Chapter thirty-one.
Sprawdź czy nie masz zaległości :)
31. Trip?
Dwa lata później.
Sporo minęło, dużo się zmieniło. Może kilka wyjaśnień, zanim przejdę do opowiadaniu wam o moim dalszym, jakże ekscytującym, życiu. Zacznijmy, więc od tego co się działo. Rick mnie przekonał do przeszukania pokoju Ryana, znalazłam jego szkicownik i nie mogłam się powstrzymać aby do niego zajrzeć...
- Co ty robisz? - pyta Rick, przeszukując szafkę nocną - szukaj, a nie oglądasz obrazki.
Przewracam oczami, na jego ton. Hej, ciesz się, że ci pomagam! Trochę wdzięczności się należy.
- Tylko zerknę - mówię.
Wiem, że nie powinnam tego robić, ale ciekawość jest silniejsza. Będę się smażyć w piekle, za to co robię.
Otwieram delikatnie szkicownik, który przypomina książkę ze śliczną okładką. Ta tutaj jest cała czarna, oprócz małych złotych wstawek. Jej prostota jest prześliczna.
Na pierwszej stronie jest diabeł ze skrzydłami anioła, na kolejnych inne ciekawe szkice. Aż trafiam na ten. Na ten jedyny, który nie sądziłam że się tu znajdzie. Czy to jestem ja? Chcę pokazać to Rickowi, ale z jakiegoś powodu czuję, że powinnam to zachować dla siebie. Moja twarz przedstawiona w ciele anioła.
Czy Ryan powiedział, że właśnie tutaj znajdują się jego najważniejsze prace? Kartkuję w poszukiwaniu Marnie, ale jej tu nie znajduję. Nie mogę stłumić satysfakcji. Jestem okropna.
- Naomi, idziemy ktoś wszedł do domu - słyszę przyciszony głos Ricka.
Panikuję, czuję jak krew odchodzi mi z twarzy, co będzie jeśli nas przyłapie?
Mój "wspólnik" otwiera delikatnie drzwi, ale po chwili je zamyka i przeklina pod nosem.
- To Ryan i Marnie - uświadamia mnie - szybko, chodź pod łóżko.
- Co? - mówię - wolałabym schować się w garderobie.
Wiem, że nie mamy czasu na marudzenie, ale i tak to robię. Co prawda łóżko jest wysokie i duże, więc całkiem bezpiecznie, ale i tak wolę szafę...
- A co jeśli ją otworzy? Nie mamy czasu, chodź - ciągnie mnie za rękę.
Zdążam jedynie przewrócić oczami i już jesteśmy w naszej kryjówce. Wypominam mu przez chwile to, że zwariował i że jeśli nasz przyłapią będzie za to odpowiadał. Nie mówię jadnak za dużo, bo po chwili drzwi do sypialni się otwierają. Słyszę dźwięk pocałunków, przez co unoszę brwi, Rick cicho, bardzo cicho parska śmiechem. Kilkanaście sekund później spada bluzka Marnie. O Boże. Czy oni naprawdę chcą to robić? Teraz?
- Zabiję cię - szepczę do Ricka, który nie może opanować śmiechu - zwymiotuję zaraz.
Mam ochotę się rozpłakać, co zrobiłam, że muszę to znosić?
Nie mogę uwierzyć, kiedy mój towarzysz wyciąga rękę i zabiera jakąś cześć garderoby.
- Powaliło cię? - rozszerzam oczy, chociaż on i tak, raczej tego nie zauważa. Nie jest tu za jasno.
Chłopak ucisza mnie jedynie gestem, cóż oni są zajęci, więc wątpię, że nas zauważą.
- O mój Boże - wymyka mi się - czy to bielizna?
Teraz naprawdę mam ochotę zwymiotować, to należy do Marnie, która, sądząc po odgłosach, robi TO teraz z moim przyjacielem.
- Zostaw to - mówię - zaraz się zrzygam - ostrzegam.
Rick wybucha śmiechem, trochę za głośno. Wróć, zdecydowanie za głośno. Oni nas słyszą.
- Co do cholery? - słyszę głos Ryana.
Dźwięki i uginanie się łóżka, nad nami ustaje. Spoglądam przerażona na Ricka, on nadal się śmieje, tym razem bezgłośnie, ale i tak jest już za późno.
- Rick? - ktoś się podnosi - co ty tu robisz? - z jego ust wyrywają się przekleństwa.
Nagle nabieram powietrza, kiedy ktoś zagląda do naszej kryjówki, z mojej strony.
-Chyba sobie żartujecie - mężczyzna jest wkurzony - Serio Naomi?
Jak pewnie się domyślacie, nie skończyło się dobrze, Ryan nie odzywał się do nas z miesiąc, niełatwo było się wytłumaczyć. Rick, nie jest mistrzem w wymyślaniu fałszywych motywów.
Kolejna sprawa, kiedy pewnego dnia się upiłam (to do mnie, zupełnie niepodobne), zamarzyłam o tatuażu. Dziwnym trafem, weszłam tam, gdzie nie jestem pewna, czy powinnam.
- Naomi?
- Co ty tu robisz?
- Pracuję? - mówi jakby to było oczywiste - dlaczego jesteś pijana?
Mam wrażenie, że się ze mnie śmieje, to wrażenie tym razem chyba jest prawdziwe.
- Bo tak jest fajnie - wzruszam ramionami - nie gadaj tyle tylko mnie wytatuuj.
Oczywiście, że tego nie zrobił. "Wrócisz jak będziesz trzeźwa". Cóż, wprawdzie jestem mu wdzięczna, że mnie nie posłuchał. Tatuaż butelki wina na tyłku, to nie był mój najlepszy pomysł.
Chyba powinnam wam wspomnieć o tym, że mam chłopaka! A Ryan narzeczoną. Czy się pogodziłam, że nie jesteśmy razem? Oczywiście. Wcale go nie potrzebuję, nie jestem zazdrosna i kocham kogoś innego. Kocham Ricka. (Podobno, jeśli coś sobie długo wmawiamy, staje się to prawdą).
Całuję Ricka powoli, ale z namiętnością, kątem oka spoglądając na Ryana. Wpatruje się w nas przez chwilę, po czym wkurzony wychodzi. Mój chłopak odrywa się ode mnie, jakby wyczuł brak swojego przyjaciela.
- Co z nim?
- Nie wiem - wzruszam ramionami.
Odpowiadam w taki sposób, chociaż prawda jest inna, wiem dlaczego stąd odszedł, jestem w stu procentach tego świadoma. To zadziwiająco-przerażające, z jaką łatwością przyszło mi okłamać mojego własnego chłopaka.
Aktualnie jestem w Wielkiej Brytanii, razem z Ryanem. Jak do tego doszło? Rick nie zamierzał tutaj lecieć, tłumacząc, że jest zajęty. Chłopak jednak namówił mnie żebym to zrobiła (chyba zwariował). Mówił: "Odbudujecie swoją relację. Ufam tobie i jemu, że będzie dobrze". Cóż ja sobie nie ufam. Marnie początkowo miała jechać, ale okazało się, że jest w ciąży, a Ryan nie pozwolił jej podróżować samolotem (stary, wyluzuj to dopiero początek tej całej ciąży).
- Co powiesz na wycieczkę? - z zamyśleń wyrywa mnie głos Ryana.
Chłopaka przed chwilą nie było w pokoju, ucieszyłam się, że wrócił. Odrywam swój wzrok od laptopa i uśmiecham się do niego szeroko i szczerze.
- Bardzo chętnie - odpowiadam - ale mamy na to czas? Miałeś coś załatwić...
Chłopak siada na łóżku hotelowym, a po chwili na nim leży jęcząc. Tak, mamy wspólny pokój, tak wyszło taniej. To nie nasza wina, że były dostępne tylko te z podwójnym łóżkiem. Zresztą jesteśmy przyjaciółmi, możemy spać razem, nic złego nie robimy.
- Moja rodzina jeszcze nie wróciła - mówi - właściwie dlatego tu śpimy, bo nie mam kluczy - uświadamia mnie - więcej nie przylecę tu niezapowiedziany - kręci głową.
Przez pozycję, w której się znajduje, nie mogę zauważyć wyrazu twarzy, który ma. Przez co trudno mi odczytać jego emocje.
- Wycieczka to dobry pomysł - mówię i wyłączam laptopa - gdzie pójdziemy?
- Znam kilka fajnych miejsc - podnosi się i prostuje - chodźmy.
Chwyta mnie za rękę i prowadzi do drzwi, na jego ustach błąka się uśmiech, zresztą wiem, że na moich również.
Słowa: 1017
Pewnie nie spodziewaliście się przeskoku w czasie? Ja też tego nie robiłam, a tu BUM. :)
xo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro