3. "Trzepię sobie do myśli, że śpisz za ścianą."
Matt wpatrywał się w ekran telefonu, który jeszcze wczoraj zapełniony był poradami jak wysuszyć wyprany zegarek. Kolejne strony prześcigały się w coraz to lepszych pomysłach, a on gotów był faktycznie zasypać sprzęt ryżem i czekać na cud. Istniała jeszcze możliwość zaniesienia go do profesjonalisty, ale bał się, że w związku z wartością zepsutej już zabawki, cena naprawy również będzie duża. Nie rozumiał po co w ogóle Hugo kupował go, denerwując się, że nie będzie w stanie dać niczego w zamian. A nie był Joelem, by oddawać w naturze.
Jak na zawołanie starszy mężczyzna dał o sobie znać krótką wiadomością. Witał się, pytając o samopoczucie po krótkiej wycieczce i planami na dzisiejszy dzień, ale nie dane było mu przeczytać odpowiedź, bo Matthew nie był w stanie kłamać. Nie wiedział jak się zachować po prezencie, którego przecież nawet nie chciał, a na dodatek zepsuł go zanim zdążył w ogóle przymierzyć. Miał ochotę zachować się jak pięciolatek i zrzucić winę na Hugo, dodając, że to jego problem, bo przecież Harris nie prosił się o tak drogie prezenty. Joel już zdążyć dogryźć przyjacielowi, pytając kiedy odwdzięczy się tatusiowi i udawał znawcę, dając kilka dobrych rad dla niedoświadczonych.
– Dzisiaj twoja kolej zakupów i nie spieprz tego. – Chłopak wszedł do pokoju współlokatora bez zbędnego pukania i czekania na pozwolenie. Matt niemal podskoczył, nie spodziewając się gościa, który przerwie ciszę. – Nie idziesz na zajęcia? – Zmarszczył brwi, widząc, że ten nadal leży w łóżku chociaż powinien już biegać po mieszkaniu i panikować, bo znowu posiał swoje klucze. To była kolejna z jego wad – gubił wszystko, a rodzice żartowali, że kiedyś zostawi gdzieś głowę. Kiedyś dostał nawet specjalne urządzenie na bluetooth, które miał przyczepić do kluczy, a w razie zagubienia dźwięk pokazywał mu miejsce ukrycia, ale jak wszystko się skończyło? Zdążył zgubić breloczek zanim podpiął go do pęku.
– Chyba sobie odpuszczę, mam dzisiaj sztukę w greckich mitach i jakoś nie chce mi się tam iść.
– Hugo zajmuje główkę? – Uśmiechnął się nonszalancko, opierając o futrynę i krzyżując ramiona. Patrzył na przyjaciela, który jęknął głośno, nie wiedząc co powiedzieć. – Gadałeś z nim w ogóle?
– Nope.
– Nie odzywa się?
– To ja się nie odzywam.
Chłopak prychnął, a ostre spojrzenie współlokatora prędko przywołało go do porządku. Chrząknął, licząc, że w ten sposób chęć śmiechu odejdzie, i poprawił się, poważniejąc.
– Serio, Matty, jeśli to dla ciebie takie ale, to oddaj mu zegarek i po sprawie. Albo udawaj, że nigdy go nie miałeś i o niczym nie masz pojęcia.
– Musiałby być takim debilem jak ty, by się na to nabrać.
– Tutaj przegiąłeś, jeszcze dzisiaj do niego zagadam i powiem co odwaliłeś.
Wycofał się, zostawiając zszokowanego Matta w pokoju. Faktycznie patowa sytuacja nie była zbyt dobrą wymówką na opuszczanie zajęć z kobietą, która pożerała uwalonych studentów na śniadanie. Greckie mity zdawały się być jej największą miłością, a wszyscy studenci zgodnie przyznawali, że historię kocha chyba bardziej niż męża.
Wiedział, że nie może pozwolić sobie na wejście w trakcie zajęć, by nie zwracać na siebie jeszcze większej uwagi. Ze znudzeniem czekał na przerwę, by potem spokojnie zajmować miejsce z tyłu. Zupełnie nie umiał skupić się na zajęciach, gdy Hugo znowu się odezwał, pytając czy zrobił coś nie tak i przepraszając jeśli był zbyt nachalny. Matt nie umiał zostawiać ludzi na odczytanym i przepraszał za późną odpowiedź, ale od rana siedzi na uczelni i miał urwanie głowy.
To nie tak, że starał się unikać Robinsona przez następne dni. Po prostu wyszukiwał sobie zajęcia, by zagłuszyć wyrzuty sumienia sprzętem, który nadal leżał w ryżu, a Joel dowalał mu tekstami, że czeka aż chińskie rączki to naprawią. Ganił go, nazywając rasistą, ale ten nic nie robił sobie z jego oburzenia. Cieszył się, że chłopak wyjeżdża na weekend i będzie mógł spędzić kilka dni bez jego słabych żartów i dogryzania.
Tymczasem spędzał kolejne popołudnie w kawiarni, cierpliwie obsługując klientów i dbając o wygląd lady, która przyciągała słodkościami i kolorowymi makaronikami. Robił kolejne ozdoby czekoladą na mlecznej piance, gdy znajomy głos wyrwał go z zamyślenia. Hugo właśnie lustrował reklamy nad barem, które zdjęciami miały zachęcać do spróbowania sezonowych napojów. Rozmawiał przez telefon, omawiając kolejne spotkanie, by po zauważeniu Matta rozłączyć się i przywitać, gdy chłopak z dozą niechęci stanął naprzeciw, by przyjąć zamówienie. Jego serce zamarło, gdy trzydziestolatek przywitał się zdrobnioną wersją jego imienia i uśmiechnął, zagajając o samopoczucie.
– Wszystko dobrze, a jak u ciebie?
– Myślałem, że mnie unikasz. – Olał pytanie, zmieniając temat, czym dał Mattowi kolejny mały zawał. Pokręcił zbyt energicznie głową, denerwując się i przesuwając po ekranie przed sobą palcem w poszukiwaniu odpowiedniego towaru chociaż zamówienie jeszcze się nie pojawiło.
– Nie miałbym powodu. Co mogę ci dzisiaj podać?
– Jestem tu pierwszy raz, miałem niedaleko spotkanie. – Wskazał ruchem ręki restaurację niedaleko, a chłopak kiwnął głową. Znał tamto miejsce, w którym jadało się drogie lunche, omawiając ostatnie szczegóły umów na grube pieniądze. – Możesz mi coś zaproponować? Na pewno potrzebuję kawy.
– Gorąca czy mrożona?
– Gorąca jak ty w tym fartuchu – zaśmiał się. – Zupełnie nie rozumiem tego szału na mrożoną kawę. Jak można w ogóle nazywać to kawą?
I zupełnie nie zdajesz sobie z tekstów, które rzucasz pomyślał Matt, omyłkowo klikając produkt, a potem denerwując się, gdy system się zawiesił jakby robił to celowo. Nie rozumiał dlaczego ten pozwala sobie na takie odzywki skoro byli niemal obcymi ludźmi.
– Jeśli masz własny kubek, to dostaniesz pięć procent zniżki. Akcja recyklingowa, by chronić środowisko – dodał, widząc ściągnięte brwi, które ukazały zmarszczkę pomiędzy nimi. Czoło Hugo usłane było poziomymi kreskami, ukazującymi ukończone lata, a Caroline często zwracała mu uwagę, by się nie marszczył, bo dostanie kolejnych bruzd. – Możesz kupić go u nas i użyć przy kolejnym zakupie kawy.
– Poproszę.
Matt oddychał z ulgą, żegnając Hugo, który zagadywał go jeszcze przez moment, trzymając kolorowe pudełko ze słodkościami i błękitny kubek z logiem kawiarni, wypełniony aromatycznym napojem. Ostatecznie pożegnał się westchnięciem i zerknięciem na zegarek. Ten gest sprawił, że chłopak zamarł, przypominając sobie o drogim prezencie, o którym na chwilę udało mu się zapomnieć. Oddychał z ulgą, gdy drażliwy temat się nie pojawił, ale to uczucie prędko ustąpiło zawałowi, gdy na jego telefonie pojawiła się wiadomość od mężczyzny.
Nie nosisz go?
Wiedział. Wiedział też, że on wie o zegarku. Ba, przecież Hugo nie był głupi i nie dałby sobie wmówić, że Matt zgubił go gdzieś na lotnisku czy w domu. Mógł jeszcze zrzucić na współlokatora, kłamiąc, że to on robił ostatnie pranie i słowem nie wspomniał o błyskotce. Wiedział jednak, że Joel zabiłby go w kilka sekund, a miał jeszcze egzaminy do zdania i włożył za dużo pracy w naukę, by umrzeć przed nimi.
Olał wiadomość, blokując ekran, bo sam nie wiedział co miałby odpowiedzieć. Nie był gotowy na prawdę i liczył, że ryż coś zdziała. Zaparowane szkiełko przypominało mu o głupocie i pluł sobie w twarz za każdym razem, gdy na nie zerkał.
Hugo czuł dziwną satysfakcję, widząc speszonego młodzieńca. Przez ostatnie dni zastanawiał się jak zagaić o prezent, bo zjadała go ciekawość czy ten się spodobał. W końcu okazja sama się nadarzyła, a on nie wierzył, że los postawił ich na swojej drodze w dzielnicy, gdzie często bywał. Zrządzenie losu sprawiło, że stanęli naprzeciw siebie, a on mógł być wdzięczny Caroline za prośbę o kupno kilku smakołyków. Teraz stał przy aucie, patrząc na odwiedzoną kawiarnię i uśmiechał się, zerkając na ekran komórki, gdzie powiadomienie mówiło, że wiadomość została odczytana, a odpowiedzi nie nadchodził. Odpowiednie okno zostało zastąpione zdjęciem ukochanej, a on odebrał, zajmując miejsce kierowcy.
– Dzień dobry, najpiękniejsza kobieto na świecie. – Nie potrzebował jej obok, by wiedzieć, że się uśmiecha, bo zdradzał to ton jej głosu i perlisty śmiech w tle. – Wracam już, mam kilka rzeczy i do końca dnia jestem cały twój! Wybrałaś już kolację?
***
– Ruszaj dupsko, ile można w domu siedzieć? – Joel jęknął nad uchem przyjaciela, który w spokoju jadł kolację, ciesząc się, że dzisiaj to nie jego pora gotowania i czekało na niego ciepłe danie po powrocie do domu. – Jest piątek, kolego, a ja nie dam ci spokoju. – Potrząsnął jego ramionami, gdy ten podniósł szklankę do ust, w wyniku czego Matt zakrztusił się zimną wodą.
– Jak nie zostawisz mnie w spokoju to zadławię się i umrę, a ty będziesz musiał powiedzieć to mojej mamie.
– Nie umieraj, bo już więcej nie przywiezie nam tej zapiekanki, a jest obłędna. Swoją drogą nie wybiera się do nas?
– Wypieprzaj, Joel. Serio, daj mi pięć minut.
– Dałem ci, gdy byłeś w łazience. – Wskazał na pomieszczenie, które faktycznie Matthew zajął po powrocie do domu. Uczelnia i kawiarnia wyprały go ze wszelkich sił, a cały tydzień był zabiegany i liczył, że choć w piątek posiedzi w domu. – No?
– Nie masz tatusia, by się tobą zajął?
– Zajmował się wczoraj, dzisiaj muszę pomęczyć ciebie skoro i twój tatuś jest zajęty.
– Nie nazywaj go tak, J, nas przynajmniej nic nie łączy.
– Nas oprócz kasy i bzykania też. Chyba nie sądzisz, że go kocham – prychnął z ironią. Ich układy były jasne i oboje wiedzieli, że żadne emocje nie wchodzą w grę. Michael nie był jego pierwszym i istniała mała szansa na to, że był ostatnim. – No wstajemy. Przebieramy tę piękną dupkę w ciasne jeansy i idziemy.
– Prawisz mi tyle komplementów na temat mojego tyłka, że czasem myślę, że na mnie lecisz.
– Trzepię sobie do myśli, że śpisz za ścianą. No już, już.
Joel wszedł za przyjacielem do pokoju, pchając go w stronę szafy i prosząc, by się pospieszył, bo umówili się na ósmą na krótką posiadówkę, by potem ruszyć na miasto. Brunetowi wreszcie udało się zebrać całą paczkę i jeśli blondyn teraz by się wykruszył, on uprzykrzałby mu życie przez najbliższe tygodnie. Zwłaszcza, że Matt jakiś czas temu sam narzekał na facebookowej konfie, że dawno nigdzie nie wychodzili.
Wrzesień chylił się ku końcowi, dając wieczorami temperaturę w okolicy dziesięciu stopni. Skórzane kurtki chroniły przed wiatrem i przypadkowym deszczem, gdy kierowali się do odpowiedniego bloku, gdzie pozostała trójka szykowała kolorowe drinki, kłócąc się o pizzę. Byli paczką z czasów szkolnych, a z niektórymi łączyło ich nawet podwórko. Elisabeth odziedziczyła po dziadkach mieszkanie, do którego wyniosła się tuż po osiemnastych urodzinach, bez zważania na fakt, że była wtedy w połowie roku szkolnego. Z dnia na dzień spakowała swoje rzeczy, przyjmując później pomoc przyjaciół w kwestii remontu i odświeżania ścian.
– Okej, ja stawiam! – krzyknął Joel, gdy wreszcie znaleźli się w klubie. – Albo raczej już postawiłem – zaśmiał się, rzucając kolejną aluzję, a reszta towarzystwa się zaśmiała. Wszyscy wiedzieli o jego życiowych układach, bo on sam nie ukrywał skąd ma na wszystko pieniądze. Nie mydlił przyjaciołom oczu, wymyślając nadgodzin w pracy, ba, często się nawet naśmiewał z pracujących, dodając, że byłoby mu szkoda wydawać takiej dużej kasy na wakacje, a tak nie płaci nawet funta.
Salon wypełniony był delikatną muzyką i ich śmiechami, gdy popijali wino, dojadając jeszcze bułkę z czosnkiem, która była dodatkiem do głównego dania zrobionego przez Caroline. Kobieta z uśmiechem przyjmowała komplementy od Michaela, który zachwycał się jej kuchnią, żartując, że mógłby mieć taką na co dzień. Gdyby nie lata przyjaźni, Hugo mógłby pomyśleć, że ten coś czuje do jego kobiety. Znał go jednak na wylot i wiedział o stronie związkowej. Mike się nie wiązał, nie wierzył w miłość i nie widział siebie na starość z dziećmi i ukochaną osobą przy boku. Dla niego liczyła się tylko zabawa i robienie kasy, dużej kasy, a biznesy w mieście pozwalały mu żyć na poziomie. I zabawiać się z młodymi chłopcami, w których uwielbiał przebierać. Hugo dziwił się przedłużającą się relacją z Joelem, ale tylko czekał aż ten wspomni o nowej ofierze.
– To gdzie tym razem? – zagaił mężczyzna, gdy Caroline przeszła na temat wakacji, wspominają, że powoli rozglądają się za czymś na święta. Od lat nie spędzali świąt w standardowy sposób, często uważając ten czas za dobry okres na wakacje i wymyślali kolejne destynacje, wyszukując lepszych ofert.
– Mam nadzieję na Bali. – Westchnęła teatralnie, opierając się o ramię partnera.
– Hugo, jesteś gotowy na Bali? – rzucił Mike, uśmiechając się, gdy mężczyzna pokręcił głową. – Oj przestań, przecież oboje wiemy, że Caroline ma kilka ukrytych talentów, dzięki którym może cię do tego przekonać.
– Oj ma, ma – zaśmiał się, obejmując ją.
Piątkowy wieczór mijał pod znakiem alkoholu i długich rozmów, a oni zostali ostatecznie we dwójkę, gdy kobieta postanowiła się położyć. Widziała, że noc przyjaciół będzie naprawdę długa, gdy ich szklanki zaczęły zapełniać się whisky, a w ruch poszły papierosy. Wolała zrelaksować się w wannie, by potem zniknąć w miękkiej pościeli. Jej zniknęcie dało im możliwość zejścia na tematy, które nie mogły pojawić się w większym gronie. Imię Joela padło w kontekście małego weekendu, a Michael szczycił się młodzieńcem, którego miał w garści. Traktował go jak swoistą zdobycz i narazie korzystał z jego obecności, wykorzystując wspólny czas w stu procentach.
– A jak ten blondyn? Nie udawaj, widziałem jak patrzyłeś – dodał, gdy Hugo pokręcił głową, mówiąc, że nie wie o czym mówi.
– Matthew? Pracuje w kawiarni, wpadłem na niego kilka dni temu.
– I każdemu tak rozdajesz drogie zegarki?
Nie spodziewał się, że przyjaciel o wszystkim wie, ale przecież mógł być pewien, że skoro Matt przyjaźni się z Joelem, to i Michael prędko będzie o wszystkim wiedział.
– Zaczynasz szybciej niż ja z wycieczkami. Nie rób tak, rozpuścisz go. A to on powinien o ciebie na początku zabiegać, to jemu ma zależeć.
– Mike, ja nie potrzebuję porad układowych, to nie moja bajka. Nawet nie mamy kontaktu.
– Zadzwoń do niego.
– Tak po prostu. Sprawdź i o sobie przypomnij.
Alkohol wyłączył logiczne myślenie i połączenie się z chłopakiem wydawało się naprawdę zabawne. Zresztą coś ciągnęło Hugo do Matta, a Michael to widział. Kolejne sygnały przecinały muzykę w tle, by wreszcie po drugiej stronie usłyszeć szmery i wygłuszony głos, walczący z basami i dudnieniem w tle.
– Halo? – Hugo uśmiechnął się, słysząc pijany ton, który był zniekształcony i zupełnie niepodobny do chłopaka, którego znał.
– Dobry wieczór, Matthew.
– Hugo? Ej, bo ja trochę nie słyszę. Czekaj.
Odgłosy imprezy sprawiłī, że mężczyzna odsunął telefon od ucha, a gdy nieco ucichły, na nowo usłyszał Matta. Plątał mu się język, mówiąc, że jest z Joelem i ze znajomymi, tłumacząc się jakby faktycznie był do tego zmuszony. Cała sytuacja bawiła Hugo, który rzucał krótkie "Tak?" albo "Mówisz?", by dać znać, że jeszcze się nie rozłączył.
– I wiesz co? Ja utopiłem ten... oesu no zegarek – dodał, walcząc z kolejnym czknięciem. – I ja w ogóle nie wiem po co on. Ale no, leży w ryżu i czeka na małe chińskie rączki i Joel mówił, że przyjdą. I ej, bo ja muszę iść, co? I w ogóle weź, stary jesteś, a ja już mam rodziców.
------
To trochę zabawne, że wracam tu po nieco ponad roku. Ba, rozdział rozgrzebany leżał od dawna, a ja zdążyłam to opowiadanie milion razy przekląć. Ale usłyszałam też, że to tylko opowiadanie, a ja nie powinnam się spinać, a jedynie traktować to jako zabawę, bo przecież pisanie tego to zabawa, prawda? I właśnie dlatego znowu tu jestem i teraz będę nieco częściej.
Dajcie znać co sądzicie, bo to Wasze komentarze pokazują mi nad czym powinnam jeszcze popracować!
Uściski x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro