
Prolog.
„Jeśli teraz się nie znajdziesz, kurwa, to zmieniam zamki" – myślał Matt, spoglądając na telefon, gdzie wyświetlały się wysłane wiadomości do Joela, który obiecał, że nie odejdzie nawet na sekundę. A teraz go nie było już od ponad dziesięciu minut i nie dawał znaku życia. Miał szybko załatwić potrzebę w toalecie i wrócić, a nie uciekać i zostawiać go samego pośród zupełnie obcych osób. Kończył kolejny kieliszek szampana, próbując się uspokoić, ale nerwowo rozglądał się w poszukiwaniu przyjaciela. W końcu podszedł do szwedzkiego stołu, licząc, że mała tarta pomoże mu pokonać ścisk w gardle. Nie lubił takich przyjęć. Ba, nie był nigdy na żadnym, ale teraz wiedział, że nic nie stracił i po prostu mu się nie podobało.
Hugo obserwował blondyna przy stole, jednocześnie próbując skupić się na rozmowie z Theo, który chwalił się sukcesami w pracy, gdzie podpisał nowy kontrakt na budowę nowoczesnego osiedla. Mężczyzna wspominał o Caroline, a Hugo przepraszał, mówiąc, że zatrzymała ją choroba rodziców i kazała wszystkich pozdrowić. Byli naprawdę zgodną parą i żadne z nich nie widziało problemu w samotnym uczestniczeniu w przyjęciu. Hugo musiał nawiązywać kontakty, by wspinać się po szczeblach kariery. A przyjaźnie z osobami pokroju Theo pomagały mu w tym.
– Przepraszam na chwilę. – Dotknął ramienia przyjaciela, uśmiechając się przepraszająco i kierując się do toalety. Załatwił potrzebę i wrócił na salę, gdzie jego znajomy już zajęty był innymi gośćmi. To dało mu chwilę ulgi i postanowił ulotnić się, zwiedzając kilka korytarzy. Na jednym z nich zauważył znajomego młodzieńca, który warczał pod nosem:
– Jaja sobie robisz?! Mówiłeś, że mnie nie zostawisz! Ale jak to w hotelu?! Wrócicie tu? No okej, masz kwadrans i zmienię zamki, jeśli się nie zjawisz. Nienawidzę cię, kurwa – dodał po rozłączeniu. Jęknął w dłonie, ocierając twarz.
– Wszystko w porządku? – zapytał Hugo, nabierając pewności siebie. Chłopak wyglądał na przerażonego i jednocześnie zmęczonego całą sytuacją.
– Nienawidzę mojego kumpla, wiesz? – wypalił, jakby spotkał starego znajomego, a nie obcego mężczyznę.
– Och, aż tak podpadł?
– Przyszliśmy tu razem, a ten mały sukinkot bzyka się z chłopakiem w hotelu. Przepraszam, kumplem! – Zaakcentował ostatnie słowo, bo przecież Michael był za stary, by nazywać go chłopakiem.
– To teraz ty go wystaw i napij się szampana czy coś. Czekaj tu chwilę. – Hugo prędko skierował się po alkohol i uśmiechnął, widząc, że blondyn czeka na niego na korytarzu. Zajmował właśnie małą ławeczkę pod ścianą, co chwilę spoglądając na zegarek, by odliczyć minuty, które upłynęły.
„Okej, jeszcze trzynaście" – powtórzył sobie w myślach i obiecał, że da radę.
– Dziękuję. – Wziął kieliszek od nieznajomego i upił łyk, zupełnie nie zważając na fakt, że mogła tam być tabletka gwałtu. Joel miałby nauczkę i musiałby usługiwać mu do końca życia w przeprosinach za pozostawienie.
– Jestem Hugo – przedstawił się brunet, opierając o wiekową komodę.
– Matt.
– Jak Matthew?
– Nie ma niczego gorszego niż pełna wersja mojego imienia.
– No nie wiem, planeta nam się niszczy, globalne ocieplenie zmienia klimat, zwierzęta umierają – wyliczał, teatralnie wskazując kolejne palce.
– A więc ekolog? Działacz ruchu ochrony planety? Cholera, już myślałem, że nie mogłem źle trafić.
– Nigdy w życiu. Kieruję siecią hoteli.
– O choleeeeera, dobry jesteś.
– A ty?
– Studia. – Wzruszył ramionami.
– I co studiujesz?
– Historia sztuki, możesz się śmiać.
– Dlaczego? Sztuka jest super.
Pokiwał głową, ucinając temat i spojrzał na zegarek. Mniej niż dziesięć minut, dasz radę.
– Zjesz coś? – Hugo ponownie się odezwał, dopijając szampana.
– Nie, dziękuję.
– Oj, dawaj, nie będziesz tu siedział sam.
– Jest okej, dziękuję.
Matt czuł się niezręcznie w obecności starszego mężczyzny. Okej, może nie różniło ich dużo, bo szatyn wydawał się być trzydziestokilkulatkiem, ale blondyn nie umiał flirtować i nie wiedział jak zachowywać się w stosunku do innych mężczyzn. Miał za sobą kilka nic nieznaczących związków, z których jeden zakończył się pół roku wcześniej wielką kłótnią, a jego serce nadal czasami krwawiło. Dlatego teraz speszył się, dostając talerzyk z wykwintnymi przekąskami i słysząc stanowcze:
– Chodź.
Niepewnie szedł za Hugo, który prowadził go w głąb domu, jakby znał go jak własną kieszeń. W końcu znaleźli się na tarasie w rozświetlonym ogrodzie. Ciche „wow" wyrwało się spomiędzy ust blondyna na widok mnóstwa zieleni, niewielkiej fontanny i dróżki oświetlonej małymi lampami. Żona Theo była architektem i włożyła w to miejsce wiele serca, by stworzyć swój mały raj na ziemi. Hugo niejednokrotnie pił w tych zielonych kątach, obejmując Caroline i wspominając o niedawnych zaręczynach. A teraz siadał na ławce obok zupełnie obcego chłopaka, którego otaczała dziwna aura. Był pociągający i piękny, nie tylko zewnętrznie. Z zapałem opowiadał o sztuce, gdy Hugo zaczął temat. Matt kochał ją. Uwielbiał obrazy i fotografię, nad którą spędzał długie godziny jako nastolatek. Ba, marzył kiedyś o takiej karierze, ale profesjonalny sprzęt nie był zasięgu jego ręki. Teraz czasami pstryknął coś szybkiego podczas spaceru czy po wyjściu z uczelni. Najbardziej lubił jesień. Poranna mgła unosząca się nad miastem, kolorowe liście i szare chmury, które coraz częściej pojawiały się na angielskim niebie.
Dzwoniący telefon przerwał ich pogawędkę, a Matt przewrócił oczami, słysząc po drugiej stronie podniesiony głos kumpla.
– Mówisz, że czekasz, a teraz cię nie ma, no nie rób sobie jaj!
– Gdzie jesteście?
– Salon, a ty?
– Zaraz będę.
Blondyn podniósł się z niewielkiej ławki, dziękując za towarzystwo i przepraszając, że musi już iść. Dopił szampana, uśmiechając się i wchodząc do środka. Hugo ruszył za nim, a ich ramiona stykały się, gdy znowu śmiali się z opowiadanych przez siebie historyjek. W końcu trafili na Joela, który tulił się z Michaelem. Szatyn przywitał się z przyjacielem uśmiechem i krótkim uściskiem, a Matt zdziwił się ich znajomością.
– Lecimy do domu? – zapytał, postanawiając nie komentować starszego partnera kumpla.
– Nie podobało ci się?
– Chyba trochę padam. No i nie moje klimaty. Pogadałem trochę z Hugo, bo ktoś mnie tu zostawił – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Nie wyglądasz na przygnębionego.
– Nie zaczynaj, Joe, robisz mi śniadanie rano.
– Jasne, pędzę.
Pożegnali się, a Hugo przytulił nowo poznanego blondyna, dziękując mu za udany wieczór. Niepostrzeżenie wsunął swoją wizytówkę do kieszeni spodni i odszedł szybkim krokiem, próbując zrozumieć samego siebie, bo przecież stronił od dawania numeru nieznajomym.
*
Matt czuł stres, gdy wsiadał do auta zupełnie obcego mężczyzny. No okej, może znał jego imię, wiedział, że ma własną firmę i nic poza tym. Dość długo walczył ze sobą, by napisać wiadomość na numer podany na wizytówce, którą znalazł po tamtym wieczorze. Uśmiechnął się, czując kartonik, gdy wsunął rękę w kieszeń spodni, ale pretensje Joela psuły mu humor. Wypomniał kumplowi, że wcale nie pchał się na żałosną imprezę w domu starców, a Michael roześmiał się, dziękując. Przez kolejne dni nie mógł zapomnieć o szatynie, z którym tak dobrze mu się rozmawiało i coś go ciągnęło do starszego Hugo. Może chęć odwdzięczenia się za wszystko, co zrobił? A może to była ta iskierka zazdrości, która tliła się, gdy Joel wspominał o nowym prezencie czy planowanym weekendzie we Włoszech. Matt zazdrościł mu beztroski, bo sam dorabiał w kawiarni i szczerze tego nienawidził, bo praca zabierała mu czas wolny i nie pozwalała się realizować.
– Cześć, Matt – usłyszał, a przez jego ciało przeszły dreszcze. Niby dobrze znał ten głos, ale teraz wzdrygnął się, wyłapując chrypkę. Hugo wwiercał w młodzieńca swoje zielone tęczówki i uśmiechał się, pytając co nowego.
– A nic takiego, a u ciebie?
– Stresujesz się? – zapytał Hugo, przekręcając kluczyk w stacyjce.
– Trochę – przyznał Matt, zapinając pas i biorąc głęboki oddech, by jakoś się uspokoić. Mieli jechać do baru na drinka, a przecież tam zawsze jest dużo ludzi i nikt nie zrobi mu krzywdy.
– Jeśli chcesz, to możemy zrezygnować z kolacji.
– Nie, potrzebuję jakiegoś wyjścia, zakuwam do egzaminów i już mam dość. – Wymusił uśmiech i postanowił wrzucić na luz.
Hugo czuł takie samo przerażenie i nie miał pojęcia, w co się pakuje. Okej, znał Michaela z pracy i wiedział o jego miłości do młodszych chłopców i obdarowywania ich prezentami, ale nie miał pojęcia, że teraz sam się z jakimś umówi. Biseksualna natura sprawiła, że coś pociągało go w młodzieńcu z lekkimi lokami i teraz siedział z nim w miejscu, gdzie zazwyczaj załatwiało się duże kontrakty, popijając wiekową whisky. Pili wino, rozmawiając o studiach Harrisa, a potem temat przeniósł się na życie Hugo. Ten opowiadał o hotelach w różnych krajach, co wiązało się z wyjazdami w delegacje. Matt uwielbiał podróże i wyglądał na podekscytowanego.
– Możesz czasami jeździć ze mną – rzucił szatyn, uśmiechając się. Zaczynał się rozkręcać i chciał sprawdzić, na ile może sobie pozwolić. Zupełnie jak Matthew, który postanowił się wyluzować i zażartował:
– A będę musiał nazywać cię „tatusiem"?
------
Hej, hej, hejo. Witam wszystkich nowych i starych. Zachęconych i roześmianych. Wpadam od dzisiaj z autorskim opowiadaniem, dochodząc do wniosku, że nie samymi fanfiction człowiek żyje. Czekam na opinie, chociaż krótkie, ale zawsze pomocne i lecę kończyć kolejny rozdział! x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro