Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 25 Jest zawsze

Ponieważ olimpiadę już napisałam miałam dzisiaj czas wolny. Postanowiłam go przeznaczyć na czytanie książki. Ostatnio robiłam to bardzo rzadko, a moje koszyki w księgarniach internetowych nadal błagały o wykupienie. O 7 rodzice napisali, że mam przyjść do salonu. Zestresowana podniosłam się z ciepłego łóżka i poszłam jak na skazanie.

- Siadaj- powiedziała od razu matka nie siląc się na uprzejmości- dostaliśmy wyniki olimpiady- zestresowana przygryzłam wargę- 53%! Rozumiesz? Mówiłaś, że poszło Ci dobrze. Otwieram wyniki, a tu 53%. Masz nam coś do powiedzenia?!- nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć- tak myślałam. W dodatku twoje oceny się drastycznie pogorszyły. Dlaczego? Masz w tym roku egzaminy, a ty się nie uczysz! Pojedziesz na ten konkurs do Londynu i pewnie nas ośmieszysz.

Siedziałam powstrzymując płacz i nie wiedziałam co powiedzieć. Może moje oceny nie są idealne, ale są dobre.

- W dodatku- ton ojca był dużo spokojniejszy- ogrodnik znalazł pod twoim oknem niedopałki papierosów- starałam się nie zareagować na to w żaden sposób- wydawało mi się też, że zniknęła butelka wódki. Byłem pewien, że mi się tylko wydaje. Teraz jednak wydaje mi się, że to ty ją zabrałaś.

- Co Cię łączy z Benjaminem Whitem?

Czemu ona o niego pyta.

- Chodzimy do jednej klasy.

- Tylko?!

- Tylko.

- Nie kręć. Dobrze wiemy, że nie tylko to.

- Przyjaźnimy się.

- Przyjaźnicie się! Zdajesz sobie sprawę, że osoby jego pokroju nie są odpowiednim towarzystwem dla naszej rodziny.

- Nie znacie go.

Prychnęła.

- Nie musimy. To pewnie przez niego opuściłaś się w nauce.

Mam dość. Podniosłam się i chciałam wyjść.

- Siadaj. Nie skończyłam.

Nie słuchałam jej. Skierowałam się do wyjścia z salonu. Nie zdążyłam jednak opuścić pomieszczenia, bo szarpnęła mnie za łokieć i zaciągnęła z powrotem na kanapę. Syknęłam, bo było to bolesne.

- Jak widać popełniliśmy jakiś błąd w wychowaniu, ale naprawimy to.

Nie wiedziałam o czym ona mówi. Dopóki ojciec nie zaczął ściągać paska. Znowu się podniosłam i chciałam uciec. Szarpnęła mnie jeszcze mocniej obracając twarzą do kanapy. Upokarzające było to, że klęczałam tyłem do nich, a oni mieli nade mną władzę. Zawsze ją mieli, ale to było zupełnie co innego. Poczułam pieczenie na tyłku, gdy pasek zetknął się z moją skórą. Całe szczęście przez ubrania, ale i tak bolało. Po tym nastała chwila przerwy, a następnie zaczął mnie tłuc tym paskiem wszędzie: plecy, tyłek, nogi. Dobrze wiedział w jakie miejsca trafiać żebym mogła to zakrywać ubraniami. Przecież, gdyby to wyszło byliby skończeni. Tylko, że i tak nikt by mi nie uwierzył. Krzyczałam, darłam się wniebogłosy, ale nie płakałam. Nie uroniłam żadnej łzy. W końcu przestał. Nawet nie wiem ile to trwało. Do moich nozdrzy dotarł zapach papierosów. Ojciec podniósł mnie i posadził na kanapie. Matka odpaliła papierosa? Przecież oni nie palą. Nie, nie, nie. Chciałam się wyrwać. Jedną ręką ojciec przytrzymał mnie za nadgarstek, a drugą podniósł bluzkę. Matka przyłożyła zapalonego papierosa do mojego brzucha. Pisnęłam, ojciec nadal zaciskał rękę na moim nadgarstku, gdy się szarpałam. Matka przypalała mój brzuch papierosami. W końcu mnie puścił i tak po prostu wyszli. Po chwili podniosłam się i skierowałam w stronę pokoju. Zasunęłam drzwi i zaczęłam płakać. Wreszcie mogłam. Do moich uszu dotarło pukanie w okno. Podeszłam i ledwo otworzyłam drzwi. Obraz miałam przysłonięty łzami.

- No już myślałem, że zamarznę na tym mrozie. Sam co się stało?

- Co ty tu robisz?!

Zaczęłam okładać pięściami jego klatkę piersiową. Lekko, ale mimo wszystko powinien był mnie odsunąć albo na mnie nakrzyczeć. Nie zrobił tego, a to sprawiało, że czułam się jeszcze gorzej. Z tym, że nie do końca mu ufam, a on po prostu jest. Zawsze. Nawet wtedy, gdy wali mi się świat. Zwłaszcza wtedy. W końcu zmęczona odsunęłam się od niego i stanęłam tyłem. Nie chciałam, żeby widział teraz moją twarz. Stanął za mną i oplótł ręce wokół mojej talii, a ja syknęłam, bo dotknął poparzeń. Najprawdopodobniej bluzka się do nich przykleiła. Odsunął się natychmiast.

- Co się stało?

Nie odpowiedziałam. Nie umiałam. On jednak chciał wiedzieć. Ściągnął mi delikatnie bluzę. Pozwoliłam mu na to. Później jeszcze bardziej ostrożnie ściągał koszulkę. Syknęłam. Najprawdopodobniej właśnie kawałek skóry został na bluzce. Popatrzył na mnie z troską.

- Kto ci to zrobił?

Znowu nie doczekał się odpowiedzi.

- Rodzice?

Pokiwałam głową.

- Szlag.

Wyglądał jakby nie wiedział co robić, a ja chciałam tylko, żeby mniej piekło. W dodatku czułam pasek i piekła mnie skóra w każdym miejscu, w którym zetknął się z ciałem.

- Chodź do łazienki. Przemyjemy to zimną wodą.

Nie widząc w sumie lepszej alternatywy skierowałam się w stronę łazienki. Za chwilę jednak stanęłam, bo chłopak nie szedł za mną. Obróciłam się i wbiłam w niego pytające spojrzenie.

- A te ślady na plecach?

Westchnęłam.

- Pasek od spodni.

Weszłam do łazienki. W sumie to lepszym pomysłem będzie po prostu wskoczenie pod prysznic. Zaczęłam ściągać jeansy. Piekł mnie prawie każdy centymetr skóry.

- Mam wyjść?

- Nie.

Zbliżył się.

- Jak bardzo źle to wygląda?- spytałam, bo nie miałam pojęcia jak wyglądają ślady po pasku.

- Nie jest tak źle- powiedział- będą siniaki, ale mogło być gorzej. Nigdzie nie masz rozciętej skóry.

Przytaknęłam. Weszłam pod prysznic. Nienawidzę zimnej wody. On czekał, po prostu stał. Podałam mu słuchawkę od prysznica i odkręciłam wodę. Powoli skierował strumień lodowatej wody na moje poparzenia. Odskoczyłam. Jednak po chwili znowu się przybliżyłam . Było mi zimno, ale równocześnie wiedziałam, że to konieczne.

- Masz jakąś maść na poparzenia?

- Nigdy nie była mi potrzebna, więc nie.

- Okej, skoczę do apteki.

- Masz prezerwatywę?

- Chcesz teraz uprawiać seks?

- Czemu nie?

Wzruszyłam ramionami.

- Sam- jego głos przybrał ostrzegawczy ton.

- Tak, chcę- nie wyglądał na przekonanego- proszę.

- Zaraz wracam.

Wyszedł, a ja dalej oblewałam poparzenia zimną wodą. Nie wiedziałam czy to coś da, ale tył mojego ciała, gdzie uderzał pasek też oblałam lodowatą wodą. Nie widząc lepszego pomysłu po prostu czekałam. Wolałam nawet nie wkładać szlafroka. Bałam się, że przyklei się do poparzeń.

- Jestem. Czemu tu tak siedzisz?

- Po prostu.

- Aha... okej. Kupiłem jakąś maść na poparzenia.

- Masz gumki?

- Czy Tobie w głowie tylko jedno.

- Nie, ale.

- Okej, okej. Wskakuj pod prysznic.

Spojrzałam na niego zdziwiona, ale weszłam tam z powrotem. Dołączył zaraz do mnie i puścił wodę ustawiając idealną temperaturę. Nie dał mi nic powiedzieć. Wbił się ustami w moje, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Położył mi dłonie na karku. Zaczął całować moją szyję i biust. Nie zbliżał się do miejsc, gdzie były ślady po przypaleniach ani nie opuszczał rąk niżej, żeby nie dotknąć śladów po pasku. Złączyłam znowu nasze usta.

- Potrafisz być cicho?

- Nie.

- Przynajmniej jesteś szczera.

Przytkał mi dłoń do ust i zaczął wchodzić powolnymi ruchami. Wydawałam z siebie jęki. Tłumiła je trochę jego ręka. W tamtym momencie jednak nie obchodziło mnie, że rodzice mogą to usłyszeć. Gdy oboje doszliśmy staliśmy jeszcze przez chwilę przytulając się. Woda obmywała nasze ciała. W zasadzie to mogłabym skorzystać z okazji i się umyć sięgnęłam po szampon do włosów. Już miałam go nakładać, gdy poczułam na sobie wzrok chłopaka i na niego spojrzałam.

- Mogę?- zapytał niepewnie.

Podałam mu butelkę i stanęłam tyłem do niego. Nałożył trochę na moje włosy po czym zaczął wcierać kulistymi ruchami. Gdy przestał odstawiłam szampon i wzięłam żel pod prysznic.

- A więc to tego używasz, żeby pachnieć miętą.

- Między innymi. Mam też takie perfumy. Chcesz trochę.

Przytaknął, więc nałożyłam mu niewielką ilość na rękę i sama też zaczęłam myć każdy skrawek mojej skóry. Nie licząc miejsc, w których miałam poparzenia i tych, gdzie już najprawdopodobniej tworzą się siniaki. Wyszliśmy spod prysznica i dałam mu jakiś ręcznik. Sama też użyłam ręcznika ostrożnie się wycierając. Skoro on ma na sobie tylko bokserki to ja chyba mogę mieć tylko dół od piżamy?

- Czekaj- powiedział, gdy już chwytałam za klamkę by wyjść- skoro już kupiłem tą maść to może jej użyjesz?

Wzięłam od niego opakowanie i rzeczywiście posmarowałam kilka śladów, które mówiąc szczerze nie wyglądały najlepiej. Położyłam się w łóżku czując ból pleców. Przerzuciłam się na brzuch lecz to było jeszcze gorsze. Czułam już jak łzy zbierają mi się w oczach. I znowu on. Przyciągnął mnie do siebie. Głowę miałam ułożoną na jego idealnej klatce piersiowej. Może tylko stworzył mi pozory, że nie boli, ale dzięki temu byłam w stanie leżeć.

- Nie chcesz czegoś z tym zrobić? No wiesz. Zgłosić czy coś?

- Nie, nikt by mi i tak nie uwierzył. Poza tym pierwszy raz coś takiego zrobili. Raczej nie sądzę, żeby to się powtórzyło.

I gdybym wtedy wiedziała jak to się skończy rozegrałabym to inaczej.

- Okej.

Sunął palcami po mojej szyi. Mieliśmy przykryte tylko nogi i nawet jeśli było mu zimno to mój komfort był dla niego ważniejszy.

- Mogę zapytać, co się stało?

Westchnęłam.

- Wkurzyli się, o wiele rzeczy. Między innymi o olimpiadę, o to, że mam gorsze oceny, no i dowiedzieli się o Tobie- to ostatnie powiedziałam znacznie ciszej- znaczy nie zrozum mnie źle. Gdybym miała normalnych rodziców to chciałabym ich Tobie przestawić i nie obwiniam Cię w żaden sposób jeśli o tym pomyślałeś.

- W porządku. Myślałaś o wyprowadzce?

- Tak, ale na razie to niemożliwe. Może jak skończymy szkołę. Po egzaminach. Na razie nie mamy warunków. Znaczy niby mam pieniądze odłożone na koncie, ale musiałabym je przelać na inne konto, bo by mi zablokowali środki na koncie.

- Okej. To da się zrobić. Możesz założyć konto w innym banku. W razie co mogę zrezygnować ze szkoły i po prostu znaleźć jakąś przyzwoitą pracę na pełen etat.

- Nie no skoro już tyle wytrzymałeś to pociągnij to- zaśmiałam się.

- To racja- też się zaśmiał- spróbuj zasnąć Sam.

- Okej.

Zamknęłam oczy.

- Kocham Cię- usłyszałam.

Uśmiechnęłam się i to było ostatnie co zrobiłam przed zaśnięciem.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro