Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter Twenty.

Rozdział wysłany do korekty. Zachęcam do przeczytania notki pod rozdziałem ♡

20. They love too much.

- Nic nie rozumiem - mama zmarszczyła brwi - ale jak to? Aha. Dobrze, przekażę. Tak, tak. Do usłyszenia.

Kobieta odsunęła od swojego ucha telefon i spojrzała niespokojnie na tatę.

- Musimy porozmawiać - odchrząknęła i posłała wymowne spojrzenie ojcu - w cztery oczy.

Zrozumiałam aluzję, mój brat chyba również, bo podniósł się z krzesła, niemal w tym samym momencie co ja.

- Nie będziemy wam przeszkadzać - powiedział Cody i zjechał wzrokiem na mnie.

Kiwnęłam jedynie głową i nie zważając na to, że pozostawiłam naczynia, po jedzeniu, na stole wyszłam z jadalni, kierując się do mojej sypialni. Za sobą słyszałam jedynie szepty rodziców i kroki mojego brata.

Kiedy moja ręka znalazła się na klamce od drzwi do mojego pokoju usłyszałam głos Cody'ego.

- Rodzice się rozwodzą - odwróciłam się automatycznie w jego stronę, ściągając rękę z drzwi.

- Chyba sobie żartujesz - prychnęłam.

To niemożliwe, przecież oni są w sobie zakochani. Nie. Na pewno nie chcieliby od siebie odejść.

- Wejdźmy do środka - wskazał na moją sypialnię - nic chcę żeby to usłyszeli.

Przytaknęłam i z powrotem odwróciłam się w stronę swoich drzwi, aby je otworzyć. Weszliśmy do pomieszczenia, ja usiadłam automatycznie na łóżku, a mój brat zrobił to samo, tylko, że zasiadł na krześle.

- Co się dzieje? - zapytałam, nie bardzo wiedząc co tak naprawdę miałam na myśli. Co mogło się dziać?

- Nie chcieli nam mówić, ale przez przypadek usłyszałem ich rozmowę - zaczął opowiadać - uwierz, też byłem zaszokowany.

Spojrzałam z zainteresowaniem na mężczyznę, to kolejny dowcip z jego strony, tak?

- Nie kłam - uniosłam lekko podbródek do góry, aby brzmieć pewniej, ale tak naprawdę pewności nie czułam, w żadnym stopniu.

Co się stanie jeśli Cody ma rację?

- Przecież oni się kochają i nie widzą świata po za sobą - powiedziałam.

Jego reakcja mnie nieco zdziwiła, roześmiał się głośno na moje słowa i spojrzał na mnie z politowaniem.

- W jakim ty świecie żyjesz? -prychnął - twoje słowa są absurdalne. Nie widzą po za sobą świata? Ojciec to pracoholik, a matka... Mama to mama.

No tak, ma rację i nie sposób się z nim nie zgodzić, ale nadal uważam, że jego słowa są... bezpodstawne, to wszystko jest niemożliwe.

- Okej Cody, masz rację. Nie zmienia to jednak faktu, że się kochają, tak? - powiedziałam.

Nie wiem dlaczego tak bardzo broniłam ich związku. A właściwie to wiem. Przecież to moi rodzice, nie mogę pozwolić, aby popełnili tak wielki błąd w swoim życiu. Bo to byłby błąd, prawda? Jeśli do kogoś kocha, to się z nim jest.

- Kochają się, ale za dużo - westchnął, a ja zmarszczyła brwi na jego słowa - za bardzo się kochają i przez to ich związek rani.

- Nic nie rozumiem.

No dobrze, wiem, że miłość nie jest prosta. Zawsze jednak wydawało mi się, że w tym wszystkim najtrudniejsze jest zdobycie danej osoby, w moim przypadku Ryana, podoba mi się i nie zamierzam tego ukrywać. No chyba, że przed nim i innymi ludźmi, ale przyznałam się przed sobą, to chyba najważniejsze.

- Bo jesteś jeszcze za młoda - stwierdził, na co przewróciłam oczami.

W porządku jest ode mnie starszy, ale to zaledwie trzy lata różnicy. To nie jest jakaś ogromna przepaść.

- Jeżeli kogoś bardzo kochasz, to boli cię, jeśli popełnia jakieś błędy. Kiedy ma problemy - tłumaczył - po za tym ojciec zdradził matkę.

- Co? - otrząsnęłam się. To są chyba jakieś jaja - skąd o tym wiesz? Co tu się dzieje - otworzyłam szerzej oczy i pokręciłam głową.

Tego wszystkiego jest za dużo. Stanowczo za dużo.

- Mama o tym wie, wybaczyła mu, to było kilka lat temu.

Dlaczego ja o niczym nie miałam pojęcia? Zawsze wydawało mi się, że moi rodzice są idealną parą. Widocznie w tym świecie nic nie jest idealne i oczywiste. W pewnym momencie wszystko zaczyna się komplikować.

- Idę do toalety - mruknęłam i wyszłam z pokoju.

Miałam cichą nadzieję, że kiedy załatwię już sprawy fizjologiczne i wrócę do swojej sypialnie, nie zostanę tam pewnego członka mojej rodziny. Właściwie, chciałam uciec, a wyjście z pokoju było pewnego rodzaju ucieczką.
Skorzystałam z łazienki i po umyciu rąk, wróciłam z powrotem do sypialni. Niestety tym razem moja cicha nadzieja, okazała się rzeczywiście matką głupich.
Cody siedział w tym samym miejscu i rozmawiał z kimś przez telefon. Zaraz, to był mój telefon!

- Co ty robisz? - szepnęłam - oddaj to - złapałam go za rękę i próbowałam wyrwać mu moją komórkę.

Jednak, kiedy usłyszałam jego imię, wszystkiego było za wiele. On rozmawiał z Ryanem. To źle, bardzo źle. Przynajmniej wtedy tak mi się wydawało.

- Naomi wyszła. Przyszedł Harry - urwał, a ja rozszerzyłam swoje oczy. O czym on mówi? - tak jej chłopak. Nie zabrała telefonu. Tak. Wrócili do siebie. Tak.

- Cody! - uniosłam swój głos z nadzieją, że Ryan też usłyszy.

Nie wiem dlaczego tak mi na tym zależało, mój przyjaciel raczej nie uwierzy w tę bajeczkę z moim byłym, ale patrzenie jak mój własny brat, tak kłamie przy mnie... To z pewnością, nie powinno mieć miejsca.

- Oddaj mi to - warknęłam, w końcu pomyślnie, wyrywając mu telefon z ręki.

Chłopak był, widocznie rozbawiony tą sytuacją, ale mnie nie było wcale do śmiechu.

- Ryan? - sapnęłam, ale nie usłyszałam odpowiedzi.

Spojrzałam na ekran telefonu i zmarszczyłam brwi. Rozłączył się? Odblokowałam komórkę, sprawdziłam, okazał się, że ostatnia rozmowa, była przeprowadzona między mną, a Ryanem, ale jeszcze przed obiadem.

- Wcale nie dzwonił - przyjęłam oskarżycielski ton - kłamałeś.

- Chciałem sprawdzić czy ci na nim zależy - oblizał swoje wargi i wzruszył ramionami - widzę, że tak.

Uniosłam oczy do góry, a w mojej głowie pojawiło się kilka przekleństw. Co on sobie myśli?

- Ryan to przyjaciel - mruknęłam - Nie powinieneś się wtrącać - zganiłam go.

- Słuchaj - mruknął i podniósł się z krzesła - chciałbym zakończyć ten spór między nami, który powstał... - zastanowił się chwilę, po czym odparł - dawno.

Gałązka oliwna? Whoa, tego się po nim nie spodziewałam. Cóż jeśli mówi serio, to okazał się mądrzejszy niż ja, bo mimo tego, że wiele razy chciałam to zakończyć, nigdy z nim o tym nie porozmawiałam na serio.

- Co ci się stało? - na początku chciałam się upewnić, że nie robi sobie ze mnie żartów.

- Po prostu - westchnął - chyba dorosłem do zakończenia tego - powiedział.

- I to wszystko? - zapytałam retorycznie - po prostu się pogodzimy?

- Dokładnie - wzruszył ramionami - Co ty na to?

Mnie pasuje w stu procentach, chciałabym w końcu mieć brata, nie takiego do samych kłótni, tylko kogoś z kim mogę porozmawiać. Oczywiście mam swoich przyjaciół, ale brat to zawsze coś innego.

- Mogę cię przytulić? - zapytałam nie pewnie, a kiedy mężczyzna kiwnął głową, ochoczo do niego podeszłam i wtuliłam się w jego ramiona.

- Przepraszam - mruknął - za wszystko.

Musiałam ukryć swój uśmiech, ale byłam naprawdę szczęśliwa, że się pogodziliśmy.

- Ja ciebie też przepraszam - powiedziałam szczerze - oboje jesteśmy winni.

Cody się ze mną zgodził, a później po prostu rozmawialiśmy. Długo rozmawialiśmy. O rodzicach, o dziewczynie mojego brata, to chyba na prawdę coś poważnego, Cody zszedł również na temat Spenc, moich znajomych, pracy - mojej i jego, ale również pogadaliśmy o Ryanie. Nie jestem pewna, czy ten temat, był bezpieczny.

Słowa: 1122

Kochani, postaram się pisać częściej, ale wasze komentarze i ogólna aktywność, też ma na to wpływ. Będę szczera, zawaliłam, bo na początku statystyki były świetne, teraz są... Słabe.

Ale kocham pisać i będę to robić.
Buziaki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro