Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 31 Tego, nikt się nie spodziewał

Wróciłam z siłowni. Rzuciłam torbę w kąt i poszłam wziąć prysznic. To był intensywny trening, a ja swoje pokłady energii wyczerpałam w szkole. I przez tą godzinę zmęczyłam się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej na siłowni. Może to ma związek z moją sylwetką. Czasami naprawdę się sobą przerażam. Coraz bardziej przypominam kościotrupa. Dostałam od rodziców wiadomość, że musimy pogadać i mam przyjść do salonu. Zabrzmiało źle. Zbliżała się 9, więc otworzyłam okno, żeby nie musiał czekać na dworze i powlokłam się do salonu. Dawno się mnie nie czepiali, więc spodziewałam się, że taki dzień w końcu nadejdzie. Weszłam do salonu i od razu wiedziałam, że to co tu się stanie nie będzie przyjemne. Matka była dosłownie wzburzona, a ojciec nie ukrywał tego, że jest zły jak to miał w zwyczaju.

- Dlaczego ja nic nie wiem o mojej córce?- o czym ona do cholery mówi?- Dlaczego nam nie powiedziałaś, że zdałaś prawo jazdy?

Cóż, może rzeczywiście powinnam była im coś napomknąć, ale nie wydawali się tym szczególnie zainteresowani. Poza tym jestem pełnoletnia.

- Twoje oceny się pogorszyły- wtrącił ojciec- bardzo pogorszyły- warknął

- Skupiłam się na przedmiotach potrzebnych do egza- nie dokończyłam, bo matka przywaliła mi z liścia w policzek. Zabolało. W połączeniu z moją niewielką wagą runęłam jak długa na ziemię.

- Twoje wymówki są śmieszne. Dlaczego nie powiedziałaś, że bierzesz udział w jakimś festiwalu, co?- siedziałam na podłodze, rozmasowując sobie policzek, ale na te słowa zamarłam- co myślałaś, że się nie dowiemy? To było w telewizji- popełniłam duży błąd, zgadzając się na ten festiwal- dobra wzięłaś udział w festiwalu. To jeszcze nic takiego. Natomiast wyobraź sobie moją minę, gdy zobaczyłam moją córkę całującą się z marginesem społecznym, z którym podobno łączy ją tylko przyjaźń.

Wkurzyłam się. Nie miała prawa tak o nim mówić. Zignorowałam wszystko i wstałam podążając do wyjścia z tego piekła jakim był salon w moim własnym domu.

- Wracaj nie skończyłam.

Zignorowałam ją. Wyszłam, ale nie dane mi było pójść dalej niż na trzy kroki po wyjściu z salonu, bo chwyciła mnie za włosy i pociągnęła. Syknęłam, bo bolało jak cholera, gdy ciągnęła mnie korytarzem, a później przez salon, aż do kanapy, na której nadal siedział ojciec. Szarpałam się, ale była silniejsza. Bolała mnie głowa od tego. Czułam jakby wyrywała mi włosy. Popchała mnie na sofę, a ja znowu upadłam. Brodą uderzyłam o jakąś metalową część. Chyba sobie ją rozcięłam. Moich rodzicieli zdawała bawić ta cała sytuacja. Stanęłam na równe nogi, ale wtedy ona kopnęła mnie w piszczel przez co upadłam znowu. Tym razem twarzą zderzyłam się z podłogą. Usłyszałam dźwięk odpinanego paska, którym już po chwili ojciec okładał mnie po całej długości mojego ciała. Jakby tego było mało matka kopała mnie, gdzie tylko się dało. Miałam mroczki przed oczami. Schowałam twarz. Ona kopnęła mnie w głowę. I po tym ciosie już przestałam odczuwać ból. Byłam bliska zasłabnięcia. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wyjściowych, ale ona dalej mnie kopała, więc to pewnie ojciec wyszedł. Po paru kolejnych ciosach zemdlałam na dobre.

Ben

Gdy dotarłem do jej domu już na wstępie wiedziałem, że coś jest nie tak. Okno w jej pokoju było otworzone, co wcześniej się nie zdarzało. Mimo to wszedłem do środka. Dziewczyny nigdzie nie było. Zapukałem do łazienki, lecz odpowiedziała mi głucha cisza.

- Sam?

Znowu nic. Wszedłem do garderoby dziewczyny, lecz i tam jej nie znalazłem. Zadzwoniłem, ale dźwięk jej dzwonka rozbrzmiał w pomieszczeniu. Telefon leżał na łóżku. Wszedłem do łazienki, żeby się upewnić, że na pewno tam jej nie było. Niestety nie.

- Sam.

Zawołałem ponownie trochę głośniej. Nie miałem ochoty wychodzić z tego pokoju, bo jeszcze bym się natknął na jej rodziców, ale nie słyszałem żadnych dźwięków. Musiałem się upewnić, że nic jej nie jest. Wiedziony złym przeczuciem opuściłem jej pokój. Najpierw zajrzałem do kuchni. Gdy tam też jej nie znalazłem wszedłem do salonu i zamarłem. Leżała kompletnie bez ruchu z twarzą na podłodze. Dookoła było sporo krwi, jej krwi jak się domyśliłem i zrobiło mi się słabo, a w oczach stanęły łzy.

Podbiegłem do niej.

- Sam, wstawaj- nie wiedziałem co mam robić- Sam, proszę Cię, otwórz oczy- błagałem. Wykręciłem numer do Keiry, bo to jedyne na co w tym momencie wpadłem. Dobrze, że go miałem.

- Czym sobie zawdzięczam ten telefon?- zaczęła dziewczyna, a mi zabrakło głosu, gdy tempo wpatrywałem się w brunetkę- Ben!

- Przyjedź tu. Do Sam. Ona... się nie rusza.

- Cholera, będę za 15 minut. Dzwoniłeś na pogotowie?

- Nie.

- Słuchaj mnie uważnie. Rozłączymy się, a ty zadzwonisz po karetkę w międzyczasie sprawdzając, czy ona oddycha, rozumiesz?- pokiwałem głową, choć nie mogła tego zobaczyć- rozumiesz?!

- Tak.

- Wszystko będzie dobrze.

Oby. Zrobiłem to, o co prosiła dziewczyna. Sam oddychała. Bardzo słabo, ale tak i tej myśli się uczepiłem, że będzie dobrze. Musi być. Ledwo udało mi się wymamrotać adres. Kazano mi się nie rozłączać i monitorować jej oddech.

Keira

Byłam przerażona jego telefonem. Gdy dotarłam na miejsce nawet w mniej niż 15 minut, bo poprosiłam mamę o podwózkę, już nawet nie dbałam, by wejść oknem. Wbiegłam jak torpeda do domu mojej przyjaciółki i weszłam do salonu, gdzie zobaczyłam okropny widok. To wyglądało jakby padła ofiarą jakiegoś pobicia. Chłopak siedział koło niej, co chwilę się pochylając. Pewnie, by sprawdzić oddech. Podeszłam do niego powoli i położyłam dłonie na plechach. Odwrócił się w moją stronę, a jego oczy były pełne łez. Jeszcze nigdy go takiego nie widziałam. Byłam równie przerażona, ale ktoś z naszej dwójki musiał być silny. Padło na mnie.

- Ben, idź zadzwoń do Justina niech jedzie po Laureen. Masz mój telefon. Znasz jego numer na pamięć?

Pokiwał głową.

- Idź.

Zobaczyłam jak odchodzi i sprawdziłam puls mojej przyjaciółki. Był bardzo słaby, a klatka piersiowa unosiła się w powolnym tempie. Kiedyś przeszłam kurs pierwszej pomocy.

- Halo, jest tam ktoś?- usłyszałam głos z telefonu.

- Dzień dobry, jestem przyjaciółką dziewczyny. Za ile będzie karetka?

- Za jakieś 5 minut powinni być. Czy wie pani co ma robić?

- Tak.

I w tym momencie moje serce stanęło. Klatka piersiowa mojej przyjaciółki przestała się unosić. W pierwszym momencie mnie sparaliżowało, lecz natychmiast się ocknęłam i sprawdziłam jej puls. W następnym momencie zaczęłam jej robić sztuczne oddychanie. Gdzie ta karetka do cholery? Moje zmęczone ciało nawet nie zarejestrowało momentu, gdy do pomieszczenia weszli ratownicy i mnie od niej odciągnęli. Na miękkich nogach podeszłam do Bena i mojej mamy, którzy stali nieopodal. Podałam chłopakowi jego telefon i wtuliłam się w mamę.

- Zadzwoniłeś?

- Tak, już po nią jedzie.

- Czy państwo są kimś z rodziny?

- Nie, jej kuzynka już tu jedzie. Do którego szpitala ją zabieracie?- spytałam.

Ratowniczka podała mi nazwę i adres placówki. Potem przewieźli moją przyjaciółkę do karetki i odjechali.

Ben

Oby tylko jej nic nie było. Oby tylko jej nic nie było. Powtarzałem w myślach, gdy karetka odjechała.

- Mamo zawieziesz nas do szpitala?- usłyszałem głos dziewczyny, która tak często mnie wkurzała. Nie to, że jej nie lubiłem, ale irytowała czasami swoim zachowaniem. Dzisiaj jednak byłem jej tak wdzięczny. Gdyby nie ona... to nie wiem. Usiadłem z tyłu. Zazwyczaj nie lubiłem jeździć, gdy ktoś prowadził. Wyjątkiem były taksówki i Justin. Dziś jednak byłem tak szczęśliwy, że przyjechały tu samochodem. 25 minut później byliśmy już w szpitalu. Musieliśmy czekać na Laureen, bo nikt nam nie chciał nic powiedzieć. Zjawili się z moim przyjacielem pół godziny później. Natychmiast podbiegła do recepcji. Jej brzuch był już lekko zaokrąglony, ale na pierwszy rzut oka nie dało się tego zauważyć.

- Dzień dobry, przywieźli tu moją kuzynkę Samanthę James. Co z nią?

- Chwileczkę. Operacja trwa.

Następnie pokierowała jak mamy iść, żeby trafić pod odpowiednią salę. Mama Keiry pojechała, bo musiała odebrać syna od dziadków. I tak nam dużo pomogła. Byłem jej wdzięczny. Im wszystkim. Przez następną godzinę siedzieliśmy w oczekiwaniu. Wreszcie lekarz wyszedł.

- Co z moją kuzynką?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro