Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter Twelve.

12. I feel responsible for you.

- Hej, nie chowaj się - mówi Ryan, ale ja nie reaguję, nadal uparcie wpatrując się za okno - Jesteś słodka.

Jak na zawołanie odwróciłam głowę w stronę jego twarzy. Przez moment miałam wrażenie, że wcale nie chciał, aby te słowa opuściły jego usta. Jednak on po chwili podrapał się w zakłopotaniu po karku, po czym uśmiechnął się szeroko.

- Może nie znam cię długo, ale naprawdę zawsze jesteś przesłodka - uchyliłam lekko usta w zdumieniu, po usłyszeniu słów, które przed chwilą wypowiedział.

- Chyba lubisz stawiać mnie w takiej sytuacji - mówiąc to, kładę obie dłonie na swoich policzkach, aby je lekko ochłodzić.

- W jakiej? - pyta, chwytają mnie za nadgarstki i delikatnie odsuwając ręce od mojej twarzy.

- Krępującej - odpowiadam, będąc z nim szczera.

- To co powiedziałem cię krępuje? - kiwam głową, na co on uśmiecha się szelmowsko - jesteś słodka - powtarza.

- Przestań - śmieję się nerwowo, aby zakryć choć trochę swoje zakłopotanie.

- Słodka - powtarza wolno, a ja wykrzywiam usta.

Chciałam wyjść na znudzoną i zirytowaną, ale bardzo trudno ukryć rozbawienie. Nie chciałam żeby wiedział, że podoba mi się to co słyszę. 
A podoba? 
Nie, zdecydowanie nie.

- Ryan - upominam go.

- Naomi - uwielbiam jak wypowiada moje imię.

- Przestań - mówię, ale wciąż się uśmiecham.

- Zacznij - w co on gra?

- Co ty robisz? - pytam, a on uśmiecha się zdawkowo.

- A czego ty nie robisz?

Chwila czy on mnie papuguje? Nie. Nawet nie wiem jak to nazwać.

- Głupek - pokazuje mu język, a on się śmieje.

- Mądrala - odpowiada.

Jak ten człowiek potrafi być irytujący, ale w tym samym momencie jest też zabawny. Ryan to osoba pełna sprzeczności, ale niesamowita osoba.

- Idziemy na spacer? - pytam mając nadzieję, że w końcu znudziła mu się ta zabawa.

- Zostajemy w domu?

- Ryan!

- Dobra, dobra - unosi ręce w geście poddania - znam fajne miejsce, możemy pojechać tam samochodem.

- To miał być spacer - śmieję się, a on wzrusza ramionami.

- Okej dzieciaku, przejdziemy się, ale najpierw tam pojedziemy - mówi, bo propozycją tego nie nazwę.

- Nie jestem dzieckiem - zakładam ramiona na piersi i wydymam usta.

- Jesteś - uśmiecha się szeroko, a ja przewracam oczami.

- Dorosły się znalazł - ripostuję - mam dziewiętnaście lat - mówię, może wyglądam na młodszą, ale nie jestem.

- Nie jesteś nawet pełnoletnia - śmieję się, ale jest to śmiech życzliwy - A wiesz ile ja mam lat?

Przez myśli przeszło mi wiele cyferek, ale właściwie nigdy nad tym się głębiej nie zastanawiałam.

- A bo ja wiem - bąknęłam - dwadzieścia jeden? - strzeliłam, bo według mnie na tyle wyglądał, może trochę starzej.

Pokręcił głową z lekkim rozbawieniem.

- Dwadzieścia trzy - powiedział, po chwili.

Cztery lata.

- Nie spodziewałam się - mruknęłam - ale tak czy inaczej byłam blisko - uśmiechnęłam się zadowolona, z siebie.

- Bardzo - śmieje się - dobra chodźmy dziewczynko, nie jest zimno, ale proponuję wziąć coś cieplejszego na później - milknie, a po chwili rzuca - a z resztą jak chcesz.

Marszczę brwi, pewnie nie chciał wyjść na jakiegoś "troszczącego się", nigdy nie zrozumiem mężczyzn, a podobno kobiety są zmienne.

- Jasne - mamroczę i przy wyjściu wkładam buty oraz biorę ze sobą płaszczyk.

Kiedy wychodzimy Ryan od razu zbiega po schodach, a kiedy orientuje się, że ja nie idę za nim, zatrzymuje się na jednym stopniu i spogląda na mnie wyczekująco.

- Musiałam zamknąć mieszkanie - informuję go, śmiejąc się pod nosem.

- No tak - odpowiedział głupio, ale lekko się przy tym uśmiechnął.

Podeszłam do niego i teraz razem, obok siebie skierowaliśmy się do wyjścia z budynku, najpierw pokonując resztę stopni.

- Dokąd wybierasz się na Haloween? - pyta mnie, kiedy znaleźliśmy się już na zewnątrz budynku, podczas gdy sam szukał klucza w jednej z kieszeń.

- Zostaję w domu - odpowiadam po chwili namysłu - zresztą to już dzisiaj.

Chłopak kiwa głową i w tym samym momencie naciska guzik na pilocie, przez co drzwi do auta się otwierają. Podchodzę od strony pasażera i zanim zdążę chwycić za klamkę Ryan je otwiera.

- Dziękuję - mówię mu, a on kiwa lekko głową.

Obserwuję jak zwinnie obchodzi samochód i siada na miejsce kierowcy.

- Możesz jechać ze mną, kumpel organizuje imprezę. W moim domu, ale jednak on to organizuje - śmieje się.

Dzisiejszy dzień to zdecydowanie dwadzieścia cztery godziny ciągłego uśmiechania się.

- Dzięki, ale nie mam nawet w co się ubrać - wzruszam ramionami - po za tym nie przepadam za imprezami.

Jednak coś we mnie ucieszyło się, że chłopak zaproponował mi wspólne spędzenie wieczoru. Co z tego, że w pobliżu kilkudziesięciu innych osób.

- Jak chcesz - wzrusza ramionami - ja uwielbiam imprezy - wyszczerza się, tak że widać jego białe zęby - niekoniecznie te organizowane w moim domu, ale cóż... - spogląda na mnie.

- Pewnie masz później sporo sprzątania - stwierdzam.

- Taa - kiwa głową, przyznając mi rację i odpala samochód.

Odruchowo zapinam pasy i wracam wzrokiem do jego sylwetki, oczekując, że zrobi to samo co ja.

- Właściwie mogę zamówić ekipę sprzątającą, ale nie lubię, kiedy kręcą mi się po mieszkaniu - mówi na chwilę odrywając wzrok od jezdni, aby spojrzeć na mnie.

- Co? - pytam, nie rozumiejąc po co się do mnie odwrócił - patrz na ulicę.

Jego wzrok posłusznie wrócił, tam gdzie powinien.

- Chciałem się upewnić, że masz zapięte pasy - wyjaśnił, po chwili.

- Zawsze zapinam - powiedziałam - ty też mógłbyś zacząć to robić - zasugerowałam.

-Nic się nie stanie - mruknął.

Nie lubiłam takiego podejścia, a w końcu te pasy po coś są i trzeba ich używać.

- Skoro sam nie zapinasz, to dlaczego sprawdzasz czy ja to zrobiłam? - spytałam lekko zirytowana.

- Bo ty jesteś niepełnoletnia - uśmiechnął się pod nosem, a ja, po raz kolejny dziś, przewróciłam oczami.

- Dużo razy jeszcze o tym wspomnisz?

- Tyle razy ile będę miał okazję - uśmiechnął się łobuzersko, a ja dlatego, że wpatrywałam się w jego profil, zauważyłam to rozciągnięcie się warg.

- Ale co to ma do rzeczy? - spytałam.

- Czuję się za ciebie odpowiedzialny - mruknął do mnie, tym samym znów opuszczając wzrok zza kierownicy.

- Ryan! - upomniałam go po raz kolejny, a on enty raz wzruszył ramionami.

- Jak zapnę pasy to przestaniesz, piszczeć mi do ucha?

Nie czekając, aż mu odpowiem złapał jedną ręką za pas i przyciągnął na drugą stronę, tym samym zabezpieczając się.

- Dzięki, że wreszcie postanowiłeś to zrobić - odpowiedziałam z ironią.

- No właśnie, zrobiłem to zupełnie bezsensu, bo zaraz dojedziemy.

Postanowiłam się już nie odzywać, bo wiedziałam, że i tak nie wygram z tym mężczyzną. Co było przyznam trochę imponujące, ale nie miałam zamiaru mu o tym powiedzieć. 
Po moim trupie.

Słowa: 1022

Jak widzicie nastawienie Naomi do Ryana zmienił się, kiedy go lubi jest lepiej, nie?

Dzisiejszy rozdział składa się głownie z dialogów, bo miałam taką ochotę :)
Buziaki!
Rozdział poprawiony przez Zaczarowana78

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro