Chapter Twenty-two.
22. Cold hands.
Rozejrzałam się po okolicy, kiedy wysiedliśmy z auta. Było ładnie, dom Ryana, znajdował się na obrzeżach, dzięki czemu nie miał tutaj, ogromnego ruchu, jaki pojawiał się na porządku dziennym w Seattle.
- Nie będę parkował w garażu, bo później cię odwiozę - zaproponował, a ja pokiwałam na zgodę głową.
Jego dom był dość duży, ale nie za wielki. Mogłoby się wydawać, że wygląda idealnie. Jednak jak dla jednej osoby, możliwe, iż było tam zbyt pusto. Na szczęście Ryan, przyznał, że ma dużo znajomych, więc na pewno nie czuje się samotny.
Byłam nieco onieśmielona, kiedy przekroczyliśmy próg, cóż... Nigdy wcześniej go nie odwiedziłam.
Mężczyzna wszedł za mną, obładowany dwoma torbami z zakupów. Ja trzymałam jedną, najlżejszą.
- Chodź za mną - powiedział, po czym mnie wyprzedził.
Zrobiłam tak, jak mnie poinstruował a po chwili znaleźliśmy się w kuchni.
Pomieszczenie urządzone było, głównie, w jasnym odcieniu szarości. Było przytulnie, ale według mnie, na blacie powinien pojawić się wazon z jakimiś, pięknymi kwiatami. Nadał by on, na pewno miłej atmosfery. Cóż... Przydałaby mu się kobieca ręka.
Uśmiechnęłam się na tą myśli, po czym odstawiłam, torbę na podłogę.
- Trzeba to rozpakować - stwierdziłam.
Chętnie bym to zrobiła, ale nie mam pojęcia gdzie chłopak trzyma wszystkie produkty, nie chciałabym, aby się zgubił we własnej kuchni! To przecież niedopuszczalne.
- Nie pomożesz mi? - zapytał z rozbawieniem.
- Nie, nie mam pojęcia, gdzie wszystko trzymasz - wzruszyłam ramionami.
Chłopak westchnął, ale w tym samym momencie, zaczął wyciągać produkty jednej z torb. Widać było, że robił to od niechcenia, co strasznie mnie irytowało. Bez przesady, wypakowanie produktów, nie jest ogromnym wyczynem.
***
- Skończyłem - westchnął ciężko i opadł obok mnie na fotel.
Podczas, kiedy on znajdował się w kuchni,ja przemieściłam się do salonu, gdzie siedziałam z telefonem w ręku i przeglądałam ofert pracy.
- Niesamowite, szybko ci to poszło, niecałe pół godziny - mruknęłam z sarkazmem.
Odłożyłam komórkę na stolik, uprzednio ją blokowując. Po czym odwróciłam głowę w stronę Ryana.
- Czepiasz się - zaśmiał się.
Pewnie ma rację. Trudno.
Machnęłam jedynie ręką i wyszczerzyłam się w uśmiechu. Jednak po chwili zniknął on z mojej twarzy.
- Nie mam sukienki - wypaliłam, a on spojrzał na mnie rozbawiony.
Jego wzrok był w stylu: "mówisz-poważnie?". O tak, byłam poważna, jak najbardziej. Brak kreacji to nie koniec świata, ale lubiłam dobrze wyglądać. Jak pewnie większość.
- Jak chcesz żebym przyszła, musisz ze mną pojechać na zakupy - stwierdziłam.
- O nie - zaprotestował niemal od razu - byłem już dzisiaj na jednych zakupach i nie zamierzam tracić czasu na kolejne. Po za tym nie byłem jeszcze dzisiaj na siłowni - powiedział głosem, który wskazywał na to, że nie znosi sprzeciwu.
Wzruszyłam ramionami. Mogłam być niemiła i nie przyjść. Wiem jednak, że to dobra okazja do zbliż... Nie. Stop.
Po prostu się zjawię i będę się dobrze bawić.
Chwyciłam z powrotem w dłonie komórkę i wybrałam odpowiedni numer.
Ja: ZAKUPY. DZISIAJ.
Spenc: Whoa... Nie krzycz, bo słyszę cię nawet u siebie. Lol
Ja: NIE MAM SUKIENKI A JUTRO SYLWESTER
Spenc: lol Jeszcze więcej krzyczących literek
Ja: Przestań pisać 'lol' ile ty masz lat?
Spenc: Więcej od ciebie. Lol
Ja: Jesteś starsza tylko o kilka miesięcy. I PRZESTAŃ.
Spenc: Aż o kilka miesięcy.
Ja: okej, nieważne. Potrzebuję pomocy. Jutro.Impreza.U.Ryana.
Spenc: Lepiej umów się z nim na pocałunek o północy
Ja: Spencer.
Spenc: Naomi.
Ja: Po prostu mi pomóż
Spenc: Możesz na mnie liczyć, pożyczę ci coś albo poszukamy czegoś w sklepach, ale dzisiaj jest spory ruch, więc raczej ta pierwsza opcja. Po za tym nie masz pracy, a to się równa brak zakupów. Bądź u mnie za godzinę. Pozdrów swojego chłopaka. Całusy. x
Ja: Dziękuję zawsze mogę na ciebie liczyć. xo.
Ps Nie mam chłopaka
Spenc: Jeszcze nie masz.
Pokręciłam głową i kliknęłam przycisk do blokowania ekranu. Kiedy uniosłam spojrzenie na mojego przyjaciela, który wbił we mnie swoje pytające oczy.
- Załatwiałam zakupy - wyjaśniłam - Ty nie chciałeś ze mną pójść, więc napisałam do Harrego. On zawsze to robił - burknęłam.
Właściwie nie wiem dlaczego to powiedziałam, chciałam żeby był zazdrosny? Zachowuję się jak w tych szkolnych czasach, było to niedawno, ale i tak robię z siebie najgorszy typ dziewczyny. No, prawie najgorszy.
- Doprawdy? - uniósł brwi do góry.
Zarumieniłam się, ale miałam nadzieję, że tego nie zauważył, nie potrafię kłamać.
- Ta-ak - odchrząknęłam, kiedy zauważyłam, że mój głos się załamuje - tak - powtórzyła pewniej.
- Przecież wiem, że kłamiesz - zaśmiał się - nie potrafisz tego robić.
Dźgnął mnie w talię, przez co z mojego gardła wydobył się zabawny dźwięk. Dlatego szybko zasłoniłam dłonią swoje usta, a zaraz po tym się roześmiałam, chłopak mi zawtórował.
- Muszę iść do kibla.
Zganiłam go wzrokiem, serio? Tak trudno powiedzieć coś ładniej. No hej, to nie takie trudne.
- Toalety - poprawiłam warknięciem.
Ryan przewrócił oczami, ale kiedy podnosił się z fotela, słychać było jego cichy śmiech.
- Poczekaj tu - zwrócił się do mnie.
Nigdzie się nie wybieram.
- Okeeej - przeciągnęłam literę, kiwając głową.
Chłopak poszedł w nieznanym mi jeszcze kierunku, a ja bez cały zaczęłam wpatrując się w swoje, wypielęgnowane paznokcie. Niedawno odwiedziłam kosmetyczkę, która zrobiła mi białe paznokcie ze złotymi zdobieniami. Wyglądały naprawdę dobrze.
- Co ty robisz?! - wykrzyknęłam, kiedy poczułam zimne dłonie na mojej szyi. Co jest?
Ryan chyba jednak nie wyszedł do toalety, tylko postanowił mnie zdenerwować swoimi zimnymi łapskami.
Mężczyzna przeskoczył przez oparcie kanapy, usiadł na niej. Dopiero w tym momencie zorientowałam się, że przecież to nie mój przyjaciel.
- Kim jesteś? - zapytał nawet na mnie nie patrząc.
Chwycił pilot i włączył telewizję. Irytowało mnie to, że mnie totalnie ignorował, a ja nawet nie wiedziałam kim on jest.
- Naomi, miło mi - powiedziałam lekko ironicznie, podając mu dłoń.
Może i nie polubiłam tego gościa, ale to wcale nie znaczy, że będę dla niego niemiła.
W końcu spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami. Mogę dać uciąć sobie rękę, że przez jego twarz przeszedł błysk uśmiechu.
- To ty - zaśmiał się jakby znał mnie już od dawna - Rick jestem.
Odtrącił moją dłoń i mocno mnie przytulił, nie odwzajemniłam tego gestu. Myślę, że trochę mnie sparaliżowało, wciąż nie miałam pojęcia kim on jest i skąd mnie zna.
To jakiś kolega Ryan'a? Nie wiem.
- Myślę, że... - odchrząknęłam - powinnam już iść.
Wstałam szybko, chwytając telefon. Dlaczego teraz akurat zachciało mu się do toalety? Nie zostań z tym człowiekiem, jest zbyt bezpośredni.
- Nie musisz się mnie bać - zaśmiał się dźwięcznie - jestem przyjacielem Ryan'a.
Lekko odetchnęłam, moje przypuszczenia się sprawdziły, ale nic nie poradzę na to, że zazwyczaj zbyt wcześnie panikuję.
- Przepraszam - mruknęłam.
Ta sytuacja nie należała do najnormalniejszych, a ja czułam się lekko zażenowana, swoim własnym zachowaniem.
- Nie musisz już uciekać - prychnął i pociągnął mnie z powrotem.
Mój przyjaciel zdecydowanie nie zadawał się z normalnymi osobami. Zresztą on sam nie był zwyczajny i za to go uwielbiałam.
Słowa: 1092.
Dziękuję za 90 miejsce w kategorii romans ♡
To wiele dla mnie znaczy - naprawdę.
Kocham was mocno :)
Dziękuję za korektę rozdziału Zaczarowana78 ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro