Rozdział 16 Gotowanie
Obudziłam się i pierwsze co poczułam to suchość w ustach, później ból głowy i ogólnie czułam się jakbym miała zaraz zwymiotować. Przypomniałam sobie, co się wydarzyło po powrocie do mojego domu i zrobiło mi się jeszcze gorzej. Obróciłam głowę w kierunku, gdzie powinien leżeć chłopak, ale ze zdziwieniem stwierdziłam, że go tam nie ma. Może to mi się tylko śniło? Nie, niestety na pewno nie. Zeszłam z łóżka i od razu na nie wróciłam. Na maksa kręciło mi się w głowie. Zachciało mi się pić- pomyślałam gorzko. W końcu po jakichś 10 minutach leżenia, wstałam i poszłam do łazienki. Była wolna. Może już sobie poszedł. Przebrałam się szybko i zmyłam to co zostało z wczorajszego makijażu. Skierowałam się do kuchni, żeby ogarnąć sobie coś do jedzenia i wypić herbatę. Najlepiej z rumiankiem. Energetyk, którego trzymałam w dłoni prawie mi wypadł, gdy zobaczyłam Bena stojącego przy mojej kuchence, autentycznie coś gotował. Oparłam się o framugę drzwi i przyglądałam mu w ciszy. Chłopak po jakimś czasie zdał sobie sprawę z mojej obecności.
- O cześć Sam, nareszcie wstałaś.
- Która godzina?
- po 11.
Cudownie.
- Keira już wstała?
- Raczej nie, proszę.
Podał mi kubek z herbatą, który z wdzięcznością przyjęłam.
- Jak się czujesz?
Bywało lepiej.
- Powiedzmy, że prędko raczej tego nie powtórzę.
Zaśmiał się.
- Zastanawiam się w jakim stanie będzie Keira, bo ja sama mam ochotę powiesić się na jakimś sznurze.
- Hm, na pewno będzie jak żywy trup lub pół żywy trup. Proszę- podał mi teraz z kolei talerz z jajecznicą- Zjedz ile dasz radę.
- Nie wiedziałam, że umiesz gotować.
- Każdy umie zrobić jajecznicę.
Chyba mu lepiej nie wspominać jak kończyły się moje próby usmażenia jajek. Mimo tego co wydarzyło się w nocy, nie jest niezręcznie, a przynajmniej Ben zachowuje się normalnie, więc ja też postanawiam tak zrobić.
- Dzięki.
Zjadłam połowę jajecznicy. Czuję, że jak zjem więcej to zwymiotuję.
- Dziękuję, była naprawdę smaczna.
- Luzik, ciekawe, kiedy ona wstanie.
- A co śpieszy Ci się gdzieś?
- Muszę odebrać moje auto, tak jakbyś zapomniała.
- A faktycznie. Słuchaj Ben- zaczynam- wracając do poprzedniej nocy.
- To nic takiego- zapewnia.
Nie wiem na co liczyłam, ale nieważne.
- No, dobra. Po prostu nie chcę, żeby między nami zrobiło się jakoś niezręcznie i tak ledwo zaczęliśmy się dogadywać.
- Jest w porządku, przynajmniej z mojej strony.
- Dobra, chciałam się tylko upewnić.
Wewnętrznie umierałam. Chciałabym się z kimś tym podzielić, ale nie miałam z kim. Kiedy podniosłam wzrok, Ben się na mnie patrzył, ciekawe dlaczego. Nagle westchnął i rozchylił ręce, a ja bez namysłu się w niego wtuliłam.
Siedzieliśmy w moim pokoju. Od dwóch godzin gadaliśmy albo graliśmy w jakieś gry. Keira dalej nie wstała. Nagle Ben zaczął przeglądać książki z mojej biblioteczki. Zamarłam, gdy wyjął ,, Icebreaker''.
- To o czym to jest? Teraz mi możesz powiedzieć.
- A o niczym szczególnym.
Zaczął wertować kartki.
- ,, Kiedyś zerżnę Cię w tę śliczną, małą buźkę i nie będziesz w stanie zachowywać się jak roszczeniowa, niecierpliwa smarkula. Przykrywa moje usta swoimi, tłumiąc pełen zadowolenia jęk, podczas gdy dwoma palcami wsuwa się we mnie cudownie rozciągając''
Zaczął cytować scenę z ubera, a ja miałam ochotę mu przywalić czymś w ten pusty łeb.
- Kto ci pozwolił to dotykać?
- Trzeba było mówić, spełniłbym twoje skryte pragnienia- powiedział z tym bezczelnym uśmiechem na ustach- choć chyba w jakimś stopniu już je spełniłem w nocy.
Jak gdyby nigdy nic położył się na moim łóżku.
- To, że czytam takie książki nie oznacza, że to są moje fantazje.
- Nie wątpię, nie chcę wiedzieć chyba o czym jest reszta tych książek.
- Spierdalaj.
Nadal uśmiechał się w ten bezczelny sposób.
- Seks dla korzyści nie jest niczym złym, jeśli.
Nie dokończył, bo rzuciłam w niego poduszką.
- Jeny jak chcecie o tym rozmawiać to moglibyście robić to ciszej.
- O cześć Keira.
- Suszy mnie.
- Nie dziwię się- prychnął Ben.
Dziewczyna w ogóle nie zwróciła uwagi na jego zachowanie. Rzuciła się na łóżko obok niego, co mu się chyba niezbyt spodobało.
- Jasne czujcie się jak u siebie, leżcie sobie tu, możecie tu nawet bazę zbudować.
- Skoro nalegasz.
Ja pierdolę.
- W ogóle Ben, zapomniałam zapytać. Dlaczego wczoraj nie było Cię w szkole?
Uśmiechał się w ten bezczelny sposób, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Nie chciało mi się, poza tym i tak bym się spóźnił, bo KTOŚ- rzucił duży nacisk na to słowo- oblał mnie rano wodą.
- Nie trzeba było zasypiać w moim łóżku.
- Ja nie wnikam, naprawdę. Ricardo dzwoni, tak skarbie? Mam włączyć kamerkę? Chyba nie ma takiej, już włączam.
- Gdzie ty jesteś?
- U Sami
- A
- Cześć Ricardo.
- Czy ty się wczoraj schlałaś?
- Skąd wiesz?
- Wysłałaś mi wczoraj jakiś głupi filmik i wstawiłaś na instagrama swoje zdjęcie z klubu.
- Ups
- Ja rozumiem, że jest Ci ciężko, ale to nie jest chyba najlepszy sposób na rozwiązanie problemów.
- Masz rację, kiedy przyjeżdżasz?
- Dzisiaj.
- Co?!
- Będę po Ciebie, za jakieś- zamyślił się- pół godziny, cześć.
- Sami chcesz mi pożyczyć jakieś ubrania?
- Jasne, chodź.
- Idę zapalić.
- Okej.
- Reny ta garderoba jest większa niż mój pokój.
- Nie no bez przesady, co chcesz? Dresy, jeansy, legginsy, spódnica?
- Hm, mogą być dresy i jakaś koszulka, no i bluza jak możesz, upiorę i oddam Ci w szkole.
- Na spokojnie.
- Więc o czym mówił Ben i ogólnie ja nie wnikam, ale.
- Wziął icebreaker i zaczął cytować pierdoloną scenę z ubera. Czaisz to?
- O kurde
- Ale chuj, masz to powinno być na Ciebie dobre.
- Dzięki, idę do łazienki się przebrać, Jezus, że też musiał dzisiaj przyjechać bez uprzedzenia.
Keira poszła się przebrać, a ja stałam dalej w garderobie i zastanawiałam się nad swoim marnym życiem. Powinnam się uczyć w tym momencie. Masakra. Chciałam już wyjść, gdy ktoś nagle złapał mnie w pasie. Chciałam krzyczeć, ale przytrzymał mi dłonią usta. Stałam tak nie wiedząc co robić, aż do moich nozdrzy dobiegł ten charakterystyczny zapach. Uniosłam głowę i go zobaczyłam. Z jednej strony mi ulżyło, z drugiej miałam ochotę go zabić, chłopak wreszcie mnie puścił.
- Co ty wyprawiasz?!- wykrzyknęłam wściekła.
- Chciałem tylko sprawdzić jak zareagujesz.
- Bardzo zabawne.
- Oj, już się nie gniewaj, wybacz.
Być może zareagowałam zbyt impulsywnie. W tym domu nic mi nie groziło, ale od incydentu na siłowni mam wrażenie, że Ci kolesie się gdzieś na mnie czają i chcą dokończyć to co zaczęli.
- Przepraszam, po prostu mnie przestraszyłeś.
- Nie przepraszaj, to ja zachowałem się nieodpowiedzialnie i przepraszam, nie powinienem tego robić.
Pogładził kciukiem moją twarz.
- Tu jesteście gołąbeczki, nie chciałam wam przeszkadzać, ale chciałam się pożegnać. Ricardo już przyjechał.
- Zaczekaj, odprowadzę Cię- powiedziałam i szybko wyszłam z garderoby,. Tlenu, brakowało mi tlenu. Faktycznie na podjeździe stało auto Ricardo.
- Cześć Ricardo.
- Cześć Sami.
Rozłożył ramiona, więc podbiegłam i się do niego przytuliłam.
- Bo jeszcze pomyślę, że chcesz mi odbić chłopaka- zaśmiała się Keira.
Zaśmiałam się. Lubię Ricardo. Jako jedyny, poza kuzynką jest mnie w stanie zrozumieć.
- Cześć skarbie, jadłaś coś dzisiaj?
- Jeszcze nie.
- W porządku, chodź jedziemy.
I pojechali, a ja zostałam z Benem. Miałam ochotę wskoczyć do jakiejś rzeki i się utopić. Mimo, że umiem pływać.
- To co chcesz dzisiaj robić?
Chłopie, chcę odpocząć.
- Chyba musimy odebrać twój samochód.
- No tak, a potem?
Daj mi spokój. Wtem jednak przypomniałam sobie o czymś.
- A zawiózłbyś mnie w jedno miejsce? Muszę coś załatwić.
- Jasne, gdzie?
- Później Ci powiem.
Weszłam do domu i poszłam do pokoju. Stwierdziłam, że ten ubiór nie jest taki zły. Nie chciało mi się już prostować włosów, więc związałam je w kucyka. Nałożyłam trochę korektora i tusz do rzęs, po czym wyszłam z domu, w towarzystwie Bena. Wcześniej zamówiłam taksówkę, która już przyjechała. Dobrze, że on usiadł z przodu. Zaczynałam popadać chyba w jakąś paranoję. Wysiedliśmy z taksówki i skierowaliśmy w stronę samochodu.
- Więc, gdzie Cię zawieźć?- zapytał Ben, gdy już byliśmy w środku. Podałam mu lokalizację i za chwilę ruszyliśmy.
- A, więc będziesz robić prawo jazdy.
- Czas najwyższy nie?
- Tak.
Nagle położył dłoń na moim udzie. Trochę się spięłam, a on to zauważył i po chwili ją zabrał.
- Przepraszam.
- Nie musisz, wszystko w porządku, po prostu mnie zaskoczyłeś.
Kiwnął głową, ale nie dotknął mnie już w żaden sposób. Dojechaliśmy pod szkołę jazdy, poszłam szybko zanieść potrzebne dokumenty i wróciłam do samochodu.
- To co chcesz dziś jeszcze robić?
- Odpocząć.
Naprawdę byłam zmęczona. Więc z ulgą przyjęłam fakt, że wróciliśmy do mojego domu. Wolałabym w nim zostać sama, ale Ben miał inne plany, bo ruszył za mną. Na serio? Proszę o tak wiele.
- Chcesz herbaty albo kawy?
- Nie dziękuję.
Poszliśmy, więc do pokoju i nalałam sobie soku jabłkowego.
- Chcesz?
- To możesz nalać.
Siedzieliśmy w ciszy, pijąc sok jabłkowy. Żadne z nas nie zamierzało jej przerwać. Ja siedziałam w fotelu, bo nie zamierzałam kłaść się na łóżku dopóki on tam jest. Myślałam właśnie, czy by sobie nie wziąć jakiejś książki i nie zacząć jej czytać.
- Chciałaś odpocząć, a teraz siedzisz w fotelu?
- Wygodnie mi tu.
- Chodź tutaj.
- Naprawdę mi tu.
- To nie była prośba tylko polecenie.
Cóż wiedziałam, że jak do niego nie przyjdę to on przyjdzie po mnie. Odstawiłam, więc szklankę na biurko i położyłam się na moim łóżku, zachowując bezpieczny dystans.
- Ja nie gryzę.
- Mam co do tego wątpliwości.
Chłopak się zaśmiał i już za chwilę przysunął tak, że nasze barki się stykały. Nie odsunęłam się. I nie, dlatego że nie miałam dokąd, tylko dlatego, że ta bliskość mi się podobała. I to zaczynało mnie niepokoić.
- Przepraszam Cię, za wszystko. Postaram się teraz być lepszym przyjacielem.
- Nie, żeby coś, ale nie sądzisz, że to co robimy trochę wykracza poza sferę przyjaciół?
- Pewnie tak. Przeszkadza Ci to?
Zastanowiłam się chwilę.
- Nie.
- To dobrze, mi tym bardziej.
- No dziwnie by było, gdyby Ci to przeszkadzało skoro to ty to zapoczątkowałeś.
Nie odpowiedział. Zamknęłam oczy, żeby nie patrzeć się w jego zielone tęczówki. Leżałam tak przez kilka minut z przymkniętymi powiekami, wyraźnie czując, że na mnie patrzy. W końcu nie wytrzymałam i otworzyłam oczy. Chłopak nadal się we mnie wpatrywał.
- Co?- zapytałam w końcu zdezorientowana.
- Nic, tak sobie podziwiam.
- Mnie?
- Yhy.
- Mógłbyś przestać się patrzeć, to dość krępujące.
- Nie mogę.
- Okej, jak chcesz.
- Kiedy wracają twoi rodzice?
- Nie wiem, a co?
- Tak się pytam. Chcesz iść dzisiaj na imprezę?
- Nie, jedyne o czym marzę to odpocząć. W zasadzie powinnam się uczyć.
- A ty w kółko o tym samym.
- Może nie wspominałam, ale w piątek piszę olimpiadę z historii i muszę się na nią dobrze przygotować.
- Przecież ty wszystko umiesz.
- Nie z historii.
- Jak uważasz.
- To zechciałbyś opuścić mój dom, żebym mogła się uczyć.
- Nie- mówiąc to ułożył się wygodniej na MOIM łóżku i zamknął oczy.
- Aha, okej.
Wstałam i usiadłam przy biurku. Wzięłam potrzebne materiały i zaczęłam śledzić je wzrokiem. Historia jest znienawidzonym przeze mnie przedmiotem. Po co mi to w ogóle. Po co mam się uczyć o wojnie secesyjnej czy innym bitwach pod Termopilami. Wolę matematykę. Czytałam właśnie o Aleksandrze macedońskim, Wielkim czy jak mu tam. Starożytność to zdecydowanie najgorsza epoka.
- Naprawdę zamierzasz się teraz uczyć?
Nie dość, że nie chce wyjść to jeszcze przeszkadza.
- A kiedy mam się niby uczyć co?
- Nie wiem, ale jest weekend.
- No właśnie, w ciągu tygodnia nie będę miała czasu, bo mam szkołę i zajęcia dodatkowe, a na środę muszę zrobić te głupie zadania.
- Pomogę Ci.
- Serio?
- Chyba, że nie chcesz. Historia serio nie jest trudna. Jest fajna.
- To idź i napisz za mnie tą olimpiadę.- westchnęłam- okej możesz mi pomóc, to są te zadania, głupia starożytność.
- Pomogę Ci, ale mam warunek.
- Jaki?
- Jak je zrobimy to już sobie dziś odpuścisz i naprawdę odpoczniesz.
- Dlaczego Ci tak na tym zależy?- spytałam słabym głosem.
- Powiedziałaś, że chcesz odpocząć, a w ten sposób tylko bardziej się męczysz.
- W porządku.
Przez następne 90 minut robiliśmy zadania. Dalej chuja rozumiałam ze starożytności, mimo że Ben próbował mi to wytłumaczyć na milion różnych sposobów.
- Jesteś naprawdę beznadziejnym przypadkiem- powiedział, gdy oboje mieliśmy już dość.
- Dzięki.
- Po co ty w ogóle bierzesz w tym udział?
- Bo ojciec się uparł.
- Bez sensu.
- Bez sensu jest to, że nadal tu jesteś.
- A gdzie miałbym być?
- U siebie w domu. No chyba, że zlicytował Cię komornik i dlatego się tu wprowadziłeś.
Chłopak zaśmiał się na moje słowa.
- Jestem tu dla Ciebie, skoro tak bardzo nie chcesz żebym tu był to sobie pójdę.
- Cóż teraz to i tak bez znaczenia. Idę zrobić herbatę.
- O tej godzinie?
- Na herbatę zawsze jest odpowiednia pora, chcesz?
- To zrób, z miodem i mlekiem.
- Okej.
Skierowałam się w stronę kuchni. Zrobiło mi się dziwnie, bo to jest właśnie taka herbata, jaką lubię najbardziej. I on jak widać też ją pije. Zaparzyłam dwie herbaty. Po zrobieniu ich, odczekałam jeszcze chwilę i ruszyłam do pokoju. Dałam mu ją i usiadłam na łóżku. Na drugim końcu łóżka.
- Ja nie gryzę wiesz?
- Już mówiłam, że mam co do tego wątpliwości.
Zaśmiał się. Czy możemy zlikwidować jego śmiech. Jest zbyt uzależniający. Jak jakiś narkotyk.
- Mimo wszystko chodź tutaj.
- Wolę nie ryzykować.
- Więc ja mam przyjść do Ciebie?
Nie. Zachowaj bezpieczny dystans, bo w mojej głowie zaczynają tworzyć się myśli, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Chłopak pokręcił z rozbawieniem głową. No cóż chyba oczekiwał jakiejś odpowiedzi, ale czego on się spodziewał. Wypiliśmy herbatę i odstawiłam szklanki na biurko. Chciałam spokojnie siąść na łóżku. Czy ja naprawdę proszę o tak wiele. Ben zaczął mnie znowu łaskotać. Kiedyś serio coś mu odetnę piłą łańcuchową i już wiem nawet co. Gdy w końcu przestał, zmierzyłam go morderczym wzrokiem.
- Co to miało być?
- Kara.
- Niby za co?
- Za to, że mi nie odpowiedziałaś ani wcześniej nie wykonałaś mojego polecenia.
- Idź się lecz.
- Terapia dla par, czemu by nie.
Popatrzyłam się na niego jak na debila, którym zresztą był.
- No co żartuję przecież, wyluzuj.
- Jestem wyluzowana. Jestem oazą spokoju.
- Ta jasne.
- Wątpisz w to?
- Nie, oczywiście, że nie.
Chyba jednak wątpił, a jego kolejne słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że jest debilem.
- Robimy kolację, głodny jestem.
- Chcesz gotować i to ze mną?
- A czemu nie?
- Mam sprawdzić, czy nie masz gorączki?
- Co, czemu?
- Może dlatego, że nie umiem gotować. Moje umiejętności kulinarne kończą się na zrobieniu kanapki.
- Serio?
- Serio.
- Hm, w takim razie tym bardziej.
- Nie możemy po prostu czegoś zamówić?
- Nie.
- To zróbmy lazanię.
- Przed chwilą mówiłaś, że nie umiesz gotować, a chcesz robić lazanię?
- Tak, bo to moje ulubione danie.
- Myślałem, że sushi.
- To na drugim, a co ty najbardziej lubisz jeść?
- Rybę z frytkami.
- Aha, okej. To jak robimy? Tylko musimy pójść do sklepu, bo nie mam składników.
- Dobra.
Poszliśmy do sklepu i wybrałam wszystkie składniki. W tym pomidory. Jak lazania to tylko z pomidorami. Ben stwierdził, że kupi jakieś wino, a ja uznałam, że nie będę się kłócić. Sklep znajdował się w miarę blisko mojego domu, więc szybko wróciliśmy.
- Co teraz?
- Wyszukam jakiś przepis w internecie.
- Dobra.
Zrobienie lazanii zajęło nam jakąś godzinę. Nie wyglądała źle. Nałożyłam ją na dwa talerze i poszliśmy do mojego pokoju.
- Masz korkociąg?
- Gdzieś w kuchni jest. Nie mogłeś wcześniej powiedzieć?
- A kieliszki masz?
- Boże daj mi siłę.
Musiałam odłożyć w czasie spożycie lazanii. Poszłam do kuchni, wzięłam korkociąg i 2 kieliszki. Wróciłam, dałam mu te rzeczy i zaczęłam jeść przygotowane przez nas danie. Często jadam na łóżku, ale rzadko w towarzystwie, a jak już to było to towarzystwo kuzynki. Generalnie lazania była smaczna, a czas spędzony w jego towarzystwie nie najgorszy. Wypiłam dwa kieliszki wina i mogłam śmiało stwierdzić, że mi wystarczy. Chyba nie zostanę fanką tego alkoholu. O jakiejś 9 w nocy w końcu postanowiłam podjąć próbę wywalenia tego szkodnika z domu.
- Więc, kiedy zamierzasz sobie pójść?
- Jutro.
Westchnęłam.
- Więc zamierzasz tu znowu nocować?
- Tak.
- W porządku, zatem chcesz pokój na górze czy na dole?
- Dobrze wiesz, że nigdzie się stąd nie wybieram.
Westchnęłam i przewróciłam oczami. Nawet, gdybym chciała nie umiałabym go wyrzucić. Poszłam, więc do łazienki, przebrałam się w piżamę i zrezygnowana wróciłam do mojego pokoju.
- Może byś się chociaż posunął, co?
- Już, już.
Położyłam się. Myślałam, byłam wręcz pewna, że on coś zrobi. Jednak, gdy nadal nie próbował się do mnie zbliżyć, otworzyłam oczy. Nawet w ciemności zobaczyłam, że się we mnie wpatruje. Ponownie zamknęłam oczy próbując zasnąć. Jednak mi się to nie udawało. Zrezygnowana westchnęłam i otworzyłam oczy. Odwróciłam się w stronę chłopaka, który nadal intensywnie się we mnie wpatrywał. Że mu się to nie nudzi.
- Czemu nie śpisz?- zapytałam go.
- Nie chce mi się, a ty?
- Nie mogę zasnąć- przyznałam- przytulisz mnie?- spytałam niepewnie.
Chłopak uśmiechnął się. Nie w ten bezczelny sposób, ale tak szczerze.
- Już myślałem, że nie spytasz- powiedział, a następnie przysunął się i mnie objął.
Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i usnęłam niemal od razu. Jeszcze przed snem usłyszałam, a może mi się wydawało:
- Nie zasługuję na Ciebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro