rozdział 12 nie wiedziałam, że mamy tyle wspólnego
Idę dzisiaj na siłownię, bo mimo iż nadal mam wolne to zajęć dodatkowych odpuszczać nie mogę. Byłam pochłonięta czytaniem pierwszego tomu serii Twistet ( ,,Icebreakera'' skończyłam już dawno), gdy usłyszałam połączenie przychodzące z messengera. Keira? Rodziców jak zazwyczaj nie było w domu, więc odebrałam.
- Cześć Keira, co tam?
- Sami ta książka jest cudowna. Skończyłam ją w dwa dni, a ja nie czytam książek.
- Cieszę się, że Ci się podobała.
- Co robisz?
- Czytam.
- Coś tak ciekawego jak ta poprzednia?
- Zaczęłam ją dziś rano, ale wydaje się spoko.
- Pytam, bo zamierzam kupić książki i zbieram propozycje.
- Cóż mogę Ci polecić kilka ciekawych tytułów.
- Dzięki.
- Zorganizowaliście zbiórkę?
- Tak i nawet dobrze nam idzie.
- Podaj mi link.
- Sami, nie podam Ci go.
- Dlaczego?
- Bo nie chcę żebyś wpłacała pieniądze.
- Ale ja i tak nie mam co z nimi robić. Proszę.
- Nie.
Muszę znaleźć jakiś sposób.
- Spadam na obiad.
- Smacznego
- Dzięki
Po rozłączeniu się, usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości z intagrama. Byłam, więc pewna, że to Ben. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się coś zupełnie innego.
@RicardoFlores: Cześć, kupiłem Ci tego epa. Czy moglibyśmy się jeszcze dzisiaj spotkać? Bo jutro wyjeżdżam do Londynu.
@SamanthaJames: Jasne, a mógłbyś przyjechać do mnie, od razu dam Ci wasze rzeczy.
Których de facto nie zniosłam z góry.
@RicardoFlores: Będę za 15 minut.
@SamanthaJames: Okej
Szybko poszłam na górę, wzięłam torby i zniosłam je do swojego pokoju. Spakowałam się na siłownię, bo wcale dużo czasu nie zostało. Właściwie dobrze, że Keira zadzwoniła, bo byłabym w stanie zapomnieć i miałabym przechlapane. Po 15 minutach rzeczywiście usłyszałam dźwięk dzwonka.
- Cześć
- Cześć, chodź do środka.
- Okej
- Od razu oddam Ci pieniądze.
- Nie musisz.
- Nie żartuj sobie.
- Nie żartuję, potraktuj to jako wcześniejszy prezent na urodziny.
Niechętnie się zgodziłam.
- Mam pytanko.
- Pytaj.
- Przesłałbyś mi link do zbiórki, którą Keira organizuje dla swojego brata?
- Co?! Jaka zbiórka? Nic nie wiem.
- Naprawdę? Szkoda. Keira mi nie chciała wysłać, bo nie chce żebym wpłacała jakiekolwiek pieniądze.
- Mi nawet nie powiedziała.
- Dobra, to jeżeli masz chwilę to możemy poszukać tej zbiórki.
- Jasne, tylko ja nie wiem jak się do tego zabrać.
- Ja wiem, tylko muszę się spytać o jedną rzecz, właściwie głupio się o to pytać.
- No dawaj.
- Jak Keira ma na nazwisko?
- Smith
- Dobra
Zaczęłam szukać zbiórki na osoby o tym nazwisku.
- Mam tu kilka zbiórek dla dzieci, wiesz który to brat Keiry?
- Pokaż, O tu jest.
- Kurde to jest naprawdę drogie, wpłacę chyba większość sumy.
- Wpłaćmy po połowie tego, co brakuje.
Popatrzyłam się na niego ze zdziwieniem.
- Co myślałaś, że tylko ty jesteś bogata?
Teraz zrobiło mi się głupio.
- Ja nie jestem bogata, moi rodzice są.
- Mamy więcej wspólnego niż myślałem.
- Nie masz swoich pieniędzy?
- Teoretycznie mam, praktycznie pracuję w firmie ojca i to są nadal jego pieniądze, może zarobione, ale jego.
- Nie chciałbyś poszukać innej pracy.
- Chciałbym, ale nie mam żadnych studiów, a to nie jest takie proste.
- W zupełności Cię rozumiem.
- A ty?
- Hm?
- Co zamierzasz robić jak skończysz szkołę?
- Idę na studia, do Oxfordu i moi rodzice nie biorą nawet innej opcji pod uwagę.
- Co chcesz studiować?
- Nie wiem.
Zrobiłam pauzę. Miałam rozdarcie wewnętrzne, czy powiedzieć mu resztę, on jednak się domyślił.
- A co będziesz studiować?
- Prawo albo medycynę.
- Domyślam się, że wyjazd to też w zupełności pomysł twoich rodziców.
- Tak, jeśli bym mogła to zostałabym tutaj.
- Powiedziałbym Ci, że po prostu zostań, ale wiem, że to nie jest takie proste.
- Dobrze wiedzieć, że są ludzie, którzy mnie rozumieją.
- Zapewniam Cię, że jest ich znacznie więcej, dobra muszę już iść. Do zobaczenia.
- Właściwie wychodzę razem z Tobą, muszę tylko zamówić taksówkę, bo tramwajem już nie zdążę.
- Dokąd jedziesz?
- Na siłownię.
- Podrzucę Cię.
- Nie trzeba, naprawdę. Nie chcę robić kłopotu.
- To naprawdę nie kłopot.
- No dobra.
- Poza siłownią, domyślam się, że masz milion innych zajęć dodatkowych.
- Powiedzmy, że nie ma tragedii, bo w czwartek mam wolne po szkole.
- To nie jest tak źle, ale i tak, o czekaj mam jakieś połączenie wideo. Cześć skarbie
- Nie skarbkuj mi tutaj, wiem, że wpłaciłeś połowę kwoty na zbiórce, pytanie skąd o niej wiedziałeś. Drugą część pewnie wpłaciła Sami. Z nią też sobie porozmawiam, ale na razie nie odbiera.
- Dzwoniłaś do mnie.- powiedziałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- O Sami, cóż świetnie zatem pogadam z waszą dwójką. Czyli już wiem skąd dowiedziałeś się o zbiórce. Pytanie teraz jak ją znaleźliście.
- Ale skarbie, w czym problem?
- Duży, nie chcę od was pieniędzy.
- Cóż tych ze zbiórki już nie da się.
- Nie skończyłam, nie przerywaj mi Ricardo.
Pierwszy raz widziałam ją taką wściekłą.
- Oddam wam te pieniądze, jak tylko będę miała.
- Może jakieś podziękowania.
- Nie
- Ale jaki masz problem, obcy ludzie mogą wpłacać i to nie jest nic złego, ale bliskie osoby już tak?
- Tak
Przysłuchiwałam się tej rozmowie ze śmiechem. Akurat zbliżaliśmy się do skrzyżowania
- Teraz w lewo.
- Okej
Stanęliśmy na czerwonych światłach, a ja dalej myślałam o tym jak słodką są parą. Głos Ricardo wyrwał mnie z zamyślenia.
- A ty co się tak szczerzysz?
- Nic, po prostu, jesteście tacy uroczy.
- Uroczo na pewno nie będzie, gdy się spotkamy za dwa dni w szkole.
Przewróciłam oczami.
- A właściwie mam jeszcze jedno pytanie.
- Jakie?
- Co do cholery robicie razem w samochodzie Ricardo?
- Właśnie jesteśmy pod siłownią.
- Idziesz na siłownię?
- Tak i naprawdę muszę iść, niech Ricardo Ci wszystko wytłumaczy.
Wysiadłam z auta i głośno odetchnęłam. Moje życie jeszcze niecały miesiąc temu było takie spokojne i monotonne, a teraz? Teraz jest zupełnym przeciwieństwem mojego dawnego życia. Gdyby ktoś mi powiedział miesiąc temu, co się u mnie wydarzy kazałabym mu pójść na jakąś terapię. Poszłam do szatni się przebrać, wzięłam wodę i poszłam ćwiczyć. Mój trener personalny się rozchorował, więc ćwiczyłam sama i dobrze. Może jednak nie, jakieś typki patrzyły się na mnie z obleśnym wyrazem twarzy. Mało dziś było osób. Po godzinie stwierdziłam, że już wystarczy i poszłam do szatni. Chciałam się przebrać, ale zanim zaczęłam te dwa typy weszły do mojej szatni. Czułam jak grunt osuwa mi się pod nogami.
- Co tu robicie. To damska szatnia- powiedziałam najbardziej pewnym głosem na jaki było mnie stać. Oni jednak zamiast odpowiedzieć przysuwali się coraz bliżej. Już chciałam pobiec i zamknąć się w łazience, gdy jeden z nich chwycił mnie za nadgarstek.
- Puszczaj.
Zaczęłam się wyrywać.
- No maleńka chcesz się zabawić.
Łzy prawie stanęły mi w oczach.
- Puść mnie. To boli.
- Będzie bolało jeszcze bardziej, jeśli nie będziesz robić tego, o co prosimy.
Chciało mi się płakać, tak bardzo, chciałam zacząć błagać ich by mnie puścili, ale wiedziałam, że nic by to nie dało. Chłopak nadal trzymał mnie za nadgarstek. Ciągle robił mocniejszy uścisk. Wiedziałam, że będę miała tam siniaka.
- To jak robimy to po dobroci, czy mamy sobie wziąć siłą?
- Chcecie pójść do więzienia?- Starałam się brzmieć pewnie.
- Do więzienia? Nie trzeba było prowokować.
Prowokować, byłam ubrana w zwykły t-shirt i długie spodnie.
- Teraz poniesiesz tego konsekwencje.
Teraz to już mgła spowiła moje oczy. Kompletnie nie wiedziałam, co robić. Skończyły mi się wszystkie pomysły. Nawet jeśli uda mi się mu wyrwać to mnie dogoni, a nawet jeśli udałoby mi się uciec do łazienki, to telefon mam w plecaku. Stałam w kompletnym amoku, gdy facet przycisnął mnie do ściany, wsunął kolano między moje uda i zaczął ściągać mi koszulkę. Usłyszałam kroki na korytarzu, których zdaje się ten facet nie słyszał.
- Pomocy, ratunku.
Zatkał mi usta dłonią, a łzy zbierały mi się w oczach.
- Tak nie robimy- powiedział mi do ucha i obrócił twarzą do ściany.
- Co tu się dzieje?- Usłyszałam głos za sobą.- Zostawcie ją.
- Odwal się, chyba, że chcesz się przyłączyć sama sobie tego życzyła.
- Nie wygląda na taką. Zjeżdżać stąd, ale już.
- A jak nie to co?
- To gorzej dla was.
- Jest nas dwóch ty jesteś jeden, nie możesz nam nic zrobić.
- Ostatni raz powtarzam: Idźcie stąd!
Stałam nadal z twarzą odwróconą do ściany. Słyszałam jakieś odgłosy, chyba bójki. Czułam jak ten facet poluźnia uścisk i odwraca się w kierunku, z którego dochodzą te dźwięki. Zrobiłam to samo. Idealnie, by zobaczyć, że mężczyzna, który najpewniej usłyszał moje wołanie kopie tego drugiego oblecha. Niewiele myśląc odepchnęłam faceta, który stał teraz plecami do mnie. Chyba się tego nie spodziewał, bo upadł na ziemię. Szybko włożyłam koszulkę. Wystarczająco szybko, by zobaczyć jak mój wybawiciel wykopuje tych dwóch zboków. Chciałam płakać, ale jeszcze nie teraz.
- Wszystko w porządku? Nic Ci nie jest?
- Wszystko gra.
Poza psychiką, która już i tak była zniszczona. Nadal byłam w szoku.
- Okej, Jestem Justin, a ty?
- Samantha.
- Więc może zechciałabyś pójść ze mną na jakąś kolację.
Błagam nie mam na to siły.
- Bardzo mi przykro, ale mam chłopaka, także nie.
Nie była to prawda, ale nie mam siły.
- Okej, ale i tak poczekam na Ciebie na zewnątrz, w razie gdyby te typki gdzieś się tam kręciły.
- Okej
Chciałam płakać, ale jeszcze nie teraz. Musiałam być na razie silna. Szybko się przebrałam i spryskałam dezodorantem. Umyję się już w domu, jestem zbyt wykończona. Zamówiłam taksówkę i wyszłam z szatni. Chłopak rzeczywiście tam czekał.
- Odwieźć Cię do domu? Jeśli nie chcesz to po prostu Cię zaprowadzę na przystanek. Chyba, że mieszkasz gdzieś w okolicy to Cię odprowadzę.
- Zamówiłam taksówkę, zaraz powinna być.
- Dobra, poczekam z Tobą muszę się coś spytać.
- Pytaj- powiedziałam niechętnie.
- Nie chcesz tego zgłosić na policję?
Przełknęłam nerwowo ślinę. Gdyby moi rodzice się o tym dowiedzieli, nie miałabym życia. Przecież naraziłabym ich na pośmiewisko. Nie obchodziłoby ich, że mogłam zostać zgwałcona, tylko honor rodziny. Byliby nawet w stanie uwierzyć tym kolesiom, że ich sprowokowałam.
- Nie
- Jesteś pewna?
- Tak jestem.
- Wiesz. Oni mogli próbować skrzywdzić inne dziewczyny i one mogły nie mieć tyle szczęścia co ty.
Byłam bliska płaczu. Chciałam to zgłosić, naprawdę, ale nie mogłam.
- Nie chcę tego zgłaszać, nic się nie stało i chcę o tym zapomnieć, taksówka już podjechała, cześć.
Gdy dojechałam do domu rodzice siedzieli w salonie. Cudownie.
- Dzień dobry
- Dzień dobry, wcześniej dziś wróciłaś.
- Tak, mój trener się rozchorował, a nie rozpisał mi żadnego planu, więc tylko zrobiłam podstawowe ćwiczenia.
- Dobrze.
- Mogę iść?
- Pamiętaj, że jutro masz historię.
- Pamiętam.
- Szkoła kontaktowała się z nami w sprawie wyjazdu do Londynu. Mają podobno zafundować przejazd i zakwaterowanie, ale jeśli chcesz zapłacimy i pojedziesz na własną rękę.
- Nie trzeba.
- Dowiedzieliśmy się też, że jakaś inna osoba również jedzie na ten konkurs. Wiesz kto?
- Tak, Keira.
- To ta twoja koleżanka?
- Tak
Zaczęłam się irytować.
- Pamiętaj tylko, że masz osiągnąć tam dobry wynik, a nie traktować to jako dodatkowe wolne. Możesz iść.
Zasunęłam się w pokoju i natychmiast zaczęłam płakać. Wreszcie mogłam przestać udawać, że jest dobrze. Wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Prysznic pomógł mi oczyścić umysł. Gorące strumienie na pewno zostawią ślady na mojej skórze, jednak mam to gdzieś. Gdy już wyczerpałam wszystkie łzy, wyszłam spod prysznica. Ubrana wyjęłam epa. Wcześniej nie miałam na to czasu. Na początku nie za bardzo wiedziałam jak się z tego korzysta, ale po czasie ogarnęłam. Było to przyjemne uczucie. Odstresowałam się. Gdy już stwierdziłam, że wystarczy, otworzyłam okno, żeby wywietrzyć pokój. Przyjemny chłód ogarnął moje ciało. Stojąc w oknie podziwiałam morze i doceniałam, że mogę mieszkać w tym mieście. Nie mogę uwierzyć, że już niedługo stracę nawet to. Zamknęłam okno z zamiarem pójścia spać. Sen jednak nie nadchodził. Zerknęłam na zegarek, który pokazywał minutę po północy. Bardzo chciałam zasnąć. Wstałam, więc i poszłam do kuchni, wzięłam listek tabletek na sen i wróciłam z nimi do pokoju. Nalałam sobie soku i wypiłam 4 tabletki. Położyłam się z powrotem. Po jakimś czasie, zasnęłam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro