Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter thirty-three.

33. No because no.

Zawiesiliśmy kłódkę i wyrzuciliśmy kluczyk, wiem, że tak było w tym zwyczaju. Ryan spogląda na mnie i obejmuje mnie niepewnie ramieniem.

- Za przyjaźń - szepcze.

- Za przyjaźń - wtulam się w niego i przymykam oczy.

Mężczyzna dotyka ustami mojej głowy, pokrytej włosami. Mam ochotę żeby ta chwila trwała wiecznie.

- Piękna z was para, dzieciaki.

Przerzucam wzrok na staruszka, stojącego kilka metrów od nas. Zawstydzona odsuwam się od chłopaka.

- My nie... - jąkam się - przyjaźnimy się tylko.

Czuję jakbym zrobiła coś złego, ale wiem, że sumienie mam czyste. No przynajmniej jeśli chodzi o tę chwilę.
Starzec uśmiecha się wesoło i podchodzi do nas bliżej.

- Miło popatrzeć na zakochanych młodych ludzi - mówi jakby nie zrozumiał co przed chwilą do niego powiedziałam.

Zaczynam panikować, chociaż to pewnie nic takiego, czuję wewnętrzna potrzebę aby mu wszystko wytłumaczyć. Podczas gdy, Ryan zachowuje kamienną twarz i nic nie mówi. Ale daje słowo, że przez jego tępy wyraz twarzy przemknął, przez krótką chwilę, cień lekkiego uśmiechu.

- On niedługo bierze ślub - zaczynam - ja mam chłopaka my... - znów się jąkam.

Dlaczego mu to tłumaczę? Mogłabym po prostu odejść.

- Ah... Rozumiem - westchnął ciężko - niespełniona miłość.

Teraz jestem pewna, że na mojej twarzy znajduje się kolor czerwony. Nie wiem co powiedzieć, a Ryan, wcale nie wykazuje się chęcią rozmowy z tym nieznajomym. Na szczęście mężczyzna po chwili odchodzi (staruszek, nie Ryan). Między mną w moim przyjacielem przez chwilę panuje cisza. Żadne z nas nie wie co powiedzieć, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Chłopak wciąż stoi niebezpiecznie blisko mnie, a ja mam problem z oddychaniem, wydaje mi się, że jeśli wezmę głębszy wdech, a pózniej zrobię wydech - dotknę jego ciała.

- Ja... - zająknęłam się - to było dziwne.

Zwróciłam wzrok w stronę jego twarzy, ale zaraz go odwróciłam. Nigdy nie czułam się tak niezręcznie jak dziś. Do tego mój przyjaciel, chyba nie miał zamiaru nic mówić. Mogę się założyć, że zrobił to specjalnie.

- Nie przejmuj się - odezwał się w końcu - wracamy?

Nie mogłam wyczuć czy jest rozbawiony, czy nie. Ale zgodziłam się na jego propozycję. Po chwili rozmawialiśmy jakby nic się nie stało, oczywiście to Ryan rozpoczą tę rozmowę.

- Jestem zmęczony.

- Tak, ja też - mówię - powinnam zadzwonić do Ricka.

- A ja do Marnie - kiwnął głową - ostatnio wariuje.

- Jest w ciąży - roześmiałam się - nic dziwnego.

Przytaknął, ale zrobił to bez przekonania. Zmarszczyłam brwi, ale za nim zdążyłam coś powiedzieć, on odezwał się pierwszy. Zapytał, czy nie jestem głodna. Prawda była taka, że nniespecjalnie, ale zgodziłam się wstąpić do jakiejś reustauracji. Zajeliśmy trzyosobowy stolik, niestety w tej sali nie było niczego dla dwóch osób.

- Co zamówisz?

- Mam ochotę na sałatkę - mówię - zerknę jakie proponuję.

Kiwnął głową i sam wybrał swój posiłek, niedługo później przyszedł kelner, aby zabrać nasze zamówienia.
Rozmawialiśmy przez chwilę, o nic nieznaczących rzeczach. Trwało to do czasu, aż nie poczułam czyjejś obecności za sobą, a Ryan uniósł wzrok.

- Możemy panu w czymś pomóc? - powiedział z brytyjskim akcentem.

Pierwszy raz usłyszałam jak tak mówi, nawet do sprzedawcy kłódek, odzywał się z amerykańskim akcentem. Mimo wszystko podoba mi się.

- Nie poznajesz? - nieznajomy się zaśmiał.

A ja poczułam potrzebę zobaczenia jego twarzy, dlatego w mało elegancki sposób odwróciłam się do niego.

Mężczyzna ten był naprawdę chudy, jego twarz wyglądała na zmęczoną.
"Narkoman" - przychodziło mi do głowy, ale kim bym była, gdybym pozwoliła zawładnąć tym myślom? Nie chcę oceniać ludzi po wyglądzie, czasami jest trudno, ale staram się tego nie robić.

- To chyba nieporozumienie - mamrocze Ryan - co robisz?

Facet omija moje krzesło i siada na tym, które stało puste. Mój przyjaciel ciągle studiuje jego twarz, na przemian marszcząc brwi czy mrużąc oczy, jakby przez ułamki sekund dostrzegał kogoś znajomego.

- Zmieniłem się, nic dziwnego, że nie poznajesz - klepie go po plecach - nie sądziłem, że cię spotkam.

Ryan unosi wzrok do góry i przeklina pod nosem.

- Kim jesteś? Nie znam cię i daj spokój - warknął - zabierasz nam czas.

To jakieś żarty, jakby ta reustauracja była stworzona do takich, niezrecznych sytuacji. Jakiś obcy mężczyzna dosiada się do zwyklej pary. Tylko, że my nie jesteśmy zwykłą parą, ani nawet parą, a nieznajomy wygląda przerażająco. Przez co ta sytuacja, jest jeszcze bardziej krepujacą. 

- Pożyczyłbyś staremu kumplowi trochę hajsu.

Ryan zaczyna się śmiać, ale po chwili się opanowuhe i mówi:

- Mam tylko dolary.

Marszczę brwi, oczywiście, że ma funty!

- Nie szkodzi.

- Masz i wynocha - podaje mu banknot wyjęty z portfela.

- Niedowiary dałeś mu pięćdziesiąt dolarów! - odzywam się głośno, ale nie za głośno, pamiętając w jakim miejscu się znajduję.

- To tylko pieniądze - wzdycha i kręci zrezygnowany głową.

- Mówisz tak, jakbyś miał ich jak lodu, jakbyśmy siedzieli teraz w najdroższej reustauracji i...

- I mieli oddzielne pokoje - przewraca oczami.

- Dokładnie - bąkam.

Chłopak chce coś powiedzieć, ale zanim zdąży wydobyć głos, zamyka usta, ponieważ dostaliśmy nasze zamówienia. Dziękujemy kelnerowi i zabieramy się do jedzenia.

- Mówiłeś, że go nie znasz - mamroczę w końcu.

Niemal słyszę jak wzdycha, a może właśnie to robi?

- Co ty? Ten koleś chciał tylko pieniędzy. Pewnie na dragi - dodał po chwili.

- A ty, przyczyniasz się do jego śmierci!

- Nie znam go.

- To co z tego?!

- Poważnie, Naomi uspokój się.

Mam ochotę powiedzieć, żeby się odwalił, ale tego nie robię, złość, nadal krąży w mojej krwi, a ja to czuję. Bardzo wyraźnie.

- Nie!

- Dlaczego? - wzdycha i dyskretnie się rozgląda.

- Bo nie!

Dziwię się, że jeszcze nikt mnie stąd nie wyrzucił, nie krzyczę głośno, tak jakbym miała na to ochotę, ale wciąż słyszalnie.

- Oczywiście - wywraca oczami - po prostu wróćmy do hotelu i... 

- Do jednego łóżka? A może specjalnie tego chciałeś? - wcale mu tego nie zarzucam, po prostu jestem zła.

- Tak, chciałem tego! Zadowolona?

Otwieram usta, a później je zamykam i robię to jeszcze kilka razy. Dopóki znajduję słowa, których powinnam użyć.  Ale rezygnuje z tego, na rzecz jednego wyrazu:

- Ty dupku - mówię to i wstaję.

Słyszę jak Ryan próbuje mnie zatrzymać, mówiąc, że nie znam miasta i nie trafię, ale go nie słucham. Oczywiście ma rację, ale dociera do mnie to, dopiero, po kilku minutach.  Odwracam się i rozglądam, jestem pewna, że skręciłam w odpowiednią stronę. A później go zauważam, idę w jego stronę jak obrażane dziecko, z rękami założonymi na piersi. Kiedy do niego podchodzę śmieje się i mnie obejmuje. Nie oddaję przytulania i wciąż mam ręce na piersi.

- Przeszła ci złość? - opiera swoją brodę o moją głowę.

- Nie - mamroczę w jego klatkę piersiową - bo nie. 

Słowa: 1034

Sprawdzę rozdział dziś po południu!

Buziaki 💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro