił, jakby spotkał starego znajomego, a nie obcego mężczyznę. 

– Och, aż tak podpadł?

– Przyszliśmy tu razem, a ten mały sukinkot bzyka się z chłopakiem w hotelu. Przepraszam, kumplem! – Zaakcentował ostatnie słowo, bo przecież Michael był za stary, by nazywać go chłopakiem.

– To teraz ty go wystaw i napij się szampana czy coś. Czekaj tu chwilę. – Hugo prędko skierował się po alkohol i uśmiechnął, widząc, że blondyn czeka na niego na korytarzu. Zajmował właśnie małą ławeczkę pod ścianą, co chwilę spoglądając na zegarek, by odliczyć minuty, które upłynęły.

Okej, jeszcze trzynaście" – powtórzył sobie w myślach i obiecał, że da radę.

– Dziękuję. – Wziął kieliszek od nieznajomego i upił łyk, zupełnie nie zważając na fakt, że mogła tam być tabletka gwałtu. Joel miałby nauczkę i musiałby usługiwać mu do końca życia w przeprosinach za pozostawienie.

– Jestem Hugo – przedstawił się brunet, opierając o wiekową komodę.

– Matt.

– Jak Matthew?

– Nie ma niczego gorszego niż pełna wersja mojego imienia.

– No nie wiem, planeta nam się niszczy, globalne ocieplenie zmienia klimat, zwierzęta umierają – wyliczał, teatralnie wskazując kolejne palce.

– A więc ekolog? Działacz ruchu ochrony planety? Cholera, już myślałem, że nie mogłem źle trafić.

– Nigdy w życiu. Kieruję siecią hoteli.

– O choleeeeera, dobry jesteś.

– A ty?

– Studia. – Wzruszył ramionami.

– I co studiujesz?

– Historia sztuki, możesz się śmiać.

– Dlaczego? Sztuka jest super.

Pokiwał głową, ucinając temat i spojrzał na zegarek. Mniej niż dziesięć minut, dasz radę.

– Zjesz coś? – Hugo ponownie się odezwał, dopijając szampana.

– Nie, dziękuję.

– Oj, dawaj, nie będziesz tu siedział sam.

– Jest okej, dziękuję.

Matt czuł się niezręcznie w obecności starszego mężczyzny. Okej, może nie różniło ich dużo, bo szatyn wydawał się być trzydziestokilkulatkiem, ale blondyn nie umiał flirtować i nie wiedział jak zachowywać się w stosunku do innych mężczyzn. Miał za sobą kilka nic nieznaczących związków, z których jeden zakończył się pół roku wcześniej wielką kłótnią, a jego serce nadal czasami krwawiło. Dlatego teraz speszył się, dostając talerzyk z wykwintnymi przekąskami i słysząc stanowcze:

– Chodź.

Niepewnie szedł za Hugo, który prowadził go w głąb domu, jakby znał go jak własną kieszeń. W końcu znaleźli się na tarasie w rozświetlonym ogrodzie. Ciche „wow" wyrwało się spomiędzy ust blondyna na widok mnóstwa zieleni, niewielkiej fontanny i dróżki oświetlonej małymi lampami. Żona Theo była architektem i włożyła w to miejsce wiele serca, by stworzyć swój mały raj na ziemi. Hugo niejednokrotnie pił w tych zielonych kątach, obejmując Caroline i wspominając o niedawnych zaręczynach. A teraz siadał na ławce obok zupełnie obcego chłopaka, którego otaczała dziwna aura. Był pociągający i piękny, nie tylko zewnętrznie. Z zapałem opowiadał o sztuce, gdy Hugo zaczął temat. Matt kochał ją. Uwielbiał obrazy i fotografię, nad którą spędzał długie godziny jako nastolatek. Ba, marzył kiedyś o takiej karierze, ale profesjonalny sprzęt nie był zasięgu jego ręki. Teraz czasami pstryknął coś szybkiego podczas spaceru czy po wyjściu z uczelni. Najbardziej lubił jesień. Poranna mgła unosząca się nad miastem, kolorowe liście i szare chmury, które coraz częściej pojawiały się na angielskim niebie. 

Dzwoniący telefon przerwał ich pogawędkę, a Matt przewrócił oczami, słysząc po drugiej stronie podniesiony głos kumpla.

– Mówisz, że czekasz, a teraz cię nie ma, no nie rób sobie jaj!

– Gdzie jesteście?

– Salon, a ty?

– Zaraz będę.

Blondyn podniósł się z niewielkiej ławki, dziękując za towarzystwo i przepraszając, że musi już iść. Dopił szampana, uśmiechając się i wchodząc do środka. Hugo ruszył za nim, a ich ramiona stykały się, gdy znowu śmiali się z opowiadanych przez siebie historyjek. W końcu trafili na Joela, który tulił się z Michaelem. Szatyn przywitał się z przyjacielem uśmiechem i krótkim uściskiem, a Matt zdziwił się ich znajomością.

– Lecimy do domu? – zapytał, postanawiając nie komentować starszego partnera kumpla.

– Nie podobało ci się?

– Chyba trochę padam. No i nie moje klimaty. Pogadałem trochę z Hugo, bo ktoś mnie tu zostawił – wycedził przez zaciśnięte zęby.

– Nie wyglądasz na przygnębionego.

– Nie zaczynaj, Joe, robisz mi śniadanie rano.

– Jasne, pędzę.

Pożegnali się, a Hugo przytulił nowo poznanego blondyna, dziękując mu za udany wieczór. Niepostrzeżenie wsunął swoją wizytówkę do kieszeni spodni i odszedł szybkim krokiem, próbując zrozumieć samego siebie, bo przecież stronił od dawania numeru nieznajomym. 

*

Matt czuł stres, gdy wsiadał do auta zupełnie obcego mężczyzny. No okej, może znał jego imię, wiedział, że ma własną firmę i nic poza tym. Dość długo walczył ze sobą, by napisać wiadomość na numer podany na wizytówce, którą znalazł po tamtym wieczorze. Uśmiechnął się, czując kartonik, gdy wsunął rękę w kieszeń spodni, ale pretensje Joela psuły mu humor. Wypomniał kumplowi, że wcale nie pchał się na żałosną imprezę w domu starców, a Michael roześmiał się, dziękując. Przez kolejne dni nie mógł zapomnieć o szatynie, z którym tak dobrze mu się rozmawiało i coś go ciągnęło do starszego Hugo. Może chęć odwdzięczenia się za wszystko, co zrobił? A może to była ta iskierka zazdrości, która tliła się, gdy Joel wspominał o nowym prezencie czy planowanym weekendzie we Włoszech. Matt zazdrościł mu beztroski, bo sam dorabiał w kawiarni i szczerze tego nienawidził, bo praca zabierała mu czas wolny i nie pozwalała się realizować. 

– Cześć, Matt – usłyszał, a przez jego ciało przeszły dreszcze. Niby dobrze znał ten głos, ale teraz wzdrygnął się, wyłapując chrypkę. Hugo wwiercał w młodzieńca swoje zielone tęczówki i uśmiechał się, pytając co nowego.

– A nic takiego, a u ciebie?

– Stresujesz się? – zapytał Hugo, przekręcając kluczyk w stacyjce.

– Trochę – przyznał Matt, zapinając pas i biorąc głęboki oddech, by jakoś się uspokoić. Mieli jechać do baru na drinka, a przecież tam zawsze jest dużo ludzi i nikt nie zrobi mu krzywdy.

– Jeśli chcesz, to możemy zrezygnować z kolacji.

– Nie, potrzebuję jakiegoś wyjścia, zakuwam do egzaminów i już mam dość. – Wymusił uśmiech i postanowił wrzucić na luz.

Hugo czuł takie samo przerażenie i nie miał pojęcia, w co się pakuje. Okej, znał Michaela z pracy i wiedział o jego miłości do młodszych chłopców i obdarowywania ich prezentami, ale nie miał pojęcia, że teraz sam się z jakimś umówi. Biseksualna natura sprawiła, że coś pociągało go w młodzieńcu z lekkimi lokami i teraz siedział z nim w miejscu, gdzie zazwyczaj załatwiało się duże kontrakty, popijając wiekową whisky. Pili wino, rozmawiając o studiach Harrisa, a potem temat przeniósł się na życie Hugo. Ten opowiadał o hotelach w różnych krajach, co wiązało się z wyjazdami w delegacje. Matt uwielbiał podróże i wyglądał na podekscytowanego. 

– Możesz czasami jeździć ze mną – rzucił szatyn, uśmiechając się. Zaczynał się rozkręcać i chciał sprawdzić, na ile może sobie pozwolić. Zupełnie jak Matthew, który postanowił się wyluzować i zażartował:

– A będę musiał nazywać cię „tatusiem"?

------

Hej, hej, hejo. Witam wszystkich nowych i starych. Zachęconych i roześmianych. Wpadam od dzisiaj z autorskim opowiadaniem, dochodząc do wniosku, że nie samymi fanfiction człowiek żyje. Czekam na opinie, chociaż krótkie, ale zawsze pomocne i lecę kończyć kolejny rozdział! x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro