Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 14 Dobrze się czujesz?

Obudziłam się i od razu stwierdziłam, że coś jest nie tak. Utwierdziłam się w tym tylko, gdy zobaczyłam leżącego obok mnie chłopaka. Z jakichś nieznanych mi powodów, Ben spał tutaj. W moim łóżku. Szturchnęłam go delikatnie.

- Jeszcze pięć minut, mamo.

Cudownie. Wstałam z łóżka i poszłam się szykować do szkoły. Gdy wróciłam chłopak nadal spał. Za jakie grzechy.

- Ben wstawaj to nie jest śmieszne.

- Jeszcze pięć minut.

Bez namysłu wzięłam kubek, nalałam w łazience wody do niego i go oblałam. Wstał od razu.

- Co jest?!

- To chyba ja powinnam o to zapytać, nie wnikam naprawdę dlaczego tu jesteś, wolę nie wiedzieć. Wiem na pewno, że się spóźnisz do szkoły.

- A ty się spóźnisz ze mną.

- Słucham?

- Skoro mnie oblałaś i nie mogę pójść w tych ubraniach to muszę szybko pojechać do mnie do mieszkania i się przebrać, a ty jedziesz ze mną.

- Nie ma takiej opcji. Ja teraz idę na przystanek, a ty wyjdziesz stąd tak jak wszedłeś i dołączysz później w szkole.

- Jedź ze mną.

- Nie mogę, nie mogę się spóźnić i dobrze o tym wiesz.

- W porządku. Zawiozę Cię do szkoły i tak mi się nie chce tam iść.

- Żartujesz sobie?

- Nie dyskutuj. Za 5 minut widzę Cię w samochodzie. Zaparkowałem tam, gdzie zawsze.

Cudownie. Zeszłam na dół do kuchni i zobaczyłam na lodówce kartkę.

,, Wyjechaliśmy wracamy w niedzielę wieczorem''

Hm, może ten dzień może być jeszcze dobry. Dziwiło mnie, że nie wzięli mnie ze sobą, ale może stwierdzili, że lepiej jak zostanę i będę się uczyć. Wreszcie wyszłam z domu.

- No nareszcie, co tak długo? I co ty taka wesoła znowu?

- Rodzice wyjechali na weekend.

- Okej, przyjechać po Ciebie po lekcjach?

- Nie i tak o 16 mam zajęcia ze śpiewu i fortepianu.

- Dobra, skoro twoich rodziców nie ma zabieram Cię na imprezę.

- Słucham?

- To co słyszysz, idziemy do klubu.

- Keira może iść z nami?

- Może.

- To w porządku, możemy iść.

- Coś się stało?

- Nie.

Wysadził mnie niedaleko szkoły. Wolałabym nie iść na lekcje, ale cóż dostałabym taki ochrzan od rodziców, że już wolę pójść.

- Cześć Keira.

- Hej

- Jak się czujesz?

- Bywało lepiej.

- W takim układzie co powiesz, żeby pójść dziś na imprezę?

- Sami, a ty się dobrze czujesz?

- Tak.

- Ty i impreza?

- Tak jakoś wyszło. To idziesz z nami?

- Nami?

- No chyba nie sądzisz, że to mój pomysł. Ben się uparł.

- O, a propo, gdzie on jest?

- Nie będzie go dzisiaj.

- Czemu?

- Nie wiem, sama go zapytasz wieczorem.

- Sami.

- Do zobaczenia na obiedzie. Idę na lekcję.

Pomachałam jej i odeszłam. Wolałam jej nie mówić, dlaczego Bena nie będzie. Jeszcze zacznie sobie wyobrażać nie wiadomo co.

Na przerwie obiadowej klasycznie siedziałyśmy w naszym ulubionym miejscu.

- To jak idziesz z nami?

- Tak

- To fajnie.

Siedziałyśmy przez chwilę w ciszy jedząc swoje posiłki.
- A jak się czuje twoja mama?

Dziewczyna popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.

- Czemu pytasz?

- Po prostu musi być jej ciężko z tą sytuacją.

Westchnęła.

- Jakoś się trzyma. Nie daje po sobie poznać, że ją to ruszyło, a ruszyło i to bardzo.

- Może przydałby wam się jakiś dobry psycholog mogę załatwić.

- Nie trzeba, naprawdę.

- No w porządku. Widzimy się wieczorem, napiszę Ci jeszcze co i jak.

- Dobra.

W-f, czasami się zastanawiam, dlaczego ktoś wymyślił tak beznadziejny przedmiot. Znaczy generalnie nie byłby on zły. Gdyby nie pewien sport- siatkówka. Tak bardzo jej nienawidzę, a dziś mamy zaliczenie z serwisu górą. Przecież ja nawet dołem nie umiem dobrze serwować. Jestem martwa. Modlę się o jakiś cud.

Niestety moje modły nie zostały wysłuchane. Dostałam C i to w dodatku z minusem. No teraz to się podwójnie cieszę, że rodziców nie ma. Dojechałam na te zajęcia ledwo żywa. Całe szczęście miałam jeszcze trochę czasu, żeby unormować oddech. Kto wymyślił w-f na ostatniej lekcji. Zabiłabym tego człowieka. W sumie poszłabym za to siedzieć, ale dostrzegam same pozytywy. Inni już nie musieliby się męczyć, a przede wszystkich nie musiałabym się uczyć i słuchać rodziców oraz na nich patrzeć. Z moich pojebanych rozmyślań wyrwał mnie głos nauczycielki, która zaprosiła mnie do środka na lekcje. Dobrze, przynajmniej trochę się odstresuję.

Zdecydowanie mi to pomogło. Gdy już miałam wychodzić zatrzymał mnie głos nauczycielki:

- W lutym organizowany jest festiwal w naszym mieście może chciałabyś na nim wystąpić.

Szybko analizowałam w głowie wszystkie za i przeciw.

- Musiałabym się zastanowić.

- Oczywiście, ale jakbyś mogła to daj mi odpowiedź za tydzień.

- Dobrze.

Wyszłam i uświadomiłam sobie jak wielki błąd popełniłam zgadzając się na to wyjście. Jest kwadrans po 6. Ciekawe, na którą on chce tam iść. Zadzwoniłam na messengerze do Keiry.

- O cześć Sami, już wiesz, o której wychodzimy?

- Nie, mam problem.

- Jaki?

- Nie mam się w co ubrać.

- Zakupy?

- Zakupy.

- Za pół godziny pod galerią, pa.

- Pa

Mam dużo czasu, więc siadłam na przystanku i czekam na autobus. Najbliższy, który zawiezie mnie do centrum jest za 3 minuty. Rzeczywiście pojawił się punktualne, co było dziwne i już za 15 minut byłam pod galerią. Przeglądałam Instagrama w oczekiwaniu na Keirę. Nareszcie dziewczyna przyszła. 7 minut spóźnienia.

- Cześć, sorki, że musiałaś czekać.

- Nic się nie stało, co masz w torbie?

- Kosmetyki, stwierdziłam, że może byśmy pojechały do Ciebie i tam się przyszykowały.

- Jasne, moi rodzice i tak wyjechali na weekend.

- Serio? Czemu nic nie mówiłaś? Ale super. Znaczy super, że masz wolną chatę. Możemy zorganizować.

- Keira.

- Ups, sorki, rozgadałam się.

- A twoja mama się zgodziła na imprezę?

- Tak. Ma teraz sporo na głowie. Pojechała do kancelarii, spotkać się z prawnikiem. Babcia siedzi z moim bratem, a ja muszę się odstresować.

- W porządku. Chodźmy może najpierw tu.

Wskazałam Primarka.

- Okej

Nie zdążyłyśmy wejść, bo zaczął dzwonić mój telefon.

- Dziwne jakiś nieznany numer.

Pomyślałam, że to może rodzice dzwonią z innego numeru, więc odebrałam.

- Tak, słucham?

- Czemu nie odpisujesz?

Zamurowało mnie. Keira patrzyła się na mnie z zaciekawieniem.

- Skąd masz mój numer?

- Wziąłem sobie wczoraj, gdy spałaś.

- Przecież mam blokadę na odcisk palca.

- Mam swoje sposoby.

Nie widząc go byłam pewna, że uśmiecha się w ten swój sposób.

- Czego chcesz?

- Jak zawsze milutka.

- Jestem obecnie trochę zajęta, więc się streszczaj.

- Będę po Ciebie wpół do 10.

I rozłączył się.

- Kto dzwonił?

- Ben.

- Nie wnikam co chciał.

- Powiedzieć, o której jedziemy.

Przewróciłam oczami na ten dość oczywisty fakt. Nadal zastanawiało mnie jak zdobył mój numer. Weszłyśmy do sklepu, ale nie znalazłam w nim nic sensownego. Keira natomiast upolowała czerwoną, błyszczącą sukienkę, sięgającą połowy ud, na ramiączkach. Namawiała mnie, żebym też wzięła taką samą, ale nie było mojego rozmiaru. Chodziłyśmy od sklepu do sklepu i nic nie znalazłam. W końcu zrezygnowana usiadłam na jakimś fotelu.

- To na nic, nic nie znajdę, nigdzie nie idę, zostaję w domu.

- Przestań marudzić, Chodź pójdziemy jeszcze tu.

Popatrzyłam się na sklep przed nami.

- H&m, serio?

- Tak, wstawaj i nie marudź.

Wzięła mnie za rękę i pociągnęła do sklepu. Zaczęłyśmy rozglądać się po sklepie.

- Mam- krzyknęła nagle Keira, usłyszał ją cały sklep. Przez chwilę zastanawiałam się czy się do niej przyznawać, ale w końcu podeszłam do przyjaciółki.

- Co? Nie ma opcji.

Sukienka była czarna, krótka, bardzo krótka. Miała dwie kokardki po bokach i duży dekolt. Rękaw był do łokci.

- Idź do przymierzalni.

- Zwariowałaś? To wygląda jak szlafrok.

- Nie marudź, tylko idź mierz.

Posłusznie powlokłam się do przymierzalni. Moja przyjaciółka szła za mną. Przymierzyłam ją i nie wygląda najgorzej, ale jest za krótka.

- Nie ma opcji, że pójdę tak do klubu- powiedziałam do Keiry, kiedy wyszłam z przymierzalni.

- Nie, ty musisz tak iść- powiedziała, a ja miałam ochotę walnąć ją wałkiem- kupujesz ją.

Westchnęłam, ale nie było sensu się kłócić. Przebrałam się i posłusznie poszłam do kasy. 30 funtów.

Do mojego domu dojechałyśmy po 8:30. Keira uparła się, że chce maka na wynos i czekałyśmy na zamówienie. Później jadła go w taksówce. Ja pierdolę.

- Herbaty? Kawy?

- Nie masz wódki?

Spojrzałam na nią zdziwiona.

- Lepiej już teraz się trochę napić.

Westchnęłam.

- Zaczekaj chwilę.

Nie zorientują się jak wezmę jedną butelkę wódki z piwnicy. Mam przynajmniej taką nadzieję. Keira zrobiła nam drinki i poszłyśmy do mojego pokoju. Najpierw umyłam zęby. Później przebrałam się w sukienkę. Wyznaję zasadę: Ubranie- makijaż- włosy. Inne sposoby są dla mnie dziwne. Keira wyznawała jakąś dziwną zasadę, bo zaczęła od kręcenia włosów. Po ubraniu sukienki związałam włosy i zaczęłam robić makijaż. Muszę przyznać, że drinki zrobione przez Keire były całkiem smaczne. Kiedy już go wypiłam ( Keira swojego wypiła już dawno) poszła zrobić kolejne.

- Myślę, żeby przefarbować włosy- powiedziała nagle.

- Hm. Na jaki?- odpowiedziałam biorąc łyk drinka.

- Różowy.

Omal się nie oplułam. Dobrze, że skończyłam już makijaż, bo gdybym robiła kreski albo cokolwiek innego zepsułabym cały makijaż.

- Żartujesz?

Wyglądała na zupełnie poważną.

- Nie.

- Cóż to twoje włosy.

- Ale jako przyjaciółka powiedz mi co o tym myślisz.

- Szczerze?

- Szczerze.

- Uważam, że to głupi pomysł.

- Okej, ja już skończyłam.

- Ja muszę tylko wyprostować włosy

O ironio. Keira miała proste włosy, a je kręciła. Ja miałam kręcone, a je prostowałam.

- Wyglądasz ślicznie- powiedziałam do niej szczerze.

- Dziękuję.

Już nic nie powiedziałam, wróciłam do prostowania włosów. 20 minut później, byłam gotowa.

- Jestem pewna, że wielu chłopaków będzie się chciało z Tobą umówić. Ciekawe, kto będzie tym szczęściarzem.

- Nie idę tam wyrywać facetów.

- Może, ale na pewno będziesz to robić, wyglądasz obłędnie.

- Dzięki, ty też.

- Tak, ale ja jestem zajęta. Chyba powinnam jakąś kartkę na czole sobie wywiesić z napisem: Zajęta.

Zaśmiałam się. W tym samym momencie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.

- Oho Jeden z tych facetów, chyba właśnie przyszedł.

- Przestań żartować.

Wywróciłam oczami i poszłam otworzyć.

- Cześć

Chłopak chyba się zawiesił. Kompletnie go wmurowało. Pstryknęłam palcami przed jego twarzą.

- Halo, ziemia do Bena.

- Co, oh, tak, cześć.

- Coś się stało?

- Nie, nic.

- Wchodzisz? Czy od razu jedziemy?

- Jestem trochę wcześniej, więc mogę wejść.

Przeszliśmy do mojego pokoju.

- O cześć Keira, nie spodziewałem się, że Cię tu zastanę.

- Cześć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro