Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter Twenty-eight.

*

Wysłałam do korekty, niedługo pojawi się poprawna wersja.

Zapraszam do gwiazdkowania, komentowania rozdziału oraz do obserwowania mojego profilu :)

28. We aren't ordinary, what?

Mój Boże. To było. Wow. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Moje plecy przylegają do ściany. Boję się, że bez niej - upadłabym.

- Wszystko w porządku? - pyta.

Jeśli to w porządku, że moje serce zrobiło salto, a myśli powędrowały w nieznanym mi kierunku, to tak. Wszystko jest okej. Kiwam głową.

- Przepraszam nie powinienem był cię całować.

Żałuje?

- Odwzajemniłam to - mówię, zanim zdążę ugryźć się w język - chciałam tego.

Ktoś powinien zamontować mi w mózgu jakiś filtr, który będzie sprawdzał to co chcę powiedzieć. Pan Bóg, chyba zapomniał mi go dać przy urodzinach.

- Odbierz - mamroczę, kiedy rozlega się dzwonek.

Mężczyzna niechętnie spogląda na ekran, a później na mnie. Jego wzrok wyrażał bardzo wiele emocji, których nie mogłam odgadnąć.

- Co się dzieję? Tak. U Naomi. Weź moją. W moim pokoju. Cholera, Marnie nie przeszkadzaj mi. Cześć.

Mimowolnie, zaciskam usta w cienką linię. Łatwo było się domyśleć, że to ona. Nie mogę jej za nic winić. Niestety. To Ryan, działa na dwa fronty. Chyba. Słodki Jezu, ja jestem tą która niszczy ten związek.

- Masz rację, to nie powinno się stać. To było głupie - mówię, chociaż nie wiem jak. Te słowa trudno przechodzą mi przez usta.

- Naomi...

- Daj spokój, wracaj do Marnie. Ona jest twoja dziewczyną, nie ja.

- Przestań! Chyba powiedziałem jasno, że się z nią nie spotykam, tak? - podniósł głos - zaufaj mi.

- Dlaczego? Po co mam ci zaufać? Powiedziałeś już kiedyś jasno, że związku nie będzie.

- Nie proponuję ci chodzenia - bąknął, a ja poczułam się jakby uderzył mnie w twarz - jesteśmy przyjaciółmi.

- Przyjaciółmi? - prychnęłam - chyba sobie żartujesz.

Przewrócił oczami. Chyba wiedział, o co mi chodzi. Na pewno. Może się nie wydaje, ale Ryan potrafi być inteligentny. Czasami mu się zdarza.

- Zwykli przyjaciele się nie całują - warknęłam - ale my nie jesteśmy zwyczajni, co?

- Z pewnością, nie.

Znów telefon. Pokazuje gestem, aby odebrał. Nie chce. Nalegam. Zgadza się.

- Co jest? - chwila ciszy - jestem zajęty - znów milczenie - Naomi. Nie mogę teraz.... Marnie, nie mogę - zaciska pięść w zdenerwowaniu - dobra, zaraz - rozłącza się.

- Muszę... - zaczyna, ale urywa.

- Idź.

- Powiedz, a zostanę, z tobą. Tylko powiedz.

Patrzę mu w oczy. Ból. Widzę go wyraźnie, ale z jakiego powodu cierpi?

- Ryan... - zaczynam - jedź do Marnie.

Chyba oboje nie wierzymy w moje słowa; tak, ja też jestem zaskoczona. Jednak, musiałam to zrobić, inaczej wyrzuty sumienia, nie chciałby mnie opuścić. Ryan tym razem nic nie mówi, po prostu wychodzi, bez słowa.

Zsuwam się w dół po ścianie i zakrywam twarz dłońmi. W moich oczach, dotąd błyszczące kryształki, zaczynają wypływać. Przez kolejne minuty przeklinam siebie, za to jaką jestem idiotką.

RYAN

- Co jest? - pytam, kiedy wchodzę do mieszkania - po co dzwoniłaś?

- Chryste, nie gorączkuj się tak - kręcę głową słysząc jej słowa.

To oczywiste, że kipi ode mnie złością na kilometr. Schrzaniłem, przyznaję się, ale co miałem zrobić? Nie potrzebnie wyrywałem się z tym pocałunkiem. Jesteśmy przyjaciółmi, a raczej byliśmy, bo teraz nie wiem kim jesteśmy.

- Jeśli przeszkodziłam ci w jej zalicze... - przerywam jej kilkoma ostrymi inwektywami.

- O co ci chodzi? Przyjeżdżasz tu, robisz zamieszanie i wszystko psujesz.

- No przepraszam, że chciałam cię odwiedzić - mówi oburzona - Nie wiedziałam, że zrobiłeś się taką ciotą.

Tym razem z jej ust wylatują wulgaryzmy, ignoruję je.

- Nieważne - wzdycham, odpuszczając jak nigdy - po co dzwoniłaś?

Przez jej twarz przebiega cień uśmiechu, podchodzi do mnie i mocno mnie obejmuje. Nastrój w pomieszczeniu od razu się zmienia. Zarzuca mi swoje ręce na barki i przyciąga mnie do siebie.

- Dawno się nie widzieliśmy - mruczy, a ja mam ochotę przewrócić oczami.

Jeśli myśli, że w jakiś sposób na mnie działa to ma rację. Działa na mnie w ten sposób, że czuję się zażenowany.

- Trochę czasu minęło - przytakuję - powinnaś się odsunąć.

Dziewczyna ignoruje ostatnią część mojej wypowiedzi i przybliża się bardziej. Tym razem przewracam oczami, otwarcie pokazując jaki jestem zirytowany.

- Może chciałbyś nadrobić ten stracony czas?

Śmieję się i zastanawiam, jak to jest kiedy ktoś, śmieje ci się prosto w twarz. Dla mnie ten czas nie był stracony, a broń Boże zmarnowany.

- Myślę, że wczoraj nadrobiłaś wystarczająco - burczę i delikatnie odsuwam ją od siebie.

Opuszcza ręce zrezygnowana i lekko zdenerwowana - tak przynajmniej mi się wydawało. Odchodzi ode mnie parę kroków, ale i tak słyszę jak głośno wciąga powietrze. Robiła to zawsze. Zawsze, kiedy potrzebowała odpocząć i pozbyć się złych emocji, które czasami kłębiły się w jej wnętrzu.

- Było ci aż tak źle? - zapytała retorycznie - chciałam zbudować ten związek od nowa...

- Jaki związek? - wciąłem się - to nigdy nie był związek, nigdy nie było w nim uczuć.

- Może z twojej strony nie było - docięła.

Miałem ochotę się roześmiać. Znowu. To co mówiła było niedorzeczne, pamiętam przecież jak traktowaliśmy się nawzajem. To było zimne i suche.

- Chyba sobie żartujesz - prychnąłem.

- Kiedyś się tak nie zachowywałeś - zarzuciła - ty kilka godzin temu się tak nie zachowywałeś - przypomniała zirytowana.

Wzruszyłem ramionami, powtarzając wciąż w głowie "nie-obchodzi-mnie-to". W końcu w to uwierzę.

- Ona źle na ciebie działa.

- Jezu, o co ci chodzi? Czego ty w ogóle chcesz? - podniosłem głos.

Spojrzała niepewnie na mnie swoimi dużymi oczami, które zakrawał paskudny makijaż. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale je zamknęła, później zrobiła to jeszcze dwa razy, aż w końcu zebrała się w sobie.

- Chciałabym po prostu, żebyś dał mi szansę - zaczęła - chcę być szczęśliwa, a bez ciebie...

- Marnie - mruknąłem tym razem spokojniej, niemal czule - minęło tyle czasu...

Podszedłem do niej i objąłem jej ciało od tyłu. Patrzyła za okno, kiedy mnie poczuła za sobą, lekko się wzdrygnęła, ale po chwili głośno odetchnęła. I położyła swoje dłonie na moich, które trzymałem na jej brzuchu.

- Jesteś dla mnie ważna, ale nie wiem czy potrafię - zacząłem po raz kolejny - podoba mi się ktoś inny.

- Naomi? - zapytała szybko.

Nie odpowiedziałem, zrozumiała.

- Wydaje się w porządku.

Roześmiałem się na jej słowa tak głośno i mocno, że nie mogłem się opanować. Schowałam twarz w zgłębieniu jej szyi i nadal chichotałem. Dziewczyna zapytała, o co chodzi, ale odpowiedziałem jej dopiero gdy się uspokoiłem, a mój napad śmiechu minął.

- Wybacz skarbie - zwróciłem się do niej tak jak miałem w zwyczaju - ale ty nie mówisz o dziewczynach, że są w porządku.

Fuknęła na mnie, ale już nie odezwała się słowem. Przypuszczam, że miała ochotę pokazać mi środkowy palec.

- Dasz nam szansę? - powróciła do wcześniejszej rozmowy - proszę, spróbujmy.

Zastanowiłem się chwilę, doszłam do wniosku, że w sumie co mi szkodzi? Naomi i tak mnie nie chce.

- Okej, dajmy sobie szansę.

Dziewczyna pisnęła szczęśliwa, a zaraz potem, obróciła mnie w swoją stronę i przyciągnęła nasze usta do pocałunku. Odwzajemniłem go, to dziwne, że zaledwie jakiś czas temu, miałem na swoich wargach zupełnie inne usta, niż w tym momencie. Czułem się podle.

Słowa: 1087

*Happysad - "Taką wodą być" (dodaję ten utwór, bo ostatnio często słucham starych, polskich zespołów).

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Zbliżamy się powoli do końca, ale jeszcze dobra ilość rozdziałów przed nami.

Kocham was mocno ♡


 Dziękuję za korektę.  Zaczarowana78

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro