Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16 Gotowanie

     Obudziłam się i pierwsze co poczułam to suchość w ustach, później ból głowy i ogólnie czułam się jakbym miała zaraz zwymiotować. Przypomniałam sobie, co się wydarzyło po powrocie do mojego domu i zrobiło mi się jeszcze gorzej. Obróciłam głowę w kierunku, gdzie powinien leżeć chłopak, ale ze zdziwieniem stwierdziłam, że go tam nie ma. Może to mi się tylko śniło? Nie, niestety na pewno nie. Zeszłam z łóżka i od razu na nie wróciłam. Na maksa kręciło mi się w głowie. Zachciało mi się pić- pomyślałam gorzko. W końcu po jakichś 10 minutach leżenia, wstałam i poszłam do łazienki. Była wolna. Może już sobie poszedł. Przebrałam się szybko i zmyłam to co zostało z wczorajszego makijażu. Skierowałam się do kuchni, żeby ogarnąć sobie coś do jedzenia i wypić herbatę. Najlepiej z rumiankiem. Energetyk, którego trzymałam w dłoni prawie mi wypadł, gdy zobaczyłam Bena stojącego przy mojej kuchence, autentycznie coś gotował. Oparłam się o framugę drzwi i przyglądałam mu w ciszy. Chłopak po jakimś czasie zdał sobie sprawę z mojej obecności.

- O cześć Sam, nareszcie wstałaś.

- Która godzina?

- po 11.

Cudownie.

- Keira już wstała?

- Raczej nie, proszę.

   Podał mi kubek z herbatą, który z wdzięcznością przyjęłam.

- Jak się czujesz?

   Bywało lepiej.

- Powiedzmy, że prędko raczej tego nie powtórzę.

Zaśmiał się.

- Zastanawiam się w jakim stanie będzie Keira, bo ja sama mam ochotę powiesić się na jakimś sznurze.

- Hm, na pewno będzie jak żywy trup lub pół żywy trup. Proszę- podał mi teraz z kolei talerz z jajecznicą- Zjedz ile dasz radę.

- Nie wiedziałam, że umiesz gotować.

- Każdy umie zrobić jajecznicę.

Chyba mu lepiej nie wspominać jak kończyły się moje próby usmażenia jajek. Mimo tego co wydarzyło się w nocy, nie jest niezręcznie, a przynajmniej Ben zachowuje się normalnie, więc ja też postanawiam tak zrobić.

- Dzięki.

Zjadłam połowę jajecznicy. Czuję, że jak zjem więcej to zwymiotuję.

- Dziękuję, była naprawdę smaczna.

- Luzik, ciekawe, kiedy ona wstanie.

- A co śpieszy Ci się gdzieś?

- Muszę odebrać moje auto, tak jakbyś zapomniała.

- A faktycznie. Słuchaj Ben- zaczynam- wracając do poprzedniej nocy.

- To nic takiego- zapewnia.

Nie wiem na co liczyłam, ale nieważne.

- No, dobra. Po prostu nie chcę, żeby między nami zrobiło się jakoś niezręcznie i tak ledwo zaczęliśmy się dogadywać.

- Jest w porządku, przynajmniej z mojej strony.

- Dobra, chciałam się tylko upewnić.

Wewnętrznie umierałam. Chciałabym się z kimś tym podzielić, ale nie miałam z kim. Kiedy podniosłam wzrok, Ben się na mnie patrzył, ciekawe dlaczego. Nagle westchnął i rozchylił ręce, a ja bez namysłu się w niego wtuliłam.

Siedzieliśmy w moim pokoju. Od dwóch godzin gadaliśmy albo graliśmy w jakieś gry. Keira dalej nie wstała. Nagle Ben zaczął przeglądać książki z mojej biblioteczki. Zamarłam, gdy wyjął ,, Icebreaker''.

- To o czym to jest? Teraz mi możesz powiedzieć.

- A o niczym szczególnym.
Zaczął wertować kartki.

- ,, Kiedyś zerżnę Cię w tę śliczną, małą buźkę i nie będziesz w stanie zachowywać się jak roszczeniowa, niecierpliwa smarkula. Przykrywa moje usta swoimi, tłumiąc pełen zadowolenia jęk, podczas gdy dwoma palcami wsuwa się we mnie cudownie rozciągając''

Zaczął cytować scenę z ubera, a ja miałam ochotę mu przywalić czymś w ten pusty łeb.

- Kto ci pozwolił to dotykać?

- Trzeba było mówić, spełniłbym twoje skryte pragnienia- powiedział z tym bezczelnym uśmiechem na ustach- choć chyba w jakimś stopniu już je spełniłem w nocy.

Jak gdyby nigdy nic położył się na moim łóżku.

- To, że czytam takie książki nie oznacza, że to są moje fantazje.

- Nie wątpię, nie chcę wiedzieć chyba o czym jest reszta tych książek.

- Spierdalaj.

Nadal uśmiechał się w ten bezczelny sposób.

- Seks dla korzyści nie jest niczym złym, jeśli.

Nie dokończył, bo rzuciłam w niego poduszką.

- Jeny jak chcecie o tym rozmawiać to moglibyście robić to ciszej.

- O cześć Keira.

- Suszy mnie.

- Nie dziwię się- prychnął Ben.

Dziewczyna w ogóle nie zwróciła uwagi na jego zachowanie. Rzuciła się na łóżko obok niego, co mu się chyba niezbyt spodobało.

- Jasne czujcie się jak u siebie, leżcie sobie tu, możecie tu nawet bazę zbudować.

- Skoro nalegasz.

Ja pierdolę.

- W ogóle Ben, zapomniałam zapytać. Dlaczego wczoraj nie było Cię w szkole?

Uśmiechał się w ten bezczelny sposób, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

- Nie chciało mi się, poza tym i tak bym się spóźnił, bo KTOŚ- rzucił duży nacisk na to słowo- oblał mnie rano wodą.

- Nie trzeba było zasypiać w moim łóżku.

- Ja nie wnikam, naprawdę. Ricardo dzwoni, tak skarbie? Mam włączyć kamerkę? Chyba nie ma takiej, już włączam.

- Gdzie ty jesteś?

- U Sami

- A

- Cześć Ricardo.

- Czy ty się wczoraj schlałaś?

- Skąd wiesz?

- Wysłałaś mi wczoraj jakiś głupi filmik i wstawiłaś na instagrama swoje zdjęcie z klubu.

- Ups

- Ja rozumiem, że jest Ci ciężko, ale to nie jest chyba najlepszy sposób na rozwiązanie problemów.

- Masz rację, kiedy przyjeżdżasz?

- Dzisiaj.

- Co?!

- Będę po Ciebie, za jakieś- zamyślił się- pół godziny, cześć.

- Sami chcesz mi pożyczyć jakieś ubrania?

- Jasne, chodź.

- Idę zapalić.

- Okej.

- Reny ta garderoba jest większa niż mój pokój.

- Nie no bez przesady, co chcesz? Dresy, jeansy, legginsy, spódnica?

- Hm, mogą być dresy i jakaś koszulka, no i bluza jak możesz, upiorę i oddam Ci w szkole.

- Na spokojnie.

- Więc o czym mówił Ben i ogólnie ja nie wnikam, ale.

- Wziął icebreaker i zaczął cytować pierdoloną scenę z ubera. Czaisz to?

- O kurde

- Ale chuj, masz to powinno być na Ciebie dobre.

- Dzięki, idę do łazienki się przebrać, Jezus, że też musiał dzisiaj przyjechać bez uprzedzenia.

Keira poszła się przebrać, a ja stałam dalej w garderobie i zastanawiałam się nad swoim marnym życiem. Powinnam się uczyć w tym momencie. Masakra. Chciałam już wyjść, gdy ktoś nagle złapał mnie w pasie. Chciałam krzyczeć, ale przytrzymał mi dłonią usta. Stałam tak nie wiedząc co robić, aż do moich nozdrzy dobiegł ten charakterystyczny zapach. Uniosłam głowę i go zobaczyłam. Z jednej strony mi ulżyło, z drugiej miałam ochotę go zabić, chłopak wreszcie mnie puścił.

- Co ty wyprawiasz?!- wykrzyknęłam wściekła.

- Chciałem tylko sprawdzić jak zareagujesz.

- Bardzo zabawne.

- Oj, już się nie gniewaj, wybacz.

Być może zareagowałam zbyt impulsywnie. W tym domu nic mi nie groziło, ale od incydentu na siłowni mam wrażenie, że Ci kolesie się gdzieś na mnie czają i chcą dokończyć to co zaczęli.

- Przepraszam, po prostu mnie przestraszyłeś.

- Nie przepraszaj, to ja zachowałem się nieodpowiedzialnie i przepraszam, nie powinienem tego robić.

Pogładził kciukiem moją twarz.

- Tu jesteście gołąbeczki, nie chciałam wam przeszkadzać, ale chciałam się pożegnać. Ricardo już przyjechał.

- Zaczekaj, odprowadzę Cię- powiedziałam i szybko wyszłam z garderoby,. Tlenu, brakowało mi tlenu. Faktycznie na podjeździe stało auto Ricardo.

- Cześć Ricardo.

- Cześć Sami.

Rozłożył ramiona, więc podbiegłam i się do niego przytuliłam.

- Bo jeszcze pomyślę, że chcesz mi odbić chłopaka- zaśmiała się Keira.

Zaśmiałam się. Lubię Ricardo. Jako jedyny, poza kuzynką jest mnie w stanie zrozumieć.

- Cześć skarbie, jadłaś coś dzisiaj?

- Jeszcze nie.

- W porządku, chodź jedziemy.

I pojechali, a ja zostałam z Benem. Miałam ochotę wskoczyć do jakiejś rzeki i się utopić. Mimo, że umiem pływać.

- To co chcesz dzisiaj robić?

Chłopie, chcę odpocząć.

- Chyba musimy odebrać twój samochód.

- No tak, a potem?

Daj mi spokój. Wtem jednak przypomniałam sobie o czymś.

- A zawiózłbyś mnie w jedno miejsce? Muszę coś załatwić.

- Jasne, gdzie?

- Później Ci powiem.

Weszłam do domu i poszłam do pokoju. Stwierdziłam, że ten ubiór nie jest taki zły. Nie chciało mi się już prostować włosów, więc związałam je w kucyka. Nałożyłam trochę korektora i tusz do rzęs, po czym wyszłam z domu, w towarzystwie Bena. Wcześniej zamówiłam taksówkę, która już przyjechała. Dobrze, że on usiadł z przodu. Zaczynałam popadać chyba w jakąś paranoję. Wysiedliśmy z taksówki i skierowaliśmy w stronę samochodu.

- Więc, gdzie Cię zawieźć?- zapytał Ben, gdy już byliśmy w środku. Podałam mu lokalizację i za chwilę ruszyliśmy.

- A, więc będziesz robić prawo jazdy.

- Czas najwyższy nie?

- Tak.

Nagle położył dłoń na moim udzie. Trochę się spięłam, a on to zauważył i po chwili ją zabrał.

- Przepraszam.

- Nie musisz, wszystko w porządku, po prostu mnie zaskoczyłeś.

Kiwnął głową, ale nie dotknął mnie już w żaden sposób. Dojechaliśmy pod szkołę jazdy, poszłam szybko zanieść potrzebne dokumenty i wróciłam do samochodu.

- To co chcesz dziś jeszcze robić?

- Odpocząć.

Naprawdę byłam zmęczona. Więc z ulgą przyjęłam fakt, że wróciliśmy do mojego domu. Wolałabym w nim zostać sama, ale Ben miał inne plany, bo ruszył za mną. Na serio? Proszę o tak wiele.

- Chcesz herbaty albo kawy?

- Nie dziękuję.

Poszliśmy, więc do pokoju i nalałam sobie soku jabłkowego.

- Chcesz?

- To możesz nalać.

Siedzieliśmy w ciszy, pijąc sok jabłkowy. Żadne z nas nie zamierzało jej przerwać. Ja siedziałam w fotelu, bo nie zamierzałam kłaść się na łóżku dopóki on tam jest. Myślałam właśnie, czy by sobie nie wziąć jakiejś książki i nie zacząć jej czytać.

- Chciałaś odpocząć, a teraz siedzisz w fotelu?

- Wygodnie mi tu.

- Chodź tutaj.

- Naprawdę mi tu.

- To nie była prośba tylko polecenie.

Cóż wiedziałam, że jak do niego nie przyjdę to on przyjdzie po mnie. Odstawiłam, więc szklankę na biurko i położyłam się na moim łóżku, zachowując bezpieczny dystans.

- Ja nie gryzę.

- Mam co do tego wątpliwości.

Chłopak się zaśmiał i już za chwilę przysunął tak, że nasze barki się stykały. Nie odsunęłam się. I nie, dlatego że nie miałam dokąd, tylko dlatego, że ta bliskość mi się podobała. I to zaczynało mnie niepokoić.

- Przepraszam Cię, za wszystko. Postaram się teraz być lepszym przyjacielem.

- Nie, żeby coś, ale nie sądzisz, że to co robimy trochę wykracza poza sferę przyjaciół?

- Pewnie tak. Przeszkadza Ci to?

Zastanowiłam się chwilę.

- Nie.

- To dobrze, mi tym bardziej.

- No dziwnie by było, gdyby Ci to przeszkadzało skoro to ty to zapoczątkowałeś.

Nie odpowiedział. Zamknęłam oczy, żeby nie patrzeć się w jego zielone tęczówki. Leżałam tak przez kilka minut z przymkniętymi powiekami, wyraźnie czując, że na mnie patrzy. W końcu nie wytrzymałam i otworzyłam oczy. Chłopak nadal się we mnie wpatrywał.

- Co?- zapytałam w końcu zdezorientowana.

- Nic, tak sobie podziwiam.

- Mnie?

- Yhy.

- Mógłbyś przestać się patrzeć, to dość krępujące.

- Nie mogę.

- Okej, jak chcesz.

- Kiedy wracają twoi rodzice?

- Nie wiem, a co?

- Tak się pytam. Chcesz iść dzisiaj na imprezę?

- Nie, jedyne o czym marzę to odpocząć. W zasadzie powinnam się uczyć.

- A ty w kółko o tym samym.

- Może nie wspominałam, ale w piątek piszę olimpiadę z historii i muszę się na nią dobrze przygotować.

- Przecież ty wszystko umiesz.

- Nie z historii.

- Jak uważasz.

- To zechciałbyś opuścić mój dom, żebym mogła się uczyć.

- Nie- mówiąc to ułożył się wygodniej na MOIM łóżku i zamknął oczy.

- Aha, okej.

Wstałam i usiadłam przy biurku. Wzięłam potrzebne materiały i zaczęłam śledzić je wzrokiem. Historia jest znienawidzonym przeze mnie przedmiotem. Po co mi to w ogóle. Po co mam się uczyć o wojnie secesyjnej czy innym bitwach pod Termopilami. Wolę matematykę. Czytałam właśnie o Aleksandrze macedońskim, Wielkim czy jak mu tam. Starożytność to zdecydowanie najgorsza epoka.

- Naprawdę zamierzasz się teraz uczyć?

Nie dość, że nie chce wyjść to jeszcze przeszkadza.

- A kiedy mam się niby uczyć co?

- Nie wiem, ale jest weekend.

- No właśnie, w ciągu tygodnia nie będę miała czasu, bo mam szkołę i zajęcia dodatkowe, a na środę muszę zrobić te głupie zadania.

- Pomogę Ci.

- Serio?

- Chyba, że nie chcesz. Historia serio nie jest trudna. Jest fajna.

- To idź i napisz za mnie tą olimpiadę.- westchnęłam- okej możesz mi pomóc, to są te zadania, głupia starożytność.

- Pomogę Ci, ale mam warunek.

- Jaki?

- Jak je zrobimy to już sobie dziś odpuścisz i naprawdę odpoczniesz.

- Dlaczego Ci tak na tym zależy?- spytałam słabym głosem.

- Powiedziałaś, że chcesz odpocząć, a w ten sposób tylko bardziej się męczysz.

- W porządku.

Przez następne 90 minut robiliśmy zadania. Dalej chuja rozumiałam ze starożytności, mimo że Ben próbował mi to wytłumaczyć na milion różnych sposobów.

- Jesteś naprawdę beznadziejnym przypadkiem- powiedział, gdy oboje mieliśmy już dość.

- Dzięki.

- Po co ty w ogóle bierzesz w tym udział?

- Bo ojciec się uparł.

- Bez sensu.

- Bez sensu jest to, że nadal tu jesteś.

- A gdzie miałbym być?

- U siebie w domu. No chyba, że zlicytował Cię komornik i dlatego się tu wprowadziłeś.

Chłopak zaśmiał się na moje słowa.

- Jestem tu dla Ciebie, skoro tak bardzo nie chcesz żebym tu był to sobie pójdę.

- Cóż teraz to i tak bez znaczenia. Idę zrobić herbatę.

- O tej godzinie?

- Na herbatę zawsze jest odpowiednia pora, chcesz?

- To zrób, z miodem i mlekiem.

- Okej.

Skierowałam się w stronę kuchni. Zrobiło mi się dziwnie, bo to jest właśnie taka herbata, jaką lubię najbardziej. I on jak widać też ją pije. Zaparzyłam dwie herbaty. Po zrobieniu ich, odczekałam jeszcze chwilę i ruszyłam do pokoju. Dałam mu ją i usiadłam na łóżku. Na drugim końcu łóżka.

- Ja nie gryzę wiesz?

- Już mówiłam, że mam co do tego wątpliwości.

Zaśmiał się. Czy możemy zlikwidować jego śmiech. Jest zbyt uzależniający. Jak jakiś narkotyk.

- Mimo wszystko chodź tutaj.

- Wolę nie ryzykować.

- Więc ja mam przyjść do Ciebie?

Nie. Zachowaj bezpieczny dystans, bo w mojej głowie zaczynają tworzyć się myśli, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Chłopak pokręcił z rozbawieniem głową. No cóż chyba oczekiwał jakiejś odpowiedzi, ale czego on się spodziewał. Wypiliśmy herbatę i odstawiłam szklanki na biurko. Chciałam spokojnie siąść na łóżku. Czy ja naprawdę proszę o tak wiele. Ben zaczął mnie znowu łaskotać. Kiedyś serio coś mu odetnę piłą łańcuchową i już wiem nawet co. Gdy w końcu przestał, zmierzyłam go morderczym wzrokiem.

- Co to miało być?

- Kara.

- Niby za co?

- Za to, że mi nie odpowiedziałaś ani wcześniej nie wykonałaś mojego polecenia.

- Idź się lecz.

- Terapia dla par, czemu by nie.

Popatrzyłam się na niego jak na debila, którym zresztą był.

- No co żartuję przecież, wyluzuj.

- Jestem wyluzowana. Jestem oazą spokoju.

- Ta jasne.

- Wątpisz w to?

- Nie, oczywiście, że nie.

Chyba jednak wątpił, a jego kolejne słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że jest debilem.

- Robimy kolację, głodny jestem.

- Chcesz gotować i to ze mną?

- A czemu nie?

- Mam sprawdzić, czy nie masz gorączki?

- Co, czemu?

- Może dlatego, że nie umiem gotować. Moje umiejętności kulinarne kończą się na zrobieniu kanapki.

- Serio?

- Serio.

- Hm, w takim razie tym bardziej.

- Nie możemy po prostu czegoś zamówić?

- Nie.

- To zróbmy lazanię.

- Przed chwilą mówiłaś, że nie umiesz gotować, a chcesz robić lazanię?

- Tak, bo to moje ulubione danie.

- Myślałem, że sushi.

- To na drugim, a co ty najbardziej lubisz jeść?

- Rybę z frytkami.

- Aha, okej. To jak robimy? Tylko musimy pójść do sklepu, bo nie mam składników.

- Dobra.

Poszliśmy do sklepu i wybrałam wszystkie składniki. W tym pomidory. Jak lazania to tylko z pomidorami. Ben stwierdził, że kupi jakieś wino, a ja uznałam, że nie będę się kłócić. Sklep znajdował się w miarę blisko mojego domu, więc szybko wróciliśmy.

- Co teraz?

- Wyszukam jakiś przepis w internecie.

- Dobra.

Zrobienie lazanii zajęło nam jakąś godzinę. Nie wyglądała źle. Nałożyłam ją na dwa talerze i poszliśmy do mojego pokoju.

- Masz korkociąg?

- Gdzieś w kuchni jest. Nie mogłeś wcześniej powiedzieć?

- A kieliszki masz?

- Boże daj mi siłę.

Musiałam odłożyć w czasie spożycie lazanii. Poszłam do kuchni, wzięłam korkociąg i 2 kieliszki. Wróciłam, dałam mu te rzeczy i zaczęłam jeść przygotowane przez nas danie. Często jadam na łóżku, ale rzadko w towarzystwie, a jak już to było to towarzystwo kuzynki. Generalnie lazania była smaczna, a czas spędzony w jego towarzystwie nie najgorszy. Wypiłam dwa kieliszki wina i mogłam śmiało stwierdzić, że mi wystarczy. Chyba nie zostanę fanką tego alkoholu. O jakiejś 9 w nocy w końcu postanowiłam podjąć próbę wywalenia tego szkodnika z domu.

- Więc, kiedy zamierzasz sobie pójść?

- Jutro.

Westchnęłam.

- Więc zamierzasz tu znowu nocować?

- Tak.

- W porządku, zatem chcesz pokój na górze czy na dole?

- Dobrze wiesz, że nigdzie się stąd nie wybieram.

Westchnęłam i przewróciłam oczami. Nawet, gdybym chciała nie umiałabym go wyrzucić. Poszłam, więc do łazienki, przebrałam się w piżamę i zrezygnowana wróciłam do mojego pokoju.

- Może byś się chociaż posunął, co?

- Już, już.

Położyłam się. Myślałam, byłam wręcz pewna, że on coś zrobi. Jednak, gdy nadal nie próbował się do mnie zbliżyć, otworzyłam oczy. Nawet w ciemności zobaczyłam, że się we mnie wpatruje. Ponownie zamknęłam oczy próbując zasnąć. Jednak mi się to nie udawało. Zrezygnowana westchnęłam i otworzyłam oczy. Odwróciłam się w stronę chłopaka, który nadal intensywnie się we mnie wpatrywał. Że mu się to nie nudzi.

- Czemu nie śpisz?- zapytałam go.

- Nie chce mi się, a ty?

- Nie mogę zasnąć- przyznałam- przytulisz mnie?- spytałam niepewnie.

Chłopak uśmiechnął się. Nie w ten bezczelny sposób, ale tak szczerze.

- Już myślałem, że nie spytasz- powiedział, a następnie przysunął się i mnie objął.

Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i usnęłam niemal od razu. Jeszcze przed snem usłyszałam, a może mi się wydawało:

- Nie zasługuję na Ciebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro