Chapter Twenty.
Rozdział wysłany do korekty. Zachęcam do przeczytania notki pod rozdziałem ♡
20. They love too much.
- Nic nie rozumiem - mama zmarszczyła brwi - ale jak to? Aha. Dobrze, przekażę. Tak, tak. Do usłyszenia.
Kobieta odsunęła od swojego ucha telefon i spojrzała niespokojnie na tatę.
- Musimy porozmawiać - odchrząknęła i posłała wymowne spojrzenie ojcu - w cztery oczy.
Zrozumiałam aluzję, mój brat chyba również, bo podniósł się z krzesła, niemal w tym samym momencie co ja.
- Nie będziemy wam przeszkadzać - powiedział Cody i zjechał wzrokiem na mnie.
Kiwnęłam jedynie głową i nie zważając na to, że pozostawiłam naczynia, po jedzeniu, na stole wyszłam z jadalni, kierując się do mojej sypialni. Za sobą słyszałam jedynie szepty rodziców i kroki mojego brata.
Kiedy moja ręka znalazła się na klamce od drzwi do mojego pokoju usłyszałam głos Cody'ego.
- Rodzice się rozwodzą - odwróciłam się automatycznie w jego stronę, ściągając rękę z drzwi.
- Chyba sobie żartujesz - prychnęłam.
To niemożliwe, przecież oni są w sobie zakochani. Nie. Na pewno nie chcieliby od siebie odejść.
- Wejdźmy do środka - wskazał na moją sypialnię - nic chcę żeby to usłyszeli.
Przytaknęłam i z powrotem odwróciłam się w stronę swoich drzwi, aby je otworzyć. Weszliśmy do pomieszczenia, ja usiadłam automatycznie na łóżku, a mój brat zrobił to samo, tylko, że zasiadł na krześle.
- Co się dzieje? - zapytałam, nie bardzo wiedząc co tak naprawdę miałam na myśli. Co mogło się dziać?
- Nie chcieli nam mówić, ale przez przypadek usłyszałem ich rozmowę - zaczął opowiadać - uwierz, też byłem zaszokowany.
Spojrzałam z zainteresowaniem na mężczyznę, to kolejny dowcip z jego strony, tak?
- Nie kłam - uniosłam lekko podbródek do góry, aby brzmieć pewniej, ale tak naprawdę pewności nie czułam, w żadnym stopniu.
Co się stanie jeśli Cody ma rację?
- Przecież oni się kochają i nie widzą świata po za sobą - powiedziałam.
Jego reakcja mnie nieco zdziwiła, roześmiał się głośno na moje słowa i spojrzał na mnie z politowaniem.
- W jakim ty świecie żyjesz? -prychnął - twoje słowa są absurdalne. Nie widzą po za sobą świata? Ojciec to pracoholik, a matka... Mama to mama.
No tak, ma rację i nie sposób się z nim nie zgodzić, ale nadal uważam, że jego słowa są... bezpodstawne, to wszystko jest niemożliwe.
- Okej Cody, masz rację. Nie zmienia to jednak faktu, że się kochają, tak? - powiedziałam.
Nie wiem dlaczego tak bardzo broniłam ich związku. A właściwie to wiem. Przecież to moi rodzice, nie mogę pozwolić, aby popełnili tak wielki błąd w swoim życiu. Bo to byłby błąd, prawda? Jeśli do kogoś kocha, to się z nim jest.
- Kochają się, ale za dużo - westchnął, a ja zmarszczyła brwi na jego słowa - za bardzo się kochają i przez to ich związek rani.
- Nic nie rozumiem.
No dobrze, wiem, że miłość nie jest prosta. Zawsze jednak wydawało mi się, że w tym wszystkim najtrudniejsze jest zdobycie danej osoby, w moim przypadku Ryana, podoba mi się i nie zamierzam tego ukrywać. No chyba, że przed nim i innymi ludźmi, ale przyznałam się przed sobą, to chyba najważniejsze.
- Bo jesteś jeszcze za młoda - stwierdził, na co przewróciłam oczami.
W porządku jest ode mnie starszy, ale to zaledwie trzy lata różnicy. To nie jest jakaś ogromna przepaść.
- Jeżeli kogoś bardzo kochasz, to boli cię, jeśli popełnia jakieś błędy. Kiedy ma problemy - tłumaczył - po za tym ojciec zdradził matkę.
- Co? - otrząsnęłam się. To są chyba jakieś jaja - skąd o tym wiesz? Co tu się dzieje - otworzyłam szerzej oczy i pokręciłam głową.
Tego wszystkiego jest za dużo. Stanowczo za dużo.
- Mama o tym wie, wybaczyła mu, to było kilka lat temu.
Dlaczego ja o niczym nie miałam pojęcia? Zawsze wydawało mi się, że moi rodzice są idealną parą. Widocznie w tym świecie nic nie jest idealne i oczywiste. W pewnym momencie wszystko zaczyna się komplikować.
- Idę do toalety - mruknęłam i wyszłam z pokoju.
Miałam cichą nadzieję, że kiedy załatwię już sprawy fizjologiczne i wrócę do swojej sypialnie, nie zostanę tam pewnego członka mojej rodziny. Właściwie, chciałam uciec, a wyjście z pokoju było pewnego rodzaju ucieczką.
Skorzystałam z łazienki i po umyciu rąk, wróciłam z powrotem do sypialni. Niestety tym razem moja cicha nadzieja, okazała się rzeczywiście matką głupich.
Cody siedział w tym samym miejscu i rozmawiał z kimś przez telefon. Zaraz, to był mój telefon!
- Co ty robisz? - szepnęłam - oddaj to - złapałam go za rękę i próbowałam wyrwać mu moją komórkę.
Jednak, kiedy usłyszałam jego imię, wszystkiego było za wiele. On rozmawiał z Ryanem. To źle, bardzo źle. Przynajmniej wtedy tak mi się wydawało.
- Naomi wyszła. Przyszedł Harry - urwał, a ja rozszerzyłam swoje oczy. O czym on mówi? - tak jej chłopak. Nie zabrała telefonu. Tak. Wrócili do siebie. Tak.
- Cody! - uniosłam swój głos z nadzieją, że Ryan też usłyszy.
Nie wiem dlaczego tak mi na tym zależało, mój przyjaciel raczej nie uwierzy w tę bajeczkę z moim byłym, ale patrzenie jak mój własny brat, tak kłamie przy mnie... To z pewnością, nie powinno mieć miejsca.
- Oddaj mi to - warknęłam, w końcu pomyślnie, wyrywając mu telefon z ręki.
Chłopak był, widocznie rozbawiony tą sytuacją, ale mnie nie było wcale do śmiechu.
- Ryan? - sapnęłam, ale nie usłyszałam odpowiedzi.
Spojrzałam na ekran telefonu i zmarszczyłam brwi. Rozłączył się? Odblokowałam komórkę, sprawdziłam, okazał się, że ostatnia rozmowa, była przeprowadzona między mną, a Ryanem, ale jeszcze przed obiadem.
- Wcale nie dzwonił - przyjęłam oskarżycielski ton - kłamałeś.
- Chciałem sprawdzić czy ci na nim zależy - oblizał swoje wargi i wzruszył ramionami - widzę, że tak.
Uniosłam oczy do góry, a w mojej głowie pojawiło się kilka przekleństw. Co on sobie myśli?
- Ryan to przyjaciel - mruknęłam - Nie powinieneś się wtrącać - zganiłam go.
- Słuchaj - mruknął i podniósł się z krzesła - chciałbym zakończyć ten spór między nami, który powstał... - zastanowił się chwilę, po czym odparł - dawno.
Gałązka oliwna? Whoa, tego się po nim nie spodziewałam. Cóż jeśli mówi serio, to okazał się mądrzejszy niż ja, bo mimo tego, że wiele razy chciałam to zakończyć, nigdy z nim o tym nie porozmawiałam na serio.
- Co ci się stało? - na początku chciałam się upewnić, że nie robi sobie ze mnie żartów.
- Po prostu - westchnął - chyba dorosłem do zakończenia tego - powiedział.
- I to wszystko? - zapytałam retorycznie - po prostu się pogodzimy?
- Dokładnie - wzruszył ramionami - Co ty na to?
Mnie pasuje w stu procentach, chciałabym w końcu mieć brata, nie takiego do samych kłótni, tylko kogoś z kim mogę porozmawiać. Oczywiście mam swoich przyjaciół, ale brat to zawsze coś innego.
- Mogę cię przytulić? - zapytałam nie pewnie, a kiedy mężczyzna kiwnął głową, ochoczo do niego podeszłam i wtuliłam się w jego ramiona.
- Przepraszam - mruknął - za wszystko.
Musiałam ukryć swój uśmiech, ale byłam naprawdę szczęśliwa, że się pogodziliśmy.
- Ja ciebie też przepraszam - powiedziałam szczerze - oboje jesteśmy winni.
Cody się ze mną zgodził, a później po prostu rozmawialiśmy. Długo rozmawialiśmy. O rodzicach, o dziewczynie mojego brata, to chyba na prawdę coś poważnego, Cody zszedł również na temat Spenc, moich znajomych, pracy - mojej i jego, ale również pogadaliśmy o Ryanie. Nie jestem pewna, czy ten temat, był bezpieczny.
Słowa: 1122
Kochani, postaram się pisać częściej, ale wasze komentarze i ogólna aktywność, też ma na to wpływ. Będę szczera, zawaliłam, bo na początku statystyki były świetne, teraz są... Słabe.
Ale kocham pisać i będę to robić.
Buziaki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro